Poradnikowe forum dla kobiet, jednak mam nadzieję, że jako facet nie zarobię bana :-)
Jestem żonaty od 8 lat, mamy synka. Jednak od dawna, a może nawet od początku nam się nie układa. Ciągłe kłótnie, awanturki mniejsze lub większe. Jednak zawsze rodzina była dla mnie ważna, więc nie dopuszczałem myśli, że kiedyś mogę być w takiej sytuacji jak teraz.
Mianowicie poznałem kogoś - Kasię. Poznaliśmy się online, zupełnym przypadkiem. Było to miejsce onlne zupełnie neutralne, nie był to portal randkowy lub inny serwis towarzyski.
Znamy się z Kasią od 13 miesięcy. Od takiego czasu rozmawiamy niemal codziennie. Nasza znajomość sama ewoluowała, bez szczególnych intencji z mojej strony. Spotkaliśmy się kilka razy, ale były to spotkania wyłącznie towarzyskie. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, super spędzało czas. Ale mając w głowie moją sytuację rodzinną, nie dopuszczałem myśli o czymś więcej. Przepraszam, może dopuszczałem, ale nic nie robiłem w tym kierunku. Zresztą byłem przekonany, że ona kogoś ma. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale nie o takich poważnych tematach. Nigdy nie poruszyliśmy tematu związków.
Rozmawialiśmy codziennie. W pewnym momencie kontakt bardzo osłabł. Dalej rozmawialiśmy każdego dnia, ale nie było to, to samo co wcześniej.
Naszedł początek grudnia i spotkanie. Spotkanie w większym gronie (20 os). Po zakończonej imprezie udało nam się porozmawiać do białego rana. Jednak zaczęła prosto z mostu : Dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz żonę? Szczęka mi opadła. Powiedziałem dokładnie, jak wyglądała sytuacja z mojej strony, że z nikim mi się tak nie rozmawiało jak z nią. Powiedziałem, że myślałem że kogoś ma, a takie fantastyczny odbiór naszej relacji jest tylko po mojej stronie. Zaprzeczyła, powiedziała że nasze spotkania były 10na10. Super się czuła i mega się zaangażowała. Powiedziała jednak, że po tym jak dowiedziała się o żonie to całkowicie zmieniła narrację. Poznała kogoś, mieszkają razem od kilku miesięcy.
Po spotkaniu znowu zaczęliśmy więcej rozmawiać. Więcej i więcej z każdym dniem intensywność większa. Doszliśmy do momentu, że spedzamy noce rozmawiając od 23 do 5 rano - nawet kilka dni pod rząd. Z nikim mi się tak nie rozmawiało nigdy. Z nikim nie nadawałem nigdy na takich samych falach. Ostatnio spotkaliśmy się i znowu było SUPER, 8 godzin zleciało jak 8 minut. Mamy teraz postanowienie, że mówimy sobie o wszystkim, nawet najgorszych rzeczach.
Kilka dni temu podczas kolejnej nocnej sesji weszliśmy na trudniejsze tematy. Powiedzieliśmy sobie co czujemy, że mamy problem ze sobą. Pozytywny problem. Powiedziała, że zbliżamy się do momentu w którym musimy podjąć decyzję co robimy dalej. Ja kogoś mam, ona kogoś ma. Chcemy być fer wobec wszystkich, więc czas coś zrobić.
Nigdy nie wyobrażałem sobie zostawić żony i synka. Zawsze rodzina najważniejsza. Żona jest fantastyczną osobą, której wiele zawdzieczam. Pomagała mi w najtrudniejszych chwilach w życiu i będę jej wdzięczny do końca życia. Dodatkowo rodzina, mieszka z nami moja mama (osobne mieszkanie w dom), boję się jej reakcji. Nigdy nie chciała zostać sama w domu, a tak może się to skończyć w przypadku rozwodu. Boję się reakcji rodziny, znajomych... ehhh.
Z drugiej strony nikt za mnie życia nie przeżyje. Wydaje mi się, że Kasię poznałem doskonale. W zasadzie jestem tego pewny. Nadajemy na tych samych falach, zainteresowania podobne, muzyka taka sama. Wiele nas łączy.
NO I NIE WIEM CO ROBIĆ.
ps. Dodam tylko, że nigdy żony nie zdradziłem. Moja znajomość do tej pory miała charakter wyłącznie intelektualny, psychiczny. Nie sypiam razem. Chcemy być fer do końca.