Dzień dobry
Opiszę swoją sytuację po krotce. Mianowicie od nowego roku szkolnego jestem wychowawcą nowej grupy, 3 latków. Przedszkole prywatne. Póki co dzieci jest mało. Wszystkie dzieci są normalnymi dziećmi, że tak to ujmę. Natomiast jedno dziecko pochodzenia romskiego to dramat. Jest kompletnie niesocjalizowane. Chodzenie po biurkach, stołach, krzesłach to na porządku dziennym. Na placu zabaw zjeżdżanie na głowę, wchodzenie i schodzenie ze ślizgu w pozycji pionowej, kompletne nie opanowanie dziewczynki. Z kwestii poznawczych brak możliwości skupienia uwagi na dłużej niż kilka minut. Brak nawiązywania kontaktu wzrokowego, nie reagowanie na swoje imię i na polecenia czy prośby. Dziecko postępuje bardzo chaotycznie, nie mówi, nie pije z kubka, pampers, nie jest samoobsługowe w żadnej z kwestii. W czasie obiadów kiedy próbuje utrzymać to dziecko przy stoliku jest jeden wielki krzyk i płacz, nie puszcze bo zacznie mi wchodzić na meble czy na stoły lub wrzucać zabawki do toalety lub uciekać do szatni. W czasie leżakowania jest podobnie. Krzyk nie pozwala zasnąć rówieśnikom. Mało tego. Dziecko jest po prostu brudne i śmierdzi. Boję się odpowiedzialności prawnej kiedy coś się stanie, to, że w końcu coś się stanie jest kwestią czasu. Matka konfliktowa, nerwowa twierdzi, że ja przesadzam. Zaproponowałam wizytę u psychologa. Matka mnie zrugala jakobym sugerowała że jej dziecko jest chore. Zgłosiłam dyrekcji. Dyrekcja zareagowała usunięciem dziecka na pół roku. Po pół roku i po dwugodzinnej obserwacji przez dyrekcję dziecka ma być podjęta decyzja o dalszym uczęszczaniu dziecka do przedszkola. Ja to tak strasznie przeżyłam że nie spałam kilka dni kiedy dziecko to było w przedszkolu. Boję się odpowiedzialności. Wiem, że matka zamyka dziecko w domu w jednym pokoju dając pić i jeść. Myślę nad zrezygnowaniem z pracy wraz z powrotem dziecka do placówki. Nie wiem co mam robić? Czy ja naprawdę przesadzam?