Witam was wszystkich bardzo serdecznie
Od bardzo dawna przymierzam się do rejestracji na tym forum i napisania o dręczących mnie problemach. Dzisiaj chyba stało się apogeum i stwierdziłem, że potrzebuję waszej pomocy.
Do rzeczy - jestem z dziewczyną, nazwijmy ją "X". Z X poznałem się na początku 2016. Jesteśmy ze sobą dłużej niż półtora roku i nasze początki były takie, że bardzo dużo pisaliśmy. Czyli - żebyście wiedzieli - robiliśmy to, co ona uwielbia. Wstukiwanie kolejnych literek w ekran i czekanie na odpowiedź. Spotykaliśmy się średnio raz w tygodniu, ale z tego co mogłem dostrzec to ona potrzebuje bliskości w postaci pisania. Owszem, spotkania się równie ważne jak pisanie, ale z moich spostrzeżeń wynika, że ona najlepiej się czuje jak piszemy.
Na początku naszej znajomości wyglądało to tak, ze poznawaliśmy się, pisaliśmy dniami, nocami, godzinami. Wtedy byłem w połowie 3 klasie technikum, a ona w 3 gim. Jakoś tak czas mijał, kłóciliśmy się raz na jakiś czas, ale zawsze do przodu. U mnie małymi kroczkami zbliżała się matura i musiałem zacząć się uczyć, jakoś to zniosła, choć nie ukrywam - pisała mi dużo, że mnie jej brakuje itp. Po egzaminach dojrzałości wyjechałem do stolicy (ona mieszka tam) aby zacząć lepsze życie. Zaczęły się obowiązki - sprzątnij dom, zrób zakupy, zrób sobie obiad, kolację. I moi drodzy - właśnie tutaj leży problem. Moje obowiązki sprawiają, że piszę z nią troszkę mniej niż przed maturą i z tego też powodu od dłuższego czasu bardzo się kłócimy. Ona mi zarzuca, że nie mam dla niej czasu, że to, że tamto. Jestem wobec niej naprawdę lojalny, nigdy jej nie zrobiłem nic złego, nigdy jej nie skrzywdziłem, żadnych zdrad, potajemnych kontaktów z koleżankami (jest bardzo zazdrosna). Staram się organizować sobie czas tak abym mógł zająć się swoimi pasjami, coś porobić, ale nie mogę. Ona uwielbia długie pisanie. Mamy tematy do rozmów mimo długiego stażu, sam wiem, że to nigdy się nie skończy, nie znudzi, bo każdego dnia potrafimy się odkrywać na nowo, aczkolwiek drażnią mnie kłótnie o mój brak czasu. Wkroczyłem w dorosłość i widzę jak to wszystko wygląda. Przed maturami jeszcze to rodzice za mnie robili zakupy, prasowanie itp. A teraz to spada na mnie i bardzo źle mi jest z tym, że ona, tak bliska mi osoba, nie jest w stanie zaakceptować mojej rzeczywistości.
Mieszkamy od siebie 10km, nie jest to dużo i wiem, że gdyby jej zależało to by się zobaczyła. Ale, jak to stwierdziła - dużą bliskość daje jej pisanie. Z przyczyn zdrowotnych na chwilę obecną ona nie jest w stanie kontynuować swoich pasji, w przyszłości się to zmieni, bo skończy rehabilitację (normalnie chodzi, więc może się spotkać). Lubi taniec, basen, rower, rolki i inne, którymi się nie zajmuje.
Uważam, że to wygląda tak, że ja stałem się jej pasją i pisanie ze mną uważa jako jej główne zainteresowanie. Kiedy idę - robi się zła. Powoli zaczynam czuć, że ona wykorzystuje mnie i mój czas na pisanie aby to ona była usatysfakcjonowana i poszła spać szczęśliwa, że pisała. I zauważcie, że czas spędzony na pisaniu moglibyśmy wykorzystać na spotkanie, gdyby chciała
Wydaje mi się, że mamy zupełnie inne potrzeby - ja lubię się spotkać i pogadać, a ona... właśnie lubi korespondować
Ja tego nie rozumiem. Czy może ktoś mi racjonalnie wyjaśnić co ja robię źle?
Nie chcę aby kontakt między nami ucichł na dobre, ale też chcę zajmować się swoimi marzeniami i dążyć do celu. Z racji, iż porzuciłem studia dla nauki to też chcę się uczyć, czytać, poznawać, ale nie mogę, bo muszę pisać, inaczej się zrobi zła i pójdzie foch.
Napisałem jej dokładnie to wszystko i się obraziła na mnie, że rzekomo mi nie zależy.... rozkładam ręce. Co robić?
Jak u was wygląda związek? Też cały dzień piszecie? A co z pasjami i zainteresowaniami?
Pozdrawiam!