Witam Was. Zdecydowałam się napisać post na forum, bo chciałabym poznać punkt widzenia osób trzecich w swojej sprawie, gdyż ja już chyba o całej sytuacji nie jestem w stanie myśleć realistycznie...
Byłam z moim partnerem 5 lat. 3 lata mieszkaliśmy razem. Jeśli chodzi o życie codzienne było nam dobrze, ponieważ na wielu płaszczyznach bardzo dobrze się rozumieliśmy i dogadywaliśmy.
Pierwsza "wpadka" mojego partnera wyszła na jaw około półtora roku temu - odkryłam, że jest zalogowany i aktywny na stronie seks-randkowej, na której pisał z kobietami, jak wynikało z tych rozmów, do żadnego spotkania nie doszło. Zdecydowałam się mu to wybaczyć, gdyż dostrzegłam też swoją winę - oddaliłam się od niego, jak również zaniedbałam samą siebie. Temat poszedł w niepamięć.
Kilka miesięcy temu napisała do mnie pewna osoba z informacją, że mój partner zdradził mnie minimum kilka razy na przestrzeni naszego związku. Z pewnych względów uwierzyłam tej osobie, po prostu nagle niejasne elementy ułożyły się w całość. Z czterema kobietami spał (były to jednorazowe wybryki w stanie upojenia, a właściwie upodlenia alkoholowego), do tego pocałunki z pojedynczymi kobietami. Mój świat się kompletnie zawalił, jako, że akurat był na wyjeździe, przeleżałam z rozpaczy prawie cały tydzień w łóżku i nie odzywałam się do niego...I popełniłam straszną głupotę, jednak w tamtych dniach nie myślałam rozsądnie. Odezwał się do mnie stary znajomy z propozycją wyjścia na piwo. Wyjście to skończyło się w łóżku. Bardzo proszę nie oceniać mnie, wiem, że było to bardzo infantylne, do dzisiaj moje zachowanie nie jest dla mnie zrozumiałe.
Kiedy wrócił do domu o wszystkim się dowiedział, chciałam, żeby poczuł się jak ja, wyrzuciłam go z mieszkania. Nie chciałam go więcej widzieć, mimo, że błagał, przepraszał i płakał. Wyparłam się uczucia do niego, wtedy było to dla mnie łatwiejsze. Jednak gdy emocje opadły, przyszła również tęsknota.
Musieliśmy się ponownie spotkać w celu dokladniejszego ustalenia podziału rzeczy. Od słowa do słowa wyszło na to, że oboje za sobą tęsknimy i chcielibyśmy ten związek naprawić. On stwierdził, że pójdzie do seksuologa. Na razie nie chcemy razem mieszkać.
Teoretycznie można powiedzieć, że się zeszliśmy. Jego zdrady omówiliśmy bardzo szczerze i szczegółowo. On bardzo ich żałuje, żałował już wcześniej, widzę to po nim, że ciężko mu jest zaakceptować fakt, że zrobił coś takiego. Z jednej strony układa nam się teraz dobrze, bo chyba oboje potrzebowaliśmy mocnego "kopa w dupę", bo wcześniej było między nami dużo zgrzytów, o których nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać.
Jednak jak to bywa, każdy kolejny dzień przynosi mi kolejne zwątpienia. Mimo, że bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego, bo rozumie mnie jak nikt inny, nie mogę zapomnieć o tym co zrobił, często staje mi przed oczami jego widok w ramionach innych i wraz z tymi myślami nadchodzą wątpliwości, czy aby na pewno dobrze robię? Całe życie byłam święcie przekonana, że nigdy nie wybaczę zdrady, nigdy nie wybaczyłabym nawet pocałunku z inną, jednak jak się okazuje, świat nie jest czarno-biały...stąd też zwracam się z prośbą do Was o szczerą opinię na temat tej sytuacji.