Witajcie. Piszę tutaj, bo zwyczajnie nie umiem sobie już z tym wszystkim poradzić. Ótoz mam faceta' jestesmy ze soba juz 4 lata, mamy 1,5 rocznego synka i kolejne dziecko w drodze, jestem w 35 tyg ciazy. Mieszkamy na swoim, ale do polowy wyremontowanym mieszkaniu no i nie ukrywam mamy troszke dlugow. Ale moze przejde do rzeczy, moj partner podjąl 3 miesiace temu nowa prace, gdzie pracuje od rana do wieczora dzien w dzien albo ma przestój 3-4 dniowy bo brak zlecen. Jakos wszystko sie ukladalo, dopoki nie oznajmil mi ze od stycznia bedzie pracowal w samych rozjazdach, po Polsce i za granica, ale stawka ta sama. Krotko mowiac w domu bedzie gosciem, a pieniadze te same jakby pracowal na miejscu. No i powiem w prost, kompletnie tego nie przyjmuję do wiadomosci, ze ma go z nami nie byc, ze mamy zyc na odleglosc, jestem w 9 miesiacu zaraz i nie wyobrazam sobie tego. Odkad sie dowiedzialam o delegacjach to sa ciagle klotnie, ciche dni, spanie osobno, bo on chce jechac tlumaczac ze chce nas wyciagnac z dlugow, a ja mu zabraniam. Moja rodzina chce nam pomoc finansowo, a on ma znalezc prace na miejscu zeby byc przy nas, ma mozliwosc oracowania tutaj ale on woli jechac w swiat byle miec spokoj. Nie wiem co mam robic, ostatnio tydzien temu wrocil z tygodniowej delegacji, wyjechal mimo ze prosilam aby tego nie robil, ale on trzasnal drzwiami i wyszedl. Bardzo przezywalam ta rozlake, a on zeby miec swiety spokoj to nawet nie dzwonil,odezwal sie chyba tylko z dwa razy. Zostawil nas bez srodkow do zycia bo bez pieniedzy i opalu do kominka, bo mieszkanie jest ogrzewane kominkiem, praktycznie teraz zima jest w domu max 20 st. Wracajac do tematu, nie radze sobie z tym kompletnie ze maja byc delegacje, placze po nocach, jestem na tabletkach przeciwbolowych, w nocy to prawie wcale nie spie. Ostatnio bylam u ginekologa to dowiedzialam sie ze mam za malo wod plodowych a synek ma tylko 1500gram i ze mam sie oszczedzac i zero stresu nerwow. Tylko ze ja jestem cala znerwicowana, a on w ogole sie tym nie przejmuje, twierdzac ze wydziwiam i ze histeryzuje. On tylko zyje tym kiedy nadejdzie dzien delegacji. A ja z dnia na dzien czuje sie coraz gorzej psychicznie i nie radze sobie juz z tym. ;(((
Przykre jest to o czym piszesz. Wygląda na to, że on ucieka od odpowiedzialności i robi to w dość drastyczny sposób. Trzeba nie mieć serca i wyobraźni, żeby zostawić swoją kobietę z 1,5 rocznym dzieckiem, w 9 m-cu ciąży, z koniecznością palenia w kominku i bez środków do życia?!
Nie pozostaje Ci nic innego, jak zwrócić się o pomoc do swojej rodziny, bo pomoc będzie Ci niezbędna (już jest).
Nie zmusisz go do niczego, jeśli on się nie poczuwa.
Patrząc jednak na problem z drugiej strony; on pracuje od rana do wieczora, macie niewykończone mieszkanie, długi i...drugie dziecko w drodze...hmm. Domyślam się, że Ty nie masz dochodu (w przeciwnym razie nie zostałabyś bez środków do życia podczas jego wyjazdu) i cała odpowiedzialność za utrzymanie rodziny, remont i spłatę długów spoczywa na jego barkach. Może on się po prostu załamał i zwyczajnie szuka ucieczki i wytchnienia na tych delegacjach, co go nie usprawiedliwia.
Nie możliwe jest, żeby on nie zdawał sobie sprawy w jakiej sytuacji Cię zostawia, więc albo liczy, że rodzina Ci pomoże i jakoś to będzie, albo ma wszystkiego dosyć.
Jeżeli chcesz utrzymać Wasz związek, to uważam, że niestety, bez pomocy bliskich się nie obejdzie, będziesz musiała przetrwać ten ciężki okres i jak najszybciej wracać do pracy, jednocześnie starać się przekonać go do zmiany swojej pracy.
Dziękuję Ci za zainteresowanie moim tematem. Moja rodzina już nam bardzo pomaga, czego niestety on nie umie docenić, bo tylko slysze' ze moja rodzina sie wtrąca. Dla niego oni są dobrzy jak mają nam pozyczyc pieniadze albo samochod, a jak mówią mu, ze teraz jego miejsce jest przy nas, to już są źli... Druga kwestia jest taka, ze moj brat jest gotów mu zalatwic prace u niego w firmie i zabierac go do tej pracy, pieniadze takie same , a praca 8 godz i do domu, ale on sie na to nie zgodzi, bo ma swój honor!! Woli jwchac i nas zostawic, bo tak mu latwiej. Nie mam juz sily na klotnie, bo i tak juz bez tabletek przeciwbolowych nie jestem w stanie funkcjonowac. Czasami mam tak, ze placze i nie umiem nad tym zapanowac... Wiem jedno... Jak nadejdzie dzien w styczniu,ze on mi powie ze jedzie, to moje emocje znowu beda siegaly zenitu, a nie chce zeby mały to wszystko widział... Jestem zalamana juz sama mysla ze ma jechac ;((((
Skoro rodzina tak bardzo Ci pomaga, to poproś ich przede wszystkim o pomoc w zorganizowaniu opału do kominka, tak abyś będąc sama mogła sobie chociaż napalić i miała zabezpieczone chociaż podstawowe potrzeby i żebyście nie marzli.
Kwestie finansowe musisz omówić z mężem - inaczej się nie da.
Nawet jeśli on upiera się przy tej swojej wyjazdowej pracy - to jak może Ciebie w ciąży i z małym dzieckiem zostawiać bez grosza i wyjeżdżać ??
Jesli chodzi o rodzine to juz wystarczajaco nam pomaga, bo juz raz zakupili dla nas drzewo... Rodzenstwo oznajmilo mi takze , ze albo on szuka pracy na miejscu a to nie problem z jego zawodem bo pracuje w budowlance i jest z nami w domu normalnie wieczorami, albo wyjezdza a ja z małym mam sie wyprowadzic z domu i przeprowadzic do brata, bo nie pozwola na to, abym mieszkala w takich warunkach... W domu mamy wilgoc, jak on jest w domu znaczy jak pracuje na miejscu to rano zawsze rozpala i jakos jeszcze sie da, ale jak byl w delegacji to nie umialam rozpalac mokrym drzewem i bylo w domu zimno i musialam przeprowadzic sie do brata, a tam trojka malych dzieci i jeszcze moj syn, mam juz dosc takich sytjacji, a on pojechal i mial to wszystko gdzies, po powrocie z tygodniowej delegacji jedyne na co bylo go stac to zakup 3 m mokrego drzewa za 240 zl... Ja juz mam tego dosc. Po delegacji byl tydzien w domu bo nie bylo pracy, wczoraj tez wolne, dopiero dzis poszedl do pracy. A ja musialam dzis odwolac wizyte u lekarza bo nie mam 100 zl na wizyte... A on juz zyje wyjazdem po nowym roku, nie mowil jeszze mi ze wyjedzie ze taka podjal decyzje ale widze to po jego minie jak o to pytam... Zastanawiam sie juz czy nie dac mu ultimatum ze albo my i praca tutaj albo delegacje i nie ma do czego wracac... Wiem pewnie uznacie mnie za paranoiczke ale ja juz naprawde jestem na skraju wyczerpania nerwowego, bo tak sie nie da zyc... Najgorsze w tym wszystkim to, ze on nie widzi zbytnio oroblemuw jefo wyjazdach , bo nauczyl sie ze moja rodzina mieszka niedaleko i zawsze moge pojsc do nich. A jak byly teraz swieta i mial pojechac ze mna do brata i mielismy wspolnie rozmawiac o naszej sytuacji to oznajmil ze on nigdzie nie jedzie, bo to nie są ich sprawy tylko nasze. Nie wiem juz jak mam z nim rozmawiać, rozmowa konczy sie placzem w poduszke... Nie umiem juz tak zyc;((
Twoja rodzina ma prawo się wtrącać bo gdyby nie oni to być może umarlibyście z głodu lub zimna.Po co pchaliście się w samodzielny dom? skoro jego podejście do życia jest jak niebieskiego ptaka:narobić długów - niech inni się martwią i robić coś w domu kiedy ma tylko na to ochotę.
Czy Twój lekarz wie ,że jesz tyle środków przeciwbólowych ?myślę ,że jest to nie wskazane w ciąży i zagraża zdrowiu dziecka.
Powiem Ci tak jak Twój chłop ma mieć takie podejście do życia i kredytów to niech siedzi w tej delegacji ale zażądaj dla siebie i dzieci pieniędzy jak nie dobrowolnie to sądownie. Wolisz na to jego bimbanie nie patrzeć i mieć święty spokój niż go oglądać. Gdyby był odpowiedzialny to bym napisała ,żeby wziął pracę od brata za te same pieniądze i został w domu ale z tym podejściem jaki ma on to nic Ci to nie da ,że będziesz mieć jeszcze jedną gębę do wykarmienia a i tak będzie cię wkurzał co dzień jeszcze się przy nim napracujesz i dzieciach.
Zachęcam Cię po narodzinach dziecka do wzięcia życia w swoje ręce. Jesteś od niego uzależniona finansowo i w sprawach dnia codziennego. Przykład z tym drzewem jak będziesz mieć środki do życia to kupisz to drzewo rok wcześnie żeby wyschło i sama sobie będziesz w tym kominku palić. Nie będziesz zależna od jego pomocy w życiu codziennym dodatkowo na rodzinę możesz liczyć to bardzo duży plus, pomogą w domu i przy dzieciach.
Gościa ewidentnie przerosła sytuacja, więc woli wyjechać aby się od tego odciąć i choć przez chwilę nie myśleć. Niestety nie każdy potrafi sobie poradzić z problemami jakie stawia przed nim życie. Jak nie dorośnie i nie zrozumie że ma rodzinę i musi o nią zadbać, to przewiduję Ci ciężkie życie, bo będzie zawsze uciekał od problemów zamiast je rozwiązywać. Nie każdy facet dojrzał do dorosłego życia. Postaw na szczerą rozmowę i nie psuj przez niego relacji z rodziną, bo może być tak że tylko ona Ci zostanie.
Na tego faceta nie masz co liczyć...
Czy Ty musisz mieszkać w tym zawilgoconym domu?
Wiem, że jesteś rozgoryczona, że Twoja relacja z mężem nie funkcjonuje tak, jak powinna, ale nie uciekaj w prochy i nie ładuj tyle tabletek w siebie. Myśl o dziecku.
Zastanawiałaś się czy nie powinnaś za jakiś czas wrócić do pracy?
W tej chwili oczekujesz, że całe waszą rodzinę będzie utrzymywał mąż, nie masz swoich pieniędzy - moim zdaniem to cię gubi..
Wiem... przerosła mnie ta sytuacja... A jego chyba jeszcze bardziej i wiem też, że chce wyjechać i to napewno zrobi, tylko mi o tym nie mówi, bo nie chce kłotni zanim pojedzie... Woli posiedzieć w ciszy niż poruszać ten temat... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że on akurat ma jechac w te dni co mam miec wizyte windykatora, który ma zjawić się po dług. On nie będzie musiał w tym uczestniczyć, bo rzekomo twierdzi ze jedzie na to zapracowac, ale wiem ze nie mam na co liczyc. Najgorsze w tym wszystkim to, ze ja go nadal kocham, ze jestem z nim zżyta i nie wyobrazam sobie mimo wszystko zycia bez niego. To mnie najbardziej zalamuje ;( Jak wyjechal na tydzien to myslalam ze zwariuje, ciagle myslalam kiedy wroci, kiedy go zobacze... Ja chcialabym to cholerne mieszkanie sprzedac, a mam komu, bo moj brat jest chetny to kupic, zeby nas wybawic z dlugow, ale co potem... Myslalam zeby sie przeprowadzic do miasta duzego, maz mialby prace na miejscu moze latwiej by nam bylo, ale to chyba tylko ja tego chce, bo jemu nie zalezy zeby byc z nami ;(
Podzieliliście się w tym związku na rolę. Nie lepiej by było gdyby po porodzie on pomógł Ci przy dzieciach, rodzina na pewno też pomoże a ty poszłabyś do pracy?Ciężko z jednej pensji utrzymać rodzinę a jak ma się jeszcze długi i nie radzi z sytuacją to już całkiem masakra. Ty się zadręczasz łykasz tabletki, on się wykręca pracą , ucieka od problemów. Myślę ,że nie powinnaś całej odpowiedzialności finansowej na niego zwalać a on nie powinien Cię z dziećmi i domem samej zostawiać. Nie dzielcie się na rolę tylko współpracujcie ze sobą. Chcesz wyprowadzić się do większego miasta po to żeby mąż pracował a co z Tobą?też się trochę uniezależnij. Dalej będzie to samo on na głowie całodzienną robotę ty dom i dzieci i wtedy ciągła frustracja, brak kasy, niezadowolenie.Dobrze wam radzę podzielcie się obowiązkami w domu, ty idź po porodzie do pracy, babcia czy bracia wam pomogą i jakoś dacie radę.
Oboje uciekacie od problemów - Ty w prochy i płacze, on w pracę i delegacje. Musicie najpierw rozwiązać swoje problemy finansowe. Nadchodzi nowy rok, usiądź, wyjmij kartkę i długopis, rozpisz krok po kroczku jak możecie wyjść z tych tarapatów. Przedstaw plan mężowi, bądź też stroną aktywną, nie może być tak, że obarczysz męża całą odpowiedzialnością finansową. Im szybciej zaczniecie działać, tym szybciej rozwiążecie swoje problemy i dziecko będzie mogło się rozwijać w zdrowych warunkach. Teraz fundujecie mu piekło, do którego też w dużej mierze cegiełkę przykładasz... Musisz mieć tego świadomość.
Oboje uciekacie od problemów - Ty w prochy i płacze, on w pracę i delegacje. Musicie najpierw rozwiązać swoje problemy finansowe. Nadchodzi nowy rok, usiądź, wyjmij kartkę i długopis, rozpisz krok po kroczku jak możecie wyjść z tych tarapatów. Przedstaw plan mężowi, bądź też stroną aktywną, nie może być tak, że obarczysz męża całą odpowiedzialnością finansową. Im szybciej zaczniecie działać, tym szybciej rozwiążecie swoje problemy i dziecko będzie mogło się rozwijać w zdrowych warunkach. Teraz fundujecie mu piekło, do którego też w dużej mierze cegiełkę przykładasz... Musisz mieć tego świadomość.
To nie tak, że oboje uciekamy od problemów i że obciążam go odpowiedialnością. Tak się składa, że dostaję pieniądze na synka i z tego płacę prąd, robię zakupy i na więcej mi nie starcza. Jego zadaniem było robienie reszty opłat, praktycznie po równo. Ale niestety on nie do końca uważa, że opłaty są sprawą pilną, a ja niestety sama nie podołam i stąd długi, A teraz jak są długi to najlepiej w delegacje się udać i mieć święty spokój. Jak mówię do niego ze trzeba porozmawiac, to on od razu reaguje złością.
Autorko, bardzo Ci współczuję, bo niewątpliwie Ci ciężko.
Ale prawda jest taka, że długi, podobnie jak dzieci, z powietrza się nie biorą (przynajmniej w naszym kraju, w którym póki co mamy jako-tako funkcjonującą służbę zdrowia). Oczywiste jest, że mąż powinien Cię wspierać i to nie tylko finansowo. I oczywiste jest, że Ty powinnaś wspierać męża, nie tylko opiekując się domem (rozumiem, że jesteś w ciąży i absolutnie nie sugeruję, że natychmiast powinnaś galopować do pracy, ale zdaj sobie sprawę z tego, że pozostawanie z dziećmi do czasu aż pójdą do szkoły to jest w dzisiejszych czasach luksus).
Dlatego trzeba usiąść, dokładnie wyliczyć rozmiary problemów (czyli długów) i zrobić plan spłaty oraz finansowania (długów i codziennego życia). Rozbić większy problem na mniejsze kawałki, żeby łatwiej było sobie z tym poradzić. Pójść po wsparcie do rodziny, skoro jest oferowane - jak pomoc jest potrzebna, to jej branie nie jest żadną ujmą. Nie zalewać się łzami, że mąż jeździ w delegacje, bo to niczego nie rozwiązuje, a Tobie i dziecku wręcz szkodzi.
A jeśli na wsparcie w obie strony liczyć nie można, to trzeba sobie powoli acz skutecznie układać życię w pojedynkę, bo partner, który nie zamierza być wsparciem, staje się balastem. A w sytuacji, którą opisujesz, dodatkowego balastu wam nie potrzeba.
Autorko, bardzo Ci współczuję, bo niewątpliwie Ci ciężko.
Ale prawda jest taka, że długi, podobnie jak dzieci, z powietrza się nie biorą (przynajmniej w naszym kraju, w którym póki co mamy jako-tako funkcjonującą służbę zdrowia). Oczywiste jest, że mąż powinien Cię wspierać i to nie tylko finansowo. I oczywiste jest, że Ty powinnaś wspierać męża, nie tylko opiekując się domem (rozumiem, że jesteś w ciąży i absolutnie nie sugeruję, że natychmiast powinnaś galopować do pracy, ale zdaj sobie sprawę z tego, że pozostawanie z dziećmi do czasu aż pójdą do szkoły to jest w dzisiejszych czasach luksus).
Dlatego trzeba usiąść, dokładnie wyliczyć rozmiary problemów (czyli długów) i zrobić plan spłaty oraz finansowania (długów i codziennego życia). Rozbić większy problem na mniejsze kawałki, żeby łatwiej było sobie z tym poradzić. Pójść po wsparcie do rodziny, skoro jest oferowane - jak pomoc jest potrzebna, to jej branie nie jest żadną ujmą. Nie zalewać się łzami, że mąż jeździ w delegacje, bo to niczego nie rozwiązuje, a Tobie i dziecku wręcz szkodzi.
A jeśli na wsparcie w obie strony liczyć nie można, to trzeba sobie powoli acz skutecznie układać życię w pojedynkę, bo partner, który nie zamierza być wsparciem, staje się balastem. A w sytuacji, którą opisujesz, dodatkowego balastu wam nie potrzeba.
Takie rady są dobre dla tych, co potrafią się dogadać, jest wspólnota celów, poczucie odpowiedzialności za rodzinę, komunikacja.
Z jednej strony rozumiem rozgoryczenie autorki, z drugiej strony nie bardzo widzę, aby sama coś chciała ze swej strony zmienić, raczej woli aby ktoś kierował za nią jej życiem. Na wsparcie męża w życiu codziennym liczyć nie może, jednak woli sama czekać aż długi urosną, mieszkanie pokryje się grzybem, a dziecko zastanie ten obraz rozpaczy.
Jeśli nie starcza jej na pokrycie całości zobowiązań finansowych rodziny, a mąż nie poczuwa się do odpowiedzialności, aby płatności były regulowane na czas, to ja nie widzę innego wyjścia jak postarać się o rozdzielność majątkową. Ciekawe czy autorka bierze takie rozwiązanie pod uwagę? Nie wiem też, kto jest właścicielem tego domu? Oboje?
15 2016-12-28 21:18:35 Ostatnio edytowany przez pannapanna (2016-12-28 21:19:39)
To na co przepraszam idzie jego pensja jak on nawet opłat nie robi? To co robi z 1.5 czy 2 tysiącami(pewnie więcej bo budowlańcy dobrze dziś przędą)? ??
Moim zdaniem powinnaś w trymiga pomyśleć o rozwodzie i alumentach bo z tym niebieskim ptakiem wyladujecie na ulicy.
Pewnie są tez długi o których nie wiesz.
Pan jedzie się bawić w delegacje a ty z dziećmi. .. a tak 2*500+ alimenty i oczywiście sprzedaż mieszkania - dasz radę sama.
16 2016-12-28 21:36:37 Ostatnio edytowany przez rojka (2016-12-28 21:38:28)
Pytanie: mąż czy partner,facet??
Czyje mieszkanie?
Witajcie ponownie. Jak najbardziej zgadzam się z Waszymi wypowiedziami na nasz temat, zarowno tymi co mnie krytykują jak i tymi, co mnie bronią. Jednakże wiadomo rozumiem, to nasze życie i sami musimy się z nim uporać, Wy możecie tylko doradzić, ja to rozumiem. Wiem, ja też jestem winna tej sytuacji, bo też nic z tym nie robiłam jak raty rosly i rosly, tylko czekalam niewiadomo na co, owszem macie racje. Teraz odpowiadajac na pytania, co mój narzeczony robi z pieniędzmi; ma 15zl/h i ma placone codziennie za dniówke, po pracy dzwoni i pyta co potrzebuje z zakupow no i nie powiem, bo robi te zakupy, tylko, że tylko to robi za te pieniadze i w tym caly problem, bo zakupy nie wychodza 100 czy 150 dziennie, a tyle to on ma z dniówki przewaznie. Z tym, ze ta praca nie zawsze jest od poniedzialku do piatku, bo jasnie szef czasami po prostu daje wolny dzien niespodziewnie od tak, tlumaczac, ze nie ma pracy. Wczoraj rozmawialam z narzeczonym, nie mezem tylko narzeczonym o tej calej sytuacji, bo do tej pory ciagle klotnie albo cisza no i wczoraj jak wrocil z pracy, rozmawialismy. Powiedzialam mu, ze chcialabym sprzedac to mieszkanie, bo to moj dom po mamie, zaplacic zobowiazania i wyprowadzic sie do miasta, on mialby prace na miejscu, a nasze dzieci przedszkole pozniej, co moglabym isc do pracy normalnie. Tak sie sklada, ze on powiedzial, ze od dawna chce tego samego, ze juz nawet rozmawial wczoraj z chlopakami z firmy, ze moze zostac w tej firmie i dojezdzac z bydgoszczy z innymi chlopakami do pracy, bo to wtedy 14 km, a teraz ma 45 km. No i powiedzial mi tez, ze te delegacje , to po Nowym Roku wyjazd do Warszawy na minimum 4 dni a nie tydzien, bo maja do wstawienia 30 okien, potem 20 stycznia jest wyjazd do Niemiec na tydzien lub póltora, ale on juz powiedzial szefowi niby ze 20 odpada, bo ja juz bede blisko porodu i on chce w nim uczestniczyc i szef niby powiedzial, ze wtedy bedzie na produkcji na miejscu. Taka byla wczorajsza nasza rozmowa. Naprawde nie wiem co mam sadzic o tym. Najgorsze jest to, ze moja rodzina bedzie przeciwna przeprowadzce i tego jestem pewna, bo oni sa za tym abysmy sie rozstali, bo mu nie wierza w nic... Nie chce sie klocic z rodzina bo mi pomagaja duzo, ale tez wiem, ze to ojciec moich dzieci, z synem ma dobry kontakt, my tez zanim byla klotnia o delegacje bylo wszystko dobrze... Naprawde jest mi ciezko, bo nie wiem co mam zrobic... Moja rodzina chce nam pomoc, ale jednoczesnie chce rozstania z nim.. Za wszystko obarczaja jego, co tez nie do konca uwazam za wlasciwe bo to wspolne dlugi nasze, za ktore ja tez jestem odpowiedzialna... Ciezko mi podjac jakakolwiek decyzje...
Ps. Jeszcze jedno... Mieszkanie jest po mojej mamie, ale zaim sie tu rok temu wprowadzilismy, to bylo w stanie do kapitalnego remontu, wiec wzielismy ta pozyczke na kwote 8000 zl i pokupowalismy co trzeba. Narzeczony wszystkosam zrobil, wremontowal polowe mieszkania, tak abysmy mogli zamieszkac,bo jak mieszkalismy z bratem i jego rodzina byly wieczne sprzeczki, nieporozumienia... No i po tym remocie zamieszkalismy tutaj, jednakze efekt wyremontowania tez nie podoba sie moim braciom, bo uwazaja ze okna nie takie, kolory scian nie takie, krotko mowiac nie podoba im sie tutaj nic...
Trochę za bardzo rodzina się wtrąca jak już im kolor ścian mieszkania nie pasuje ale w sumie to nie ma co się dziwić bo jak bierze się od nich pomoc to nieuniknione jest wtrącanie się. Musicie się usamodzielnić i wyjść z pułapki finansowej .Zadłużenie nie jest takie duże ale w trybie zarobkowym jaki ma Twój partner ciężko mówić o stabilizacji. Dla mnie nie pojęte jest mieć płacone dniówkami, nie wiesz ile tych pieniędzy ma,ciężko cokolwiek odłożyć a co dopiero płacić rachunki. Ja myślę ,że narzeczony powinien zmienić prace na stałą i pewną. Wiedzieć ,że codziennie będzie mieć prace a nie raz idzie raz nie. Drugie to powinien dawać Ci drobną sumę na Twoje potrzeby do skoro on płaci za wszystko i kupuje rzeczy to jesteś kompletnie zależna od niego. Jeżeli masz możliwość wyprowadzki , znalezienia lepszych perspektyw , pójścia do pracy po porodzie to musisz to zrobić czym prędzej by stać się niezależną i dołożyć swoją cegiełkę do waszych wydatków
Zmienic pracę to nie jest takie proste. Tu ma szefa który płaci ,firm budowlanych jest mnóstwo ale nie do końca uczciwych.
Sytuacja nie jest tragiczna ,każdej można znależć wyjście a w tym przypadku są możliwości na wyciągnięcie ręki.
Jeżeli jest okazja ,bo brat chętny na zakup mieszkania a w dodatku narzeczony jest skłonny wprowadzić się razem z Tobą Myszko to Ty nie patrz na to co inni mówią.
Zrób tak jak będzie najlepiej dla Ciebie ,żyj dla siebie i swoich dzieci i o nich myśl a to co mówią inni wpuść jednym uchem a wypuść drugim. Być może jak wyprowadzicie sie do miasta obydowje odetchniecie .
Mieszkanie jest pewnie do podziału ? A wystarczy na zakup innego? Mniejszego?
No i widzisz Autorko, zastanowiłaś się i plan wyjścia z finansowych tarapatów znalazłaś - moim zdaniem, jeśli kasy ze sprzedaży domu wystarczyłoby i na spłatę długów i na kupno jakiegoś mniejszego mieszkania w mieście, w którym Ty za jakiś czas mogłabyś znaleźć pracę, a mężowi bliżej by było do jego roboty, to jest to opcja naprawdę warta rozważenia.
Co do pieniędzy zarabianych przez męża, porozmawiaj z nim o większej przejrzystości, żebyś wiedziała, co się z tą kasą dzieje. Może to, co mu po zakupach zostanie, trzymałby w domu nie w kieszeni, tak gdzie oboje macie do tego dostęp - Ty byś tam dokładała to, co dostajesz na dziecko i z tych pieniędzy opłacane byłyby rachunki i inne bieżące potrzeby. Wtedy byłoby wiadomo, że oboje się w miarę swoich możliwości dokładacie finansowo do utrzymania rodziny i skończyłaby się część pretensji.
Z pracą w budowlance to tak jest, że płacone jest w dniówkach albo tygodniówkach i jak robotnik fizyczny, to norma, że czasem są przestoje i pracy brak. Można szukać czegoś innego, ale niestety w tej branży tak już jest, że jak szef płaci na czas, a nie spóźnia się np. 1,5 miesiąca z kasą, to i tak jest dobrze i uczciwie. Praca u brata Autorki - który o jej narzeczonym ewidentnie nie ma dobrego zdania - wcale nie musiałaby być lepszym wyjściem, a potencjalnie mogłaby być źródłem problemów i z mężem i z bratem, jakby Autorkę wciągali w swoje niesnaski.
Witajcie ponownie. Długo mnie tu nie bylo... Wracając do mojego posta odnośnie delegacji... Proszę pomozcie bo ja juz naprawdę nie mam sily... dziś cala noc nie spalam .. wymiotowalam chyba juz z nerwów... zgodzilam się na jego wyjazdy kilkudniowe ok... wyjechal w środę rano wrocil dzisiaj w nocy... i byloby ok... gdyby nie to ze oznajmil mi ze kończy ta prace i teraz będzie robil mieszkania w Bydgoszczy ale wiąże się to z tym ze będzie mieszkal od poniedzialku do piątku tam a weekend wraca do nas... krótko mówiąc zadecydował ze ja mam radzić sobie tutaj sama z dziećmi a on jedzie rzekomo wielkie pieniądze zarabiać... teraz na dodatek we wtorek jedzie w delegację do Warszawy na 3 dni czego wcześniej mi nie powiedxial... mi zostaly 2 tyg do terminu porodu ... naprawdę nie mam juz sily ...
23 2017-01-22 11:41:14 Ostatnio edytowany przez myszka17323 (2017-01-22 11:46:00)
Obiecal nam ze jeśli będzie pracowal w Bydgoszczy to idziemy tam razem a teraz zmienil zdanie ... Ja juz nie wiem czy ja mam rodzinę czy ja wlasnie trace... decyduje sam o wszystkim a jak się sprzeciwiam to jest klotnia... nie jestem w stanie zaakceptowac tego że on tam ja z dziećmi malymi tutaj ... on ucieka od problemów
Nie wpadaj w panikę. Może to tymczasowe rozwiązanie. Moi rodzice też większość mojego dzieciństwa żyli w rozlace, bo tata jeździł zarabiać za granicę. Nawet jak się urodziłam to był za granicą. I w żaden sposób nie zaburzylo to małżeństwa - po ponad 30stu latach nadal są razem szczęśliwi. Akurat w tamtym czasie pieniądze miały priorytet, żebym ja miała lepiej w życiu. Jak pieniądze już były to i tata wrócił, i żyliśmy spokojnie, bez długów jak inni.