Witajcie. Wahałam się, gdzie umieścić temat... i czy w ogóle pisać jeszcze cokolwiek "od siebie", bo zdaje się, że niektórzy mieli mnie już dość na forum, a i ja sama za mocno się zagalopowałam ze swoim gadulstwem. Zwróciłam jednak uwagę na pewne swoje destrukcyjne zachowania, które uniemożliwiają mi stworzenie związku i chciałabym o tym pogadać, zasięgnąć jakiejś mądrej rady.
Gdy kogoś poznaję, ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, czuję obawy, podejrzliwość, a nawet agresję. Dobrze to ilustruje nawiązana w ostatnich dniach znajomość.
Zaczęła się od tego, że siedziałam sama w pustym domu i zapragnęłam kontaktu z ludźmi, rozmowy, może właśnie znajomości. Weszłam sobie na miejscowy czat, nie obiecując sobie po nim zbyt wiele, a jednak... Trafił się rozmówca na poziomie, sympatyczny i konkretny. Ponieważ jednak musiałam niebawem kończyć pogawędkę, zaproponowałam numer gadu-gadu, ten zasugerował telefon. Nie bawiąc się w ceregiele, wymieniliśmy się numerami. Poszło kilka sms-ów, a ponieważ nienawidzę tego żmudnego klikania, zaproponowałam rozmowę. Rozmawiamy więc.
Pan jest sympatyczny, rozmowny, pogodny i życzliwy (tak przynajmniej się prezentuje). Dużo starszy, ale uczciwie sobie powiedzieliśmy, że wszystko się okaże "w praniu", bo nie uznaję założeń czynionych z góry, że ja to tylko z brunetami, że nigdy z inwalidą ani ze starszym panem. Muszę trochę poznać, pogadać, zobaczyć i wtedy dopiero wiem, jakie emocje kto we mnie budzi. Jesteśmy oboje zgodni co do tego, że nie każda znajomość musi kończyć się w alkowie czy na ślubnym kobiercu, wartość ma także koleżeństwo, przyjaźń.
Podoba mi się takie postawienie sprawy, a jednak...
Kurczę, jestem nieufna! Boję się, że zapewnienia o przyjaźni to "ściema", a w gruncie rzeczy facet jest taki jak "wszyscy" - zainteresowany nie mną, ale chwilą przyjemności, przygodą, swoją korzyścią. Drażni mnie okropnie, gdy wspomina, że chętnie by mi pomógł w zmaganiach z urządzaniem się w nowym mieszkaniu, paleniem w piecu, odpowietrzaniem kaloryferów itp. Pojawia się myśl: "O, następny chce mi się wtarabanić do domu z butami, a przecież się nie znamy. To za szybko, za dużo!!! Uciekać!!!!". Pojawia się zdenerwowanie, złość, wręcz agresja, bo byłam wczoraj po takim jego dictum bardzo dla pana niemiła, szorstka, opryskliwa. Zauważył moje zdenerwowanie, a mimo to nie wycofał się, zaproponował rozmowę o czymś innym. Stwierdził jednak, że widzi jak mi ciężko (sporo emocji kosztuje mnie zmaganie się z nieznanymi do niedawna trudnościami dnia codziennego), chciałby mi pomóc ze zwykłej życzliwości, ale ja buduję mur ; nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć.
Boję szybkiego tempa, chciałabym mieć czas na oswojenie się z tym człowiekiem, zweryfikowanie telefonicznego kontaktu na jakimś neutralnym gruncie, w kawiarni, ewentualnie na spacerze ulicami miasta. Nie chcę obcego zapraszać do domu!!! Nie chcę też, jak mi zaproponował, by mnie obwoził po swoim mieście, choć uwielbiam i zwiedzanie, i jego urocze miasteczko, w którym bywam rzadko, choć to niedaleko.
I takie mam, kurrrka wodna, poczucie, że ja uciekam, a on mnie przypiera do muru. Korci mnie chwilami zupełnie uciąć kontakt, ale trochę mi szkoda. On z kolei, choć ponawia propozycje, nie nalega, mówi, że będzie jak chcę i że równie dobrze możemy sobie pozostać parą kumpli na telefon, uszanuje to, a mieszka sam i brakuje mu towarzystwa. Niby zwyczajnie, po ludzku, a ja i tak się najeżam, reaguję na wyrost. Widzę to u siebie nie po raz pierwszy.
1 2019-01-23 13:10:10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-23 13:16:37)
2 2019-01-23 13:37:29 Ostatnio edytowany przez Klio (2019-01-23 13:37:56)
Witajcie. Wahałam się, gdzie umieścić temat... i czy w ogóle pisać jeszcze cokolwiek "od siebie", bo zdaje się, że niektórzy mieli mnie już dość na forum, a i ja sama za mocno się zagalopowałam ze swoim gadulstwem. Zwróciłam jednak uwagę na pewne swoje destrukcyjne zachowania, które uniemożliwiają mi stworzenie związku i chciałabym o tym pogadać, zasięgnąć jakiejś mądrej rady.
Gdy kogoś poznaję, ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, czuję obawy, podejrzliwość, a nawet agresję. Dobrze to ilustruje nawiązana w ostatnich dniach znajomość.
Zaczęła się od tego, że siedziałam sama w pustym domu i zapragnęłam kontaktu z ludźmi, rozmowy, może właśnie znajomości. Weszłam sobie na miejscowy czat, nie obiecując sobie po nim zbyt wiele, a jednak... Trafił się rozmówca na poziomie, sympatyczny i konkretny. Ponieważ jednak musiałam niebawem kończyć pogawędkę, zaproponowałam numer gadu-gadu, ten zasugerował telefon. Nie bawiąc się w ceregiele, wymieniliśmy się numerami. Poszło kilka sms-ów, a ponieważ nienawidzę tego żmudnego klikania, zaproponowałam rozmowę. Rozmawiamy więc.
Pan jest sympatyczny, rozmowny, pogodny i życzliwy (tak przynajmniej się prezentuje). Dużo starszy, ale uczciwie sobie powiedzieliśmy, że wszystko się okaże "w praniu", bo nie uznaję założeń czynionych z góry, że ja to tylko z brunetami, że nigdy z inwalidą ani ze starszym panem. Muszę trochę poznać, pogadać, zobaczyć i wtedy dopiero wiem, jakie emocje kto we mnie budzi. Jesteśmy oboje zgodni co do tego, że nie każda znajomość musi kończyć się w alkowie czy na ślubnym kobiercu, wartość ma także koleżeństwo, przyjaźń.
Podoba mi się takie postawienie sprawy, a jednak...
Kurczę, jestem nieufna! Boję się, że zapewnienia o przyjaźni to "ściema", a w gruncie rzeczy facet jest taki jak "wszyscy" - zainteresowany nie mną, ale chwilą przyjemności, przygodą, swoją korzyścią. Drażni mnie okropnie, gdy wspomina, że chętnie by mi pomógł w zmaganiach z urządzaniem się w nowym mieszkaniu, paleniem w piecu, odpowietrzaniem kaloryferów itp. Pojawia się myśl: "O, następny chce mi się wtarabanić do domu z butami, a przecież się nie znamy. To za szybko, za dużo!!! Uciekać!!!!". Pojawia się zdenerwowanie, złość, wręcz agresja, bo byłam wczoraj po takim jego dictum bardzo dla pana niemiła, szorstka, opryskliwa. Zauważył moje zdenerwowanie, a mimo to nie wycofał się, zaproponował rozmowę o czymś innym. Stwierdził jednak, że widzi jak mi ciężko (sporo emocji kosztuje mnie zmaganie się z nieznanymi do niedawna trudnościami dnia codziennego), chciałby mi pomóc ze zwykłej życzliwości, ale ja buduję mur ; nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć.
Boję szybkiego tempa, chciałabym mieć czas na oswojenie się z tym człowiekiem, zweryfikowanie telefonicznego kontaktu na jakimś neutralnym gruncie, w kawiarni, ewentualnie na spacerze ulicami miasta. Nie chcę obcego zapraszać do domu!!! Nie chcę też, jak mi zaproponował, by mnie obwoził po swoim mieście, choć uwielbiam i zwiedzanie, i jego urocze miasteczko, w którym bywam rzadko, choć to niedaleko.
I takie mam, kurrrka wodna, poczucie, że ja uciekam, a on mnie przypiera do muru. Korci mnie chwilami zupełnie uciąć kontakt, ale trochę mi szkoda. On z kolei, choć ponawia propozycje, nie nalega, mówi, że będzie jak chcę i że równie dobrze możemy sobie pozostać parą kumpli na telefon, uszanuje to, a mieszka sam i brakuje mu towarzystwa. Niby zwyczajnie, po ludzku, a ja i tak się najeżam, reaguję na wyrost. Widzę to u siebie nie po raz pierwszy.
Nakręcasz się, bo nie mówisz wprost czego chcesz, a czego nie chcesz. On Ci coś proponuje, a Ty lawirujesz w rozmowie i wijesz jak piskorz, chcąc w jakiś podprogowy sposób przekazać mu, że nie dziękuję, że za wcześnie, że cośtam. Sam fakt zaproponowania Ci czegoś, czego nie chcesz denerwuje Cię, bo masz problemy ze spokojnym, acz asertywnym odmawianiem. To, że musisz postawić komuś granicę, powiedzieć nie dziękuję, już wprowadza Cię w nerwowy nastrój. A potem już idzie lawina, bo on z Twoich znaków dymnych domyśla się, że jest coś nie tak, ale nie jest w stanie odczytać co. Masz poczucie winy, że 1. odmawiasz, a 2. że odmawiasz nie wprost, tylko lawirując. To poczucie winy generuje agresję, którą kierujesz i na siebie i na niego. Rozwiązaniem jest niekręcenie filmów w głowie; nauczenie się, że możesz odmawiać i nie jest to nic złego; nauczenie się odmawiania wprost i mówienia wprost, bo zaoszczędzi Ci to nerwów i poczucia winy. Taktyka „domyśl się” wykańcza Ciebie i z czasem wykończy i jego.
Więcej luzu w tym przypadku nie oznacza trzymanie się na wielki dystans i oczekiwanie na zranienie...
To tyle moich obserwacji na podstawie tego postu. Zaznaczam, że tylko tego, więc pole obserwacyjne jest ograniczone. Na forum jest parę osób, które poznało Cię lepiej, więc one może dołożą garść swoich obserwacji, być może trafniejszych.
Bardzo ladnie Klio napisala moim zdaniem i w punkt. To dobrze ze facet wykazuje inicjatywy -oby wiecej takich wokoło! Powiedz mu o swoich uczuciach to nie bedzie wymyslal w glowie domysłów tylko bedzie wiedzial na czym stoi.
Więcej bezpośredniej komunikacji, a mniej znaków dymnych i będzie dużo lepiej.
Piegowata, tak jak tu pisano - trzeba nauczyć się odmawiać, kulturalnie i spokojnie. A jeśli boisz się wprost powiedzieć "nie", to rada jest taka - mów "nie" jak najczęściej. Zobaczysz wówczas, że to nic strasznego, że owszem, jakiś cwaniak/dureń się obrazi i pójdzie sobie na dobre, ale normalny nadal przy tobie będzie i zrozumie. A biorąc pod uwagę twój ładny styl, na pewno potrafisz zakomunikować swoją niechęć w elegancki, najmożliwiej przyjemny dla odbiorcy sposób.
A facet wygląda na cwaniaka.
Z tego wynika, że jeszcze nie widziałaś faceta na oczy, on ciebie też nie widział, a już składa propozycje pomocy z twoimi piecykami w twoim domciu i daje tobie "gwarancje" uprzyjemnienia w twoim domciu ogólnego klimatu. No cusz, heh. Czy przynajmniej zaproponował, że podjedzie do twojego miasta i zaprosił cię na kawę do kawiarni, czy od razu z grubej rury przeszedł do wspaniałych zapewnień i ustaleń dot. waszego wspólnego funkcjonowania?
A jeślibyście się spotkali i wasz wzajemny odbiór byłby zupełnie wbrew wcześniejszym wrażeniom i rozmowom, obietnicom i ustaleniom? Niby ktoś starszy powinien być bardziej doświadczony życiowo, a on sobie sprawy nie zdaje i z taką łatwością płonnie zapewnia?
To tak: facet niemłody, więc nie można wykluczyć, że szuka miłej pani, której - owszem - z piecykiem pomoże, jednak licząc, że owa miła pani poczęstuje go przy tej okazji obiadeczkiem, z czasem może nawet zaproponuje mu pranie jego gatków i skarpeteczek i rajtuzków i kalesoneczków - no nie można wykluczyć takich jego intencji. (A może ma jeszcze bardziej niecne myśli.) Starszy pryk wchodzi sobie na czata... Gdyby chodziło mu o znalezienie kogoś do pogadania, to poszedłby na spacer do parku czy kościółka i ponawijał z jakimiś kobiecinami. A on chyba taki cwany lisek i dobrze wie, po co wszedł na tego czata.
No i nie znasz jego sytuacji rodzinno-formalnej, więc nic o nim nie wiesz.
No i jeszcze taka na boku uwaga - on jest dużo starszy. Przypuśćmy, że się zwiążecie. To co będzie za lat 5/10/20/30 - ty jeszcze młoda i w pełni sprawna, a on w stanie geriatrycznym, i co? Będziesz jego pielęgniarką? Może on ma właśnie takie intencje... przyjemnie się w na resztę życia ustawić. Zresztą intencje te są jak najbardziej normalne dla wielu ludzi po przejściach, tylko ciebie w tym wszystkim może być szkoda, boś jeszcze młoda... on niech sobie szuka milej pani w swoim wieku.
6 2019-01-23 17:45:03 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-01-23 17:45:14)
Jakby zgadzam się z powyższymi wypowiedziami, ale mam też watpliwości/
Bo jestem zdziwiona, że jeszcze się na oczy nie widzieliście a facet juz zna Twoje życiowe bolączki
i to dobrze o nim świadczy, że nie uznał Ciebie za marudę, która szuka faceta do pomocy i nie ulotnił się, ale jeszcze oferuje swoją pomoc.
7 2019-01-23 18:22:32 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-23 18:26:21)
Również uważam że Klio napisała mądrze i konkretnie. Dziękuję za odpowiedzi.
Z dwoma ostatnimi postami nie do końca się zgodzę. Facet zna moje życiowe sprawy, bo zwyczajnie rozmawiam o tym, czym aktualnie żyję. Wczoraj na przykład zadzwonił w momencie, gdy mocowałam się z piecem i kaloryferami, więc temat rozmowy wynikł naturalnie. Natomiast geriatria to sprawa względna. Zdarza się, że ciężka choroba dopada w młodym wieku i też trzeba stawić jej czoła. Wiem coś o tym, latem zmarł mój bardzo schorowany były mąż raptem 2 lata starszy ode mnie. z kolei moja koleżanka z pracy ma bardzo fajnego męża który dobiega już 60-ki, a posturą wciąż przypomina młodego chłopaka, jest aktywny i wysportowany.
Nie chcę z góry skreślać być może wartościowej znajomości. Zresztą uważam, że jak iść przez życie razem to w zdrowiu i chorobie, w biedzie i tak dalej, byle był wzajemny szacunek. A przede wszystkim jeszcze nikt niczego nikomu nie obiecał, ale nie chcę po raz kolejny w swoim życiu przekreślić szans.
Nie chcę z góry skreślać być może wartościowej znajomości. Zresztą uważam, że jak iść przez życie razem to w zdrowiu i chorobie, w biedzie i tak dalej, byle był wzajemny szacunek. A przede wszystkim jeszcze nikt niczego nikomu nie obiecał, ale nie chcę po raz kolejny w swoim życiu przekreślić szans.
Popieram takie podejście. Tego się trzymaj i szklanki do połowy pełnej, bo z Twojego poprzedniego postu powiało pustką w szklance Nie wiem jakie masz doświadczenia życiowe, więc może niełatwo będzie Ci przyjąć pozytywną perspektywę, choćby w tym przypadku, ale daj sobie na to szansę. Nie zakładaj czarnych scenariuszy i negatywnych intencji, kryjących się za jego propozycjami. Być może po prostu słysząc, że masz jakieś kłopoty ma odruch pomocy, jest generalnie opiekuńczym typem człowieka. Czy tak jest wyjdzie w praniu, ale łatwiej przełamać Ci będzie lody w stos. do niego i do innych, jeśli założysz, że ma raczej pozytywne intencje, niż negatywne. W ten sposób nie będziesz się też tak negatywnie nakręcała, a odmowa w jakiejkolwiek kwestii nie będzie dla Ciebie prawie, że zerwaniem znajomości, bo w głowie powstał już film na temat jego zamachu na Twoją niezależność, bądź film z serii chce mnie wykorzystać. Podziękuj za chęć pomocy, doceń fakt jej ofiarowania, ale jeśli nie chcesz jej przyjąć odmów po prostu. Czyjeś dobre intencje nie oznaczają przymusu przyjęcia propozycji. Jeśli chcesz to odmowę możesz dodatkowo wyjaśnić, mówiąc wprost, że chcesz aby znajomość rozwijała się na razie na neutralnym gruncie.
Dawaj znać jak Ci idzie
9 2019-01-23 20:12:20 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-01-23 20:14:45)
Natomiast geriatria to sprawa względna. Zdarza się, że ciężka choroba dopada w młodym wieku i też trzeba stawić jej czoła. Wiem coś o tym, latem zmarł mój bardzo schorowany były mąż raptem 2 lata starszy ode mnie. z kolei moja koleżanka z pracy ma bardzo fajnego męża który dobiega już 60-ki, a posturą wciąż przypomina młodego chłopaka, jest aktywny i wysportowany.
Nie chcę z góry skreślać być może wartościowej znajomości. Zresztą uważam, że jak iść przez życie razem to w zdrowiu i chorobie, w biedzie i tak dalej, byle był wzajemny szacunek. A przede wszystkim jeszcze nikt niczego nikomu nie obiecał, ale nie chcę po raz kolejny w swoim życiu przekreślić szans.
No ta geriatria to chyba jednak nie do końca taka względna sprawa, i nie miałam na myśli nawet pana w okolicach lat 60 ile od około 65 -75 w górę - bo wtedy chyba forma bardzo wyraźnie zaczyna spadać, bez względu na wcześniejszy tryb życia.
I wiesz co, ja pisałam z własnego punktu widzenia, co ja bym mogła w takiej sytuacji sama pomyśleć - i pomyślałabym, że w pewnym wieku nienajmłodszym, mając już na koncie różne doświadczenia życiowe, powinno się mądrze podchodzić do spraw i bardziej iść w realizację tych konstruktywnych pomysłów, niż wprowadzać w życie te destruktywne. A związanie się z kimś dużo starszym - no nie oszukujmy się - jest destruktywne i będzie wiązać się później z tym, że będzie się mu po pieluchomajty do apteki biegać, bo może nie być już w aż takich siłach. Jak również mogą powoli odpadać inne wspólnie realizowane atrakcje, bo dla niego zrobi się to zbyt męczące.
Więc ja osobiście będąc w twojej sytuacji zadałabym sobie pytanie: ile by mogło zostać tego wspólnego życia mającego jakąś sensowną jakość?
Oczywiście przyjmując, że nie umrzecie oboje przez min. 10-20 lat.
No chyba ze strzeli nagle wielka jedyna prawdziwa miłość - to tak. Ale jeśli miałby być to związek, w którym dominuje mdławe miłoscio-lubienie, to nie dość, że to dopiero pachnie desperacją, ale i takie uczucia darzyć do kogoś można na odległość i mieć święty spokój, a tylko spotykać się miło na kawkę, dopóki to drugie będzie żyło i kojarzyło. A z tego twojego pierwszego postu wybrzmiała jakaś niechęć do pana, który nie ma wyczucia... więc oby, jak poprzedniczka pisała, był on spowodowany tym, ze człowiek jest po prostu pomocny, a nie cwany.
No i zawsze możesz jeszcze pomyśleć o swoich wcześniejszych intuicjach - jeśli kogoś dopiero poznawałaś i miałaś jakieś tam skojarzenia, to czy one się potwierdzałay, czy nie.
A co do kolejnych metod mówienia "nie" - choć ta akurat bardziej do zastosowania twarzą w twarz: gdy ktoś coś proponuje, to można po prostu grzecznie i z uśmiechem na ustach od razu zaproponować coś tam innego. Bez tłumaczeń, jeśli kogoś propozycja nie była do końca na miejscu. Bardzo dobra metoda, bo gdy ktoś zacznie się pytać o powody, to juz wiesz, że ktoś totalnie jest bez wyczucia i w ogóle nie ma sensu już nim dłużej... ;-)
Myślę, że powinnaś spotkać się z tym człowiekiem i naocznie przekonać się czy pociagalby cię jako mężczyzna. Nie chodzi o to, żebyś zaczęła od pójścia z nim do łóżka, lecz o to, by faceta zobaczyć.
Na tym etapie znajomości niepotrzebnie tworzysz w głowie jakieś mity i przez to doprowadzasz się do takiego stanu, jakbyś już była z nim w związku. Analizujesz, cieszysz się, to za chwilę złościsz albo oburzasz- przecież to bez sensu. Póki co jest tylko nieznajomy, z którym masz telefoniczny kontakt. Facet powiedział ci, że jeśli wyjdzie tak, że będziecie tylko telefonicznymi znajomymi, to jemu i tak będzie miło, bo czuję się samotny, więc nie ma problemu. I ja takie postawienie sprawy rozumiem, bo lepiej mieć kogoś, do kogo można zadzwonić i chwilę pogadać niż siedzieć samotnie w czterech ścianach i mieć do kogo buzi otworxyc.
Pytanie tylko do cuebie- czy ty potrafilabys tak normalnie podejść do takiej telefonicznej znajomości? Obawiam się, że nie potrafilabys, bo zamiast na luzie z nim rozmawiać ty snulabys domysły i podejrzewała Bogu ducha winnego człowieka o nie wiadomo jakie to złe zamiary. Wyluzuj trochę i spotkaj się z nim.
11 2019-01-23 22:44:32 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-01-23 23:09:45)
Sorry, wtrącę się jeszce.
bo zamiast na luzie z nim rozmawiać ty snulabys domysły i podejrzewała Bogu ducha winnego człowieka o nie wiadomo jakie to złe zamiary. Wyluzuj trochę i spotkaj się z nim.
aha, a który normalny człowiek zapewnia obcą osobą z czata o swojej przyjaźni? Ulle, sama byś tak zapewniała? Sama zaoferowałabyś się obcej osobie z czatu, że chętnie jej pomożesz w domowych obowiązkach? ... No nie wiem, skoro on czuje tak nieodpartą potrzebę bycia pomocnym, to niech się zapisze do caritasów... ciekawe czemu jeszcze tego nie zrobił.
Kurczę, jestem nieufna! Boję się, że zapewnienia o przyjaźni to "ściema",
Drażni mnie okropnie, gdy wspomina, że chętnie by mi pomógł w zmaganiach z urządzaniem się w nowym mieszkaniu, paleniem w piecu, odpowietrzaniem kaloryferów itp.Zauważył moje zdenerwowanie, a mimo to nie wycofał się, zaproponował rozmowę o czymś innym. Stwierdził jednak, że widzi jak mi ciężko (sporo emocji kosztuje mnie zmaganie się z nieznanymi do niedawna trudnościami dnia codziennego), chciałby mi pomóc ze zwykłej życzliwości,
Dobra, jeszcze dopiszę. Jasne, spotkać się w kawiarni i zobaczyć jaki on jest. Może po prostu jest to jakiś zbyt przesadny typ.
Piegowata, gdyby co, to powiedz mu, że bez kawy nie dostanie dostępu do twojego piecyka. O!
12 2019-01-23 23:52:19 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-01-23 23:55:21)
Jakby zgadzam się z powyższymi wypowiedziami, ale mam też watpliwości/
Bo jestem zdziwiona, że jeszcze się na oczy nie widzieliście a facet juz zna Twoje życiowe bolączki
i to dobrze o nim świadczy, że nie uznał Ciebie za marudę, która szuka faceta do pomocy i nie ulotnił się, ale jeszcze oferuje swoją pomoc.
Z dwoma ostatnimi postami nie do końca się zgodzę.
A przepraszam, z czym dokładnie w moim poście się nie zgadzasz?
Z tym, że jestem zdziwiona, że się na oczy nie widzieliście a już facet zna Twoje życiowe bolączki?
Czy z tym, że dobrze oceniam jego postawę, wyrażającą się w chęci niesienia pomocy?
Czy może z tym, że zgadzam się z moimi przedmówcami?
Jakbyś mi wyjaśniła to będę wdzięczna i sobie wnioski na przyszłość wyciągnę.
13 2019-01-24 00:40:42 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-24 00:52:33)
Jak najbardziej zamierzamy się spotkać, prawdopodobnie w najbliższą niedzielę. Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi i zdajemy sobie sprawę, że nie ma sensu tworzyć wyobrażeń. A może nam zupełnie nie zaiskrzy? Jak najbardziej akceptuję wtedy zwykłe koleżeństwo czy przyjaźń. Są w moim życiu tego rodzaju relacje i dają mi sporo satysfakcji.
Wiem, że jeśli ten pan jest uczciwy, to już go lubię za pogodę ducha i kontaktowość. Doceniam że liczy się z moimi emocjami, bo dziś podczas rozmowy zauważyłam to wyraźnie.
Marakujko, ten pan jeszcze nad grobem nie stoi Ja zresztą też nie pierwszej młodości.
Marakujko, ten pan jeszcze nad grobem nie stoi
Ja zresztą też nie pierwszej młodości.
Ale będzie stał. I teoretycznie dużo szybciej, niż ty.
Dobra, upierdliwa jestem, wim, i odkrywam amerykę na nowo ... ale nie mogę się powstrzymać, no nie mogę tak bardzio.
Bo ja tam zawsze sobie myślałam, że im bardziej człek dorosły i starszy, tym lepiej będzie umiał nie dokładać sobie zbędnych obowiązków.
Pisałaś, że on jest "starszy" - i to brzmiało, jakby miał co najmniej 60 lat, a na pewno nie mniej niż 55. W końcu "starszy pan". A ty, patrząc na twój nick (o ile jest prawdziwy), masz dużo mniej.
Po prostu o ile przez pewien czas moglibyście prawdopodobnie normalnie, wspólnie funkcjonować, o tyle po tym czasie będziecie na dwóch różnych etapach życiowych - ty prawdopodobnie w niezłej formie, a on w stanie "podaj mi kapcie i gazetkę, bo sam już nie mam siły po nie sięgnąć". A jeśli chciałabyś gdzieś pojeździć, gdzieś pójść, coś pozwiedzać, to zamiast tego pójdziesz co najwyżej do apteki po te pampersy (a one ważą). No chyba że sama gdzieś pojedziesz... ale nie balabyś się go zostawić samego? A nóż coś przypali i wywoła pożar.
Dobra, kończę. Miłego popołudnia.
15 2019-01-24 13:51:18 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-01-24 13:51:36)
Piegowata76! Nie wiem, dlaczego zignorowałam mój post. Może tylko jesteś nieuprzejma ;-), a może zorientowałaś się, że nie było w nim treści, od których musiałabyś się odżegnywać.
To chyba pokazuje to, co gdzieś już tutaj padło, że sobie wkręcasz filmy po powierzchownych wypowiedziach, negatywnie interpretujesz z pozoru neutralne treści albo skupiasz się na ich wybranym fragmencie bez uwzględnienia całego kontekstu, co Ci zaczernia dosłownie obraz.
Tyle ode mnie.
16 2019-01-24 13:53:59 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-24 13:55:04)
Magdaleno, odpowiedziałam zbiorowo na wszystkie posty. Jeśli coś umknęło, powtórz UPRZEJMIE pytanie.
Pozdrawiam uprzejmie nad wyraz
Magdaleno, odpowiedziałam zbiorowo na wszystkie posty. Jeśli coś umknęło, powtórz UPRZEJMIE pytanie.
Pozdrawiam uprzejmie nad wyraz
Wystarczy przescrollować do góry, ale wtedy straciłabyś szanse na złośliwość. Nie trudź się już, bo mam Ciebie dość.
Piegowata'76 napisał/a:Marakujko, ten pan jeszcze nad grobem nie stoi
Ja zresztą też nie pierwszej młodości.
Ale będzie stał. I teoretycznie dużo szybciej, niż ty.
![]()
Dobra, upierdliwa jestem, wim, i odkrywam amerykę na nowo... ale nie mogę się powstrzymać, no nie mogę tak bardzio.
![]()
Bo ja tam zawsze sobie myślałam, że im bardziej człek dorosły i starszy, tym lepiej będzie umiał nie dokładać sobie zbędnych obowiązków.
Pisałaś, że on jest "starszy" - i to brzmiało, jakby miał co najmniej 60 lat, a na pewno nie mniej niż 55. W końcu "starszy pan". A ty, patrząc na twój nick (o ile jest prawdziwy), masz dużo mniej.
Po prostu o ile przez pewien czas moglibyście prawdopodobnie normalnie, wspólnie funkcjonować, o tyle po tym czasie będziecie na dwóch różnych etapach życiowych - ty prawdopodobnie w niezłej formie, a on w stanie "podaj mi kapcie i gazetkę, bo sam już nie mam siły po nie sięgnąć". A jeśli chciałabyś gdzieś pojeździć, gdzieś pójść, coś pozwiedzać, to zamiast tego pójdziesz co najwyżej do apteki po te pampersy (a one ważą). No chyba że sama gdzieś pojedziesz... ale nie balabyś się go zostawić samego? A nóż coś przypali i wywoła pożar.
Dobra, kończę. Miłego popołudnia.
Marakujko, zawsze można wyjść lub wyjechać z koleżanką. Nawet z mężem nie chodziłam krok w krok, bywałam sama w kinie na przykład, bo gust filmowy mieliśmy odmienny. I choć był stosunkowo młody, często czuł się źle, niejedną noc zarwałam, gdy chorował. To dla mnie zakichany obowiązek partnera, oczekuję tego samego, gdy znajdę się po drugiej stronie barykady. Życie to nie tylko atrakcje.
Pan jest kilkanaście lat starszy ode mnie, a ja mam 42 lata. Jak już wspomniałam, nie obiecuję ani jemu, ani sobie niczego, po prostu trzeba się poznać. A życie lubi zaskakiwać, więc nie chcę zamykać możliwości przez stawianie jakichś sztucznych granic. Dlatego chcę zapanować nad swoimi odruchowymi reakcjami. Tego dotyczy mój wątek, a nie czy pan jest odpowiednim kandydatem do wspólnego życia.
Rozsądek rozsądkiem, ale wyrachowania bardzo nie lubię.
Piegowata'76 napisał/a:Magdaleno, odpowiedziałam zbiorowo na wszystkie posty. Jeśli coś umknęło, powtórz UPRZEJMIE pytanie.
Pozdrawiam uprzejmie nad wyrazWystarczy przescrollować do góry, ale wtedy straciłabyś szanse na złośliwość. Nie trudź się już, bo mam Ciebie dość.
Dziewczyno, ty normalna jesteś?
Sorry, teraz to już naprawdę pozwolę sobie na nieuprzejmość.
I żegnam.
20 2019-01-24 15:27:15 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-01-24 16:09:50)
To dla mnie zakichany obowiązek partnera, oczekuję tego samego, gdy znajdę się po drugiej stronie barykady. Życie to nie tylko atrakcje.
Dlatego chcę zapanować nad swoimi odruchowymi reakcjami. Tego dotyczy mój wątek, a nie czy pan jest odpowiednim kandydatem do wspólnego życia.
Rozsądek rozsądkiem, ale wyrachowania bardzo nie lubię.
Odnośnie twoich reakcji to po prostu zastanów się na spokojnie, z czego one mogą wynikać - może aż tak się boisz stracić z kimś kontakt, boisz się, ze ktoś się na ciebie na dobre obrazi, że gdy rozmowa przebiega nie do końca po twojej myśli, to tak się boisz nie zgodzić z kimś, że te nerwy cię zjadają, a przy okazji przenoszą się na rozmówcę. A może jesteś niestabilna emocjonalnie i po prostu jakakolwiek niezgodniość z kimkolwiek lub z czymkolwiek wywołuje w tobie jakiś rodzaj agresji - wówczas trzeba by było się z tego podleczyć. Nie wiem - moze wcześniej o tym już tu pisano, ale warto się zastanowić od tej strony, bo szczegółowe metody już miałaś podane. Dopiszę jeszcze: a moze to też jakaś forma narcyzmu? A może tak bardzo zależy tobie na "trzymaniu poziomu, klasy", że boisz się wejść we wszelkie dyskusje, bo obawiasz się, ze wyjdzie, iż nie jesteś osobą z klasą ale "z klaską" co najwyżej. - Więcej nie pomogę, bo nie znam cię z wyjątkiem paru postów rozrzuconych gdzieś po forum. To już ty wiesz najlepiej i sama musisz to zanalizować.
A co do wyrachowania, to przykro mi, ale sobie wypraszam. Nie tyle o wyrachowania mi szło, ile bardziej zdawanie sobie sprawy i korzystanie z możliwości wyboru, czy chciałoby się uwiązać zupełnie świadomie "zakichanymi obowiązkami" czy nie. (Poza tym skoro on jest starszy, to ten zakichany obowiązek szybciej spadnie na ciebie, niż na tego gostka).
A wracam znów do tego, bo bardzo mi się podobają rady od P.I., a zwłaszcza Jacentego... Ja tam twój wstępniak, jednak dość długi i średnio zwięzły, potraktowałam nie tylko jako prośbę o konkretne rady w konkretnej jednej sprawie, ale także jako pewną chęć ujęcia tematu w nieco szerszej perspektywie. Inaczej, można było zagadnienie potraktować w dwóch, góra trzech zdaniach. A jeśli dołożyć do tego takie powiedzonko, - bo niby tak bywa - że "gdy kobieta chce porady, to nie chce tak naprawdę porady, tylko chce się po prostu wyżalić i wal tam wszystko, co jako tako w temacie", to łoooboś.
EOT
21 2019-01-24 16:29:03 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-24 18:21:09)
Przepraszam, Marakujko, jeśli tym "zakichanym obowiążkiem" poczułaś się urażona. Chcialam wzmocnić swoją wypowiedź. Uważam, że nad pewnymi sprawami się nie dyskutuje i nie filozofuje - są oczywiste. Są zasady - dla chrześcijan dekalog, a dla innych zwykła ludzka przyzwoitość.
Ja sobie nie stwarzam scenariuszy na temat związku. Na to jeszcze za wcześnie. Ja po prostu chcę wyjść naprzeciw drugiemu człowiekowi, z którym złapałam dobry (co oczywiście zweryfikuje czas) kontakt. Jestem go ciekawa, a ewentualnej szansy nie chciałabym zepsuć przez własne stare mechanizmy.
Co do wypowiedzi Piotra i Klio - tego właśnie oczekiwałam: konkretów.
P.S. Nie mówimy też o skrajnościach ; ten pan nie ma jeszcze ani demencji, ani paraliżu. A nikt nam nie zagwarantuje, że Ty czy ja nie obudzimy się jutro sparaliżowane. Ba! że się w ogóle obudzimy.
22 2019-01-27 18:38:10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-27 18:39:58)
Dawaj znać jak Ci idzie :)
Klio, spotkaliśmy się dzisiaj. Pan sympatyczny i kulturalny, ale zupełnie nie pociągający mnie fizycznie. Pewnie jeszcze sobie czasem pogadamy, może nawet się zobaczymy gdy będziemy w swoich miastach, ale nic więcej z tego nie będzie.
Godzinka w kawiarni minęła jednak miło. Doceniam to.
Klio napisał/a:Dawaj znać jak Ci idzie
Klio, spotkaliśmy się dzisiaj. Pan sympatyczny i kulturalny, ale zupełnie nie pociągający mnie fizycznie. Pewnie jeszcze sobie czasem pogadamy, może nawet się zobaczymy gdy będziemy w swoich miastach, ale nic więcej z tego nie będzie.
Godzinka w kawiarni minęła jednak miło. Doceniam to.
Bywa i tak w życiu. Nawet jeśli wasza relacja nie rozwinie się w kierunku romantycznym, to być może obydwoje znaleźliście przyjazną duszę. To już jest bardzo wiele.
24 2019-01-28 14:09:36 Ostatnio edytowany przez Burzowy (2019-01-28 16:15:01)
Na pewno dla niego to też jest bardzo wiele...
Po tej wstawce o gadu-gadu aż sprawdzilam czy post aby nie ma z 10 lat
26 2019-01-28 18:53:43 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-28 18:55:12)
Ano zostało mi gadu-gadu z dawnych czasów. Rzadko teraz z niego korzystam, ale zdarza się.
Klio, przyjaciół i dobrych znajomych nigdy dość.
Burzowy co dokładnie masz na myśli?
27 2019-01-30 12:15:48 Ostatnio edytowany przez Edmund Dantes (2019-01-30 12:16:17)
Piegowata - widzę w tym wszystkim że zrobiłaś trzy bardzo dobre i mądre rzeczy.
1.Bałaś się i wbrew lękowi zrobiłaś coś czego się bałaś.
2.Zamiast przypisywać intencje, po prostu z życzliwą postawą - poznałaś tego człowieka
3.Opanowałaś 'wewnętrzny imperatyw" że 'musisz'.
Efekty : Zapanowanie nad myślotokiem, brak negatywnego nastawienia i związanej z tym agresji.
Dobra robota :-)
28 2019-01-30 12:45:33 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-01-30 12:49:51)
Piegowata - widzę w tym wszystkim że zrobiłaś trzy bardzo dobre i mądre rzeczy.
1.Bałaś się i wbrew lękowi zrobiłaś coś czego się bałaś.
2.Zamiast przypisywać intencje, po prostu z życzliwą postawą - poznałaś tego człowieka
3.Opanowałaś 'wewnętrzny imperatyw" że 'musisz'.Efekty : Zapanowanie nad myślotokiem, brak negatywnego nastawienia i związanej z tym agresji.
Dobra robota :-)
Dziękuję.
Owszem, pracuję nad sobą
A pan naprawdę spoko w rozmowie. Życzyłabym sobie takiego na przyszłość. Czułam życzliwość i pozytywną atmosferę.
Tylko nie zapominaj o naczelnej zasadzie niektórych wypowiadających się w temacie ;-)
Bądź skrajnie podejrzliwa i pewna swoich założeń ;-)
Ludzie są ŹLI!
Żart oczywiście ;-)
Tylko nie zapominaj o naczelnej zasadzie niektórych wypowiadających się w temacie ;-)
Bądź skrajnie podejrzliwa i pewna swoich założeń ;-)
Ludzie są ŹLI!Żart oczywiście ;-)
To wcale nie jest żart. Zasadę ograniczonego zaufania dobrze jest stosować nie tylko na drodze, ale w ogóle w życiu
Edmund Dantes napisał/a:Tylko nie zapominaj o naczelnej zasadzie niektórych wypowiadających się w temacie ;-)
Bądź skrajnie podejrzliwa i pewna swoich założeń ;-)
Ludzie są ŹLI!Żart oczywiście ;-)
To wcale nie jest żart. Zasadę ograniczonego zaufania dobrze jest stosować nie tylko na drodze, ale w ogóle w życiu
Ograniczone zaufanie ma się do wychodzenia z tak katastrofalnymi założeniami na wstępie jak piernik do konstytucji.
Dzialając w ten sposób tylko pogłębia się (najcześciej) istniejący problem, a nie proaktywnie (jak Piegowata) go rozwiązuje. ;-)
Witam sympatyczna Piegowata,
Zajrzałam na to forum i bardzo się cieszę że są tutaj też rodzynki poniżej i to dużo 60+. To tyle w kwestii że się dużo wypowiadasz. To właśnie różnorodność wiekowa daje możliwość porównania swoich doświadczeń i w jakiś sposób udzielenia rady.
Teraz co do tematu chciałbym a boję się: rozumiem Twoją sprzeczności w tej nowej relacji. Serce i dusza chciałyby, ale rozum i prawdopodobnie wcześniejsze przeżycia blokują emocje. Takie pomieszanie z poplątaniem jest uciążliwe dla odbiorcy , z tym że dla wytrwałego to wyzwanie, co z kolei odsiewa tych nastawionych na krótką metę i przyjemność. Każdy człowiek ma jakieś przeżycia w plecaku i stąd indywidualne tempo rozwijania znajomości.
Serdecznie pozdrawiam
33 2019-07-02 11:22:40 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-02 13:49:33)
Lato, dzięki za miłe słowa. Różnie to z moją sympatycznością, ale ponoć potrafię...
Moim marzeniem jest spotkać kogoś, kto moje tempo i granice uszanuje. Zresztą doświadczenie wykazuje, że szacunek i poczucie bezpieczeństwa bardzo otwieranie się ułatwiają i wtedy wszystko dzieje się szybciej, natomiast presja blokuje i zniechęca.
Ze świecą jednak szukać panów, którzy to rozumieją. Mam wrażenie, że większość myśli tylko o sobie. Mam też wrażenie, że po odsianiu chwastów wybór jest znikomy.
No, trudno, nie zamierzam dla związku rezygnować z tego, co dla mnie ważne.
Piegowata Witam
Kluczowe słowa to , "wbrew sobie" z własnego doświadczenia wiem, że "wbrew" się nie sprawdza. To działa na krótką metę, prędzej niż się wydaje poczujesz dyskomfort, który i tak doprowadzi do wycofania się że znajomości.
Również każda z nas ma jakieś oczekiwania i wymagania do ".wybrańca ", niestety z doświadczenia wiem że trzeba jednak trzymać się tych kryteriów, ponieważ obniżenie poprzeczki, nawet jeśli chwilowo pozwala kogoś poznać to taka znajomość będzie mimo wszystko "zamiast".
Wiem niestety że może się to przełożyć na fakt że coraz więcej w naszym życiu pojawia się tych "zamiast". Zakupy zamiast przytulania z miłym, słodycze zamiast miłej rozmowy, winko z koleżanką zamiast upojnego wieczoru, płacz w poduszkę zamiast upojnej nocy itd. Jeżeli ciągnęłam taką znajomość "zamiast" to i życie nie było ani pełne, ani fajne. Wciąż nawet podświadomie wyczuwa się fałsz i dyskomfort związany z tym, że może komuś w ten sposób również robimy krzywdę, a to nigdy nie daje dobrego samopoczucia.
Miła Piegowata
Piegowata Witam
Kluczowe słowa to , "wbrew sobie" z własnego doświadczenia wiem, że "wbrew" się nie sprawdza. To działa na krótką metę, prędzej niż się wydaje poczujesz dyskomfort, który i tak doprowadzi do wycofania się że znajomości.
Również każda z nas ma jakieś oczekiwania i wymagania do ".wybrańca ", niestety z doświadczenia wiem że trzeba jednak trzymać się tych kryteriów, ponieważ obniżenie poprzeczki, nawet jeśli chwilowo pozwala kogoś poznać to taka znajomość będzie mimo wszystko "zamiast".
Wiem niestety że może się to przełożyć na fakt że coraz więcej w naszym życiu pojawia się tych "zamiast". Zakupy zamiast przytulania z miłym, słodycze zamiast miłej rozmowy, winko z koleżanką zamiast upojnego wieczoru, płacz w poduszkę zamiast upojnej nocy itd. Jeżeli ciągnęłam taką znajomość "zamiast" to i życie nie było ani pełne, ani fajne. Wciąż nawet podświadomie wyczuwa się fałsz i dyskomfort związany z tym, że może komuś w ten sposób również robimy krzywdę, a to nigdy nie daje dobrego samopoczucia.
Miła Piegowata
Piegowata Witam
Kluczowe słowa to , "wbrew sobie" z własnego doświadczenia wiem, że "wbrew" się nie sprawdza. To działa na krótką metę, prędzej niż się wydaje poczujesz dyskomfort, który i tak doprowadzi do wycofania się że znajomości.
Również każda z nas ma jakieś oczekiwania i wymagania do ".wybrańca ", niestety z doświadczenia wiem że trzeba jednak trzymać się tych kryteriów, ponieważ obniżenie poprzeczki, nawet jeśli chwilowo pozwala kogoś poznać to taka znajomość będzie mimo wszystko "zamiast".
Wiem niestety że może się to przełożyć na fakt że coraz więcej w naszym życiu pojawia się tych "zamiast". Zakupy zamiast przytulania z miłym, słodycze zamiast miłej rozmowy, winko z koleżanką zamiast upojnego wieczoru, płacz w poduszkę zamiast upojnej nocy itd. Jeżeli ciągnęłam taką znajomość "zamiast" to i życie nie było ani pełne, ani fajne. Wciąż nawet podświadomie wyczuwa się fałsz i dyskomfort związany z tym, że może komuś w ten sposób również robimy krzywdę, a to nigdy nie daje dobrego samopoczucia.
Miła Piegowata
Piegowata Witam
Kluczowe słowa to , "wbrew sobie" z własnego doświadczenia wiem, że "wbrew" się nie sprawdza. To działa na krótką metę, prędzej niż się wydaje poczujesz dyskomfort, który i tak doprowadzi do wycofania się że znajomości.
Również każda z nas ma jakieś oczekiwania i wymagania do ".wybrańca ", niestety z doświadczenia wiem że trzeba jednak trzymać się tych kryteriów, ponieważ obniżenie poprzeczki, nawet jeśli chwilowo pozwala kogoś poznać to taka znajomość będzie mimo wszystko "zamiast".
Wiem niestety że może się to przełożyć na fakt że coraz więcej w naszym życiu pojawia się tych "zamiast". Zakupy zamiast przytulania z miłym, słodycze zamiast miłej rozmowy, winko z koleżanką zamiast upojnego wieczoru, płacz w poduszkę zamiast upojnej nocy itd. Jeżeli ciągnęłam taką znajomość "zamiast" to i życie nie było ani pełne, ani fajne. Wciąż nawet podświadomie wyczuwa się fałsz i dyskomfort związany z tym, że może komuś w ten sposób również robimy krzywdę, a to nigdy nie daje dobrego samopoczucia.
Miła Piegowata
Piegowata Witam
Kluczowe słowa to , "wbrew sobie" z własnego doświadczenia wiem, że "wbrew" się nie sprawdza. To działa na krótką metę, prędzej niż się wydaje poczujesz dyskomfort, który i tak doprowadzi do wycofania się że znajomości.
Również każda z nas ma jakieś oczekiwania i wymagania do ".wybrańca ", niestety z doświadczenia wiem że trzeba jednak trzymać się tych kryteriów, ponieważ obniżenie poprzeczki, nawet jeśli chwilowo pozwala kogoś poznać to taka znajomość będzie mimo wszystko "zamiast".
Wiem niestety że może się to przełożyć na fakt że coraz więcej w naszym życiu pojawia się tych "zamiast". Zakupy zamiast przytulania z miłym, słodycze zamiast miłej rozmowy, winko z koleżanką zamiast upojnego wieczoru, płacz w poduszkę zamiast upojnej nocy itd. Jeżeli ciągnęłam taką znajomość "zamiast" to i życie nie było ani pełne, ani fajne. Wciąż nawet podświadomie wyczuwa się fałsz i dyskomfort związany z tym, że może komuś w ten sposób również robimy krzywdę, a to nigdy nie daje dobrego samopoczucia.
Miła Piegowata
Sorry za tą ilość powtórzeń postów, ale wciąż wyświetlał mi się error
40 2019-07-03 12:58:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-03 13:14:41)
Nie opłaca się obniżać poprzeczki. Jeśli nawet przez chwilę ucieszy nas taki związek, prędzej czy później wyjdą na jaw niespełnione potrzeby, frustracja, niezadowolenie. Już raz weszłam w związek, bo chciałam wreszcie zakosztować życia w parze, bo naokoło było pełno małżeństw, rodzin z dziećmi, koleżanek z chłopakami, a ja czułam się pozbawiona czegoś ważnego. Zaowocowało to życiowym dramatem trzech osób.
Widzę wokół siebie bardzo wiele związków, gdzie próbuje się partnera przerobić, dopasować do swojej wizji, gdzie zamiast miłości jest wzajemna kontrola. Wolę być sama niż zżymać się, że ktoś nie jest taki, jak sobie wymyśliłam. Wolę spotkać kogoś, o kim pomyślę ciepło, pozytywnie i z zachwytem, zamiast zapełniać kimkolwiek puste miejsce u mojego boku.
W związku chcę wolności, ciepła i spokoju, wzajemnej akceptacji i dogadywania się bez walki. Chcę też etapu poznawania się, który często bywał zupełnie ignorowany przez panów, których spotykałam.
Sorry za tą ilość powtórzeń postów, ale wciąż wyświetlał mi się error
No problem
42 2019-07-03 13:36:35 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-03 13:38:08)
Lato, nie chcę związku wbrew sobie, ale tytuł wątku odnosi się raczej do tego, że odnoszę niekiedy wrażenie, że podświadomie bronię się przed związkiem rękami i nogami, choć niby chciałabym jeszcze takowy przeżyć.
Ale to się bierze stąd, że ogromnie, aż do obsesji nie chcę przeżywać niczego niezgodnego ze mną.
Takie błędne koło.
Piegusku
Nic w życiu nie jest pewne, tak jak nikt nie obiecuje że cudnie będzie zawsze . To faktycznie błędne koło, ale pomyśl czy: lepiej przeżyć trudną miłość, niż żałować że się odpuściło w i przeżyło życie w letniej temperaturze. To trochę jak jedzenie bez żadnych przypraw. Łatwo nie jest, ale to Ty nikt inny musisz dokonać wyboru, co nie znaczy że będzie on właściwy. Nikt nie mówił , że życie będzie łatwe. Ale próbować trzeba, aby potem nie mieć żalu do siebie.
Pozdrawiam serdecznie
44 2019-07-03 14:30:10 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-03 15:25:12)
Pytanie, co znaczy trudna miłość. Ktoś na innym wątku napisał, że jeśli związek jest o.k., to i w głowie jest o.k.
O tym marzę - o spokoju, o poczuciu, że jest o.k.
Myślę sobie dzisiaj, że jeśli czułam przy kimś niepokój i dyskomfort - nie działo się to bez powodu, że gdybym wbrew tym uczuciom weszła w relację, żałowałabym tego. Kiedyś miałam w takich sytuacjach skłonności do analizowania, co ze mną nie tak, dziś traktuję te niepokoje jako wskazówki i sygnały.
Tylko zastanawia mnie często, gdzie jest ten balans, złoty środek i rozsądna granica między potrzebą bycia sobą a wyjściem naprzeciw drugiemu człowiekowi.
Modelu dla mnie chyba nie wyprodukowano Tak mawiała moja koleżanka poszukując dla siebie... roweru
Te Twoje niepokojące sygnały co do ewentualnej nowej relacji to intuicyja. Wszystkie jà mamy ,ale nie zawsze potrafimy właściwie interpretować, te nasze przeczucia. Złotego balansu nie ma , bo to Ty go w sobie musisz odnaleźć. Co do braku właściwego modelu, to pomyśl jak szybko technologia i genetyka się rozwija
Oczywiście chodzi o intuicję
47 2019-07-03 16:19:25 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-03 16:26:02)
Co do braku właściwego modelu, to pomyśl jak szybko technologia i genetyka się rozwija
Chi, chi, chi!
Lato, w miarę gromadzenia doświadczeń nabieram zaufania do swojej intuicji, Gdybym jej słuchała dawniej, może uniknęłabym wspomnianych życiowych dramatów.
Więc choć jeszcze miewam rozterki, jest ich coraz mniej, a ogólny mój wniosek na temat nie tylko związków, ale życia w ogóle brzmi: tylko spokój może nas uratować.
Żyję sobie po prostu ciesząc się tym zwykłym życiem, specjalnie jakoś miłości nie szukam, ale zdarza się zajrzeć na czat czy portal randkowy, bo co mi szkodzi.
Jesienią "zaliczyłam" epizod z Panem Pomocnikiem - ważne dla mnie doświadczenie. Pan okazał się niestety nieodpowiedni, mimo że pod wieloma względami bardzo mi odpowiadał. Ale wiesz, od samego początku ta znajomość toczyła się w zgodzie ze mną, w moim moim zaufaniu do samej siebie, z poczuciem, że wiem, czego chcę i dam sobie radę, cokolwiek się stanie. To prawdziwy komfort psychiczny.
Z ostatniego postu wynika, że jesteś na najlepszej drodze do odszukania w sobie tego złotego środka, cieszyć się dniem codziennym i małymi radościami , które oferuje nam życie, a jeszcze mieć poczucie bezpieczeństwa, komfortu i poczucia humoru to wielkie osiągnięcie. Tak trzymaj bez przymusu , że musi być jak u innych, wtedy właśnie się zdarzy.
I tego Ci życzę
49 2019-07-05 15:00:43 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-07-05 15:02:52)
Lato, dziękuję za ciepłe słowa. Przeczytałam mail od Ciebie, za który dziękuję również.
Proces godzenia się ze sobą, poznawania siebie jest długi, ale daje mi wiele satysfakcji. Myślę i czuję, że coraz lepiej dogaduję się z tą całą Piegowatą i to jest naprawdę fajna sprawa. Czasem się poprztykamy, czasem jeszcze się nie rozumiemy, ale to chyba zupełnie normalne i nie takie straszne. W sumie to nawet babę lubię
Mam dzisiaj cudowny, spokojny dzień. Syn wyjechał na trzy dni wakacji z wujostwem i kuzynem, a ja wzięłam wolne i rozkoszuję się wypoczynkiem. Na noc wybieram się do koleżanki, której smutno w pustym domu, bo właśnie rozstała się z "chłopakiem".
Kurczę, brakuje mi takiego "kafejkowego" pisania na forum.
Pozdrawiam serdecznie.