Potrzebuję świeżego spojrzenia kogoś z zewnątrz, kto mnie nie zna. Nie wiem, czy w relacjach z facetami wychodzę na nachalną, czy na niezainteresowaną. Może omówię to po kolei na przykładzie kilku znajomości, a Wy pomożecie mi wyłowić błędy?
1) Zdarza mi się zainicjować jakiś kontakt z facetem, który wpadł mi w oko. Np. ostatnio na imprezie u przyjaciółki poznałam jej kolegę, włączyłam się do ogólnych rozmów o piłce nożnej, a po powrocie do domu zaprosiłam go do znajomych. Do poprzedniego też zagadałam. Uśmiechałam się do niego, ale on nie podchodził, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. On mi nawet za to podziękował, bo powiedział, że chciał podejść, ale się wstydził. Nie wiem, czy nie popełniam błędu już na starcie, wychodząc z inicjatywą. Może powinnam być trudno dostępna i czekać, aż to facet zacznie się starać. Tak wychodzę na łatwą zwierzynę i na starcie każdy traci mną zainteresowanie.
2) Co do spotkań, to raczej czekam, aż facet coś zainicjuje, gdzieś mnie zaprosi. Aczkolwiek zdarza mi się też zaproponować wyjście na pizzę. Nie wiem, czy w ogóle powinnam cokolwiek proponować. Raczej inicjatywa w 80% jest po stronie faceta.
3) Staram się jak najmniej pisać. Po spotkaniach w ogóle się nie odzywam pierwsza. Piszę bardzo rzadko. Z niektórymi facetami zdarzało mi się wymienić może jedną wiadomością w miesiącu. Jak piszą, to odpisuję, ale to nie jest forma kontaktu, którą lubię. Po spotkaniu zawsze czekam minimum 3 dni, jeśli muszę coś napisać. W miesiącu nie inicjuję nigdy więcej niż dwie rozmowy, są to zazwyczaj konkretne rozmowy. Np. pytam faceta, gdzie dostanę to i to do auta. On mi odpisuje, a ja dziękuję. Ja generalnie nie lubię pisać. Dotyczy to też moich relacji z koleżankami, wolę się spotkać i pogadać na żywo.
4) Nigdy nie inicjuję sama przytulania, trzymania za rękę, pocałunku. Co najwyżej strzelę misia na powitanie i pożegnanie. Nie zdrabniam imienia faceta, nie mówię mu komplementów. Nie daję się wyprowadzić z równowagi przy próbach wzbudzania zazdrości. Nie zapraszam go na spotkania z moimi znajomymi, rodzicami. Ostatni chciał kiedyś do mnie wpaść, akurat była u mnie mama, to odmówiłam. Zaproponowałam spotkanie na mieście. Jak facet ma urodziny, to składam mu życzenia przez telefon, nie chce się do niego wpraszać i mu naprzykrzać. Nie proponuję też wspólnych wyjść w Sylwestra itp.
Generalnie staram się nie być namolna. Jak facet mnie gdzieś zaprasza, a mnie to pasuje, to się zgadzam i nie zgrywam księżniczki. Natomiast jest jedna rzecz, która mnie okropnie irytuje. Nie lubię czegoś takiego: widzimy się w niedzielę, pójdziemy na spacer. Nie pada żadna konkretna godzina i miejsce. Dlatego w takich sytuacjach po prostu organizuję sobie czas normalnie i jak akurat jestem ze znajomymi na pizzy, to sorry, ale ze spaceru nici. Kolega mi mówi, że on to traktuje jako spontaniczność, a mnie się to kojarzy z brakiem szacunku dla cudzego czasu. Ja zawsze podaję dzień, godzinę i miejsce spotkania. Nie lubię też telefonów o 21 pt. za pół godziny idziemy na pizzę, bo jednak cenię sobie wcześniejsze planowanie.