Jestem z moim partnerem kilka miesięcy. Wszystko bardzo szybko poszło, bardzo intensywna znajomość. Oboje jesteśmy introwertykami, jednak on zdecydowanie bardziej. On nie ma zbyt wielu znajomych, prawie wcale, nie przepada za imprezami itp. Natomiast ja, lubię czasem wyjść na imprezę, do ludzi, choć też nie mam takiej paczki, z którą mogłabym się spotykać regularnie. Generalnie jesteśmy do siebie bardzo podobni nie/lubimy podobnych rzeczy. Bardzo dobrze się dogadujemy, ale też często kłócimy. Trochę pomieszkujemy ze sobą. Jakiś czas temu oboje mieliśmy pozytywny test na koronę i izolację spędziliśmy wspólnie. Kłóciliśmy się o głupoty - mieliśmy posprzątać - on spał, mieliśmy coś porobić - on spał. Oczywiście to z mojej perspektywy, ale umawialiśmy się na te rzeczy i w trakcie korony nie umieraliśmy czy coś i mogliśmy normalnie funkcjonować. Najgorsze w naszych charakterach jest to, że się obrażamy i nie rozmawiamy. Oboje nie potrafimy tego. Dlatego ja wybieram się na terapię. Często jak się pokłóciliśmy karał mnie ciszą.
Kłóciliśmy się przez jakieś głupoty i nagle on zerwał. Nagle. Po jakimś czasie się spotkaliśmy i on stwierdził, że nie wie czy to ma sens, bo wydaje mu się, że ja już chciałabym się ustatkować. On jest ode mnie młodszy (27) ja mam 29. Ale bardzo mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie.
Ja nie chcę na razie zakładać rodziny, ale kiedyś tak. On był w kilku związkach i zawsze kończył z powodu, że dziewczyna chciała się ustatkować. Powiedział, że mnie bardzo kocha, ale boi się, że niedługo będę chciała się ustabilizować, a on jest wolnym ptakiem i może kiedyś będzie chciał wyjechać gdzieś i żyć sobie na luzie. i może kiedyś będzie chciał mieć trójkę dzieci, ale na razie nie chce mieć.
I teraz było wszystko super, wróciliśmy do siebie. Powiedział, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, bo bardzo mnie kocha i generalnie było wszystko super, do dziś kiedy znowu się pokłocilismy o głupotę, część garderoby i opisywałam to w innym poście. Że zaczął nosić spodnie, których ja nie trawię, a ogólnie uwielbiam jego styl, ale te spodnie (alladynki) sprawiają, że tracę do niego pociąg fizyczny.
Ogólnie między nami bardzo dobrze było, w każdym aspekcie. ale nie wiem czy jest sens być z kimś, kto chce sobie żyć na luzie, który twierdzi, że chce żyć bez problemów przyziemnych i na luzie. Przecież nie ma takiego związku - bez problemów i sprzeczek?