Cześć, mam problem i nie wiem jak sobie z nim poradzić. Jestem z chłopakiem od 7 lat, od 2 jesteśmy zaręczeni. Za rok ślub.
Problem w tym, że mój facet nie studiuję, nie pracuję. W tym momencie od kilku miesięcy nie robi kompletnie nic. Ciągle się martwię o kwestię finansową, (dodam, że mieszkam już sama, więc nie mam pomocy rodziców) o przyszłe mieszkanie, o to czy damy radę utrzymać się, po prostu co dalej będzie. Jak to bywa wszystkie wydatki dzielimy na pół, on liczy na pomoc rodziców. Ja z góry wiem, że takiej pomocy nie dostanę. Jak zapytam co z jego pracą, studiami, życiem po ślubie, to słyszę, że jakoś się ułoży, razem damy radę. Ale totalnie nic nie robi w tym kierunku. Pracy nie szuka. Kilka dni temu dowiedziałam się, że oszukał mnie, że złożył papiery na studia (kiedyś już przerwał), wcale tego nie zrobił, i w sumie wie wiadomo kiedy chciał mi o tym powiedzieć. Wymówka? "Szukam teraz pracy i nie dam rady pogodzić studiów zaocznych z pracą". Dodam, że ja to robię od 3 lat... Wczoraj napisał mi smsa, że nie zamierza iść teraz do pracy, ponieważ życie mu się sypie i nie jest w stanie. Dodatkowo mam przez niego kolejne problemy. Jakiś czas temu miał wypadek, jechał moim autem, które poszło na złom. Rozumiem, sytuacja losowa. Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy kupiłam nowe i tak się złożyło, że pożyczyłam mu na weekend, z kolegami tak zamykał licznik, że zapiłował silnik i najgorsza jest jego postawa w całej sytuacji. Gdy ze łzami w oczach powiedziałam mu, że najzwyczajniej w świecie mi źle w tej sytuacji, bo zostało mi 50zł do przetrwania, a teraz jeszcze ten koszt naprawy, to powiedział, że tak naprawdę to nie jego wina, samochód mógł się zepsuć w każdej chwili, sytuacja losowa, i (łaskawie) jak zarobi to odda mi koszt naprawy. Jestem zła. To nie pierwsza sytuacja kiedy robi z siebie męczennika i zgania winę na innych. Nie wrócił do domu na noc, przez całą noc pisał do mnie smsy typu "Nikt mnie nie szanuję", "Każdy mam mnie w dupie", "Nie mam domu", a później wyłączał telefon, by grać mi na emocjach. Wychodzi tak, że to ja później przepraszam za coś czego nie zrobiłam... Muszę usprawiedliwiać daną sytuację. Mam dość, dołuję mnie myśl, że za rok jest ślub, przede mną całe życie i szczerze mówiąc nie chce, żeby to tak wyglądało. Co myślicie?
I ty z takim facetem wytrzymałaś 7 lat? Przecież to jakiś mentalny przedszkolak. Daj sobie z nim spokój i poczekaj aż w twoim otoczeniu pojawi się mężczyzna.
Ślub to ważna decyzja w życiu,najwyraźniej Twój narzeczony nie jest na to gotowy, wnioskując po wysylanych smsach do Cb, przechodzi jakieś zalamanie nerwowe. Musicie na spokojnie usiasc i pporozmawiać,przydalaby się wizyta u psychologa..
Zostaw go, on za stary aby mu matkowac, zreszta twoje matkowanie nic nie da bo to klasyczny wzorzec utrzymanka-nieroba, a nie faceta do budowania rodziny I zwiazku,
Jeżeli nic z tych rozmów nie wyjdzie,to szkoda Twojego życia, bo przy takim człowieku nie będziesz miala oparcia tylko bedzoe skupiał sie na sobie,jak to on ma pod górke. ...
Namawiałam go do wizyty u psychologa. Ciągle mówi, że od niego nie odbiera. Dziwne, jakby jeden psycholog był w mieście. Podobno zapisany jest za środę, a nie za bardzo mu ufam, może się okazać jak z tymi studiami, że powiedział mi tak dla świętego spokoju...
Cześć, mam problem i nie wiem jak sobie z nim poradzić. Jestem z chłopakiem od 7 lat, od 2 jesteśmy zaręczeni. Za rok ślub.
Problem w tym, że mój facet nie studiuję, nie pracuję. W tym momencie od kilku miesięcy nie robi kompletnie nic. Ciągle się martwię o kwestię finansową, (dodam, że mieszkam już sama, więc nie mam pomocy rodziców) o przyszłe mieszkanie, o to czy damy radę utrzymać się, po prostu co dalej będzie. Jak to bywa wszystkie wydatki dzielimy na pół, on liczy na pomoc rodziców. Ja z góry wiem, że takiej pomocy nie dostanę. Jak zapytam co z jego pracą, studiami, życiem po ślubie, to słyszę, że jakoś się ułoży, razem damy radę. Ale totalnie nic nie robi w tym kierunku. Pracy nie szuka. Kilka dni temu dowiedziałam się, że oszukał mnie, że złożył papiery na studia (kiedyś już przerwał), wcale tego nie zrobił, i w sumie wie wiadomo kiedy chciał mi o tym powiedzieć. Wymówka? "Szukam teraz pracy i nie dam rady pogodzić studiów zaocznych z pracą". Dodam, że ja to robię od 3 lat... Wczoraj napisał mi smsa, że nie zamierza iść teraz do pracy, ponieważ życie mu się sypie i nie jest w stanie. Dodatkowo mam przez niego kolejne problemy. Jakiś czas temu miał wypadek, jechał moim autem, które poszło na złom. Rozumiem, sytuacja losowa. Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy kupiłam nowe i tak się złożyło, że pożyczyłam mu na weekend, z kolegami tak zamykał licznik, że zapiłował silnik i najgorsza jest jego postawa w całej sytuacji. Gdy ze łzami w oczach powiedziałam mu, że najzwyczajniej w świecie mi źle w tej sytuacji, bo zostało mi 50zł do przerwania, a teraz jeszcze ten koszt naprawy, to powiedział, że tak naprawdę to nie jego wina, samochód mógł się zepsuć w każdej chwili, sytuacja losowa, i (łaskawie) jak zarobi to odda mi koszt naprawy. Jestem zła. To nie pierwsza sytuacja kiedy robi z siebie męczennika i zgania winę na innych. Nie wrócił do domu na noc, przez całą noc pisał do mnie smsy typu "Nikt mnie nie szanuję", "Każdy mam mnie w dupie", "Nie mam domu", a później wyłączał telefon, by grać mi na emocjach. Wychodzi tak, że to ja później przepraszam za coś czego nie zrobiłam... Muszę usprawiedliwiać daną sytuację. Mam dość, dołuję mnie myśl, że za rok jest ślub, przede mną całe życie i szczerze mówiąc nie chce, żeby to tak wyglądało. Co myślicie?
A czy ta data to jakis pewnik ktorego nie mozna zmienic pod grozba kary? Bo ja na ten moment, kiedy jeszcze wszystko jest w powijakach anulowalabym caly ten slub. Ja rozumiem ze szkoda przygotowan, wplaconych zaliczek itp ale jeszcze bardziej szkoda zycia na kogos kto Cie zwyczajnie wykorzystuje. Ten facet wisi na rodzicach, wisi na Tobie. Wszystko mu sie nalezy a jak nie dostaje to robi z siebie ofiare. Myslisz ze po slubie bedzie inaczej? On mowi "damy jakos rade". Wiedz, ze to oznacza ze TY dasz rade bo on palcem nie kiwnie. Skoro dzis gdy jeszcze powinien latac na wysokosci lamperii on ma studia, prace i Twoje sprawy w d.. e to po slubie bedzie mial to w d.. e tym bardziej bo sprawa bedzie juz "przyklepana" przysiega malzenska. Zreszta skoro zgodzisz sie na ten slub to znaczy ze akcetpujesz go takiego jakim jest czyli bez ambicji, kasy i wstydu. Nawet narzekac wtedy nie bedziesz miala prawa bo widzialy galy co brały.
Wybieraj wiec co wolisz:byc moze mala zadyme z tytulu odwolanego slubu i szok niektorych znajomych i rodziny czy zycie z pasozytem, klamczuchem i manipulantem ktory sie chce zenic czyli zakladac dom ale groszem nie smierdzi i liczy ze juz w majestacie prawa uwiesi sie na Tobie finansowo na reszte zycia. Ja bym nie miala dylematu co wybrac.
8 2019-10-21 17:26:40 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-21 17:27:01)
Dylemat masz taki: albo heca związana z odwołaniem ślubu, trochę szumu albo męczenie się, czy wręcz użeranie się z nierobem, który nie potrafi podjąć powaznej decyzji. Facet znalazł sobie sposób na wygodne życie, nie chce zupełnie niczego zmieniać, bo śadzi, zę Ty będziesz go utrzymywać. Taka jest prawda. Tyle ludzi utrzymuje się pracując i studiująć zaocznie. Czy nawet podjąc jedną z tych prób: albo praca albo studia. Gość jest strasznie niezdecydowany, zagubiony i do tego jeszcze nie za bardzo odpowiedzialny, sądząc po jego wybrykach. Nie wróży to niczego dobrego.
posłuchaj Feniksa35.
nie pakuj się w to, chyba, że pan się zacznie ogarniać, dokladać do budzetu, splaci Twoje auto i zacznie pracować i przestanie kłamać. Ale na to się chyba nie zanosi...
Odwołałabym ten ślub.
On nie rokuje dobrze.
Nie licz na to, ze on się zmieni na lepsze po ślubie.
Będzie jeszcze gorzej.
Chcesz poślubić narzeczonego. Hm... .
Na podstawie swych dotychczasowych doświadczeń z bycia z nim wyobraź sobie wasze życie.
Masz jeszcze wątpliwości, jaka decyzję podjąć?
Problem w tym, że mój facet nie studiuję, nie pracuję. W tym momencie od kilku miesięcy nie robi kompletnie nic. Ciągle się martwię o kwestię finansową
Kilka dni temu dowiedziałam się, że oszukał mnie, że złożył papiery na studia (kiedyś już przerwał), wcale tego nie zrobił, i w sumie wie wiadomo kiedy chciał mi o tym powiedzieć.
Wczoraj napisał mi smsa, że nie zamierza iść teraz do pracy, ponieważ życie mu się sypie i nie jest w stanie.
Jakiś czas temu miał wypadek, jechał moim autem, które poszło na złom. Rozumiem, sytuacja losowa. Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy kupiłam nowe i tak się złożyło, że pożyczyłam mu na weekend, z kolegami tak zamykał licznik, że zapiłował silnik i(...) powiedział, że tak naprawdę to nie jego wina, samochód mógł się zepsuć w każdej chwili, sytuacja losowa, i (łaskawie) jak zarobi to odda mi koszt naprawy. Jestem zła. To nie pierwsza sytuacja kiedy robi z siebie męczennika i zgania winę na innych. Nie wrócił do domu na noc, przez całą noc pisał do mnie smsy typu "Nikt mnie nie szanuję", "Każdy mam mnie w dupie", "Nie mam domu", a później wyłączał telefon, by grać mi na emocjach. Co myślicie?
Myślę, że nie powinnaś za niego wychodzić, bo:
a) jest nierobem - wstyd, by młody zdrowy facet siedział na garnuszku rodziców (a po ślubie pewnie na Twoim)
B) jest kłamcą
c) jest nieodpowiedzialny
d) ma gdzieś Ciebie, Twoje auto, Twoje wydatki, Twoją pracę
e) jest płaczliwym manipulantem.
Co to znaczy, że życie mu się sypie? Nie będziesz z nim miała dobrej przyszłości. Ja bym ten ślub odwołała póki nie jest za późno.
A czy on ma jakieś zalety? Że chcesz wychodzić za mąż za niego?
Co z Tobą jest nie tak, że chcesz wyjść za niedojrzałego, toksycznego i nie rokującego na przyszłość faceta, którego nazywasz swoim narzeczonym? Czujesz, że na kogoś lepszego nie zasługujesz, boisz się, że zostaniesz sama?
Jeśli on już teraz pokazuje się w takim świetle, to uwierz, że lepiej nie będzie. Moja wizja jest taka, że za kilka lat z mocno pooraną psychiką będziesz mieć na utrzymaniu kompletnie nieodpowiedzialnego męża, który nauczony życiem będzie uważał, że 'jemu się należy', a przy każdej usłyszanej sugestii, by ruszył cztery litery, będzie wchodził w rolę ofiary, Ciebie przy tym wbijając w nieustanne poczucie winy. W mojej wizji jest to niestety dopiero początek tego, co może Cię czekać. Chcesz takiego życia dla siebie?
Ludzie po to przecież się pobierają, by było im w życiu łatwiej, nie trudniej.
Co z Tobą jest nie tak, że chcesz wyjść za niedojrzałego, toksycznego i nie rokującego na przyszłość faceta, którego nazywasz swoim narzeczonym? Czujesz, że na kogoś lepszego nie zasługujesz, boisz się, że zostaniesz sama?
Jeśli on już teraz pokazuje się w takim świetle, to uwierz, że lepiej nie będzie. Moja wizja jest taka, że za kilka lat z mocno pooraną psychiką będziesz mieć na utrzymaniu kompletnie nieodpowiedzialnego męża, który nauczony życiem będzie uważał, że 'jemu się należy', a przy każdej usłyszanej sugestii, by ruszył cztery litery, będzie wchodził w rolę ofiary, Ciebie przy tym wbijając w nieustanne poczucie winy. W mojej wizji jest to niestety dopiero początek tego, co może Cię czekać. Chcesz takiego życia dla siebie?
Ludzie po to przecież się pobierają, by było im w życiu łatwiej, nie trudniej.
Dosadnie ale prawdziwie. Chcesz wyjść za zwykłego pasożyta i gołodupca żeby za kilka lat stwierdzić, ze zmarnowałaś życie?
W tym momencie nie wiem czy chce wyjść za niego. Między innymi dla tego jest ten post, ponieważ nie radzę sobie z natłokiem myśli.
Poznałam go jako mega odpowiedzialnego faceta, mamy super czas za sobą, dużo fajnych wspomnień. Koleżanki do niedawna mi zazdrościły. Ale teraz widzę co się dzieję od kilku dobrych miesięcy.
Generalnie rozumiem, że ktoś może mieć gorszy czas lub przechodzić załamanie, ale gdy chce zrobi wszystko, żeby z tego wyjść, tym bardziej jak ma się przy sobie bliską osobę.
Czuję się samotnie w tym związku, muszę być kobietą i mężczyzną, co mega mnie meczy. Słyszę od niego "razem damy radę", ale czuję, że to JA dam radę a on jakoś przy mnie pociągnie.
Każda inicjatywa, np. wyjechania na weekend, zarezerwowania fotografa itp., wychodzi ode mnie i gdy tego nie doprowadzę do końca po prostu się nie wydarza. Mimo wszystko słyszę oskarżenia, że źle go traktuję, że go nie doceniam, tylko się czepiam. O nic nie mogę zapytać.
Teraz między nami jest cisza, od dnia popsucia auta nie odzywa się do mnie, czeka chyba na moje przeprosiny. Niestety limit mojej cierpliwości właśnie się wyczerpał.
Nawet jeśli ma depresję, czuję, że ja mu nie pomogę a on niestety nie chce się leczyć. A to niestety dla mnie za dużo i nie udźwignę tego przez resztę życia.
W komentarzach natrafiłam na cytat "Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób.Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód", który daję mi dużo do myślenia. Myślę, że gdyby naprawdę mnie kochał, zrobiłby wszystko żeby coś zmienić. Nie robi nic...
(...) mamy super czas za sobą, dużo fajnych wspomnień. (...)
Kluczowe słowa: "za sobą".
Determinacji w walce o siebie życzę.