Witam,
Jestem pierwszy raz na forum, przepraszam jeśli spamuję tematem i był on już gdzieś poruszany a ja zakładam nowy wątek.
Jestem tu dziś, bo jest mi bardzo źle a nie mam dosłownie nikogo z kim mogłabym porozmawiać, komputer wiem że przyjmie wszystko.
W tym roku skończę 27 lat. Dziś matka powiedziała mi że "nie przynoszę jej prestiżu". Nie mam chłopaka, o mężu nawet nie wspomnę a moje życie to zastój.
Jestem dla niej skończona. Popełniłam bardzo duży błąd w życiu, będąc jeszcze młodsza całe życie podporządkowałam szkole całkowicie izolując się od ludzi.
Praktycznie cały czas poświęcałam nauce, nie spotykając się z nikim w rezultacie nie mam żadnych znajomych, przyjaciół. Nawet rodzeństwa.
Pracuję, ale raczej wegetuję. Nie lubię swojej pracy, ale muszę coś robić w życiu aby zarabiać. Każdy dzień jest taki sam. Praca, czasem siłownia, dom i tak każdego dnia. Boję się wracać do domu, bo wiem jak
patrzy na mnie matka, jak na kompletnego nieudacznika. Boję się weekendów, bo wtedy jestem cały dzień w domu i staram się uciekać przed jej wzrokiem.
Boję się czytać książki w domu czy oglądać jakiś serial ponieważ matka wówczas mówi mi że to wyłącznie zajęcie dla ludzi leniwych. Każdy dzień jest
kompletną wegetacją, czasem czuję jak wpadam w jakiś ogromny dół w którym nie ma dna i lecę w przepaść, leżę wtedy skulona w kłębek na dywanie i lecę w tą przepaść. Miałam kiedyś jakieś ambicje, jakieś plany.
Teraz trudność sprawia mi zmobilizowanie się aby choćby pouczyć się j.obcego bo i tak jestem na straconej pozycji.
Wiem, pisze bardzo chaotycznie, ale przelewam to o czym właśnie myślę. Dziś w pracy płakałam przez pół godziny w łazience, było mi tak bardzo
przykro kiedy przypomniałam sobie co matka powiedziała mi dziś rano. Jestem też starą panną. Nie mam apetytu. Mam coraz większe problemy z koncentracją.
Nie mam ojca, popełnił kilka lat temu samobójstwo, przez kilka lat pił. Boję się dziś wracać do domu, boję się co powie matka. Mówi, że psuję jej całe życie. Kiedy teraz to piszę to płaczę.
Z bezsilności, bólu, samotności. Bo nie wiem zupełnie co robić. Najgorsze jest to że nie mam zupełnie siły by cokolwiek zmienić.
Jest mi teraz tak bardzo źle. Nie potrafię określić, co powinno się przydarzyć w moim życiu aby coś się zmieniło. Jakiś impuls. Nie mam nawet marzeń.
Chyba nie proszę o radę, chciałam napisać tylko parę tych słów, mogą one przejść bez echa, bo już nie mogłam dłużej tego w sobie nosić.
Wiesz co? Ja też całe życie słyszałam od matki, że jestem do niczego (no dobra - teraz ograniczyło się to do np "ojej jak ty wyglądasz"). Wyniosło mnie z domu tuż po maturze i uważam, że byl to świetny krok, bo niezależnie od zdania mojej matuli okazało się, że umiem, potrafię i mogę.
W toksycznym otoczeniu nie rozwiniesz skrzydeł i się nie umocnisz.
Wszystko zależy od Ciebie. Możesz żyć tak dalej zamartwiając się, płacząc i znosząc przykre uwagi matki. To łatwiejsza droga przez życie. Możesz jednak wybrać tę trudniejszą drogę. Czyli wziąć życie w swoje ręce i zacząć je zmieniać. Jesteś w dobrej sytuacji - jesteś zdrowa, młoda, masz pracę, nie jesteś odpowiedzialna za innych (dzieci). Spróbuj to wykorzystać.
Przede wszystkim na Twoim miejscu skorzystalabym z pomocy lekarza. Wyglada mi to na to, ze masz stan depresyjny: nieumiejetnosc skupienia sie, brak odczuwania przyjemnosci, beznadzieja. To zaatakowalabym na poczatek. Po drugie, absolutnie wyprowadzilabym sie od matki, ktora jest klasycznym toksykiem, kontrolujacym i dolujacym Cie na kazdym kroku. Wiej dziewczyno!
absolutnie wyprowadzilabym sie od matki, ktora jest klasycznym toksykiem, kontrolujacym i dolujacym Cie na kazdym kroku. Wiej dziewczyno!
Absolutnie popieram!!!
Być może już sam ten krok znacznie poprawi Ci samopoczucie, samoocenę i samomotywację, czego Ci życzę.
Inteligentna dziewczyna ,która lubi czytać ksiazki , chodzi na siłownię i ma dopiero 27 lat to byle co????
Nie waż się nawet odrobinę wierzyc w słowa Twojej matki - jesteś bardzo wartościowym człowiekiem tylko masz stłamszone ego!!
Phi - ja mam czterdziestkę na karku i też jestem starą panną bo mnei nigdy małżeństwo nie interesowało ,a rodzice są ze mnie dumni.
Po pierwsze - lekarz i opanowanie depresji ,bo w takim stanie rzeczywiscie czlowiekowi nie chce się palcem ruszyć.
Po drugie - poszukanie nawet pokoju do wynajęcia.
Po trzecie - FAJNA PRACA!!! Jeśli poświęciłaś się nauce to na pewno były efekty -nie musisz zadowalać sie byle czym!!
To z Twoją mamą jest coś nie tak ,a nie z Tobą i nie daj sobie wmówic ,ze jest inaczej.
Pisz tutaj -pisz nawet o malutkich osiągnięciach , o tym co Cię cieszy i smuci -to pomaga
Doradzam też przeczytanie książki Susan Forward, Matki, które nie potrafią kochać. Autorka omawia typy niekochających, toksycznych matek, a w drugiej części książki zamieszcza sposoby jak się uporać z takimi doświadczeniami. Bardzo polecam ją przeczytać.
A poza tym wy[rpwadzić się i to jak najszybciej. Przecież pracujesz, pieniądze masz. Choćby pokój wynajmij, ale uciekaj!
Czas zakończyć tę toksyczną relację. Wyprowadź się i zerwij kontakt z matką. Zobaczysz, odżyjesz
Możesz napisać więcej o sobie, opisać swoje dzieciństwo. Od dawna musiało źle się dziać w Twoim domu, skoro Twój tato pił a później popełnił samobójstwo. Wzrastałaś w toksycznym domu, chyba rzeczywiście potrzebujesz lekarza. Nie obwiniaj się o to, że podporządkowałaś się szkole, pewnie to był dla Ciebie jakiś azyl.
Kochana Kingo. Ogromnie mi przykro, kiedy czytam, że taka młoda dziewczyna jak Ty, jest w taki sposób dołowana. I to przez kogo? - własną rodzicielkę, która przecież powinna służyć wsparciem, dobrym słowem, a nie takie coś... Nic dziwnego, że czujesz się w tej sytuacji źle. Chyba każdy by tak się czuł...
Ja myślę, że jesteś fajną, ułożoną dziewczyną. Nie wiem czy Twoja mama by chciała żebyś na przykład byla narkomanką, złodziejką, czy pijaczką, a może bezrobotną, z czwórką nieslubnych dzieci? Przecież i tak się może życie ludzkie ułożyć. Mam wrażenie, że mama w swojej głowie utworzyła sobie jakiś wyidealizowany obraz tego, jak w życiu powinno być i jak się powinno córce układać. Ma być pewnie córka modelką, z IQ=300, z idealnym mężem, pięknym, zdrowym, grzecznym dzidziusiem, mieszkająca w lukrowanej willi z basenem w serduszka... A nie pomyśli, że ludzie mają gorsze problemy, niż brak męża, czy własnej willi. Są wśród ludzi choroby, są niszczące relacje, są uzależnienia, przemoc itp. Życie nie jest sielanką, nie zawsze jest kolorowe, może bywa takie czasami, ale to bardzo rzadko. I mądrym jest człowiek, który wśród tego umie zauważyć szklankę nie tylko w połowie pustą, ale też w połowie pełną.
Tak jak tutaj każdy Ci radzi, ja też uważam, że przydałaby Ci się pomoc psychologa, a potem wyfrunięcie z gniazda. Bo w gnieździe nic dobrego Cię nie czeka.
Może mama ocknie się, przebudzi, gdy zostanie sama, bez Ciebie w pobliżu. Może wtedy doceni choć trochę... Nie wiem, ale na pewno nie stanie się to, jeśli dalej tam będziesz siedziała i pozwalała jej na kąśliwe uwagi. Ona widać jest z tych osób, co zwyczajnie lubią po innych skakać.
Poza tym, myślę, ze mama jest straszną egoistką. Myśli tylko o sobie samej, o swoim "prestiżu". Żeby tylko ją ludzie chwalili, podziwiali. A już Twoje uczucia, to, co Ty chcesz - to co, to nie ważne?? Nie podoba mi się jej podejście. Bardzo skupiona na samej sobie. W taki sposób bym powiedziała wręcz chory.
Dobrze, ze masz pracę. Ja zazdroszczę, bo ja w tym momencie akurat szukam, pewnie niedługo znajdę, ale już bym chciała mieć. Ty przynajmniej już ją masz. Więc widzisz, nawet ktoś Tobie może czegoś zazdrościć. A nie tak, jak mama Tobie wmawia, że wszystko niby robisz źle. To nie prawda.
Życzę Ci wszystkiego dobrego, nie daj się tym dołom, ale szukaj pomocy. Tutaj widziałam, że dużo ludzi poleca wizyty u psychologa, bo podobno jak się trafi na dobrego, to potrafi postawić do pionu. A na pewno musisz być silniejsza, żeby przez życie dalej iść. To się nie dzieje od razu, ale kropla drąży skałę i daj sobie czas, stań się silniejsza i nie pozwolisz wtedy nikomu ciągnąć Ciebie w dół. Ludzie niektórzy są toksyczni i będą dotąd człowieka niszczyć, aż zniszczą, albo ten czlowiek się uratuje. Więc walcz o przetrwanie. Nie wierz w złe rzeczy o sobie. Nigdy człowiek nie jest tylko jakiś. Np. tylko zły/dobry, "udacznik"/nieudacznik. Każdy w życiu zrobił coś dobrze, a coś źle, coś mu wyszło, a coś nie wyszło. Dla mnie to jest objaw zaślepienia, jeśli ktoś widzi tylko jeden aspekt czlowieka, a innych nie. Nie wiem po co skupiać się tylko na czyichś niepowodzeniach, czy słabościach. A co, ta osoba krytykująca, to może jest nieomylna? Wszystko w życiu robiła zawsze dobrze, wszystko jej się udawało? Czy taka osoba, jeśli uważa, że ma prawo kogoś krytykować we wszystkim, to czy sama jest we wszystkim idealna? Same powodzenia ma/miała w życiu? Wątpię. To dlaczego oczekuje, ze inny człowiek ma pod każdym względem sobie świetnie radzić i osiągać same sukcesy. Niech każdy żyje, jak sam chce, jak sam czuje, na tyle, na ile jego siły i możliwości aktualnie pozwalają. Zwłaszcza, że Ty akurat jesteś jeszcze młoda i jak tylko byś chciała, i miała w sobie dość siły do tego, to dużo rzeczy możesz jeszcze w życiu osiągnąć. Ale nie dziwię Ci się, że nic Ci się nie chce, skoro siły Twoje osłabia ciągła krytyka. Przecież bez wiary w siebie i pozytywnego obrazu siebie, to człowiek nie jest w stanie za wiele od życia wyciągnąć. To bardzo osłabia. Więc paradoksalnie, mama by oczekiwała od Ciebie, a sama rzuca Ci kłody pod nogi i utrudnia to.
Może to wszystko moja wina, zaczynam to rozumieć im staję się starsza. Odkąd pamiętam była tylko szkoła i szkoła. Musiałam mieć zawsze dobre oceny. O ile w podstawowce i gimnazjum było łatwo, to juz znacznie trudniej było w liceum i na studiach. Wybrałam ciezki kierunek, gdzie aby zaliczyć cały czas się kułam. Nie wychodziłam nigdzie, siedziałam z nosem w książkach, bo nie należałam do tych zdolnych tylko wyuczonych. Rezultat był taki, że mimo iż skończyłam studia z najwyższą średnią, nie miałam dosłownie żadnych znajomych. Mój ojciec popełnił samobojstwo, gdy byłam jeszcze na studiach. Pił, ale nie wiem kiedy to się zaczęło. Nie wiem co było przyczyną że zaczął pić. Potem było już coraz gorzej...Moja matka ostentaycjnie pokazuje, jaka jest nieszczęśliwa bo ma taką córkę. Mówi, iż ma stany depresyjne przeze mnie, bo nie przynoszę żadnej radości, a moje życie to zastój. Może i to prawda. Koleżanki powychodziły za mąż, niektóre mają dzieci, a ja kompletne null, zero. I na lepsze się nie zanosi. Mam tez taką pracę, gdzie praktycznie nie poznaję nowych ludzi. Ciągle tylko słyszę, jak będę mieć źle "na starość", że "nie znam zupełnie życia". Boję się tych jej komentarzy bardziej niż jakieś choroby. Nie można chodzić do kina, czytać - bo to wyłącznie wedłyg niej zajęcie dla ludzi leniwych, a tylko tacy według niej są słabi i popadają w depresje. To wszystko jest takie cieżkie, trudno to opisać. Tak bardzo boję się weekendó gdzie jestem w domu, że doszło do tego że zapisałam się na jakieś studia podyplomowe aby być jak najdalej. Wiem że to bardzo głupie co zrobiłam. Może gdybym miała rodzeństwo, ona skupiłaby uwagę na tym drugim dziecku. Gdy tylko wspamnę, ze wynajęłabym sama mieszkanie, słyszę tylko, że oczywiście nie dam rady, bo na niczym się nie znam i wrócę z podkulnym ogonem. Jest to bardzo toksyczna relacja. Cieżko ją przerwać, bo do tego potrzeba dużej siły wewnętrznej,której ja już nie mam
Nie poprawisz swojego życia wyłącznie użalając się nad sobą. Chyba, że to Ci pasuje. Że pasuje Ci, że inni potakują i użalają się nad Tobą jaka jesteś biedna bo masz toksyczną matkę. A może akurat matka robi to wszystko żebyś się wreszcie porządnie wkurzyła, trzasnęła drzwiami i zaczęła żyć swoim, niezależnym od nikogo życiem? Żebyś je wzięła w swoje ręce - nie żeby zadowolić kogoś (np. matkę) ale żeby zadowolić samą siebie?
Ja dopiero teraz się uczę, że nie jestem odpowiedzialna za to, jak czują się moi rodzice (a też mam 27 lat). Byłam (nadal jestem) uzależniona od rodziców emocjonalnie w ten sposób, że ich emocje wyznaczają moje. Jeśli oni są smutni, ja "muszę" im poprawiać humor, jak się kłócą, to ja "muszę" ich pojednać, jak matce jest źle, to ja mam to naprawiać, jak ona ma depresje, to ja jestem temu winna ITD.
Wiesz co? Tak nie zachowują się dorośli. Czas dojrzeć i się uniezależnić.
Polecam książkę wspomnianej tu już Susan Forward - Toksyczni Rodzice.
I oczywiście lekarza i terapię.
To, że według kogoś jesteś "beznadziejna" nie znaczy, że taka jesteś. To, że ktoś na ulicy powie, że jesteś dziwna, też sprawi, że tak zaczniesz siebie postrzegać? No nie. A przynajmniej tak nie powinno być. I teraz wiem, że relacja z rodzicem jest dużo bliższa, bo są z nami zawsze i wszędzie, ale czas odróżnić to, co jest osobistym problemem matki "mam takie oczekiwania, a ona ich nie spełnia" od twoich problemów - "jest mi smutno, czuję się samotna".
Nie masz przed sobą łatwego zadania, ale jest to zadanie do zrobienia. A wiesz, co czeka po drugiej stronie? Zadowolenie z siebie. Poznanie siebie. Zaakceptowanie siebie. Własne wybory. Lepsze samopoczucie.
Tylko to jest decyzja, która musisz podjąć sama. Dopinguję, byś ją podjęła szybko i była wytrwała, np. w terapii czy w szukaniu nowej pracy, czy co zdecydujesz. Ale to tylko i wyłącznie Twoja decyzja. Podejmiesz ją, gdy do niej dojrzejesz. Ja dojrzałam niedawno.
14 2017-01-22 19:52:19 Ostatnio edytowany przez Lily Anne (2017-01-22 19:58:13)
Polecam wam b. ciekawą audycję, na Youtube, pt. "Mordercy dusz" (audycja Zostaw Wiadomość).
Tam pani opisuje przypadek całkiem podobny moim zdaniem do sytuacji Kingi.
Z tego co piszesz jesteś osoba wyksztalcona, pełną pasji i ułożona. Masz 27 lat, prace wiec jeżeli jest możliwość wyprowadzenia się z domu to zrób to. Zacznij żyć po swojemu, zrób cos dla siebie. Nie pozwól aby ktoś kierował Twoim życiem i powodował niska samoocenę. Jak sama zauwazylas zaczynasz być cieniem samej siebie. Albo SAMA to skończysz i zaczniesz układać życie po swojemu ale upodobnisz się kiedyś do mamy.
Nie boj się zmian. Nie czas cos zmienia tylko działanie.
Musisz się wyprowadzić i poszukać pomocy psychologicznej.
Wtedy odżyjesz i zobaczysz, że praca u cała reszta to nie wszystko. A słowa Twojej matki nie są wyznacznikiem.
Przepraszam, że zapytam... rozumiem, że szanowna mamusia to zawodowo cokolwiek osiągnęła, czy od zawsze szczytem jej aspiracji było wydanie się za mąż ? Czytanie książek jest zajęciem dla osób leniwych ? Dobre sobie... Zmarnowałaś mamusi życie ? Zdaje się, że ona żyje i stu lat jeszcze nie ma, więc wciąż coś ze swoim życiem zrobić może... oprócz dołowania głupim gadaniem najbliższego otoczenia. No, chyba że jest zbyt leniwa... stąd ta tendencja do projekcji i przypisywania innym swoich wad...
Dziewczyno, przestań słuchać tych bzdur i brać sobie te dyrdymały do serca, bo to zwyczajne brednie są ! Przepraszam ale mnie chce się autentycznie śmiać jak czytam te banialuki o prestiżu. Jeżeli Twoja matka potrzebuje tego rodzaju dowartościowania się, to może niech sama sobie tego prestiżu doda. Wyręczanie się córką w leczeniu własnych kompleksów ma krótkie nogi i pomaga na krótko. Jak mamusia się nie ogarnie, to za chwilę za leczenie jej poczucia niższości odpowiedzialny będzie ten "mityczny" przyszły zięć, a potem wnuki i prawnuki. Najlepiej będzie jak mamusia skorzysta z pomocy jakiegoś specjalisty, a Ty zajmiesz się sobą.
Przyznam, że nie bardzo rozumiem dlaczego sama siebie się czepiasz. Domyślam się, że patrzysz na siebie krytycznymi oczyma matki... tyle tylko, że wyobraź sobie, iż jej opinia nie jest jedyną słuszną. Szczerze mówiąc, to ona bredzi jak w malignie... ale to może pomińmy. Weź tak zwyczajnie "na chłopski rozum" oceń samą siebie. Studia, dobre oceny, praca to jest dla 27-latki niby nic ? Czy gdybyś oceniała kogoś innego niż siebie, też byłabyś tak surowa w ocenie ? Podczas studiów całkowicie poświęciłaś się nauce i to ma być niby jakiś wielki błąd ? No, błagam Cię... w mojej ocenie jak się chce coś sensownego ze studiów wynieść, to jednak na nauce skupić się należy. Jeżeli aktualnie potrzebujesz życia towarzyskiego, to postaraj się sobie je zorganizować. Przecież to nic straconego. Sądzisz, że przyjaźnie zawiera się jedynie w okresie studiów... że takie nie "rozłażą się" z czasem ? Otwórz się trochę na ludzi, choćby na tych z pracy, bo nigdy nie wiadomo gdzie się kogoś wartościowego pozna. Mnie praktycznie z każdego miejsca pracy pozostały trwale znajomości. Nie są to bynajmniej przyjaźnie, bo każdej "milszej" znajomości takim mianem nie określam, ale są to bardzo wartościowe relacje. Mam z kim pogadać, wypić wino lub gdzieś się wybrać.
Przestań upodabniać się do własnej matki i sztucznie stwarzać sobie wydumane bariery Wszystko jest z Tobą w porządku. Nie jesteś starą panną, nie zmarnowałaś matce życia i uwierz, że masz siłę żeby swoje życie zmienić. Aktualna praca, to też nie wyrok dożywocia. Jesteś na początku swojej kariery zawodowej i gdzieś jakieś doświadczenie zdobyć musisz. Z czasem jeżeli tylko zechcesz prace zmienić możesz. Dziewczyno możesz tyle osiągnąć... no, ale od rozczulania się nad sobą nic się nie zmieni. Każdy miewa gorszy okres... ale przychodzi taki czas, że trzeba się w końcu wziąć w garść, bo to jedynie słuszne działanie jeżeli rzeczywiście chce się coś w swoim życiu zmienić. Na gadanie matki się uodpornij. Wiem,że wolałabyś mieć w matce wsparcie... ale go nie masz. Trudno. Będzie Tobie trochę ciężej niż tym którzy takie wsparcie mają, ale to tylko tyle. Wszystko zależy od Ciebie
Musisz sie ogarnac i odciac psychicznie od matki. W tej chwili wyglada to tak, ze ona zyje Twoim zyciem, a Ty jej. Jesli nie masz mozliwosci sie wyprowadzic, to przynajmniej organizuj sobie czas tak, zeby jak najmniej czasu spedzac w domu z matka. Dla niej zawsze nie bedziesz wystarczajaco dobra, chocbys papiezem zostala to i tak za malo "prestizowe". Tak jak dziewczyny mowia, wiej z tego domu. Nie masz jeszcze 30 lat, cale zycie przed Toba. Matka swoje zycie zmarnowala, nie pozwol jej, aby zmarnowala i Twoje. Moze jak zostanie sama jak palec to sie w koncu ocknie.
Ja odkad pamietam marzylam o wyprowadzce z domu. Do dzis mam srednie kontakty z matka, a jak slysze, ze czyjas matka jest jej najlepsza przyjaciolka to mam lzy w oczach. Niektorzy ludzie bez kitu nie powinni miec dzieci.
mama w swojej głowie utworzyła sobie jakiś wyidealizowany obraz tego, jak w życiu powinno być i jak się powinno córce układać. Ma być pewnie córka modelką, z IQ=300, z idealnym mężem, pięknym, zdrowym, grzecznym dzidziusiem, mieszkająca w lukrowanej willi z basenem w serduszka.
Poza tym, myślę, ze mama jest straszną egoistką. Myśli tylko o sobie samej, o swoim "prestiżu". Żeby tylko ją ludzie chwalili, podziwiali. A już Twoje uczucia, to, co Ty chcesz - to co, to nie ważne?? Nie podoba mi się jej podejście. Bardzo skupiona na samej sobie.
To jest książkowy - z książki, o której pisałam wyżej - przykład matki despotycznej, narcystycznej.
Taka matka - nawet gdyby jej córka była modelką z IQ300 - powiedziałaby jej, że jest za chuda, że chłop nie pies, na kości nie poleci i że za wysokie IQ dodatkowo odstrasza potencjalnych kandydatów. Mąż nigdy nie byłby wg takiej matki idealny - byłby za niski, za mało zarabiający, pochodzący z niewłaściwej rodziny itp. Taka matka nigdy nie będzie zadowolona.
Od takiej matki należy się odseparować, wyznaczyć granice. To nie jest kochająca matka.
Ona już dokonała mnóstwa zniszczeń - nie wierzysz w siebie, bo Ci to wmówiła. Dlaczego miałoby Ci się nie udać zamieszkanie osobno, w końcu studia dałaś radę skończyć i pracę znaleźć, to i mieszkać dasz radę sama. To żadna wielka sztuka. Rano do pracy, po pracy zakupy, obiadek, wieczór z książką i nikt Ci nie ględzi, że czytasz. Spokój w weekend, można iść do kina. Można nie iść i zostać w piżamie. Pomyśl, czy nie fajnie by było?
Wiem, że łatwo by było napisać teraz PO PROSTU ZMIEŃ TO! Ale to tak nie działa. Taką matką może być każdy i wszystko - czasem sami dla siebie jesteśmy tak okrutni. Ja sam mam kolegę, mężczyznę, który jest pod bardzo przemożnym wpływem matki, ona akurat robi to w mniej ostentacyjny sposób, ale cel swój osiąga.
Może być tak, że nic nie zmienisz, bo występuje u Ciebie jakaś forma syndromu sztokholmskiego - przywiązanie się do oprawcy. Pamiętaj, że zmiany, które dokonuje się w życiu przeważnie są ciężkie. To jest ważne żebyś to zrozumiała. Wyprowadzenie się od matki tak jak ktoś tu napisał, poszukanie siebie, tego co Ci sprawia radość, a nie innym, przeciwstawienie się wyimaginowanym autorytetom, to proces, często długotrwały. Pytanie czy chcesz przejść tę drogę. Jest tylko jedna osoba na świecie której może na tym zależeć, będziesz to Ty i jest tylko jedna osoba, która jeśli Ci się uda, będzie miała z tego radość - też już chyba wiesz, kto to;)
Wyznacznikiem szczęścia nie jest posiadanie chłopaka czy męża. Tak powiedz mamie.
To Twoja matka jest beznadziejnie beznadziejna.
Ignoruj ja maksymalnie i nie utrzymuj z nia zadnego kontaktu!
Potrzebujesz prawdziwych przyjaciol, a wtedy to, co mowisz - to wszystko zupelnie sie zmieni!
NAprawde!
Możesz napisać więcej o sobie, opisać swoje dzieciństwo. Od dawna musiało źle się dziać w Twoim domu, skoro Twój tato pił a później popełnił samobójstwo. Wzrastałaś w toksycznym domu, chyba rzeczywiście potrzebujesz lekarza. Nie obwiniaj się o to, że podporządkowałaś się szkole, pewnie to był dla Ciebie jakiś azyl.
Nie potrzebujesz zadnego lekarza, ale przyjaciol prawdziwych i zdrowego otoczenia, a nie patolki na patolce!
Wiej od wiatru! wiej!