Dobry wieczór, wybaczcie że facet wtargnął na Wasze forum, ale potrzebuje obiektywnego spojrzenia na moją sytuację. Chodzi o rozstanie z dziewczyną. Spotykałem się z nią od prawie dwóch lat (mamy po dwadzieścia kilka lat). Był to mój pierwszy tak poważny związek, ona wcześniej miała już za sobą jedno rozstanie – po kilku latach o którym wspomnę później. Jeszcze niedawno mówiła, że chciałaby żebyśmy byli ze sobą już do końca, natomiast kilka dni temu oświadczyła, że nie ma już czego ratować.
Wszystko zaczęło się na dwa tygodnie przed rozstaniem. Przyjechałem do niej na weekendzie i jak zazwyczaj spędzaliśmy wolny czas przed telewizorem. W pewnym momencie powiedziała, że czuje się już śpiąca. Miałem nawet wrócić do domu, ale też mnie złapała senność i ustaliliśmy, że położę się u niej. Kiedy już prawie zacząłem zasypiać ona powiedziała, że zejdzie z łóżka poczytać jeszcze książkę – oczywiście nie była to książka, a jakaś rozmowa poprzez sms czy inne fejsbuki. Poczułem się zazdrosny, ale nie chciałem wiele o tym gadać. Kiedy widzieliśmy się następnym razem to też jakoś o tym nie wspominałem. W końcu przyszedł poniedziałek i trzeba było wracać do pracy. Wypadły takie zmiany, że nie widzieliśmy się przez cały tydzień, a ja ciągle trzymając tamtą sytuację w głowie niewiele pisałem. W sobotę byłem pewien, że znów się zobaczymy, ale nikt z nas nie zaproponował spotkania. Dopiero następnego dnia wieczorem wreszcie zapytałem o co chodzi i „czy nie poznała czasem kogoś”. Zaczęła mijać się z odpowiedzią, ale kiedy powtórzyłem pytanie przyznała, że tak. Podłamałem się, nie potrafiłem powiedzieć ani słowa. Oczywiście zaraz się spotkaliśmy i zaczęła tłumaczyć, że to było tylko pisanie (jak się dowiedziałem to od kilku miesięcy) i że tu chodzi tylko o nas. Mówiła, że chociaż wie, że ją kocham to nie okazywałem jej tego. Że w ogóle się nie starałem, nie byłem nawet nigdy zazdrosny i według niej od pół roku wszystko zaczęło się psuć. Mieliśmy także wspólnie wyjechać za granicę w najbliższych tygodniach to powiedziała, że chodzi mi tylko kasę, a ona chciałaby pomyśleć o zalożeniu rodziny (za co, jak nie mielismy zadnych oszczednosci?). Wiem, że raz ją zraniłem kiedy w nerwach powiedziałem, że nie chcę mieć dzieci, ale kiedy zobaczyłem że zaczęła płakać zaraz zacząłem ją przepraszać, tłumaczac że to tylko tak w złości. Dodatkowo poprzez połączenie studiów zaocznych z pracą miałem wiele nerwowych sytuacji jednak nigdy się na niej nie wyżywałem. Miewałem po prostu doły i ona spotykając się w akurat takie dni ze mną, musiała je znosić. Mówię tu o dniach kiedy nie wiele miałem do powiedzenia, ale cały czas zwracałem się do niej z szacunkiem.
W każdym razie tak ta sytuacja została tamtego dnia przedstawiona i nawet w to uwierzyłem. Starałem się uratować jeszcze ten związek. Następnego dnia kupiłem kwiaty, wypisałem kilkanaście smsów w stylu „że zawsze tylko Ty”. Zrobiłem z siebie debila jednym słowem, ale przynajmniej jeszcze raz mogłem z nią porozmawiać i stanęło na tym, że potrzebuje czasu. Dodała też, że w jej sercu jest poważna szrama cały czas zwracając się o miłości do mnie w czasie przeszłym (nie mówiła kocham, a tylko kochałam). Jednak najbardziej zabolało mnie to, że powiedziała iż już raz wybaczyła swojemu byłemu chłopakowi i nie wie czy chce popełnić ten błąd po raz drugi. Dodam, że nie znałem go, ale z tego co opowiadała to prześladował ją, był strasznie zazdrosny i zaborczy, a nawet potrafił ją uderzyć. Nie wiem jak mogła mnie z nim porównać, kiedy ja nie potrafiłbym jej skrzywdzić?
Po tamtej rozmowie nie przestałem walczyć. Pisałem „dzień dobry, dobranoc, jak się czujesz” byle tylko podtrzymać jakiś kontakt, którego ona ewidentnie nie chciała. Przyjechałem do niej także 2 razy, ale to na nic się nie zdało. Ona odpisywała tylko zdawkowo, niekiedy w ogóle nic nie odesłała. Cały czas twierdziła, że nie ma czasu, a siedziała akurat na urlopie. Mimo to zapewniałem o swojej miłości, chciałem nawet pozostać w kraju chociaż na ten wyjazd czekałem dłużej niż ją znam. Wreszcie kazałem się jej określić i na następny dzień zerwała twierdząc, że tu już nie ma czego ratować. Że co ku*wa? Że po niecałych 2 latach nie ma czego ratować? I takie pytanie do Was drogie Panie. Jestem w nią zapatrzony i może przez to nie zauważyłem jak ona być może w pewnym momencie zakochała się w innym chłopaku. Ale już raz ją o niego zapytałem i wtedy odpowiedziała, że to nie przez niego ze mną zrywa. No więc czy przez wyżej wymienione powody mogłaby zerwać? Opisałem je w miare obiektywnie, nic nie kolorując.