Spotkałam się z ok 20-30 osobami poznanymi przez internet, jednakże nigdy nie były to osoby poznane na portalach randkowych. Zawsze z czata, a obecny partner też jest "z internetów", ale bardziej nietypowo poznany. Pod względem chemii, a raczej braku chemii mam dwie historie.
Pierwsza: z chłopakiem pisałam ok miesiąca, postanowiliśmy się spotkać, pisało się ok, ale bez żadnego efektu wow (wiem jesteśmy Polakami, zachwycajmy się po polsku). Wtedy się jeszcze nie wymieniałam zdjęciami, więc ni wiedzieliśmy, jak wyglądamy. Czekałam w umówionym miejscu i od razu wiedziałam, że to on- po opisie wyglądu, ale też od razu, pierwszy raz w życiu poczułam ogromną irytację wobec człowieka, którego w ogóle nie znałam. On tylko szedł, był jeszcze daleko, a już mnie wkurzał. Nie wiem dlaczego, przeżyłam to tylko raz w życiu własnie wtedy. Jak podszedł nie było lepiej, rozmowa się nie kleiła, wytrzymałam z nim niecałe 40 minut. Po czym szczerze i uczciwie powiedziałam, że przykro mi, ale nic z tego nie będzie i wolałabym już iść. On odprowadzając mnie na przystanek zapytał, czy może liczyć na kolejne spotkanie, odpowiedziałam, że niestety nie. Byłam bardzo delikatna, ale to był pierwszy kosz jaki dałam facetowi.
Druga historia moim zdaniem lepsza. Kiedyś na czacie późno w nocy rozmawiałam z dwoma facetami, oni byli razem i pili absolwenta- taki mieli nick, a ja czekałam na godzinę w której mam wziąć leki, bo byłam chora. Finalnie jeden odpadł i pisałam tylko z K. Potem wymieniliśmy się gg, pisaliśmy ze sobą z przerwami jakieś 2-3 lata, wymieniliśmy się też zdjęciami. Z wyglądu z pisania to był mój ideał, z rozmów można było wywnioskować, że on też jest mną zainteresowany. Nawet wymieniliśmy się adresami, w celu wysyłania sobie pocztówek z wakacji. I pewnego dnia, w wakacje znowu trafiliśmy na siebie na gg i podjęliśmy decyzje, jak teraz się nie spotkamy to już nigdy. Przyjechał po mnie, trochę błądził więc zadzwonił i wtedy pierwszy zgrzyt, miał bardzo kobiecy, taki nawet zniewieściały głos. A z wyglądu prawdziwy facet
. Potem jak wsiadłam do samochodu okazało się, że ma aparat na zębach- nie przeszkadza mi to wcale, ale też jakoś kolidowało to z moim wyobrażeniem. Niby rozmawialiśmy, zabrał mnie na spacer, po całkiem ciekawym miejscu, ale to jednak nie było TO. Widać ja też nie spełniłam jego oczekiwań, bo potem kontakt się rozluźnił i w sumie szybko przestaliśmy ze sobą pisać.
Moim zdaniem chodzi właśnie o wyobrażenie, piszemy z kimś, pisze się świetnie, jest internetowy flirt, szybciej bije serce, marzymy o spotkaniu z NIM/NIĄ. A tak naprawdę im dłużej piszemy tym bardziej żyjemy marzeniami. TA osoba obrasta w mit, legendę, którą sami tworzymy. Idealizujemy swoich rozmówców i zakochujemy się w swoim ideale, który sami stworzyliśmy, a który nigdy nie istniał i istnieć nie będzie.
Z obecnym chłopakiem narzeczonym/ za miesiąc mężem/ ojcem mojego nienarodzonego jeszcze dziecka, jestem prawie 6 lat. Kiedyś miałam dylemat, czy rozpocząć tę znajomość i pisałam na tym forum by się poradzić (pod innym nickiem). Wszyscy mi odradzali, twierdząc, ze związku z tego nie będzie, inni mówili, a idź i baw się, ale związku z tego nie będzie. Bo życie to nie "pretty woman", to prawda, że życie to nie film, ani bajka, ale obecnie jestem w związku z osobą, której nie mogłabym sobie nawet wymarzyć. Związki borykają się z różnymi problemami, u nas pojawił się jeden przez te 6 lat, ale jest już po problemie, a my jesteśmy naprawdę udaną parą. Na pierwszym spotkaniu nie było chemii, ale bardzo mi się spodobał wizualnie i z powodu inteligencji i ogromnej wiedzy, a także zachowania wobec mnie. A potem było już tylko lepiej.