Witam. Wiem że to forum kobiece, ale może właśnie jako kobiety pomożecie innym spojrzeniem. Trafiłem tu szukając w sieci informacji jak sobie poradzić po rozstaniu i widziałem posty podobne do mojego dlatego postanowiłem napisać.
Mam 29 lat, moja była już dziewczyna kilka lat starsza ode mnie. Byliśmy ze sobą prawie 7 lat, mieszkaliśmy razem od 5 lat. Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. Nasz związek od początku nie wyglądał tak jak powinien. Tzn brakowało nam komunikacji, bliskości, przytulania. Nie mówiliśmy sobie, że się kochamy. Całowaliśmy się tylko praktycznie podczas seksu. Mimo wszystko uważałem, że skoro jesteśmy ze sobą tyle czasu to jest nam razem dobrze i jednak się kochamy. Zwłaszcza, że wg mnie, mimo, że była starsza ode mnie dobrze się dogadywaliśmy tzn uważałem, że jesteśmy podobni. Bywały lepsze i gorsze chwile jednak jakiś rok temu zaczęło się bardziej psuć. Męczyliśmy się więc stwierdziłem, że się wyprowadzę. Jednak po trzech dniach wróciłem bo bez niej było jeszcze gorzej. Jakiś czas było ok. Zawsze jak rozmawiałem z nią o ślubie to twierdziła, że nie chce, że nie potrzebuje papierka. Jednak stwierdziłem, że mimo wszystko pora się oświadczyć. Pojechaliśmy na wakacje i tam chciałem to zrobić, jednak zabrakło mi pewności. Tzn nie byłem pewny czy chce i czy ona chce, czy mnie nie odrzuci. Po powrocie z wakacji wszystko zaczęło się psuć. Dodam, że ona nie miała pojęcia o moich planach oświadczyn. Praktycznie przestaliśmy ze sobą rozmawiać, mijaliśmy się, przestaliśmy uprawiać seks. Stwierdziłem, że to nie ma sensu, że się męczymy i nie jesteśmy szczęśliwi. Kilka razy podchodziłem do próby wyprowadzki, ale wciąż było mi szkoda tego co było między nami i tego czasu. Jednak w końcu oboje stwierdziliśmy, że się męczymy i to nie ma sensu. Wyprowadziłem się 2 miesiące temu.
Kilka razy pisaliśmy co słychać itp. Po miesiącu jednak napisałem, że może zbyt łatwo się poddaliśmy i powinniśmy o to walczyć. Napisała, że ona walczyła do pewnego czasu ale teraz już nie ma zamiaru, że musimy nauczyć się żyć inaczej, osobno. Ze mną było co raz gorzej. W końcu po dwóch miesiącach, kilka dni temu, spotkaliśmy się pogadać. Zapytałem jej czy jednak nie moglibyśmy spróbować tego naprawić bądź zacząć od nowa tzn chciałem do niej wrócić. Ona stwierdziła, że już za późno bo już sobie wszystko w głowie poukładała i nie ma w jej życiu miejsca dla mnie jako partnera, że mnie nie kocha. Nie chciałem uwierzyć, że można tak szybko się w kimś odkochać i w ciągu dalszej rozmowy wyszło, ze ona spotyka się już z kimś innym, że praktycznie można powiedzieć, że są parą. Powiedziała, że to jakiś dawny kolega ze szkoły i czasem do niej pisał na fb co słychać itp ale twierdzi że mnie nigdy nie zdradziła. I to mnie doszczętnie zniszczyło i nie mogę się pozbierać.
Bo wiem, że nie jestem święty i za mało się starałem. Ale teraz nie wiem na ile to ja zawaliłem, a na ile ona. Tzn może on tak drążył, ze w końcu bardziej zaczęło jej zależeć na nim niż na mnie, bo nie chce mi się wierzyć, że się tak w sobie zakochali w ciągu dwóch miesięcy po naszym rozstaniu. Znajomi i rodzina wiedzą, że się rozstaliśmy, ale nie wiedzą, że ona już kogoś ma. I prosiła żebym jeszcze nikomu nie mówił, bo nie chce aby np jej rodzice go znienawidzili bo dla nich to będzie wyglądać, że on rozwalił nasz związek. Dlatego piszę tutaj bo ból mnie roznosi od środka a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Czytałem rady na internecie wyjdź do ludzi, zajmij się sobą, ale kompletnie na nic takiego nie mam siły. Nic nie ma sensu, jedynie do pracy się jakoś zmuszam chodzić. Nie mogę spać w nocy, nie chce mi się jeść, bo ciągle o niej, o nich myślę. Możecie mnie zmieszać z błotem, że się nie starałem to sobie zasłużyłem. Że jestem niezdecydowany i to moja wina. Pewnie będziecie mieć rację, zbyt późno dojrzałem i zrozumiałem, że naprawdę ją kocham. Ale chciałem sie po prostu przed kimś wygadać.
Skoro nie było tu od początku bliskości to na czym chciales budowac małżeństwo?
Nie chciała Cię a Ty nie chciałeś jej. Nie grało od początku.
Uważałem, że skoro jesteśmy tyle czasu razem to jednak oboje jestesmy podobni i nam pasuje taki związek. Jak się okazało nie do końca. Może nie było bliskości ale na pewno była przyjaźń i lojalność.
Współczuję Ci, bo to trudny dla Ciebie czas. Nie rób nic na siłę... Jeśli dziewczyna ma do Ciebie jakieś uczucia, to wróci. A Ty cierpliwie nie rób nic na siłę. Spróbuj zająć się sobą choć pewnie to trudne......Nie rozmyślaj o byłej i jej nowym związku. Przypomnij sobie te chwile, gdy miałeś wątpliwości co do waszego związku.......to była intuicja......Powodzenia zyczę
Ty musisz już zacząć żyć swoim życiem . Co do jej prośby to bym się wogole tym nie przyjmował tylko mówił jak jest tyle . Zaniedbałeś trochę to wszystko i Ona trochę to wykorzystała ale nie patrz na to czego ona chce tylko patrz na siebie . Jak ktoś się zapyta to mów jak jest i tyle . Przecież Ona ma Cię już w nosie .
Dziękuje za odpowiedzi. Ciężko jest przestać myśleć, a najgorsze, że człowiek ma w głowie ciągle tylko te miłe wspomnienia. Mimo, że mówię sobie jak to wyglądało ostatnio i nie byliśmy szczęśliwi to i tak zaraz przesłania to jakieś miłe wspomnienie. Zastanawiam się czy nie pójść do jakiegoś psychologa czy to w czymkolwiek pomoże, może macie z tym jakieś doświadczenia? Zastanawiam się czy jest sens, czy będę w stanie w ogóle rozmawiać na taki temat z kimś obcym. I może ma mnie w nosie, ale mimo wszystko chce być fair i nie chce rozpowiadać, że już się pocieszyła kimś innym. Całą sytuację utrudnia fakt, że mimo mojej wyprowadzki mieszkamy bardzo blisko siebie. Chcąc nie chcąc co najmniej dwa razy dziennie w drodze do pracy przejeżdżam obok niej.
Mogę ci jedynie współczuję bo to faktycznie jest trudna sytuacja.
Między wami nie był bliskości. Ale każdy związek jest inny tak naprawdę.
Poza tym jeśli dwoje ludzi spotkać się dobiorą się w parę zbyt dużej bliskości między nimi nie ma to jest tylko i wyłącznie ich sprawa.
To pasowało bo gdyby nie pasowało Gdyby ci już zostawiła.
Spora część kobiet potrzebuje bliskości Jeśli nie ma tego w związku to one po prostu zostawiają takiego faceta i szukają innego który Da im to czego pragną.
Zwróć uwagę Proszę związki nieformalne zawsze częściej się rozpadają już małżeństwa sakramentalne.
Dzieje się tak dlatego że ślub kościelny to nie jest tylko papierek.
To jest sakrament w którym łączy dwoje ludzi.
Kościół o tym mówi od lat ludzie nie zwracają kompletnie uwagie.
Żyłeś w związku nieformalnym i za każdym razem kiedy uprawialiście seks dochodziło do grzechu ciężkiego.
Grzech ciężki jest trucizną która powoli niszczy związki.
Dlatego jeśli Spojrzysz na statystyki ludzi jest więcej żyjących w związkach nieformalnych tym tym bardziej te związki się rozpadają.
To co opisuje to czysta statystyka.
Ale potwierdza to co mówi kościół katolicki.
Grzech ciężki działa toksycznie na związki.
Cóż, jakoś mi się żyje raz lepiej raz gorzej. Gadaliśmy kilka razy i w zasadzie wszystko sobie wyjaśniliśmy, wiemy na czym stoimy tzn nie ma szans na powrót. Mimo wszystko jeszcze sobie tego w głowie nie poukładałem i chwilami mam momenty załamania. Jednak chciałem się was jeszcze poradzić w pewnej sprawie. Mieszkamy na wsi, bardzo blisko siebie, jej rodzice również. Dziś byłem u nich, chciałem pożyczyć sprzęt do małego remontu w domu. Bardzo sie lubiliśmy z jej rodzicami więc stwierdziłem, że pożyczę zamiast kupować na wiercenie paru dziurek. Jak najbardziej sprzęt pożyczony, troche pogadaliśmy, widzę, że im też szkoda tego co się stało. Zapraszali mnie abym wpadał częściej na herbate itp. Przy okazji niedoszły teść miał pare pytań o sprzęt rolniczy. Tzn w czasie gdy byliśmy razem pomgałem im troche w gospodarstwie i obsługiwałem niektóre sprzęty. Teraz też jej ojciec pytał czy bliżej wiosny, gdybym miał chwile czasu nie wpadłbym pomóc lub chociaż pokazać jak tam się obsługuje pewna maszyne. Powiedziałem, że jasne chętnie pomogę, bo do tej pory ja to robiłem i on z racji wieku nie bardzo ogarnia. Wiem, że pewnie powiecie, że powinienem sie totalnie odciąć, ale czy uważacie, że jest możliwe utrzymanie dobrych kontaktów czy np taka pomoc z jej rodzicami? Wiem, że móże kiedyś albo znajdę nową dziewczynę bądź się wyprowadzę i nie będę sobie już tym głowy zawracał. Ale póki na razie tu mieszkam czy to złe gdybym im troche pomógł przynajmniej na razie? Zwłaszcza, ze ja też lubiłem tą pracę maszynami. Może to głupie, ale chciałem się tym z kimś podzielić..
A jak sie bedziesz czul jak w trakcie tej pomocy wpadniesz na nią i jej nowego faceta?
Jak sie bedziesz czul z nimi rozmawiajac?
Ja jestem za odcieciem calkowitym. To przede wszystkim pomoze Tobie. Skorzystaj z tego ze masz taka mozliwosc i nie lacza Was dzieci ktore musza iwidywac dziadkow.
[post przeniesiony]
Witajcie. Miałem już swój temat odnośnie rozstania, było to jakiś czas temu, dokładnie ponad rok. Stwierdziłem, że założę ten temat, bo może ktoś przechodził coś podobnego i mi coś doradzi, podpowie. Mianowicie tak jak wspomniałem, rozstałem się z dziewczyną ponad rok temu po prawie 7 letnim związku. Wydawało się, że coś się między nami wypaliło, jednak jak się okazało od razu praktycznie pojawił się u niej ktoś nowy. Po czasie dowiedziałem się, że spotykała sie też z nim już wcześniej.
Próbowałem coś robić ze sobą, jeździłem na wycieczki, zapisałem się na siłownię, nawet kilka razy spotkałem się z innymi dziewczynami, jednak problem pozostaje. Dokładnie, nie umiem cieszyć się swoim życiem, brak mi jakiegokolwiek celu, motywacji aby robić cokolwiek. Do tej pory wydawało mi się, że jestem trochę egoistą, jednak kiedy byłem w związku motywowało mnie to że jesteśmy razem, że cokolwiek robię to dla nas. Teraz od rozstania nawet rzeczy które kiedyś sprawiały radość, teraz cieszą tylko chwilę bądź wcale. Po prostu nie chce mi się robić czegokolwiek, bo nie widzę w tym sensu, a jak już coś robię to mechanicznie. Dodatkowo mój dołek pogłębia fakt, że mieszkam niedaleko ex, praktycznie po sąsiedzku. Mieszkamy na wsi, więc wychodząc z domu często widzę jej podwórko. Przykład z dziś, piękna pogoda więc wyszedłem z domu porobić cokolwiek, jednak po chwili zauważyłem ją z jej obecnym, jak coś też działają u siebie. Nie dałem rady, rozpłakałem się i wróciłem do domu. Chciałem się komuś wygadać, stąd ten post. Pomyślicie pewnie, co ze mnie za facet, że beczy po jakiejś dziewczynie, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Chciałem coś w końcu zmienić, tzn zmienić pracę abym mógł się przeprowadzić, bo mam dość tego miejsca, ale akurat wyskoczył ten głupi wirus i wszystko wywrócił do góry nogami. Z tym nic nie zrobię, ale może ktoś podpowie, co mógłbym zrobić aby zacząć w końcu żyć normalnie i cieszyć się swoim życiem?
Znajduj zajęcie dla rąk i daj czasowi czas. Gdzieś z "mądrości internetowych" wyczytałam, że dochodzenie do siebie po związku może trwać nawet połowę czasu spędzonego w związku. Ja sama po związku 14-letnim zbierałam się 6 lat. Tak więc, głowa do góry i powodzenia!
12 2020-03-29 19:20:51 Ostatnio edytowany przez Pronome (2020-03-29 19:23:40)
Moj drogi, czasami rok to za malo, aby dojsc do siebie po rozstaniu.
Ale jest pewne ale.... Aby rozpoczac proces zdrowienia musisz zaakceptowac fakt, ze was juz nie ma od roku, koniec, finito.
Teraz zastanow sie, czy spozytkowales ten rok dobrze: pogodziles sie z roztaniem, zaczales dbac o siebie i swoja przyszlosc,
zmieniles prace na lepsza i lepiej platna, poczyniles jakies inwestycje, schudles, doksztalcieles sie, zbudowales miesnie, nowe relacje i miejsca?
Mysle, ze ona na pewno tak, poszla do przodu, nie oglada sie na przeszlosc.
Musisz zaakceptowac fakt, ze ten zwiazek juz sie skonczyl, a jak epidemia sie uspokoi to koniecznie zmien prace.
Zmien miejsce zamieszkania, nie chodz do jej rodzicow, bo po co? W imie czego? Nic cie juz z nimi nie wiaze.
To obcy ludzie, maja swoje zycie, tak samo jak i ty. Po co rozdrapujesz rany.
I teraz jeszcze jedno... To od ciebie zalezy ile czasu bedziesz sie z w tym babral.
Mozna zyc i czuc ten dyskomfort, a jednoczesnie wzrastac i zbudowac nowe, lepsze zycie. W koncu to nieprzyjemne odczucie minie.
Mozna tez ''udawac'' przed samym soba, ze sie pogodzilo z sytuacja, cos nowego sie robi, a skrycie pielegnowac sentyment i podgladac ex.
Brak ci sensu zycia, bo go nie budujesz w sobie, nie szukasz autentycznych zrodel zasilania.
Sensem zycia powinny byc dla ciebie teraz nowe rzeczy, ktore sprawia ci radosc, polepsza twoje zycie, pokaza nowy swiat i sprawia, ze bedziesz szczesliwy tam gdzie jestes, a nie w tkwieniu myslami o ''ex i wasz nieistniejacym juz zwiazku''.
To od ciebie zalezy tylko, jak twoje zycie ci sie pouklada.
Twoja ex wziela swoje zycie w rece, skonczyla zwiazek, ktory jej nie satysfakcjonowal i znalazla nowego mezczyzne i jest dawno w innym swiecie.
Ona dziala, a Ty stoisz w miejscu.
Przeszlosci juz nie ma. Jest tylko dzis i jutro.
13 2020-03-30 13:10:32 Ostatnio edytowany przez niktinny (2020-03-30 13:13:13)
Mozna tez ''udawac'' przed samym soba, ze sie pogodzilo z sytuacja, cos nowego sie robi, a skrycie pielegnowac sentyment i podgladac ex.
Przeszlosci juz nie ma. Jest tylko dzis i jutro.
Dziękuję za wasze odpowiedzi. Właśnie dokładnie takie mam odczucie, że "stoję w miejscu". Choć chyba głównie dlatego, że oszukuję sam siebie, rzeczywistość wygląda chyba tak jak w zacytowanym fragmencie. Tylko nie wiem jak to zmienić skoro wydaje mi się że sie pogodziłem z tym rozstaniem. Odpowiadając na pytanie myślę, że zmarnowałem ten rok. Tzn dużo podróżowałem, bo to sprawia mi radość, ale przez to wydałem sporo pieniędzy. W nic nie zainwestowałem, nic za bardzo nie zmieniłem. Jedyne co to po rozstaniu spadła mi bardzo samoocena więc założyłem aparat ortodontyczny na krzywe zęby, zapisałem się też na siłownię. Chodziłem regularnie kilka miesięcy, teraz ze wzgledu na sytuacje nie mogę. Teraz też dopiero się zebrałem aby zdobyć nowe uprawnienia i zmienić pracę na bardziej dochodową ponieważ chciałbym dążyć do własnego mieszkania, domu. O ile w ogóle można coś teraz planować. Nie za bardzo widzę możliwości do nawiązania nowych relacji, więc to tym bardziej mnie przygniata, taki strach przed samotnością, że tak już zostanie. Przede wszystkim chciałbym po prostu normalnie żyć i cieszyć się tym co mam, bo jak na razie to głupie przelotne zauważenie ex nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Po prostu na nic nie mam ochoty więc ciężko mi próbować nowych rzeczy i szukać w tym sensu. Wiem, że wspominałem o tym wcześniej, ale nie odwiedzam jej rodziców, nie obserwuje jej na portalach społecznościowych, staram się nie babrać w tych wspomnieniach, jednak nie umiem wyrzucić tego z głowy. Mimo tego że dobrze wiem, że jest tak jak piszesz Pronome, ona poszła do przodu i mnie zostawiła daleko za sobą. Jednak może to po prostu jeszcze za wcześnie, tak jak piszę Symbi. Jest jeszcze jedna opcja, moze po prostu jestem jakiś skrzywiony. Moja ex kilka razy mi mówiła, że nie potrafię się cieszyć teraźniejszością tylko często tkwię w przeszłości, lub właśnie myślę o tym co dopiero będzie, kiedy czekałem na jakąś wycieczkę czy coś w tym stylu.
14 2020-03-30 13:26:48 Ostatnio edytowany przez Pronome (2020-03-30 13:28:33)
Dziękuję za wasze odpowiedzi. Właśnie dokładnie takie mam odczucie, że "stoję w miejscu". Choć chyba głównie dlatego, że oszukuję sam siebie, rzeczywistość wygląda chyba tak jak w zacytowanym fragmencie. Tylko nie wiem jak to zmienić skoro wydaje mi się że sie pogodziłem z tym rozstaniem. Odpowiadając na pytanie myślę, że zmarnowałem ten rok. Tzn dużo podróżowałem, bo to sprawia mi radość, ale przez to wydałem sporo pieniędzy. W nic nie zainwestowałem, nic za bardzo nie zmieniłem. Jedyne co to po rozstaniu spadła mi bardzo samoocena więc założyłem aparat ortodontyczny na krzywe zęby, zapisałem się też na siłownię. Chodziłem regularnie kilka miesięcy, teraz ze wzgledu na sytuacje nie mogę. Teraz też dopiero się zebrałem aby zdobyć nowe uprawnienia i zmienić pracę na bardziej dochodową ponieważ chciałbym dążyć do własnego mieszkania, domu. O ile w ogóle można coś teraz planować. Nie za bardzo widzę możliwości do nawiązania nowych relacji, więc to tym bardziej mnie przygniata, taki strach przed samotnością, że tak już zostanie. Przede wszystkim chciałbym po prostu normalnie żyć i cieszyć się tym co mam, bo jak na razie to głupie przelotne zauważenie ex nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Po prostu na nic nie mam ochoty więc ciężko mi próbować nowych rzeczy i szukać w tym sensu. Wiem, że wspominałem o tym wcześniej, ale nie odwiedzam jej rodziców, nie obserwuje jej na portalach społecznościowych, staram się nie babrać w tych wspomnieniach, jednak nie umiem wyrzucić tego z głowy. Mimo tego że dobrze wiem, że jest tak jak piszesz Pronome, ona poszła do przodu i mnie zostawiła daleko za sobą. Jednak może to po prostu jeszcze za wcześnie, tak jak piszę Symbi. Jest jeszcze jedna opcja, moze po prostu jestem jakiś skrzywiony. Moja ex kilka razy mi mówiła, że nie potrafię się cieszyć teraźniejszością tylko często tkwię w przeszłości, lub właśnie myślę o tym co dopiero będzie, kiedy czekałem na jakąś wycieczkę czy coś w tym stylu.
Hej, z tego co opisujesz, nie do konca zmarnowales ten rok.
Natomiast zabijaja cie twoje przekonania, ktore zasilaja tylko emocje zwiazane z: lekiem, niemoca, zalem, utrata, bolem etc.
Ktorego wilka chcesz karmcic? Tego dobrego czy zlego?
Podroze, to jedna z lepszych inwestycji w siebie.
Oczywiscie mozna pojechac do Azji, i zamiast chlonac calym soba inna kulture, mozna powiedziec tylko: ale tu brudno.
To samo jest z innymi miejscami. Mozna zobaczyc, a nie widziec, mozna slyszec, a nie uslyszec.
Ty po po prostu jestes do szpiku kosci przesiakniety neurotyzmem!
Tacy ludzie odpychaja, bo ciagle tylko babrza sie w negatywnych przekonaniach, nic tez za bardzo nie chca zmieniac.
Wola siedziec i narzekac, a to nie inspiruje i nie zapala ludzi wokol ciebie.
Walcz z tym! Zbuduj nowego czlowieka, lepsza przyszlosc.
Jesli taki byles w tym zwiazku, to nie dziw sie, ze dziewczyna uciekla do innego.
Duzo powinno Ci sie teraz wyjasnic wzgledem tego, dlaczego wasz zwiazek sie rozpadl.
Dzialaj, pracuje nad swoim systemem przekonan, neurotyzmem, systeme myslowym.
Czlowiek to energia, jesli twoja energia jest ciezka, ciemna, nudna, to takie bedziesz mial zycie, i takich ludzi i miejsca przyciagniesz do siebie.
Ty po po prostu jestes do szpiku kosci przesiakniety neurotyzmem!
Tacy ludzie odpychaja, bo ciagle tylko babrza sie w negatywnych przekonaniach, nic tez za bardzo nie chca zmieniac.
Wola siedziec i narzekac, a to nie inspiruje i nie zapala ludzi wokol ciebie.
Walcz z tym! Zbuduj nowego czlowieka, lepsza przyszlosc.
Jesli taki byles w tym zwiazku, to nie dziw sie, ze dziewczyna uciekla do innego.
Duzo powinno Ci sie teraz wyjasnic wzgledem tego, dlaczego wasz zwiazek sie rozpadl.
Dzialaj, pracuje nad swoim systemem przekonan, neurotyzmem, systeme myslowym.
Czlowiek to energia, jesli twoja energia jest ciezka, ciemna, nudna, to takie bedziesz mial zycie, i takich ludzi i miejsca przyciagniesz do siebie.
Czytając definicję neurotyzmu, faktycznie jakbym w większości czytał o sobie, szczerze nawet nie wiedziałem, że jest coś takiego. Tym bardziej jednak skoro po kilku postach dochodzisz do wniosku, że jestem neurotykiem do szpiku kości, to czy w ogóle jest możliwa zmiana? Da się zmienić swoje cechy osobowości aż tak znacząco?
niktinny napisał/a:Dziękuję za wasze odpowiedzi. Właśnie dokładnie takie mam odczucie, że "stoję w miejscu". Choć chyba głównie dlatego, że oszukuję sam siebie, rzeczywistość wygląda chyba tak jak w zacytowanym fragmencie. Tylko nie wiem jak to zmienić skoro wydaje mi się że sie pogodziłem z tym rozstaniem. Odpowiadając na pytanie myślę, że zmarnowałem ten rok. Tzn dużo podróżowałem, bo to sprawia mi radość, ale przez to wydałem sporo pieniędzy. W nic nie zainwestowałem, nic za bardzo nie zmieniłem. Jedyne co to po rozstaniu spadła mi bardzo samoocena więc założyłem aparat ortodontyczny na krzywe zęby, zapisałem się też na siłownię. Chodziłem regularnie kilka miesięcy, teraz ze wzgledu na sytuacje nie mogę. Teraz też dopiero się zebrałem aby zdobyć nowe uprawnienia i zmienić pracę na bardziej dochodową ponieważ chciałbym dążyć do własnego mieszkania, domu. O ile w ogóle można coś teraz planować. Nie za bardzo widzę możliwości do nawiązania nowych relacji, więc to tym bardziej mnie przygniata, taki strach przed samotnością, że tak już zostanie. Przede wszystkim chciałbym po prostu normalnie żyć i cieszyć się tym co mam, bo jak na razie to głupie przelotne zauważenie ex nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Po prostu na nic nie mam ochoty więc ciężko mi próbować nowych rzeczy i szukać w tym sensu. Wiem, że wspominałem o tym wcześniej, ale nie odwiedzam jej rodziców, nie obserwuje jej na portalach społecznościowych, staram się nie babrać w tych wspomnieniach, jednak nie umiem wyrzucić tego z głowy. Mimo tego że dobrze wiem, że jest tak jak piszesz Pronome, ona poszła do przodu i mnie zostawiła daleko za sobą. Jednak może to po prostu jeszcze za wcześnie, tak jak piszę Symbi. Jest jeszcze jedna opcja, moze po prostu jestem jakiś skrzywiony. Moja ex kilka razy mi mówiła, że nie potrafię się cieszyć teraźniejszością tylko często tkwię w przeszłości, lub właśnie myślę o tym co dopiero będzie, kiedy czekałem na jakąś wycieczkę czy coś w tym stylu.
Hej, z tego co opisujesz, nie do konca zmarnowales ten rok.
Natomiast zabijaja cie twoje przekonania, ktore zasilaja tylko emocje zwiazane z: lekiem, niemoca, zalem, utrata, bolem etc.
Ktorego wilka chcesz karmcic? Tego dobrego czy zlego?
Podroze, to jedna z lepszych inwestycji w siebie.
Oczywiscie mozna pojechac do Azji, i zamiast chlonac calym soba inna kulture, mozna powiedziec tylko: ale tu brudno.
To samo jest z innymi miejscami. Mozna zobaczyc, a nie widziec, mozna slyszec, a nie uslyszec.
Ty po po prostu jestes do szpiku kosci przesiakniety neurotyzmem!
Tacy ludzie odpychaja, bo ciagle tylko babrza sie w negatywnych przekonaniach, nic tez za bardzo nie chca zmieniac.
Wola siedziec i narzekac, a to nie inspiruje i nie zapala ludzi wokol ciebie.
Walcz z tym! Zbuduj nowego czlowieka, lepsza przyszlosc.
Jesli taki byles w tym zwiazku, to nie dziw sie, ze dziewczyna uciekla do innego.
Duzo powinno Ci sie teraz wyjasnic wzgledem tego, dlaczego wasz zwiazek sie rozpadl.
Dzialaj, pracuje nad swoim systemem przekonan, neurotyzmem, systeme myslowym.
Czlowiek to energia, jesli twoja energia jest ciezka, ciemna, nudna, to takie bedziesz mial zycie, i takich ludzi i miejsca przyciagniesz do siebie.
Pronome ja to się cieszę jak pojawia się na forum osoba z takim nastawieniem i podejściem do życia jak Ty ja mam podobne wyćwiczone i wypracowane postawy .
Nikinny znamy się trochę z innego wątku tu na forum i nie uważam żebyś zmarnował cały rok bez sensu jak sam widzisz jest osądzanie siebie samego i porównywanie swoich osiągnięć po rozstaniu do innych osób .
Nie ma jednego jedynie słusznego wzorca dla Ciebie z zewnątrz.
Sposoby które stosowałeś do tej pory na radzenie i nieradzenie sobie z emocjami, przestały działać po prostu część z nich to tylko i wyłącznie uniki i znieczulacze niby proste sposoby tak zwane sprawdzone a inne po prostu przestają działać bo zmęczyły i znużyły ciebie.Nie szukaj nowych, nie staraj i nie próbuj- znajduj je ot tak i żyj, bez wyobrażanie sobie jak powinieneś się czuć opór to złudzenia i projekcje lęków na przyszłość sprawiły że stanąłeś w miejscu i chodzisz w kółko.
Myślenie o wymazywaniu przeszłości,wspomnień,zapominaniu ,tworzeniu sobie obrazu jakiejś durnej obojętności,klinicznej absolutnie neutralnej bez uczuć to pułapki robienie sobie z tych pułapek celu jest błędne i mylne bo jak widzisz czujesz się fatalnie w przeważającej mierze i w konsekwencji napotykasz na mur a to między innymi dlatego że takie sztuczki z pamięcią to "klasyczne" prymitywne wypieranie ,które powoduje tylko wzmocnienie wspomnień i sentymentów ukrywa zagłusza je ale to nie znika oraz stosunku do nich i do ciebie szamoczesz się i miotasz miedzy tymi rzeczami a to tylko myślenie.
Wiele z tych określeń o odcinaniu to skróty myślowe ale targetowane bywają odruchowo dosłownie i tworzą jakąś niedoścignioną ideę i wzór do naśladowania są jednak formami ucieczki a nie przeżywania.
Konfrontacja być może ze złością gniewem urazą chyba Ciebie czeka Twoje przygnębienie i smutek prawdopodobnie ją spowodowane stłumionymi żalami, złością ,udawaniem że już załatwiłeś gniew ,pretensje, rozczarowanie i tym podobne emocje które uznałeś za złe.
Wiele wzorców i stereotypowych mimowolnych odruchowo uruchamianych oczekiwań i przekonań wymaga weryfikacji w Tobie one są błędna dlatego czujesz się jak teraz .Sporo tego tm jeszcze w Tobie jest urządzasz się z tym i przystosowujesz do życia z chronicznym i notoryczny nieszczęściem w użalaniu się nad sobą robisz chyba z tego taki sztandar chmurę w dziwaczny sposób potrzebną ci do życia .
To pierwszy krok bo nawet jak odkryjesz ten swój system przekonań to on nie zniknie cudownie z pamięci i podświadomości wymagane jest działanie zdecydowane i nie pod przymusem - dobrowolnie i ze zrozumieniem beż dziecinnych półśrodków ,które już nie są na Twoim etapie skuteczne.Pora chyba sięgnąć po coś innego ,bez wmawiania i skakanie od ucieczki do ucieczki ,plastry nie załatwią niczego to też ślepa uliczka .
Nikt nie wie ile to u Ciebie powinno trwać ta żałoba i podnoszenie się .
17 2020-03-30 14:38:53 Ostatnio edytowany przez Pronome (2020-03-30 14:44:56)
Czytając definicję neurotyzmu, faktycznie jakbym w większości czytał o sobie, szczerze nawet nie wiedziałem, że jest coś takiego. Tym bardziej jednak skoro po kilku postach dochodzisz do wniosku, że jestem neurotykiem do szpiku kości, to czy w ogóle jest możliwa zmiana? Da się zmienić swoje cechy osobowości aż tak znacząco?
Tu chodzi moj drogi o przekonania.
System pogladow, nastawienie do zycia, ktore tworzy ci soczewke, przez ktora odbierasz swiat.
Ludzie sobie z tego nie zdaja sprawy, ale w zasadzie poczucie szczescia lub jego brak zalezy w duzej mierze od tego.
Neurotyk mysli, ze cos w zyciu mu sie nalezy (zarobki, kobieta, dofinansowanie etc.), powinno byc stabilne, stale i nerwowo reaguje na zmiany.
A zycie to tylko i wylacznie zmiany i brak gwarancji na cokolwiek. To trzeba zaakceptowac. Zreszta kolejny wybuch pandemii, jest tego idelanym przykladem.
Nikt nie jest w stanie nam niczego zagwarantowac: stabilnosci zwiazku, malzenstwa, pracy, efektywnej gospodarki etc.
Mamy to, na co sie odwazylismy w danej chwili i to, co sami sobie wypracowalismy (proste zeby, wyzsze kwalifikacje zawodowe, miesnie, podroze - jesli chodzi o twoj przypadek i dzialania z ostaniego roku).
Neurotyk tez mysli, ze ma wplyw na innych, na to jak powini myslec, zachowyac sie, dzialac.
A to jest guzik prawda.
Masz wplyw na to, na co realnie masz wplyw: SWOJE MYSLI, DZIALANIA, PRZEKONANIA.
Jak to zrozumiesz, zrozumiesz, ze dziewczyna byla wolna i miala prawo odejsc, w zasadzie podjela trud i wyzwanie, aby swoje zycie zmienic.
Wiedziala, ze nie ma wplywu na ciebie, ciebie nie moze zmienic, nie jest szczesliwa, wiec poszal dzialac tam, gdzie ma wplyw.
Mysle, ze przelomem, przy twoim problemie, bedzie uswiadomienie sobie tych rzeczy i wyprowadzka.
NA TO MASZ REALNY WPLYW, tylko musimy na to chwile jeszcze poczekac (akurat na to nie masz wplywu, tak samo jak na ex)
Skoro jednak każdy zawsze powtarza "bądź sobą" "nie zmieniaj się dla innych" to jak to się ma do mnie i takiej sytuacji? Tzn jeśli faktycznie mógłbym siebie podciągnąć pod definicje neurotyka czy flegmatyka (bo też już o tym dziś poczytałem) to prawdopodobnie zawsze będę miał problem ze znalezieniem partnerki. Bo kto by chciał być z taką osobą. Więc sprowadza się to do zmiany postrzegania świata i swojej osobowości, a tu już wracamy do pierwszego pytania. Tzn lepiej zostać sobą i liczyć na łut szczęścia, że gdzieś się komuś spodobam "taki prawdziwy ja"? Czy próbować być kimś innym, jednak czy tak się da na dłuższą metę? Przepraszam, jeśli czegoś nie zrozumiałem lub źle odebrałem. Nawet jeśli, źle rozumiem wasze odpowiedzi to jestem wdzięczny, że są. Dobrze jest dowiedzieć się jak to wygląda z innego punktu widzenia.
Skoro jednak każdy zawsze powtarza "bądź sobą" "nie zmieniaj się dla innych" to jak to się ma do mnie i takiej sytuacji? Tzn jeśli faktycznie mógłbym siebie podciągnąć pod definicje neurotyka czy flegmatyka (bo też już o tym dziś poczytałem) to prawdopodobnie zawsze będę miał problem ze znalezieniem partnerki. Bo kto by chciał być z taką osobą. Więc sprowadza się to do zmiany postrzegania świata i swojej osobowości, a tu już wracamy do pierwszego pytania. Tzn lepiej zostać sobą i liczyć na łut szczęścia, że gdzieś się komuś spodobam "taki prawdziwy ja"? Czy próbować być kimś innym, jednak czy tak się da na dłuższą metę? Przepraszam, jeśli czegoś nie zrozumiałem lub źle odebrałem. Nawet jeśli, źle rozumiem wasze odpowiedzi to jestem wdzięczny, że są. Dobrze jest dowiedzieć się jak to wygląda z innego punktu widzenia.
To od ciebie zalezy jak chcesz zyc i jakim czlowiekiem byc.
Nikt ci tutaj nie powie co masz robic.
To od ciebie zalezy.
Może jednak macie jakieś przykłady ze swojego otoczenia czy tak się w ogóle da? Tzn nie chce żeby mi ktoś mówił jak mam żyć, chce się tylko dowiedzieć czy w ogóle jest możliwa zmiana swojej osobowości. Chciałbym przestać być takim pesymistą i wrażliwą osobą, która żyje przeszłością. Jednak przy okazji nie chciałbym gdzieś po drodze zatracić siebie i udawać kogoś kim nie jestem.
Może jednak macie jakieś przykłady ze swojego otoczenia czy tak się w ogóle da? Tzn nie chce żeby mi ktoś mówił jak mam żyć, chce się tylko dowiedzieć czy w ogóle jest możliwa zmiana swojej osobowości. Chciałbym przestać być takim pesymistą i wrażliwą osobą, która żyje przeszłością. Jednak przy okazji nie chciałbym gdzieś po drodze zatracić siebie i udawać kogoś kim nie jestem.
Wieczorem Ci coś więcej napiszę odpowiadając na Twój post .
Tylko niech pomyśle ,a myślenie nie jest moja mocną stroną
To obszerny temat ocean - zmian w sobie i nie bardzo mam pomysł od czego zacząć
Najprościej to trza by Ciebie wysłać na terapię .
ale dalej medytuje spokojnie mamy czas.
Bycie ze soba "bo to juz tyle trwa" w momencie kiedy od początku coś nie grało od początku rokowało na katastrofę. Jedyne co ci zostaje to wejsc teraz w zdrowsza relacje.
Może jednak macie jakieś przykłady ze swojego otoczenia czy tak się w ogóle da? Tzn nie chce żeby mi ktoś mówił jak mam żyć, chce się tylko dowiedzieć czy w ogóle jest możliwa zmiana swojej osobowości. Chciałbym przestać być takim pesymistą i wrażliwą osobą, która żyje przeszłością. Jednak przy okazji nie chciałbym gdzieś po drodze zatracić siebie i udawać kogoś kim nie jestem.
Pytasz chyba o zmianę swojego charakteru a nie osobowości- tak to przynajmniej zrozumiałam po wyszczególnieniu pewnych cech, które działają na twoja niekorzyść, czyli wrażliwość, nadmierny pesymizm, lękliwość albo skupianie się na bezsensownej analizie swojej przeszłości.
To raczej cechy twojego charakteru, które ukształtowały twoja osobowość, czyli to, kim jesteś i jakim jesteś człowiekiem.
Ja uważam, że tego nie da się zmienić, bo wrażliwość należałoby zastąpić brakiem wrażliwości, pesymizm optymizmem itd. Chyba się nie da. Ludzie z zaburzeniami osobowości też raczej Potwierdzają tezę, że człowiek się nie zmienia. Można jedynie zmienić swoje zachowania, reakcje, nabyć większą wiedzę na temat ludzi i życia, czyli stawać się coraz mądrzejszym życiowo człowiek em, ale osobowości i charakteru nie da się zmienić. Tak mi się przynajmniej wydaje.
W twoim przypadku wcale nie powinno zależeć ci na zmianie osobowości czy charakteru, bo raz ze tego nie zmienisz, a dwa niby co miałoby ci to dać? "W twoim przypadku chodzi raczej o przejście przez kurs na podstawowa mądrość życiową, bo niestety ale robisz wrażenie człowieka bardzo naiwnego, który nie zna się na ludziach i niepotrafiącego ocenić rzeczywistości. No jednym słowem jesteś za mało pragmatyczny, taki trochę marzyciel z ciebie, a przecież życie jest bardzo twarde, chociaż piękne. Powinieneś też nauczyć się bycia zdrowym egoistą.
Tak sobie pomyślałam o twoim problemie, ale przecież wiem, że mogę nie mieć racji, gdyż bazuje tylko na twoich postach zamieszczonych w wątku.
25 2020-04-02 21:35:49 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-04-02 22:04:10)
niktinny napisał/a:Może jednak macie jakieś przykłady ze swojego otoczenia czy tak się w ogóle da? Tzn nie chce żeby mi ktoś mówił jak mam żyć, chce się tylko dowiedzieć czy w ogóle jest możliwa zmiana swojej osobowości. Chciałbym przestać być takim pesymistą i wrażliwą osobą, która żyje przeszłością. Jednak przy okazji nie chciałbym gdzieś po drodze zatracić siebie i udawać kogoś kim nie jestem.
Pytasz chyba o zmianę swojego charakteru a nie osobowości- tak to przynajmniej zrozumiałam po wyszczególnieniu pewnych cech, które działają na twoja niekorzyść, czyli wrażliwość, nadmierny pesymizm, lękliwość albo skupianie się na bezsensownej analizie swojej przeszłości.
To raczej cechy twojego charakteru, które ukształtowały twoja osobowość, czyli to, kim jesteś i jakim jesteś człowiekiem.
Ja uważam, że tego nie da się zmienić, bo wrażliwość należałoby zastąpić brakiem wrażliwości, pesymizm optymizmem itd. Chyba się nie da. Ludzie z zaburzeniami osobowości też raczej Potwierdzają tezę, że człowiek się nie zmienia. Można jedynie zmienić swoje zachowania, reakcje, nabyć większą wiedzę na temat ludzi i życia, czyli stawać się coraz mądrzejszym życiowo człowiek em, ale osobowości i charakteru nie da się zmienić. Tak mi się przynajmniej wydaje.
W twoim przypadku wcale nie powinno zależeć ci na zmianie osobowości czy charakteru, bo raz ze tego nie zmienisz, a dwa niby co miałoby ci to dać? "W twoim przypadku chodzi raczej o przejście przez kurs na podstawowa mądrość życiową, bo niestety ale robisz wrażenie człowieka bardzo naiwnego, który nie zna się na ludziach i niepotrafiącego ocenić rzeczywistości. No jednym słowem jesteś za mało pragmatyczny, taki trochę marzyciel z ciebie, a przecież życie jest bardzo twarde, chociaż piękne. Powinieneś też nauczyć się bycia zdrowym egoistą.
Tak sobie pomyślałam o twoim problemie, ale przecież wiem, że mogę nie mieć racji, gdyż bazuje tylko na twoich postach zamieszczonych w wątku.
Mniej więcej o to chodzi ,zmienianie siebie to rozwijanie,a nie wymaganie od siebie jakiejś doskonałości albo przeciwieństwa tego co się w sobie uznaje za zepsute,gorsze,słabsze.Przez jakieś cuda niewidy sztuki magiczne i jakieś akrobacje z natychmiastową przemianą
Chodzi o poszerzanie i wyćwiczenie innych sposobów myślenia o sobie i innych poznanie tego jak się myśli i czuje.
Generalnie to rozwój,rozwijanie, dorastanie w wyznaczonych kierunkach a nie doskonałość, to wymaganie od siebie idealności jest błędem, choć często gęsto słownie deklarowane wszem i wobec "że nikt nie jest doskonały", inaczej się ma to do wewnętrznych podświadomych zwykle niewłaściwie, uwarunkowanych przekonań na ogół w dzieciństwie w domu i niestety w szkole.Wszelkie wzorce przekonania te mylne, błędne niby pewniki idee te ,które szkodzą wewnątrz zatruwają i takie które niby są pewne i pozornie pomagają widzieć świat są stereotypowe, nawykowe a nawet nałogowe w takim schematycznym myśleniu bywają ograniczeniami to takie utrwalone koleiny tak samo stosunek do samego siebie samoocena i poczucie wartości to można stale rozszerzać, rozwijać,a nie w kółko potwierdzać utrwalać opinie o sobie czy wobec świata innych ludzi.Przemieszane to jest z tym co w nas dobre mądre,przytomne i zdrowe - rozpoznanie co jest co to sztuka.
Kwestą jest tez co kto uważa za zmianę i jaka ona ma być czy rewolucyjna/natychmiastowa czy nie .
Myślę że wymagania w stosunku do siebie bycia idealnym taki perfekcjonizm psychologiczny, często są przyczyną neurotycznych zachowań,postawy i uczuć towarzyszących temu np.frustracja,rozczarowanie niechęć do siebie itp.Rozwój zaczyna się od akceptacji siebie z wszystkim,poznanie i zrozumienie jest najważniejsze.
Ćwiczenie i wyrabianie dyscypliny oraz samoświadomości to bardzo indywidualna sprawa ,dobrze ją zacząć od uczenia się uczuć i ich obserwowania, nazywania ,wyrażania .Zdrowy egoizm to asertywność nie ma nic wspólnego z arogancją ,chamstwem bezczelnością czy agresją, ale wyrobienie w sobie pewnej stanowczości jest możliwe poprzez zmianą zachowań i myślenia.Nie ma też asertywność nic wspólnego z uległością ,uniżonością fałszywą skromnością itp a bywa źródłem wielu przykrości, a te przykre uczucia są nawykowo tłumnie i znowu dobrze zaopiekować się sobą żeby sobie i innym zdrowo odpuścić a nie udawać czy cięgle połykać żaby rozpoznawanie granic wrażliwości tolerancji i cierpliwości wytrzymałości jest ważne to dają doświadczenia życiowe wnikliwie i uważnie obserwowane.
Niw musisz będąc człowiekiem z natury swojej uprzejmym robić z siebie aroganta i cham żeby czuć się sobą i dobrze.
Twoje cechy to równie dobrze twoje wady lub zalety świadomość wyborów jest w tym ważna bez tego gadania do siebie że ja to zawsze albo nigdy .
Niektóre cechy osobowości i charakteru bywają silne i trudne do ruszenia wtedy dobrze nauczyć się po prostu z nimi żyć tak żeby sobie nie szkodzić i nie krzywdzić innych to szeroki temat.Wymaga też to czasu bo nawet jak niektóre mechanizmy się dostrzeże to one nie znikają same z siebie.
Nie da się tak łatwiutko o tym napisać oraz gotowców niema w formie papki.
Dziękuje wam wszystkim za odpowiedzi. Trochę mi rozjaśniliście co nie co o psychologii i osobowości. Dzięki wam przynajmniej odkryłem, że są definicje na takich ludzi jak ja Dzięki temu wiem też co jest mocną stroną mojej osobowości, a co wręcz przeciwnie. Spróbuję może się uda jakoś z tym powalczyć, aby stać się choć trochę lepszą wersją samego siebie.
Może jednak macie jakieś przykłady ze swojego otoczenia czy tak się w ogóle da? Tzn nie chce żeby mi ktoś mówił jak mam żyć, chce się tylko dowiedzieć czy w ogóle jest możliwa zmiana swojej osobowości. Chciałbym przestać być takim pesymistą i wrażliwą osobą, która żyje przeszłością. Jednak przy okazji nie chciałbym gdzieś po drodze zatracić siebie i udawać kogoś kim nie jestem.
Może też spróbuję po mojemu to wytłumaczyć.
Być sobą, żeby ktoś pokochał mnie takim, jakim jestem, czy się zmieniać? Czy zmienianie się jest sztuczne i nie jest już byciem sobą? To zależy.
Najpierw taki fizyczny przykład dla zobrazowania: chodzenie na siłownię.
- można nie chodzić na siłownię, bo przecież kobieta ma pokochać mężczyznę takim, jaki jest. Wtedy jest się sobą.
- można nie chodzić na siłownię, bo się zwyczajnie tego nie lubi. Wtedy jest się sobą.
- można chodzić na siłownię z musu. Wtedy nie jest się sobą.
- można chodzić na siłownię, bo się lubi ćwiczyć i mieć wysportowaną sylwetkę. Wtedy zmieniając swój wygląd/siłę/sprawność/kondycję jest się sobą, bo robi się to dlatego, że się tego chce.
Czyli ważne jest kryterium "chcę/nie chcę".
Jeśli masz jakąś cechę, której w sobie nie lubisz i chcesz ją zmienić, to zmieniając ją jesteś sobą, bo robisz to dlatego, że tego chcesz. Albo jak jest cecha, którą na przykład ktoś Ci imponuje i też chciałbyś ją w sobie wyćwiczyć, to również zmieniając się pozostaniesz sobą, bo będziesz to robił dlatego, że tego chcesz. Jeśli coś w sobie zmieniasz/ćwiczysz dlatego, że tego chcesz, to pozostajesz sobą Mi się na przestrzeni lat bardzo dużo udało w sobie zmienić, jestem zupełnie inną osobą, niż kiedyś. I jeszcze wiele chciałabym w sobie przepracować. To jest ten rozwój, o którym wspominał paslawek. Ale to wszystko wynikało z tego, że sama wewnętrznie tego chciałam. Więc zmieniając się, nawet nie tyle zostaję sobą, co właśnie dopiero świadomie staję się sobą. Fajne to jest
Tak więc moim zdaniem, jeśli chcesz przestać być pesymistą i zbyt wrażliwą osobą , to zmieniając to, pozostaniesz sobą.
Może też spróbuję po mojemu to wytłumaczyć.
Być sobą, żeby ktoś pokochał mnie takim, jakim jestem, czy się zmieniać? Czy zmienianie się jest sztuczne i nie jest już byciem sobą? To zależy.Najpierw taki fizyczny przykład dla zobrazowania: chodzenie na siłownię.
- można nie chodzić na siłownię, bo przecież kobieta ma pokochać mężczyznę takim, jaki jest. Wtedy jest się sobą.
- można nie chodzić na siłownię, bo się zwyczajnie tego nie lubi. Wtedy jest się sobą.
- można chodzić na siłownię z musu. Wtedy nie jest się sobą.
- można chodzić na siłownię, bo się lubi ćwiczyć i mieć wysportowaną sylwetkę. Wtedy zmieniając swój wygląd/siłę/sprawność/kondycję jest się sobą, bo robi się to dlatego, że się tego chce.
Czyli ważne jest kryterium "chcę/nie chcę".Jeśli masz jakąś cechę, której w sobie nie lubisz i chcesz ją zmienić, to zmieniając ją jesteś sobą, bo robisz to dlatego, że tego chcesz. Albo jak jest cecha, którą na przykład ktoś Ci imponuje i też chciałbyś ją w sobie wyćwiczyć, to również zmieniając się pozostaniesz sobą, bo będziesz to robił dlatego, że tego chcesz. Jeśli coś w sobie zmieniasz/ćwiczysz dlatego, że tego chcesz, to pozostajesz sobą
Mi się na przestrzeni lat bardzo dużo udało w sobie zmienić, jestem zupełnie inną osobą, niż kiedyś. I jeszcze wiele chciałabym w sobie przepracować. To jest ten rozwój, o którym wspominał paslawek. Ale to wszystko wynikało z tego, że sama wewnętrznie tego chciałam. Więc zmieniając się, nawet nie tyle zostaję sobą, co właśnie dopiero świadomie staję się sobą. Fajne to jest
![]()
Tak więc moim zdaniem, jeśli chcesz przestać być pesymistą i zbyt wrażliwą osobą , to zmieniając to, pozostaniesz sobą.
Dziękuję za tą odpowiedź. Świetnie to wytłumaczyłaś, tak, że nawet ja zrozumiałem To jest tak proste, że faktycznie dopiero teraz do mnie dotarło. Tzn wiem, że zmiany nie są proste, ale faktycznie skoro sami ich chcemy to jak ich już dokonamy, pozostaniemy sobą