Witam serdecznie wszystkich,
Chciałbym podzielić się moja historią i prosić was o wysłuchanie i ewentualnie o bezstronną radę...
Mam 27 lat. Od 2 lat jestem z żoną po ślubie.
Przed ślubem żona winiła mnie za zachowanie siostry. Ma ona (wg. mnie) problem z psychiką
Siostra potrafiła wrzeszczeć na wszystkich, wyzywać mamę , pozostałe siostry o byle co - trafiło i na moją żone...
Na początku lubiły się z żoną, rozmawiały, aż do pewnego momentu. Nie pamiętam dokładnie o co poszło, ale ciągnie się to od dziś.
Od tamtej pory żona mnie za to wini - że nie obroniłem jej przed tym, że nie potrafiłem tego zatrzymać.
Sam nie widzę tutaj swojej winy bo ostrzegałem ją, że moja siostra potrafi zajść za skórę i żeby unikała z nią bliskich relacji.
Przygotowania do ślubu niestety nie były łatwe dla nas - trochę ponad dwa lata przed ślubem zmarła moja mama.
Do dziś nie wiadomo co się dokładnie stało.
Po tym wszystkim ojciec się stopniowo rozpijał, aż sięgnął praktycznie dna (trafił do szpitala). Stracił ubezpieczanie zdrowotne (zona wypomina , że postarałem sie o nie podczas jego pobytu w szpitalu i do dzis wypomina mi to...)
Wyprowadziłem sie po kilku miesiącach do aktualnej zony.
Cały czas winiła mnie za to z jakiej jestem rodziny, mimo iż przed śmiercią mamy byliśmy normalną rodziną.
Po jej śmierci trafiłem do psychiatry (jeszcze przed jej śmiercią byłem nerwowy, nie potrafiłem do końca panować nad nerwami).
Po leczeniu mój stan psychiczny znacznie się poprawił.
Najgorsze zaczęło się po ślubie. Zaczęły się coraz częstsze wyzwiska, plucie w twarz, bicie, rzucanie przedmiotami.
Potrafiło to trwać nawet po kilka godzin w ciagu dnia.
Pracujemy wspólnie w domu firmę wysyłkową. 75% obowiazków z tym związanych jestem obarczony ja.
25% miała przejąć żona, jednak szybko się jej nudziło i zostawiała wszystko an mojej głowie.
Obowiązki typu gotowanie, zakupy, wyprowadzenie psa są na mojej głowie.
Jedynym obowiązkiem, który w 100% przejeła to płacenie rachunków...
Umawialiśmy sie na podział, lecz gdy zaczęła przez pewien czas je wykonywać (sprzątanie, mycie naczyn) oznajmiła, że chce z niej zrobić kurę domową i nie będzie tego robić.
Najgorsze są awantury. Potrafi zacząć od byle pierdoły, a później wychodzi wszystko co było kiedyś...
Wytrzymuję to kilka godzina na ogół po czym wychodzę z mieszkania. Czasami po prostu wychodzę, a czasami mimo, iż mówi, że mnie nienawidzi oraz nie chce widzieć stoi przed drzwiami i mnie zatrzymuje.
Nie raz dostałem po twarzy a gdy próbowałem ja zatrzymać od tego robiła sobie rany i mówiła mi, że to ja ja biję...
Do moich sióstr potrafiła pisać i mówić, że lubie podnieść rękę na kobiete (nigdy tego nie zrobiłem)
Raz wyrzuciła mnie z mieszkania i spędziłem noc poza mieszkaniem (ponda 100 telefonów przez cała noc...).
Ostatni zdarzyła mi się podobna sytuacja bo nie wytrzymałem tych obelg i wyszedłem do znajomych, na drugi dzień nie otworzyła mi drzwi do mieszkania...
Sytuacja zaczyna mnie przerażać i znowu zaczynam być nerwowy.
Nie wytrzymuję tego, próbuje sie uspokoić, ale zdarza mi sie ostatnio krzyczeć czy nawet wyzwać ja ...
Punkt kulminacyjny to poronienie .
Zona mnie za to obwinia. Mimo, iż gdy dowiedziałem się, ze jest w ciąży i źle się czuje zająłem sie wszystkimi obowiązkami.
Mogła leżeć w łóżku cały dzień.
Niestety nadeszła ta chwila i straciła ciążę.
Było łyżeczkowanie - po powrocie zaczęła od razu skakać mi do gardła. Prosiłem ja oczywiście jak zawsze by się uspokoiła po czym po kilku godzinach wyszedłem z domu..
Po powrocie było to samo, a nawet straszyła mnie , że mnie zabije bo zabiłem jej dziecko...
Wymyśliła, że dosypałem jej tabletkę poronna do soku...
Dodam, że ona twierdzi, ze kobieta może wyzywać i bić faceta bo ma burzę hormonów. Ona nie musi mnie przepraszać za wyzwiska i te rzeczy.
Rozumiem to tak, ze nie mam prawa do szacunku z jej strony tylko znosić to co ona robi?
Proszę Was o radę jak ratować ten związek.
Pozdrawiam