Drogie Panie, piszę do was z radą jak się zachować i jak odczytać to co zaszło między mną, a moja narzeczona.
Około dwa tygodnie temu odbylismy rozmowę. Narzeczona oświadczyła mi, ze z jakiegos powodu pojawiły sie u niej watpliwosci w naszym zwiazku, ze wszystko mamy zaplanowane, ze nasz zwiazek to constans, nigdy nie bylismy razem i jak to by bylo gdybyśmy sobie zrobili przerwę (pomieszkali oddzielnie).
Jestesmy razem od ponad szesciu lat, od ponad pol roku zareczeni. Nigdy nie klocilismy sie, wszystko robilismy razem, nie konczyly nam sie tematy do rozmow, nie brakowalo czasu dla siebie na wzajem i tylko dla siebie. Nie brakowalo namietnosci, podrozowalismy, robilismy sobie niespodzianki mniejsze lub większe. Naprawde mozecie nie uwierzyc ale bylismy idealni. Cieszyla sie ze jestesmy razem, ze nie wyobraza sobie zycia beze mnie, spac beze mnie, wracac do pustego domu. Od nagle ujawnila mi ze od okolo miesiaca ma watpliwosci. Nie zdradzila mnie, nikogo nie ma. To pewne. Nie powiedziaa jasno czego oczekuje, czego chce. Powiedziala mnie ze nadal mnie kocha i chce ze mna byc ale chciala mi to powiedziec.
Minely dwa tygodnie. Mojej walki o to zeby bylo lepiej ale czy moglo byc lepiej, wiecej tego wszystkiego? Kwiaty, kolacje na miescie tak naprawde to wszystko co bylem jej w stanie dac w tej sytuacji. Przez ten czas nie zniknely u niej wątpliwości. Dwa tygondnie, rozmow o pracy, o codziennosci ale w glowie ten nie pokoj - i u mnie i u niej.
Zbliżał się okres, mysle hormony ok. Byłem w stanie czekać i mieć nadzieję że zobaczy ze to tylko chwila, urojenia tego ze jest jej zle.
Tak sie nie stalo, nie wytrzymalem. Pomieszkala pare nocy u koleżanki, sama tego chciała. Zrozumialem, że może właśnie tego chce. Spakowała się, przytulilismy sie i pocałowaliśmy. Co było następnie? Nastepnego dnia miala naprawde mieszane uczucia. Rano pisala ze teskni ze chce wrócić, popoludniu mowila ze moze jeszcze zostanie. Okej.
Wczoraj wrocila zaplakana, widziałem. Domyslalem sie ze nie jest w stanie mi nic powiedzieć. Zaczalem rozmowe. Nie chce byc dalej wodzony za nos. Nie potrafie jej pomoc, nie powiedziala jasno ze chce skonczyc to, oddac pierscionek, przestala mnie kochac, ze nie chce ze mna byc. Troche sie klocilismy, albo inaczej ja wylałem wkońcu swój żal dlaczego tak jest bo naprawdę drogie Panie nie potrafię tego zrozumieć. Po 15-20 minutach rozmowy, spailismy wspolnie papierosa - metr od siebie moze blizej i wyszedlem.
Dzis po ciezkiej nocy wrocilem do domu sie spakowac. Widzialem ze cierpi, ja tez. Plakala, mowila ze nie musze tego robić. Ze to nie tak. Nadal miała pierscien na palcu. Widac bylo jej wyrzuty, ze mnie krzywdzi ze mnie rani itd.
Kiedy wychodzilem z domu, przytulila sie do mnie jak nigdy. Trzesla sie, plakala i sciskala jak najmocniej potrafila. Na koniec pocalowalem ja, nie odsunela sie.
Została sama w mieszkaniu.
I nawet w momencie kiedy wyszedłem, nadal mam nadzieję wiarę, że to minie. Że to nie był ten ostatni w życiu wspólny pocałunek..
Proszę o radę co robić, jak się zachowywać, jak z nią rozmawiać. Czekać czy dać sobie spokój? Nie potrafię.
Dodam, że przez dwa tygodnie spaliśmy w jednym łóżku, przytuleni. Przytulaliśmy się siedząc na tej samej sofie, przytulaliśmy się choć to było inne niż zawsze.