Witam. Mam już taki mętlik w głowie, że potrzebuje anonimowo porady. Zdecydowałem, że zapytam tutaj zwłaszcza, że kobiecy punkt widzenia jest tutaj również istotny.
Ostatnio naszły mnie myśli aby wyprowadzić się z mieszkania rodziców. Że to już chyba pora. Mam prawie 28 lat, jestem facetem, i jestem z Warszawy. Mieszkam z rodzicami. Co miesiąc dokładam się do życia (500 zł podstawy + ewentualne dodatkowe koszty). Nie jestem również rozrzutny. W efekcie miesięcznie jestem w stanie odłożyć 1,5-1,7 tys. zł. Przez te lata udało mi się zaoszczędzić sporą sumę. Nie mam dziewczyny. I tak: mama synkowi pierze, robi zakupy i gotuje. Wygodne to, ale chyba nie może być tak wiecznie..
Na wynajem własnego mieszkania mnie nie stać. Zostaje więc opcja wynajmu pokoju z innymi (obcymi) ludźmi. Tylko czy w Warszawie? Wynajmować pokój za 800-1000zł miesięcznie wiedząc, że kilka km dalej mam swój rodzinny? Czy to nie marnowanie pieniędzy? Czy nie lepiej zaoszczędzić te pieniądze na przyszłość?
Jest również opcja wyprowadzki do innego (mniejszego) miasta jak np. Kraków czy Wrocław. Tam koszty życia są nieco mniejsze, ale również i zarobki. Nie czułbym tego, że te pieniądze na wynajem są marnowane (z racji odległości od domu rodzinnego), ale wiązałoby się to również ze zmianą pracy (niekoniecznie na lepszą). Miesięczne oszczędności nie wynosiłyby również 1,5 tys. lecz pewnie z 200-300 zł. Czyli z 20% tego co oszczędzam obecnie.
Jest również opcja bardziej hardcore'owa jak wyprowadzka za granicę. Tutaj oszczędności wynosiłyby pewnie więcej jak te obecne mieszkając z rodzicami, ale w przyszłości chciałbym znaleźć partnerkę i założyć rodzinę. Tam jest na to nikła szansa.
Lepsze więc oszczędzanie i pieniądze na koncie czy wynajem i skromne oszczędności?
Jak również Wy - kobiety postrzegacie 27-30 latka, który na randce mówi wam, że mieszka z rodzicami? Bo osobićie coraz mniej czuję, że jest to w normie.
Dziękuje za wszelkie porady.