Witam.
Jestem z moim narzeczonym ponad dwa lata, za rok mamy brać ślub. Ogólnie w związku układa nam się świetnie, dałabym sobie za niego rękę uciąć, że mnie kocha i nie zdradza. Tutaj nie mam wątpliwości. Jedyne, co mnie w nim denerwuje i czego nie mogę zrozumieć to jego typ samotnika, który aktywuje się co jakiś czas. Mieszkamy osobno, każde u swoich rodziców. Ze względu na jego pracę za granicą, a moją tutaj nie potrzebujemy wynajmować mieszkania. Od połowy grudnia narzeczony przebywa w Polsce i widzimy się codziennie, można powiedzieć, że u mnie mieszka. Było tylko kilka dni, kiedy zrobiliśmy sobie wolne, czyli ja chodziłam na kurs, on reperował auto/spotykał się ze znajomymi. Rozumiem, że ciągłe przebywanie razem może męczyć, ale skoro zamierzamy wziąć ślub to chyba normalne, że będziemy razem prawie non stop. Czaami przyjeżdża do mnie ze swoim laptopem i zdarzają nam się wieczory, kiedy każdy siedzi przed swoim kompem. Rozumiem. Kiedy byłam chora, albo mieliśmy inne zdanie co do filmów chodził spać do drugiego pokoju. No ok, przebolałam to...W piątek stwierdził, że mu się u mnie nudzi, nie ma co robić, nawet w garażu nie ma roboty. Wrócił do siebie i spotkał się z kolegą. W sobotę ten kolega przyjechał do niego i trochę popili. Przyjechałam na chwilkę i już mu się nie spodobało, bo pewnie chcę go szpiegować. Pytałam, co będzie robić wieczorem. Powiedział, że wypije z sąsiadem flaszkę i pójdzie spać. A jaka była prawda? Sąsiad odwiózł tego kumpla razem z moim narzeczonym z tym, że narzeczony tam został. Kłamał przez telefon, że zaraz wróci, ale po kolejnym telefonie powiedział, że zostaje u niego na noc. Trochę głos mi się załamał, bo tamto towarzystwo to rozwodnicy po wyrokach, chciałam, żeby wrócił a on powiedział "oj taak, teraz popłacz się w chusteczkę i idź spać". Groziłam, że go zostawię, jeśli nie wróci, rano to samo. Pisałam mu smsy, że mnie zranił (obiecał mi kiedyś, że odetnie się od tego towarzystwa), a on jakby nie czytał ich treści, tylko pisał, że brzuch go boli ze śmiechu i fajnie jest u kumpla. Kazał dać mu spokój i wyłączył telefon. Dzisiaj wieczorem wrócił do domu i napisał smsa, że moje wiadomości były podłe. Dzwoniłam, nie odebrał. Czasami czuję, że bardziej woli towarzystwo kolegów i bardziej tęskni do tego, niż do mnie. Już się boi, że po ślubie będzie miał do nich za daleko. Jutro chcę przeprowadzić z nim poważną rozmowę. ie wyobrażam sobie tak wspólnego życia. Nie wiem, czy przesadzam? A może naprawdę coś jest nie tak? Chcę mu jutro powiedzieć, że potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć, ale nie ukrywam, że przerasta mnie jego chęć do osamotnienia i spotkań z kolegami. Jak budować związek skoro ktoś potrzebuje tyle czasu dla siebie i kolegów? Nigdy mu nie broniłam wyjść na piwo, nawet chętnie mnie zabierał ze sobą, bo wie, że nie będę się fochować. Ake kurcze, niech chociaż da znać, że żyje i niech będzie miły. Niech mnie nie kłamie...
(...) skoro zamierzamy wziąć ślub to chyba normalne, że będziemy razem prawie non stop.
Błąd w myśleniu. Nawet w związku trzeba mieć wolną przestrzeń, tylko dla siebie. Jedni potrzebują jej więcej, inni mniej.
Po ślubie też nie bywa się razem non stop.
Zatem w tej kwestii problemu nie widzę.
Natomiast problemem jest: jego towarzystwo, które jak widać Ci nie odpowiada i jego reakcja na Twoje zastrzeżenia.
Co do towarzystwa. Sam fakt, że kumpluje się z rozwodnikami nie jest przecież samo w sobie niczym złym. Mają na niego zły wpływ? Czy o co chodzi?
Co do jego reakcji. Niefajna. Ale z drugiej strony czy nie jest tak, że zbytnio go osaczasz i dlatego on tak reaguje? Nie chcę go usprawiedliwiać, bo wszystko można sobie kulturalnie wyjaśnić, ale zastanów się czy przypadkiem tak właśnie nie jest.
Na piwo z kolegami chodzi się z kolegami
Nie zabiera się wtedy dziewczyny.
Witam myślę że szczera rozmowa jest wskazana . Jeśli czujesz ze potrzebujesz czasu to tak zrób poczekaj co się wydarzy . Wiem ze ciezko ale czasem trzeba ... Ja tez nie mam nic przeciwko wyjścia mojego męża ale jak wybrał się do kolegi którego nie znam i który mieszkał 2 godziny od nas i wrócił rano to mnie zabolało ale maz uwaza ze go kontroluje I się obrażam ! Faceci patrzą na to zupełnie inaczej ale na kolegów po wyroku rozwodnikow tez bym się nie zgodziła . Pozdrawiam
anetahellenska napisał/a:(...) skoro zamierzamy wziąć ślub to chyba normalne, że będziemy razem prawie non stop.
Co do towarzystwa. Sam fakt, że kumpluje się z rozwodnikami nie jest przecież samo w sobie niczym złym. Mają na niego zły wpływ? Czy o co chodzi?
Na piwo z kolegami chodzi się z kolegami
Nie zabiera się wtedy dziewczyny.
Już tłumaczę. Chodziło mi bardziej o to, że po ślubie śpi się razem mimo tego, że chcemy oglądać coś innego, żyje się razem i jednak daje znak życia, bo to już nie kawalerskie życie wolnego ptaka. Mamy teraz razem wyjechać za granicę ale on się martwi czy wytrzyma tyle tylko z jedną osobą pod dachem.
Co do towarzystwa, o którym piszę to tak, mają na niego zły wpływ. Rozwodnicy (nie mam nic do samego faktu rozwodów) po wyrokach, dla których seks oralny to nie zdrada, wiem, że jeden z nich zajmował się gangsterką, drugi to stary alkoholik a do tego dochodzą inni starsi nie tyle alkoholicy co po prostu zwykła żulernia. Czyli byle z kim, byle się na*ebać. Jego starszy brat też już dawno mu mówił, że to nie jest towarzystwo dla niego.
A piwo z jego normalnymi kolegami zdarza się od czasu do czasu z nudy, ale często sam narzeczony czy też jego koledzy mnie zapraszają do męskiego grona, bo podobno ze mną można pogadać jak z kolegą. Ale wolę, żeby sam z nimi posiedział, tym bardziej, jeśli jest zima a lubią wypić w plenerze. Nie będę marznąć No i wiem, że z nimi nic złego nie zrobi.
Przyznaję, że na takie towarzystwo (bandyterka czy żulernia) też bym się nie zgodziła. Zwłaszcza, że - jak piszesz - chodzi wyłącznie o to żeby razem popić, bo już nieco inaczej wyglądałaby sytuacja gdyby to po prostu byli kumple z dzieciństwa, z którymi (niezależnie od ich losów) czasem ktoś się chce spotkać.
Natomiast - powtórzę - nawet w małżeństwie, trzeba mieć przestrzeń tylko dla siebie.
luc, jak najbardziej, trzeba mieć przestrzeń, ja też mam znajomych i też lubię się spotkać z koleżankami i poplotkować. Tym bardziej, że studiowałam w innym mieście i czasami odwiedzam starych znajomych i jestem tam kilka dni. Rozumiem też własne hobby czy po prostu chęć pobycia samemu. Ja uwielbiam śpiewać i też wolę być wtedy sama w domu Co do kumpli z dzieciństwa nie mam żadnych zastrzeżeń, bo nie pozwolą mu nigdy zrobić głupot, a i jeszcze odprowadzą do domu. Pośmieją się, zrobią ognisko, powspominają i jest spokój. A tutaj, to towarzystwo jedyne, co może, to popchnąć go za sobą w dół. Nie wiem, jak mu po raz kolejny przetłumaczyć, że to nie dla niego, skoro tłumaczenie chyba jest jak grochem o ścianę. Boję się tej rozmowy, bo go kocham i wiem, że mogę go zranić ale chyba tylko terapia szokowa w postaci odpoczęcia od związku może coś zmienić.
Nie wiem, jak mu po raz kolejny przetłumaczyć, że to nie dla niego, skoro tłumaczenie chyba jest jak grochem o ścianę. Boję się tej rozmowy, bo go kocham i wiem, że mogę go zranić ale chyba tylko terapia szokowa w postaci odpoczęcia od związku może coś zmienić.
Obawiam się, że raczej ciężko będzie wytłumaczyć.
Być może Twoje obawy (co do negatywnego wpływu) są bezpodstawne, bo ma swój rozum i rzeczywiście szuka tylko kolegów do wypicia (czego już z samych powodów ciężko byłoby mi zaakceptować).
Jest też możliwe, że ten wpływ, często nawet niezauważalny, jednak jest.
Tak czy inaczej, rozmowa jest konieczna.
Jeśli nie odniesie skutku, a nie jesteś w stanie zaakceptować takiej sytuacji, to musisz posłuchać własnej intuicji. Często różne sygnały są bagatelizowane, a później płacz.
Jeśli masz obawy co do przyszłego, wspólnego życia, to się nie śpiesz do tego.
Autorko, Ty mu nie mozesz niczego zabronic! Nie masz do tego prawa i NIGDY nie bedziesz miala, jako jego zona tez. Nie jestes jego matka, zeby go wychowywac i czegos zabraniac. Musisz zrozumiec, ze zmiszanoe i zabranianie dziala odwrotnie niz tego chcesz ( tak jak z dzieckiem). Rozumiem ze nie odpowiada Ci ten rodzaj znajomych, ale zabranianiem i fochami osiagnelas odwrotny rezultat. Widzisz to? On sie smial z tego, wylaczyl telefon, a na drugi dzien jeszcze byl wsciekly i tu go rozumiem. On chcial pogadac z kumplami, a Ty mu glowe suszylas i marudzilas, az mial Cie serdecznie dosc i pewnie z tymi kumplami jeszcze Cie obgadal i marudzil, ze mu zabraniasz. I jak myslisz, co kumple na to? Chyba oczywiste, skoro to rozwodnicy: zostaw ja, po co Ci taka baba. Gdyby Tobie ktos zabronil spotkan z kolezanka, to tez bys sie wkurzyla, bo jestes dorosla i wiesz co robisz. I nie mow, ze to co innego, bo kazdy moze miec jakis powod zeby onnej osoby nie lubic. Twoj facet musi chciec zakonczyc znajomosc z nimi lub ja ograniczyc. Jesli sam nie bedzie chcial, to nic z tego. Mozesz probowac rozmawiac, ale on jest dzieckiem zeby mu tlumaczyc, ze to źli ludzie sa?? Na spokojnie i dyskretnie wypytaj co tam robia, bo moze przesadzasz i jego zachowanie wynika z Twoich atakow na nich. Druga rzecz to malzenstwo. Sprobujcie jednak tazem chwile mieszkac przed slubem. Wyglada na to, ze on nie jest w ogole gotowy na cos takiego. Czuje sie osaczony i obraczka tylko pogorszy sytuacje, zwlaszcza z Twoim podejsciem ciaglego kontrolowania (bo troche tak odbieram Twoje zachowanie). A slub nie oznacza, ze musimy ogladac te same filmy. Jak komus film nie odpowiada, to moze isc do innego pokoju i ogladac cos innego lub czytac ksiazke. Pytanie w jaki sposob sie zachowuje i czy decyzja o slubie nie jest zbyt pochopna. Ile macie lat? Bo nie wiem czy pisalas, moze nie zauwazylam. Przemysl czy chcesz sie wiazac NA ZAWSZE z kims, kogo chcesz zmieniac bo nie do konca Ci odpowiada.
Wielu facetów lubi czasem pobyć samemu i nie ma w tym nic złego. Ja na przykład raz na 3 tygodnie lubię wyskoczyć na cały dzień na samotną wycieczkę rowerową, tak ze 100-150 km od rana do wieczora. I jeśli jestem w związku, to takie zachowanie nie świadczy o tym, że kogoś nie kocham, że jest mi z tym kimś źle. Po prostu potrzebuję samotności raz na jakiś czas i tyle. U facetów to jest normalne, u niektórych kobiet też, więc po prostu więcej zrozumienia i akceptacji
PS. Nie, nie wyłączam komórki na takich wycieczkach, jak ktoś się za mną stęskni, zawsze może napisać lub zadzwonić
Autorko, związek nie polega na tym, żeby drugą stronę zmieniać. Wiążesz się z doroslym człowiekiem, który ma swoje przyzwyczajenia i potrzeby.
Bycie razem to nie "wychowywanie" drugiej strony a sztuka rozmowy, słuchania i kompromisu.
Jeśli czujesz przemozna potrzebę zmieniania swojego narzeczonego, to zastanów się czy to na pewno ten partner.
A po co natretnie wydzwanialas ?
Cos mi sie wydaje, ze prawda jest po srodku.Ty jestes bluszczem , on czuje sie osaczony i ucieka.Woli kolegow, niz gderajaca dziewczyne.
Sprobuj innej metody.Powiedz, ze moze robic w wolnym czasie - daj mu ten czas , co chce, no oczywiscie w odpowiednich granicach, a sama zajmuj sie soba, tez wyjdz gdzies z kolezankami.Ogranicz wydzwanianie.Zobaczysz, ze bedzie lepiej.Czy chcesz, zeby on byl z Toba, bo ma ochote, czy dlatego, ze mu sie naprzykrzasz i robi to dla swietego spokoju ?
Ja mam wrażenie ,że narzeczony jednak woli tych kumpli od ciebie.Pracuje za granicą i tak na prawdę często się nie widzicie. Odkąd zjechał spędzacie razem czas a on potrafi Ci powiedzieć ,że się z Tobą nudzi i lecieć na picie do kumpli. Można mieć wolność, kolegów a nie biegać do nich zawsze jak się nam w związku nudzi.Dopiero będzie nudno jak trzeba będzie osiąść w domu w pieluchach z małym dzieckiem.Mam również wrażenie ,że decyzja o ślubie była zbyt pochopna i on trochę zachowuje się jak dziecko. Wyśmiewanie się z ciebie, przedrzeźnianie jest nie na miejscu. Może faktycznie nie dajesz mu dużo swobody i czuje się osaczony ale wydaje mi się ,że jest jeszcze nie dojrzały do poważnej relacji.
Ja mam kilku znajomych którzy siedzieli za jakieś tam paragrafy ale nigdy nie przyszło mi do głowy aby np. kogoś "zdziesionować" bo ileś tam razy wcześniej wyszedłem z nimi na piwo.
Tak samo znam kilku rozwodników z dziećmi, no wierni to tam zazwyczaj nie byli generalnie fajne imprezowe chłopaki haha. Co prawda nie mam dziewczyny ale gdyby było odwrotnie to nie oznaczało by, żebym od razu pod ich wpływem poleciał z nimi na agencję i korzystał lub musiał kręcić z jakimiś innymi laskami będąc na tym piwie.
Dzwonisz do niego, żądasz aby ewakuował się stamtąd bo ci nie pasuje towarzystwo, ogólnie - robisz sceny. Facet nie może przystać na takie coś bo by zaraz został uznany za pantofla, pieska na smyczy. Nic dziwnego, że olał a co więcej jeszcze zaatakował aby pokazać pewnie im, że jest niezależny w działaniach.
No wiecie, co kto uważa, ale dla mnie takie towarzystwo jest do bani. Kiedyś go tam zawiozłam i jego kumple wsiedli do mnie do samochodu i rozsypali sobie po działce amfetaminy. Nie mogłam się wtedy odezwać, bo by mnie wyśmiali. To są typy, które, jak będą chciały to przyjadą o 3-iej w nocy pod dom i będą chcieli, żeby im otworzyć, dać pić i zjeść. I nie ważne, że o 6 wstajesz do roboty. To są typy, które namawiały mojego narzeczonego na rzucenie pracy i rozwożenie dz*wek po lasach, bo jeden z nich ma burdel o czym wszyscy wiedzą.
A co jak weźmiemy ślub, pojawi się dziecko i do rodziny dołączą tacy koledzy?
Do narzeczonego nie wydzwaniałam tak często, może ze 2 razy też dlatego, że jego brat się o niego niepokoił bo zna sytuację. Ja mam 26 lat, on 27.
Nie będę się wybielać, też nie jestem święta, ale jeśli on zabronił mi wyjeżdżać za granicę samej do pracy to nie pojechałam. Jak byłam na imprezie zawsze odpisywałam mu na smsy czy odbierałam telefon bo po prostu uważam to za normalne.
Jak już mówiłam wcześniej, jego normalni koledzy z dzieciństwa mi nie przeszkadzają, ale ten Ku*widołek z sobotniej wyprawy -tak.
A jaki jest Twój chłopak na pewno dobrze go znasz ?bo może przy tobie jest inną osobą a z kolegami jest taki sam jak oni a tylko ty uważasz ,że jest inaczej. Może on też z nimi bierze tylko przed tobą to ukrywa .Ja bym Ci się radziła dobrze zastanowić z kim bierzesz ślub i czy na pewno tą osobę znasz.
No wiecie, co kto uważa, ale dla mnie takie towarzystwo jest do bani. Kiedyś go tam zawiozłam i jego kumple wsiedli do mnie do samochodu i rozsypali sobie po działce amfetaminy
No i co, on też z nimi "wąchał"? Tak na prawdę to w dzisiejszych czasach rzadko trafić imprezę lub jakieś spotkanie w gronie dobrych kumpli gdzie się "towar" nie sypie. I nie mówię tu o "fecie" posypanej na telefon w samochodzie haha a o towarze za kilka stów za gram gdzie używają to bardzo majętni ludzie na spotkaniach na których towarzyszą im ich wieloletnie partnerki, żony.
Jakby ci to baardzo przeszkadzało to byś z nim skończyła już wtedy ale ty wolisz go zacząć kontrolować i myślisz, że ci się to uda aniżeli zakończyć z tym panem znajomość
On-WuWuA-83 nie on z nimi nie wciąga. I chyba masz dziwne towarzystwo, bo moi znajomi nie muszą wspomagać się białym proszkiem, żeby dobrze się bawić. Dla mnie narkotyki to ścierwo i nie toleruję tego w towarzystwie. Nie wiem, może Tobie odpowiada sypiący się towar na imprezach, ale mi nie. I nie masz się czym chwalić.
anicorek87dobrze go znam. Jest pracowity, sumienny, dba o mnie i o nasze gniazdko, które wijemy. Co niedziela to on robi obiad, jak wyjeżdża za granicę to tyra ile może żeby odłożyć na wesele, generalnie nie ma się do czego przyczepić. Ma jedną okropną wada -jest łatwowierny. Wierzy we wszystko, co mu się powie. Tzn. jak ktoś mu powie, że nie jest zły i tak naprawdę to "coś tam coś tam" to uwierzy. Okropnie można nim manipulować. A w tych znajomych nie widzi nic złego, bo dla niego są ok. Jemu nic nie zrobili to znaczy, że są spoko. I do tego oporny, żeby mu przetłumaczyć, że coś nie jest do końca dobre, jak jemu się wydaje.
Ktoś napisał coś o pantoflu. Jego koledzy już uważają go za pantoflarza, ale nie dlatego, że ja mu coś każę, zabraniam, tylko dlatego, że jest ze mną w porządku i nie wstydzi się mnie przed nikim.
I z normalnymi kumplami puszczam go na imprezy, jak poprosi to robię za kierowcę albo dowiozę jedzenie czy alkohol i nie mam z tym problemu. Nie wydzwaniam, nie piszę, nie dopytuję później co i jak. Po prostu to jedno towarzystwo spotykane kilka razy do roku robi robotę za wszystkie inne nasze sprzeczki.
Na moje oko nic z tego nie będzie, nie dlatego, że ty robisz coś źle albo on, ale macie kompletnie różne wizję związku.
Mnie uderzyło jedno zdanie, w którym piszesz, że on stwierdził, że on nie ma u ciebie co robić. Jak już zamieszkacie na stałe rażem jak to będzie wyglądało, że jego praktycznie w domu nie będzie, bo w domu nudno.
Wiem, co Ci ludzie tu chcieli powiedzieć, że każdy was potrzebuje przestrzeni, ale w tym przypadku to wygląda na przegięcie w drugą stronę. Dla mnie związek to właśnie głównie mieszkanie razem, robienie codziennych rzeczy, takich lrzyziemnych, no a potem spotkania czy wyjścia ty z koleżankami on z kolegami, wyjazdy, czasem razem czasem osobno, wiadomo, nie będziecie wszędzie i zawsze razem, bo to też nie dobre, ale musi tu być zachowany złoty środek. Bo inaczej razem się mieszka, ale żyje osobno, wiesz co mam na myśli.
Sytuacji nie ułatwia fakt, że jak dotąd mieszkaliscie na odległość i tak do końca jak widać się nie poznaliście.
I przez te sprzeczki kilka razy w roku chcesz z nim zerwać? Z takim fajnym gościem? Wow
Do przemyślenia: ludzie otaczają się podobnymi sobie ludźmi. Jeśli ktoś ma jakichś znajomych, z którymi regularnie się widuje i spędza czas, to znaczy, że tacy znajomi mu odpowiadają, ma z nimi wspólne cechy i tematy do rozmów, wyznaje podobne wartości i ma jakąś płaszczyznę porozumienia. Uważasz, że źli koledzy zmanipulowali biednego misia i mają na niego zły wpływ - nie, "biedny miś" jest dorosłym mężczyzną i widocznie takie towarzystwo mu po prostu odpowiada.