Nie jestem pewna, czy będę umiała to odpowiednio ubrać w słowa, ale się postaram. Ostatnio zastanawiałam się nad tą kwestią, a teraz przeczytałam kolejny wątek o niedopasowaniu seksualnym par, który popchnął mnie do założenia osobnej dyskusji. Bo, jakkolwiek głupio to zabrzmi, ja chyba nie do końca rozumiem to "niechcenie" seksu, ale zanim zostanę zbombardowana informacjami o różnicach w temperamencie itd., pozwólcie mi się wytłumaczyć.
Nie rozumiem takiego niechcenia właściwego, które powoduje, że seksu się odmawia (ja naprawdę wiem, jak to brzmi, ale NAPRAWDĘ nie do końca to rozumiem). Może powiem na swoim przykładzie. Są dni, w które na seks mam ochotę, tak po prostu, sama z siebie, chcę i już. Są dni (mało), w które faktycznie bardzo seksu nie chcę, np. źle się czuję, jestem zmęczona, nawet nie zajęta (bo wtedy to raczej mogę/nie mogę). I są dni, kiedy nie chcę seksu, ale też nie nie chcę (ten polski język...); może jaśniej: kiedy nie ma we mnie ochoty na seks, ale nie ma też niechęci - i tych dni jest zdecydowanie więcej niż tych poprzednich. Trochę na zasadzie "nie myślałam o seksie, ale o, facet, którego kocham, seks, hm, czemu nie". Z tym że - żeby było jasne - nie ma w tym żadnego robienia łaski, dawania się wykorzystywać czy zgody dla świętego spokoju. To raczej tak, jak z kawą - czasem mam ogromną ochotę na kawę i nie mogę przestać o niej myśleć, a czasem nie, ale jeśli pojawi się przede mną filiżanka z parującą zawartością, to wciągnę ją z przyjemnością (mimo że nie mogłabym powiedzieć, że tę ochotę na kawę miałam - ale też nie nie miałam ).
Okej, nie wiem, czy nie namieszałam jeszcze więcej. Ale po prostu zastanawiam się, jak to jest z osobami, które przez większość czasu w kwestii seksu są absolutnie na nie, nie wchodzi w grę, spadaj na swoją połowę łóżka (oczywiście pomijając te, które mają jakieś konkretne powody). Czy te osoby, jeśli same z siebie nie są wiedzione rozbuchanymi żądzami, z seksu rezygnują, czy faktycznie mają milion powodów sprawiających, że seks całkowicie odpada, czy...?
Przepraszam za może naiwny czy dla wielu oczywisty wątek, ale do mnie po prostu nagle dotarło, że to niedopasowanie seksualne, o którym się tyle mówi, właściwie by chyba wiele w moim życiu/związku nie zmieniło. A związki się sypią. Więc ciekawam.