Hej. Trafiłem tu przez google. Jestem facetem, ale chyba właśnie potrzeba mi rad od kobiet. Otóż sprawa wygląda tak- prawie miesiąc temu zostawiła mnie kobieta. Ja 29 l. ona 26 l. Byliśmy 6 lat ze sobą, od 3 lat mieszkaliśmy razem. Winę za to rozstanie niestety ponoszę ja, no powiedzmy że 80 % winy jest mojej. W ostatnich 2 latach od pandemii covida zaczęło się między nami psuć. Ja przeszedłem na pracę zdalną, ona miała dłuższe przerwy w pracy. Przez to w zasadzie większość dnia spędzaliśmy ze sobą w mieszkaniu. Nie było u nas częstych kłótni, zdrad, jakichś wielkich kryzysów. Po prostu weszła monotonia, a ja z tym w sumie nic nie robiłem, a ona nie dawała sygnałów że jej nie pasuje albo ja nie zauważałem tych sygnałów. No nie było już tych 'motylków' tylko takie 'stare dobre małżeństwo'. Po prostu zbyt mało się staraliśmy o siebie, spędzaliśmy wolny czas często osobno, na zasadzie ja przed laptopem, ona przed tv. Ja rzadko okazywałem uczucia, w sensie 'werbalnie' tzn. mało kiedy ją komplementowałem, nie dawałem też kwiatków czy prezentów bez okazji, czasem krytykowałem z byle głupoty, czepiałem się jej, nawet seksu nie inicjowałem, kochaliśmy się może raz na 3 tygodnie ostatnio. No po prostu nawaliłem pod wieloma względami i teraz to do mnie dotarło. Dzień przed rozstaniem była między nami kłótnia, padło troche mocnych słów z obu stron. Ona w końcu nie wytrzymała i mnie zostawiła. Powiedziała że jej nie doceniam, że się nie staram, że ona czuje że jej nie kocham i się męczy w tym związku. No i w końcu spakowała się i przeprowadziła do rodziców. Zaraz po rozstaniu spanikowałem, zacząłem ją błagać o przemyślenie sprawy, próbowałem zatrzymać w mieszkaniu, przepraszałem, cudowałem. No po prostu robiłem chyba wszystkie możliwe błędy jakie można w takim momencie zrobić. Dzień później zacząłem pisać smsy, że kocham i chcę żeby wróciła. Ona odpisywała, że 'jak się zmienisz i przemyślisz sprawę to może za jakiś czas', że 'teraz chcę odpocząć, bo jestem wszystkim zmęczona'. I tym podobne. Potem nasz kontakt się w sumie urwał. Od czasu do czasu były tylko takie suche smsy typu 'przyjade cos tam odebrać'. Widzielismy się jeszcze 2 razy gdy przyjeżdżała do mieszkania po swoje rzeczy. Za każdym razem gdy próbowałem z nią rozmawiać po prostu mnie w bardzo niemiły sposób zbywa. Wypomina że czegoś tam nie robiłem, że ją raniłem, że ją okłamywałem, że źle traktowałem itp. No oczywiście nie byłem ideałem, ale też przecież nie było między nami ciągle źle. Na obecną chwilę wygląda to tak, że ona zamknęła temat powrotu, nie chce mnie widzieć, nie chce ze mną gadać, mówi że dla niej to już skończone. Proponowałem dwa razy spokojnie porozmawiać, niestety nic z tego. Teraz minął tydzień odkąd nie mamy zupełnie kontaktu. Nic, żadnych smsów, telefonów, cisza. Ona ma swoje sprawy, wiem że zaczęła nową pracę. No a ja mam ogromne wyrzuty sumienia. Powiem wam że jestem wrakiem człowieka przez ten ostatni miesiąc. Zostałem sam w mieszkaniu które dzieliliśmy wspólnie, ciągle mi tu ją wszysko przypomina. Mało co jadłem, zaniedbałem się, schudłem z tego wszystkiego już 8 kg. No i psychicznie się załamałem. Generalnie życie mi się posypało. Pytanie do Was, co mogę jeszcze robić, żeby ją odzyskać? Jak postępować i czy to w ogóle jest możliwe? Czekać, nie odzywać się dalej? Czytałem tutaj w jakimś wątku że trzeba urwać kompletnie kontakt nawet na parę m-cy, ale chyba w mojej sytuacji to nie będzie dobre rozwiązanie, jeśli to ja czuję się winny? Myślę, żeby napisać jej dłuższy list/maila w którym ją po prostu jeszcze raz przeproszę za te wszystkie moje błędy, napiszę, że nadal mi na niej zależy i zapytam ile jeszcze czasu potrzebuje na przemyślenie. Dopiero potem jak mi nie odpisze, to się usunę w cień i nie będę odzywał. Czy dobrze myślę? Dodatkowo sprawy nie ułatwia że ona teraz mieszka u rodziców w innym mieście (90 km ode mnie) i ciężko żeby się spotkać i pogadać w 4 oczy. Poradźcie co robić bo tracę nadzieję.
2 2022-03-20 19:09:31 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-03-20 19:12:43)
Ona już ponownie Ci nie zaufa, ja bym nie liczyła na jej powrót.
Pozostaje się z tym pogodzić i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Ale list możesz napisać, jak najbardziej, z tym, że nie obiecuj gruszek na wierzbie, czyli nie pisz o tym o czym nie wiesz, a byś tylko chciał, żeby tak było.
Przede wszystkim daj jej czas o który prosi. Być może rzeczywiście chce też odpocząć od tej sytuacji, spojrzeć z dystansu. Z tym listem też może poczekaj, napisz go jesli w jakimś stopniu pomoże ci to zebrać myśli, poukładać ale odczekaj zanim go jej wręczysz.
Uważam, że też bierzesz zbyt wiele winy na siebie. Jak dla mnie po prostu cos się wypaliło, ale z tego co piszesz ona też się nie rwała do zmiany całej sytuacji. Ja wiem, że to się fajnie radzi nie będąc w takim jak ty położeniu, ale naprawdę daj na razie spokój i jej i sobie. Postaraj się zrobić coś dla siebie, wyjść do ludzi.
Wieka, uwierz mi ja już wyciągnąłem te wnioski. Myślę o tym codziennie i nie ma chwili żebym nie żałował. Ona mnie tak kochała kiedyś kiedyś, żeby za mną w ogień skoczyła. A ja głupi uznałem że jak ją mam to będziemy dla siebie 'na wieki wieków'... Właśnie chodzi o to że ona mi już nie ufa. ALe czy nie kocha, to nie wiem. Z tym listem to nie bardzo Ciebie zrozumiałem. Mam napisać co bym chciał zrobić żeby się nam jeszcze udało?
Przede wszystkim daj jej czas o który prosi. Być może rzeczywiście chce też odpocząć od tej sytuacji, spojrzeć z dystansu. Z tym listem też może poczekaj, napisz go jesli w jakimś stopniu pomoże ci to zebrać myśli, poukładać ale odczekaj zanim go jej wręczysz.
Uważam, że też bierzesz zbyt wiele winy na siebie. Jak dla mnie po prostu cos się wypaliło, ale z tego co piszesz ona też się nie rwała do zmiany całej sytuacji. Ja wiem, że to się fajnie radzi nie będąc w takim jak ty położeniu, ale naprawdę daj na razie spokój i jej i sobie. Postaraj się zrobić coś dla siebie, wyjść do ludzi.
Daję jej ten czas ale mam wrażenie że im dłużej to trwa, tym gorzej. No nie mamy w ogóle kontaktu od zeszłej soboty. Nie chcę z jednej strony ją nachodzić, z drugiej boję się że pomyśli że nie 'walczę' o nią itp. Znam ją i przypominam sobie jak kiedyś po kłótniach miała do mnie pretensje że ją olewam, zamiast walczyć. Już sam nie wiem na czym teraz ta walka miała by polegać, jeśli ona mi zakomunikowała wprost że to koniec.
Przechodzony związek, który osiadł na mieliźnie stagnacji zamiast się rozwijać. Możecie się szarpać, ale prawda jest taka, że to już jest nie do uratowania.
Monotinia, brak rozwoju, to rozwala. Raz wygaszonego ognia już nie zapalisz.
Ja bym dała spokój.
Tylko jak dać spokój gdy w sercu ciągle uczucie do tej kobiety? Jeszcze napiszę że byliśmy zaręczeni, planowaliśmy ślub za rok. A teraz nic, pustka...
Czego w niej nie lubiłeś? Co cię w niej drażniło?
. Z tym listem to nie bardzo Ciebie zrozumiałem. Mam napisać co bym chciał zrobić żeby się nam jeszcze udało?
Chodzi o to, żebyś głównie pisał o swojej refleksji, a nic nie obiecywał, a czy się uda to nie wiem, raczej już jest pozamiatane, ale tonący brzytwy się chwyta...
Dobre, z tym na wieki wieków... tak myślałeś, a po ślubie to już by tylko został amen.
Dlatego dobrze, że ona to przerwała, szkoda, że na koniec zamiast posypać głowę popiołem, to jeszcze się kłóciłeś, czyli dopiero potrafisz płakać nad rozlanym mlekiem...
Czasem taki kubeł zimnej wody jest potrzebny, żeby otrzeźwieć... Dlatego czasem rozłąka zmienia zdanie, tak jak u Ciebie, jak będzie u niej, to Ty najlepiej powinieneś wiedzieć, czy jest jakaś szansa.
Tylko jak dać spokój gdy w sercu ciągle uczucie do tej kobiety? Jeszcze napiszę że byliśmy zaręczeni, planowaliśmy ślub za rok. A teraz nic, pustka...
Normalnie. Uczucie nie zniknie z dnia na dzień, trzeba swoje odchorować. W końcu przejdzie.
A warto uszanować jej zdanie, skoro uważa, że nie chce z Tobą być, to nie chce. To dorosła kobieta.
No wygląda że nie chce ze mną być na tę chwilę. Tylko jeszcze jakaś nadzieja się we mnie tli, że może ona zatęskni, w końcu mieliśmy też wiele pięknych chwil w tym związku. No chyba że nadzieja matką głupich...
Wieka - kłótnia była tak naprawdę o pierdółkę. Takie mam wrażenie, że ona sama chciała tą ostatnią kłótnię sprowokować żeby mieć ten ostateczny pretekst do wyprowadzki. Nie wiem,może sobie teraz wkręcam. Jak pisałem, u nas kłótni było bardzo mało, częściej ciche dni.
Ajko - to pytanie mnie zaskoczyło muszę przyznać. No było kilka takich rzeczy, nikt nie jest idealny. Ale ja mam teraz w głowie tylko jej zalety. Ona jest naprawdę ciepłą, wrażliwą, rodzinną kobietą. Taką typową romantyczką, idealistką, która potrzebowała zapewnień o miłości. A ja głupi jej tego nie dawałem...
Nie jest powiedziane, że ona nie "zawiesiła oka" na innym, jak taką olewkę miała... Ona nie chciała już ratować tej relacji, bo nie widziała sensu.
Pozostaje się z tym pogodzić i dać jej żyć jak ona chce.
13 2022-03-20 21:34:08 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-03-20 21:39:36)
Autorze, gdy zaczęliście ze sobą ona była jeszcze bardzo młoda dziewczyna, Ty kilka lat od niej starszy.
Jak wiadomo czas nie stoi w miejscu, wszystko wokół się zmienia i ludzie też się zmieniają.
Ona z infantylnej romantyczki i idealistki zmienila się w dojrzała i coraz bardziej wiedząca, czego chce od życia kobietę.
Ty zapewne też się zmieniałes.
Od trzech lat mieszkacie ze sobą, a właściwie mieszkaliście razem. Był więc czas, żeby lepiej się poznać.
Ty jak napisałeś osiadłes na laurach, ona też jakby przy Tobie oklapla.
Wasz związek posiada cechy związku przechodzonego i niby mieliście pobrać się za rok, jednak jaka była wasza droga do oświadczyn i decyzji o ślubie?
Tego oczywiście nie wiem, ale kto wie czy rozmowy o tym, żebyś się zdeklarował nie wychodziły głównie od niej?
Jakoś tak trudno mi sobie wyobrazić, że oto któregoś dnia sam z siebie postanowiłeś się oświadczyć, szczególnie jest mi to trudno sobie wyobrazić po tym, co o sobie napisałeś.
Pewnie więc ona jakos to sobie wywalczyła.
A skoro tak by było ( podkreślam, snuje tylko domysły, bo znam życie od podszewki), to nic dziwnego, że gdzieś głęboko ona miała do Ciebie żal i czuła się jak mebel w waszym mieszkaniu.
Do decyzji o rozstaniu zapewne dojrzewała od dawna i wiele stoczyla walk sama ze sobą.
Wreszcie wyprowadziła się do swojej mamy, 90 km dalej, zaczela nową pracę i zaczęła Nowe Życie.
Na ten moment wszystko więc wskazuje na to, że jej decyzja jest ostateczna i nieodwołalna.
Nic nie zrobisz.
Jeśli zależy Ci na niej, to utrzymuj z nią kontakt, czyli dzwoń do niej raz na miesiąc albo raz na trzy tygodnie. Rozmawiaj z nią w sposób przyjazny, interesuj się tym, co u niej słychać i nie rozmawiaj na temat tego, jak się teraz czujesz. Tzn możesz coś jej tam napomknąć, ale z umiarem, bez narzucania się ani tym bardziej z proszeniem jej o powrót. Ona tam żyje swoim życiem i na pewno nie rzuci wszystkiego tylko po to, żeby wrócić do Ciebie.
Z czasem zaproponuj spotkanie i zwyczajnie bądź cierpliwy.
To że teraz schudles to żaden powód do tego, by ona z Twojego powodu miała wywracać swoje ledwo rozpoczęte nowe życie do góry nogami.
Po prostu dojrzej, wyskocz z krótkich portek.
Ona przez te lata spędzone z Tobą, jak widać, rozwinęła się bardziej od Ciebie i dawna naiwna słodka dziewczyna przestała istnieć.
To tak jakbyście teraz znaleźli się w zupełnie innych miejscach, na innych etapach swojego życia. Ty, dalej dzieciuch jedyne, co masz jej do zaoferowania, to obietnice ślubu za rok.
Ona natomiast jest o mile świetlna dalej od Ciebie.
Jak znam życie szans dla was raczej już nie ma, ale kto wie? Różnymi drogami ludzie do siebie trafiają.
Aha, pisania listu nie polecam. Ty jej, na ten moment, nie interesujesz. Ona wie, że rzecz przeżywasz. Ona też przeżywa, ale podjęła decyzję, a zawsze jest tak, że gdy człowiek podejmie decyzję, to wszystkie drogi momentalnie się prostują.
Powodzenia.
Ona zaczęła nową pracę, dobrze rozumiem?
A czasem w tej pracy nie poznała kogoś..?
Bo ten samobiczujący tekst do mnie nie przemawia. Oboje popadliście w drętwą rutynę, więc skąd tu Twoja wina akurat? No chyba, że narzeczona stawała na uszach i co wieczór proponowała masaż erotyczny z szampanem a Ty ją ignorowałeś.
Jeśli dobrze kombinuję, to wszelkie listy itp. pierdoły tylko ją znudzą, bo jest już sfokusowana na kimś innym.
Co do meritum - temat chyba zamknięty, ale bez sensu to obwinianie się a tym bardziej bieganie za nią.
15 2022-03-21 13:41:15 Ostatnio edytowany przez Marecki93 (2022-03-21 13:48:13)
No to może od końca...
Tak, zaczęła nową pracę tydzień temu, wiem bo pochwaliła się na FB. Czy poznała kogoś... no w tej pracy raczej nie, bo to świeży temat. A czy wcześniej. Zastanawiałem się nad tym, nawet mój przyjaciel mi też taki temat podrzucił. Jeśli by kogoś poznała to jeszcze gdy byliśmy ze sobą. Nie widziałem po niej zachowania które by o tym świadczyło. Ona większość dnia spędzała ostatnio w domu pewnie bym coś zauważył
Winę biorę na siebie, bo przeanalizowałem sobie to wszystko co było w tych ostatnich 3 latach jak razem mieszkaliśmy i widzę że byłem trochę toksyczny. Miałem swoje różne 'odpały'. Ona jest bardzo spokojna nawet w kłótniach jakoś specjalnie głosu nie podnosiła. Czepiałem się jej o jakieś głupoty, krytykowałem, jakieś szantaże emocjonalne czasem stosowałem. Nie mówię że codziennie i często,no ale przez te pare lat się mogło nazbierać i ona jak to kobieta o tym pamiętała, gdzie ja już dawno zapomniałem. Coś mi ostatnio wypomniała że 2 lata temu tego i tego dnia powiedziałem że mi niby na niej nie zależy i może się wyprowadzać. Albo że tego i tego dnia rok temu skrytykowałem jej wygląd. I tym podobne rzeczy. Ona taka nigdy nie była, zawsze stała po mojej stronie, nie pamiętam żeby na mnie coś złego powiedziała kiedykolwiek. Dlatego czuję się winny.
Do ulle - jeśli chodzi o zaręczyny to decyzja zapadła tuż przed tym jak się wprowadziliśmy do tego mieszkania. Jakoś tak zupełnie spontanicznie na wakacjach się jej oświadczyłem. To był czas gdy układało się nam naprawdę dobrze, nie było tych wszystkich historii co ostatnio. Zanim zamieszkaliśmy razem można powiedzieć że nasz związek kwitnął. Oświadczyny wyszły z mojej strony, ona jakoś specjalnie nie nalegała wcześniej. Ale ze ślubem się nam jakoś obojgu nie spieszyło, chcieliśmy ustabilizować przede wszystkim sprawy finansowe.
Czyli co, mam to już tak po prostu zostawić? Codziennie biję się z myślami, czekam tak naprawdę nie wiadomo na co. List (maila) mam już przygotowanego, ciągle się waham czy wysłać, ale w sumie teraz to już nic mi nie zaszkodzi. Znam ją i nie wydaje mi się że odezwie się do mnie pierwsza. Takie mnie nachodzą myśli że ja może zbyt mało walczyłem, ona może myśleć że olałem temat kompletnie, może właśnie czeka na ruch z mojej strony. Z drugiej strony widzieliśmy się chwile w zeszły weekend i jak chciałem pogadać to powiedziała stanowczo że nie ma o czym, że to koniec. Była bardzo 'zimna' w stosunku do mnie. Już sam nie wiem, totalny chaos mam w głowie. Wiecie, mi nie chodzi o to żeby ona teraz do mnie nagle wracała i żyjemy sobie dalej jak gdyby się nic nie stało. Chcę jej tylko pokazać że mi nadal zależy i że będę się starał zmienić, pokazać się z innej strony. Zresztą dostałem taką lekcję po tym że będę pamiętał do końca życia i czy z nią czy z inną kobietą już nigdy tak nie postąpię.
Czyli zaręczyny 3 lata temu? No to stagnacja też. Przechodzone.
Ona Ci jasno i wprost komunikuje, że nic z tego nie będzie i że to koniec. Więc po co masz jej cokolwiek pokazywać? Uszanuj jej decyzję.
Jedyne, co możesz teraz zrobić, to dać jej święty spokój, a zmieniać się dla siebie, żeby w przyszłym związku było lepiej.
Zaręczyny były w czerwcu 2019, od lipca 2019 zamieszkaliśmy razem. No tak, komunikuje mi jasno, ale to do mnie nie dochodzi, mój mózg jeszcze tego nie przyjmuje. Teraz wchodzę na jej FB. Pousuwała wszystkie nasze wspólne zdjęcia oprócz jednego- z sesji zaręczynowej. Status związku ma nadal niezmieniony, tzn nadal ustawione że jest ze mną. Nie wiem, może doszukuję się na siłę ostatniej deski ratunku. Ciągle mam poczucie że zbyt mało walczyłem po tym gdy odeszła. Wyślę jej chyba ten mail, przeproszę za to co było złe, niech wie że jest dla mnie nadal ważna, ale że szanuję jej decyzję. Potem już się nie będę odzywał, bo co ja mogę jeszcze zrobić...
Zaręczyny były w czerwcu 2019, od lipca 2019 zamieszkaliśmy razem. No tak, komunikuje mi jasno, ale to do mnie nie dochodzi, mój mózg jeszcze tego nie przyjmuje. Teraz wchodzę na jej FB. Pousuwała wszystkie nasze wspólne zdjęcia oprócz jednego- z sesji zaręczynowej. Status związku ma nadal niezmieniony, tzn nadal ustawione że jest ze mną. Nie wiem, może doszukuję się na siłę ostatniej deski ratunku. Ciągle mam poczucie że zbyt mało walczyłem po tym gdy odeszła. Wyślę jej chyba ten mail, przeproszę za to co było złe, niech wie że jest dla mnie nadal ważna, ale że szanuję jej decyzję. Potem już się nie będę odzywał, bo co ja mogę jeszcze zrobić...
No to pora, żeby to do Ciebie dotarło. I nie, nie ma ostatniej deski ratunku. Daj tej dziewczynie spokój. Nie wysyłaj jej żadnych maili.
Walka? Nie da się walczyć z decyzją, którą podejmuje inna osoba. Czas na walkę był wcześniej. Ona podjęła decyzję, Ty musisz to uszanować. Mailem pokażesz tylko to, że masz jej decyzję w dupie.
Mój ex, z którym zerwałam 5 lat temu do tej pory ma ustawiony status "w związku". I to jest do tej pory ten status ze mną (w sensie ja w nim nie jestem już oznaczona bo się usunęłam, ale to ten status, bo lubiony i komentowany przez moich znajomych). Status na fejsie niczego nie zmienia. A Ty zamiast ją sprawdzać, powinieneś zablokować, żeby nie kusiło.
Lady Loka - piszesz tak jakbym ja jej nie dawał spokoju przez ten miesiąc i ciągle nachodził. Tak nie jest. Właśnie wydaje mi się że za mało zrobiłem żeby ona wróciła. Coś Ci napiszę bo mi się przypomniało. Jak ze mną zerwała, to pisałem z nią smsy następnego dnia a potem zamilkłem na jakieś 3 dni. Ona przyjechała na chwilę zabrać parę rzeczy z mieszkania i miała do mnie pretensje, dlaczego się nie odzywam. Dokładnie tak powiedziała 'dlaczego się nie odzywasz mimo że siedzisz na FB'. Pamiętam to do dzisiaj. Powiedziałem jej że się nie odzywam, bo ona chyba tego kontaktu już nie chce. No i tak zostawiłem potem ten temat. Po prostu zamilkłem nic nie robiąc w tym zakresie. Dlatego teraz takie myśli że może zbyt wcześnie odpuściłem.
Lady Loka - piszesz tak jakbym ja jej nie dawał spokoju przez ten miesiąc i ciągle nachodził. Tak nie jest. Właśnie wydaje mi się że za mało zrobiłem żeby ona wróciła. Coś Ci napiszę bo mi się przypomniało. Jak ze mną zerwała, to pisałem z nią smsy następnego dnia a potem zamilkłem na jakieś 3 dni. Ona przyjechała na chwilę zabrać parę rzeczy z mieszkania i miała do mnie pretensje, dlaczego się nie odzywam. Dokładnie tak powiedziała 'dlaczego się nie odzywasz mimo że siedzisz na FB'. Pamiętam to do dzisiaj. Powiedziałem jej że się nie odzywam, bo ona chyba tego kontaktu już nie chce. No i tak zostawiłem potem ten temat. Po prostu zamilkłem nic nie robiąc w tym zakresie. Dlatego teraz takie myśli że może zbyt wcześnie odpuściłem.
No ja uważam, że po rozstaniu stosuje się zasadę "całkowite zero kontaktu". Bo to już nie jest czas na walkę. Ona postanowiła o rozstaniu, jest dorosłą kobietą i też powinna sobie zdawać sprawę, że brak kontaktu jest tego konsekwencją.
I dlatego uważam, że maile i listy są bez sensu.
Odetnij się po prostu. Po co walczyć o kogoś, kto wprost mówi, że Cię nie chce?
Lady Loka. W sumie masz rację. Jakby jej zależało to po miesiącu czasu sama by dała jakiś sygnał, cokolwiek. Ale ciągle prześladuje mnie myśl że za mało zrobiłem po rozstaniu. Czytam jakieś poradniki teraz na sieci i tutaj to forum. Są wątki gdzie kobiety piszą, że jeśli facet jest winny, zranił swoją kobietę to nie ma na co czekać, trzeba ją przepraszać i ratować związek. No a ja robię coś odwrotnego. Zamiast ją przeprosić, bo czuję się winny, zrywam kontakt pokazując że mam ją kompletnie gdzieś i się poddałem. Nie mam pewności że ona nie czeka/czekała aż zacznę coś robić. Ten list to miało by być takie przyznanie się do winy i zapewnienie że nadal mi zależy. Sam już nie wiem.
Nic się nie stanie jak ją przeprosisz w liście/mailu, ale nie licz na nic.
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...
Ale to już nie będzie taka sama rzeka. Wiecie ja już nie mam większej nadziei, ale gdyby kiedyś udało się nam wznowić znajomość to trzeba by przecież zaczynać od nowa, na nowych zasadach i nie popełniać tych samych błędów. Czyli ja to rozumiem w taki sposób, że ta 'rzeka', 'woda' byłaby inna, świeża. Takie tam moje filozofowanie. List może wyślę, ale chyba poczekam jeszcze z tydzień.
Lady Loka. W sumie masz rację. Jakby jej zależało to po miesiącu czasu sama by dała jakiś sygnał, cokolwiek. Ale ciągle prześladuje mnie myśl że za mało zrobiłem po rozstaniu. Czytam jakieś poradniki teraz na sieci i tutaj to forum. Są wątki gdzie kobiety piszą, że jeśli facet jest winny, zranił swoją kobietę to nie ma na co czekać, trzeba ją przepraszać i ratować związek. No a ja robię coś odwrotnego. Zamiast ją przeprosić, bo czuję się winny, zrywam kontakt pokazując że mam ją kompletnie gdzieś i się poddałem. Nie mam pewności że ona nie czeka/czekała aż zacznę coś robić. Ten list to miało by być takie przyznanie się do winy i zapewnienie że nadal mi zależy. Sam już nie wiem.
Ona z Tobą zerwała. Przyjmijmy, że jak kobieta mówi "nie" to oznacza "nie".
Zerwanie oznacza, że to już nie czas na walkę. Czas na walkę był wcześniej. Po rozstaniu jest czas na odcięcie się i leczenie po związku.
Niestety, ta rzeka byłaby taka sama, tylko woda chwilowo świeża
Ona już dużo wcześniej doszła do wniosku, że nie widzi z Tobą przyszłości.
Wieka, uwierz mi, dostałem takiego kopa, taką nauczkę że na pewno nie byłaby tylko chwilowo świeża. No ale wiadomo, żeby coś naprawiać to trzeba chęci z obu stron. Tak sobie myślę, że była ta rutyna w związku, że kobieta mogła poczuć się wypalona. Ale żeby nie spróbować nawet o tym pogadać, ustalić jakiś plan albo mnie nawet 'ostrzec'. Wiem że ona o tym pewnie dłużej myślała, tylko dlaczego nie dawała mi żadnych sygnałów... Czytam tutaj inne tematy, nawet obok jest jakiś , że mąż zdradza kobietę, zostawia ją, a ona jeszcze próbuje walczyć o związek. A u nas żadnych zdrad, żadnych patologii i nagle przekreślamy 6 lat wspólnego życia, bo weszła monotonia... No chyba że ona rzeczywiście kogoś poznała a ja o tym nie wiem.
27 2022-03-21 16:57:07 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-03-21 16:58:29)
Nie widziała widać nadziei na zmianę, na pewno Ci sygnalizowała, ale to ignorowałeś.
Skoro nie dogadywaliście się w pierwszych latach związku po zamieszkaniu razem, bliskość była jak u emerytów
To aż strach myśleć, co by było kilka lat po ślubie, ciche dni non stop, dlatego lepiej jak zaczniecie układać sobie życie w nowych związkach.
Wieka, uwierz mi, dostałem takiego kopa, taką nauczkę że na pewno nie byłaby tylko chwilowo świeża. No ale wiadomo, żeby coś naprawiać to trzeba chęci z obu stron. Tak sobie myślę, że była ta rutyna w związku, że kobieta mogła poczuć się wypalona. Ale żeby nie spróbować nawet o tym pogadać, ustalić jakiś plan albo mnie nawet 'ostrzec'. Wiem że ona o tym pewnie dłużej myślała, tylko dlaczego nie dawała mi żadnych sygnałów... Czytam tutaj inne tematy, nawet obok jest jakiś , że mąż zdradza kobietę, zostawia ją, a ona jeszcze próbuje walczyć o związek. A u nas żadnych zdrad, żadnych patologii i nagle przekreślamy 6 lat wspólnego życia, bo weszła monotonia... No chyba że ona rzeczywiście kogoś poznała a ja o tym nie wiem.
Tylko w małżeństwie i jak są dzieci to trochę inaczej wygląda niż u pary bez zobowiązań.
Małżeństwo siłą rzeczy musi się jakoś dogadać dla dobra dziecka. U Was tego nie ma. Dlatego mówimy, że macie przechodzony związek i przechodzonr zaręczyny. Za długo to trwało bez zobowiązań.
Miała możliwość odejść bez problemu i z tego skorzystała.
Zresztą prawda jest taka, jak sobie poczytasz te tematy, że osoba, która odchodzi nie walczy. Walczy ta, która zostaje i nigdy nic z tego nie wynika.
Ok. Daję sobie spokój. Napisałem właśnie do niej na FB z formalną sprawą, bo przyszła korespondencja z banku do niej. Mimo że była dostępna, to wiadomości nie odczytała. Wygląda na to że dodała mnie do ignorowanych. Tak więc nie będę robił z siebie błazna. Jakoś to muszę przeboleć i wrócić do normalnego życia.
No to jeszcze coś dopiszę. Niespodziewanie do mnie zadzwoniła, bo jednak odczytała tą wiadomość na FB. Gadka na początku spokojna, pytała o te sprawy z banku. No ale za chwilę zaczęła wylewać wszystkie swoje żale do mnie. Takie tematy wyciągała nawet sprzed paru lat, które dawno zapomniałem że aż głowa boli. Nie spodziewałem się że się u niej tyle tego nazbierało, bo wcześniej mi nigdy o tym nie mówiła, nie narzekała. Oczywiście winny temu wszystkiemu jestem tylko ja. Skończyło się tak że ona nie widzi dla nas żadnych szans, że odżyła po rozstaniu ze mną. Generalnie żebym już sobie żadnych nadziei nie robił, bo na pewno się nigdy nie zobaczymy. Nie powiem zaskoczyła mnie taką bezpośredniością ale może to i dobrze , bo przynajmniej wiem na czym stoję. Temat można zamknąć, dziękuję za wypowiedzi.