Cześć, w zasadzie to piszę tutaj dlatego że nie mam za bardzo gdzie uzyskać wsparcia i porady ze względu na to że o mojej sytuacji wie jedynie moja najlepsza przyjaciółka, sama się zamotałam w tym co robiłam możliwe że ze względu na to że nie chciałam być oceniana z góry, myslalam ze historia potoczy się inaczej a później było mi wstyd.
Po rozstaniu z chłopakiem, który mnie okłamywał przez jakieś 3 lata stwierdziłam że kończę na razie moją przygodę z facetami i muszę zająć się sobą.
I tak na początku było, dopóki nie napisał do mnie największy "ruchacz" w moim mieście. Chłopak który gra w zespole i wygląda lepiej niż dobrze. Podchodziłam do tego bardzo sceptycznie, z jednej strony nie chciałam wierzyć ludziom bo dużo rzeczy opowiadają a nic nie wiedzą, z drugiej strony byłam ostrożna.
Pisaliśmy przez 3 miesiące codziennie, spotykalismy się w weekendy i dość długo to trwało. Na wstępie powiedziałam mu że nie przeleci mnie tak jak każdą łatwą panienkę więc żeby się zastanowił nad tym z kim ma do czynienia. Zapewniał że tak nie jest, że nie chciałoby mu się do mnie pisać tak długo, że mnie bardzo lubi, ze moglby sobie obok mnie codziennie zasypiać, zabieral mnie do znajomych gdzie w zasadzie nie zabierał za bardzo dziewczyn, bylam postrzegana jako "prawie" jego dziewczyna. Powtarzał że wie że mógłby mieć wiele dziewczyn ale chce tylko ze mną, bo jestem piękna nie tylko na zewnątrz ale i w środku. Zaczął mi w pewnym sensie imponować swoim specyficznym charakterem, i oczywiście emocje wzięły górę, w końcu się z nim przespałam (po jakichs 4 miesiacach). Nie było to nic spektakularnego, skonczyl dość szybko i ogólnie myslalam ze jest mu trochę głupio. Tak tłumaczyłam to że troszkę mniej się do mnie odzywał po zaistniałej sytuacji i pisze w zupełnie inny sposób. Nie proponował mi już spotkań, chodzil do znajomych ale juz beze mnie. Nie widzielismy sie ponad 2 tygodnie więc jak wrócilam na weekend ze studiów to zaproponowałam jakieś piwo. I poszlismy na piwo.. o 12 w nocy. Oczywiscie zaczal sie do mnie dobierać po jakims czasie rozmowy ja powiedzialam mu co mialam do powiedzenia, ze czuje sie jak jakies kolejne jego trofeum a on zaczal sie głupio tłumaczyc, ze przeprasza ze sie tak czulam ze tak nie jest, ale ze on po prostu ma cos takiego ze nie potrafi niczego w zyciu poczuc, ze nie pamieta zeby czuł kiedykolwiek jakies uczucia, ze dla niego zycie nie ma wiekszego sensu i ze generalnie to czerpie przyjemnosc z dobrych chwil i tyle, a na slubnym kobiercu nie stanie na pewno. Ja przyjelam to na lajcie, powiedzialam ze tez tak w zasadzie mam, ale tak nie było. Leżałam obok niego i zastanawialam sie nad jego pieprzonymi manipulacjami a mimo to zrobilam najglupsza rzecz jaka mogla byc, bo jeszcze się z nim przespałam (tym razem było lepiej) I teraz od 2 dni nie odzywa się w ogóle.
Czuję się jak wykorzystana idiotka, a na dodatek poczułam że wpadłam po uszy bo ciągle o nim mysle, nie moge sie skupic na swoim życiu.
Dodam jeszcze że nie jestem zbyt otwarta na chłopakow jesli chodzi o sprawy łóżkowe dlatego tak mam.
I dlatego że nie powiedzialam nikomu o tym tylko i wyłącznie z tego powodu że czulam ze mnie nie odrzuci po tym co się stało i powiem w "swoim czasie". Czuję się nie wystarczająco dobra , oszukana i zmanipulowana.. I nawet nie umialam wyrazic swojego zdania i po tym wszystkim jeszcze wskoczylam mu do łóżka. Co za kretynka, szkoda gadać..
Proszę o wsparcie.