Od lat dziecięcych mam przyjaciółkę. Jesteśmy kompletnie różne.
Tak sie zlozylo, ze pracujemy razem, sama jej ta pracę zalatwilam. Od ok poltora roku jestem w zwiazku. Ona nie ma nikogo. Poznalysmy go razem, ona od początku mówiła o nim zle, do czasu gdy kolezensko zaprosil nas na drinka ze znajomymi. Wtedy tez, rzucila w moim kierunku kasliwa uwage, niby szeptem, ale tak by on usłyszał, bym przestala tyle pic, ze juz wystarczy. On spojrzal na mnie komentujac to pozniej ze chyba nie umiem przestac pic, ja tego nie sprostowalam. Przyjaciółka doskonale wie, ze pije bardzo mało. Nie chciałam przy nim się z nią sprzeczac, ale powiedzialam tylko że czas na mnie. Wyszlam, a ona powiedziała mu ze nie mam do niej szacunku, o czym on napisał mi następnego dnia we wiadomości. Znowu nie zareagowałam. Powiedział że widać że ona sie mną opiekuje.
Mimo tego wydarzenia, po jakimś czasie spotkaliśmy się znowu kilka razy i zaczęliśmy ze sobą być.
Od jakiegos czasu przechodzimy kryzys, pozalilam się przyjaciółce. Ostatnio gdy przychodzę do pracy od razu pyta i co znowu klotnie miałaś? przylapalam ja na drwiacym uśmiechu gdy odpowiedziałam, że tak. Całymi dniami rozmawiamy o tym jaki mój partner jest tragiczny ona widzi że on mnie nie kocha, ze jest o mnie zazdrosny, ze nawet mnie nie lubi i powinnam go zostawić. Cały dzień rozmawiamy o tym co złego on mi robi. Przestała się z nim witać, wychodzi z pracy i przy ludziach omija go, więc on widzi że coś jest nie tak, inni rowniez. Wracam do siebie i naładowana ta energia kłóce się z nim.
Ostatnio powiedzialam dosyc, porozmawialam z chłopakiem szczerze i zaczelo byc w porzadku. Następnego dnia rano, w pracy od razu pytanie co znowu się działo, ja na to z uśmiechem że się pogodzilismy, ona sie wsciekla odpowiedziała na ile? na tydzień?! To taki i owaki zostaw go!
Dodatkowo w pracy zaproponowano mi awans, a mój partner stwierdzil ze chce sie przeprowadzić ze mna za miasto, wsciekla się jeszcze bardziej. Stwierdziła że nie powinnam go przyjmować, że mnie tam nie lubią, ze najlepiej będzie jak sie z nim rozstane, wyjade z nia z dala od niego i zaczne na nowo zyc...z nią. Razem wynajmiemy dom i będziemy żyć we dwie.
Nie tylko o nim mówi zle, stwierdziła że wszystkie moje kolezanki mnie nie lubią i są o mnie zazdrosne, żebym przestała się z nimi zadawać. Sama poza mną nie ma zadnego znajomego. Nikogo nie lubi. Ludzie nie lubią jej.
Gdy wyjechalam na urlop, powiedziala kilku kobietom w pracy o mnie jakies glupoty i gdy wrocilam mialam problemy. Poskarzyla się na mnie, ze jestem jej przyjaciółka ale o nią nie dbam, zyje swoim życiem. Znajomemu z pracy nagadala podobnie, jak wredna jestem i on stwierdzil, ze powinnam bardziej jej pomagać, ze widac ze lubie imprezy, a ona jest typowa zona.
Czy myślicie, ze poważną rozmowa z nia cos da? Wiem, ze wyprze sie wszystkiego, czesto klamie prosto w oczy, ze jakąś sytuacja nie miała miejsca. Czy lepiej odciąć się na jakiś czas?
Potrzebuje silnego kopa. Zal mi jej że jest samotna, ale czuje ze ona to wykorzystuje przeciw mnie i rządzi mną i moim zyciem.