Cześć. Przychodzę do Was z problemem, który dla wielu osób może wydać się błahy.
W sierpniu poznałam mężczyznę, z którym chodziłam do jednej szkoły, a jak się okazało, byliśmy także sąsiadami. Z początku nie chciałam się z nim spotykać, bo wiedziałam, że jest w trakcie rozwodu oraz, że ma 3-letnie dziecko.
Rozstał się ze swoją byłą, ponieważ ona poznała innego mężczyznę i postanowiła ułożyć sobie z nim nowe życie.
W tym czasie mój partner zabiegał o mnie, a ja widząc jego zaangażowanie i poznając jego charakter, zaczęłam się zakochiwać (chcąc nie chcąc).
Zamieszkaliśmy ze sobą bardzo szybko, bo po około 3 miesiącach znajomości. Początki były dla mnie bardzo trudne, musiałam nauczyć się żyć z jego synem, nowa rzeczywistość, organizacja czasu.
Ale przejdę do mojego problemu.
W teorii akceptuję jego „bagaż”, a w praktyce bywa z tym różnie.
Zdarza mi się często porównywać do jego byłej żony (już są po rozwodzie). Myślę o tym, że poznali się jak byli o wiele młodsi, że mają ze sobą wiele wspomnień, że byli razem 11 lat, znali się jak łyse konie, że mają ze sobą wspólne dziecko. Przed sprawą rozwodową wymuszała na nim pomoc, a to auto się zepsuło, a to trzeba było przewieźć rzeczy, a on szedł jej na rękę, bo chciał, żeby sprawa rozwodowa skończyła się jak najszybciej.
Opieką nad dzieckiem dzielili się bardzo dziwnie, bo było to na zasadzie 2 dni na 2 dni. Bardzo często ona dzwoniła na kamerce lub tak normalnie. Na sam dźwięk jej głosu dostaję podwyższonej akcji serca i czuję się bardzo niekomfortowo. Teraz opiekują się dzieckiem tydzień na tydzień. Nie potrafię zrozumieć tego, dlaczego wydzwaniają do siebie i chcą rozmawiać z dzieckiem, któremu nic się nie stanie, jak nie zobaczy czy nie usłyszy jednego z rodziców przez te kilka dni.
Oprócz tego, dziecko częściej jest u nas. Bardzo często bywało tak, że mieliśmy jakieś plany, a ona potrafiła dzwonić i dziecko podrzucać bo choroba/praca/cokolwiek innego.
Sprawdzałam mu telefon i czytałam jego wiadomości z nią. Odkryłam, że ona czasem go testuje i próbuje wybadać teren, czy jeszcze coś do niej czuje (pomimo, że sama ma faceta). Jednak on zbywa jej komentarze i pisze sucho, tylko w sprawach związanych z dzieckiem.
Dochodziło między nami do kłótni, które głównie były z jej powodu. Robiłam mu wyrzuty, które były powodowane moją zazdrością do niej. Czuję do niej niechęć, ale także boję się, że jeśli nie wyjdzie jej z tamtym mężczyzną, to zacznie kręcić się wokół mojego partnera, bo bardzo często jej argumentem było „że mają ze sobą dziecko”. I chociaż wiem, że on nie daje mi żadnych powodów do zazdrości i rozmawialiśmy już na ten temat, to gdzieś w głębi siebie nie mogę zaakceptować tego, że ona będzie w jakiś sposób już zawsze obecna w naszym życiu.
Mój partner to wspaniały człowiek i bardzo go kocham. Uważam, że trafiłam na bratnią duszę, potrafimy ze sobą rozmawiać i dogadywać się. Mamy w sobie wsparcie i planujemy ze sobą resztę życia.
Jednak jak pokonać własne lęki? Jak wyzbyć się tej zazdrości o byłą żonę? Czy tylko terapia ze specjalistą tutaj pomoże?
Jak Wy to widzicie ze swojej strony?