Cześć..muszę się przyzwyczaić do samotności. Ten stan się raczej chyba nie zmieni, bo jestem poważnie chora. Pocieszenie jest takie, że dzieci nie odziedziczyłyby choroby genetycznej po mnie. Peter H. jest tego przykładem. Chociaż on zareagował bardziej emocjonalnie niż ja, gdy dowiedział się, że straci kontakt ze światem całkowicie. Poznał żonę i ma z nią dzieci, które widzą i słyszą. Jedyny z nim kontakt to Alfabet Lorma. Tzn. Dzieci i żona swoimi paluszkami piszą mu po wewnętrznej stronie dłoni.
Ja chyba nie rozpoznam żadnej wykreślanej litery. Nie chcę się tego alfabetu Lorma uczyć. To dla mnie za trudne.
Pracuję nad swoją samooceną. Gdy ludzie mnie obserwują zbyt nachalnie, to udaję, że ich nie widzę. Wystarczy skierować wzrok nieco dalej. Wtedy widzę rozmazany obraz tej osoby i jakby ona dla mnie nie istnieje. Czy to widać, że ktoś traci wzrok? Ludzie są w stanie rozpoznać to po oczach? Nie chcę by się nade mną litowano i okazywano mi współczucia na co dzień.
Wolno czytam - 150 słów na minutę. Szybciej nie dam rady. Jest to po prostu niemożliwe.
Kupuję książki - totalna głupota w moim przypadku.
Wczoraj byłam ze święconką. Ludzi pełno a ja poczułam się osaczona przez zawężone pole widzenia. Na szczęście nikt na mnie nie wpadał przy wyjściu a raczej ja na kogoś. Ech:/ Teraz już wiem dlaczego zawsze miałam pretensje do rodziny, że to zawsze ja muszę iść, bo nie ma kto. Po prostu czułam, że jest mi za ciasno w tłumie.
Świadoma tego, że widzę mniej. Unikam tłumów. W kinie, w kościele czy gdziekolwiek, czekam aż większość wyjdzie z sali. Tak mi najwygodniej.
Moje oczy odpoczywają tylko podczas snu. Na co dzień mam bardzo dużo tych fotopsji.