Jakiś czas temu padłem ofiarą pomówienia. Ktoś postarał się żeby do mojej szanownej dotarła wkurzająca informacja - ostrzeżenie "co też tam mężulek wyprawia". Na tyle ogólnikowo skonstruowana, że ciężko było się do niej racjonalnie odnieść. Ogólnie wzbudziła moją wesołość, choć w domu nie zrobiło się wesoło Do dziś zastanawiam się kto to spłodził. Jeśli kobieta, to która i co chciała tym osiągnąć. Jeśli zazdrosny facet, to który ha, ha i co też musiał usłyszeć od swojej połowicy, że tak zareagował. Jeśli tak, to ja miałem być narzędziem wzbudzania zazdrości u jakiegoś męża? To mnie chyba rozbawiło najbardziej. Zresztą opcja - facet wydawała mi się najmniej prawdopodobna. Ja bym tak nie reagował, spotkałbym się w 4 oczy i sobie ewentualnie porozmawiał ale tak zza węgła? To mi bardziej pasuje do kobiety. No i tu wracają pytania: która, za co i po co? Ze wszystkimi podejrzanymi utrzymuję regularne kontakty, z niektórymi nawet dopiero potem nawiązałem kontakty (wspólna wódka ha, ha) i nic. Czasu już sporo minęło, a ja dalej nie rozwiązałem zagadki. Można by w sumie wprost zapytać... Nie mniej otworzyło mi to trochę oczy, bo choć nie poczuwałem się do jakiejkolwiek winy, to zacząłem się zastanawiać czy faktycznie czegoś nie robiłem jakoś tak dwuznacznie czy jak. Może byłem za miły i ktoś to sobie interpretował jak mu pasowało? No ale zacząłem być czujny Niestety nic to nie dało. Impreza duża, ja ze znajomymi płci obojga. Zabawa do późna. Grzecznie wróciłem do domu, opowiedziałem jak doszedłem do siebie szanownej co tam na imprezie. Ze 2-3 miesiące później szanowna spotkała na mieście swojego znajomego. Ten od słowa do słowa wspomniał, że też był na rzeczonej imprezie i drwiąco zaczął nadmieniać jak to małżonek całą zabawę kręcił się z jakąś kobietą, a w pewnym momencie zniknął z nią gdzieś na dłużej i tu trzymając się za rączki. Szanowna wróciła do dom i pyta o ten szczegół imprezy i czemu jej o tym nie mówiłem. Szczerze mówiąc musiałem się zastanowić. Znikać znikaliśmy nie raz, w różnych konfiguracjach ha, ha bo chodziliśmy na fajkę ale odrzuciłem, że o to gościowi chodziło. No było jeszcze jedno "zniknięcie" więc pewnie o nie chodziło, z banalnego powodu więc opowiedziałem szanownej. Ale za rączki? Hm, no tu mi gość zabił ćwieka! Mówię szanownej - wiesz, sporo wypiłem ale nie na tyle żebym miał jakieś ubytki w pamięci. Jeśli spacerowałbym za rączkę z młodą, atrakcyjną kobietą, to bym to cholera zapamiętał, a nie pamiętam. Jeśli nie pamiętam, to takiego faktu nie było albo wyglądał zupełnie inaczej. Dopuszczam, że mogłem sprowadzić kobietę z tanecznego parkietu za rękę, tak jak po staremu wychowany staram się ją za rękę poprowadzić do tańca. A samo zniknięcie odbywało się w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, takich które są uciążliwością dla kobiety więc całkiem możliwe, że podałem jej ramię żeby się nie wypierdzieliła. Czynność tak dla mnie oczywista, że w ogóle mogłem jej nie odnotować, a na pewno nie zapamiętałem. Dywaguję. Tak czy siak koleś, którego nawet nie znam, chciał sobie zadrwić z mojej szanownej i miał pewnie z tego satysfakcję. Ja wyniosłem kolejną nauczkę, że jak mnie teraz jakaś kobieta z rozbawienia wali po plecach albo łapie za ramię, to od razu się rozglądam ze smutnym zrezygnowaniem, zastanawiając kto i kiedy poczuje się lepiej robiąc z tego "niusa".