Do napisania pierwszego własnego tematu zabierałem się od dawna, dzisiaj jednak coś we mnie pękło i w rozmowie z rodzicami znowu wygarnąłem im wszystko co zwykle w "sobie duszę". Cóż prawda jest taka, że ciągle nie mogę pogodzić się z momentami w swoim życiu, które mogłem załatwić inaczej, szczególnie nie mogę darować sobie, że tak późno zbuntowałem się przeciwko rodzicom i zacząłem żyć sowim życiem i myśleniem (nie ma to jednak nic wspólnego z wyprowadzeniem się w domu, bo z takowego wyprowadziłem się w wieku 19 lat). Czemu tak dręczy mnie tak to wszystko? Otóż wszystko wynika to pewnie z mojego upośledzenia kontaktów towarzyskich, a z tego wszystkiego także damsko-męskich. Mam już 26 lata, a w przyszłym będę miał 27 lat i nigdy nie miałem dziewczyny i teraz mam niesamowicie trudno z tego powodu, bo są takie rzeczy, na które przychodzi czas i miejsce, tak jak pierwsze randki, miłości, związki. W wieku 15 lat dużo łatwiej poderwać dziewczynę niż kobietę w wieku 26 lat, inna jest psychika wymagania, a także szczerość. Inne jest moje doświadczenie i poziom niż mężczyzn żyjących nazwijmy to "normalnie". Nie wspomnę tu nawet o takich banał jak liczba szans na zdobycie jednej kobiety w wieku 15 lat i 26 lat. W wieku 15 lat miłością stają się najczęściej koleżanki z klasy, szkoły, podwórka, które widzimy kilkanaście razy w miesiącu i w krótkim okresie, na studiach kończy się ten wspaniały okres, potem ma się tylko 1 szansę, tylko jedno spotkanie na poderwanie kobiety (chyba, że to koleżanka z pracy (tylko, że wszyscy dziwnie na to patrzą, siostra znajomych). Rośnie więc prawdopodobieństwo porażki. Jak jeszcze dodać dodatkowe kryteria jak np. ateizm partnerki szansę maleją drastycznie. Czy boję się porażki, tak od zawsze bałem się porażki i nie umiałem się z nimi godzić)
Spytacie czemu tak to wyglądało i czy nigdy wcześniej nie próbowałem tego zmienić, próbowałem, tyle, że nie miałem takiej siły i pewności siebie jaką mam teraz w sobie.
Zacznę od początku, jak już niektórzy wiedzą, moi rodzice to ultra-katolicy, którzy biorą na poważnie te bzdety z księgi zła (Biblia). Jako dzieciak byłem niezwykle towarzyski i otwarty miałem wielu kolegów i koleżanek, którzy sami do mnie legli, byłem pewny siebie i niczego mi nie brakowało. Nie zmienił tego nawet wstrząs mózgu (poświnkowe zapalenie opon mózgowych) jakie przeszedłem w wieku 5 lat, niby nic się nie stało, ale już nie byłem taki pewny siebie i otwarty na ryzyko, cały czas miałem jednak dobre kontakty z innymi dziećmi. Po tym doświadczeniu stałem się też mniej odporny i przechowałem prawie całą zerówkę, miałem ogromne zaległości w nauce i pogorszyły mi się kontakty z innymi dziećmi, nie mniej jednak w miarę sobie radziłem.
Szczerze mówiąc wszystko zmieniło się w raz z przyjściem nowej koleżanki w trzeciej klasie podstawówki, Pani wychowawczyni, powiedział, żeby zapoznać się z nową koleżanką i na moje nieszczęście wypowiedziałem te słowa na przerwie i poszedłem do nowej koleżanki, dzieci opacznie podchwyciły znaczenie tekstu i zaczęły mnie przezywać, jako, że reagowałem bardzo nerwowo (widzieli, że się denerwuję), zaczęło się moje piekło, które trwało przez całe gimnazjum, jako, że rodzice, kazali mi być grzecznym dzieckiem nie oddawałem ciosów przeciwników, dzieci podchwyciły, że można mnie uderzyć, gdy Ojciec mówił żebym oddał jak ktoś mnie uderzy wyszło, że jestem dużo chudszy i słabszy od pozostałych dzieci, wyszło, mimo tego wszystkiego byłem najlepszym uczniem w klasie (ojciec z matką ciągle mówili, że mam być najlepszy), nie mniej w sporcie byłem cienki (często towarzyszył mi strach przed powtórką z zapalenia mózgu (mając świnkę stanąłem na głowie), tyle, że nie była to moja wina, dzieci były nauczone na podwórku przez rodziców, a mnie nikt niczego nie nauczył. W międzyczasie Ojciec zaproponował, że jego kolega uczy Kravmagi to moje problemy znikną, obiecał zapisać tak jak do klubu piłkarskiego, jednak zawsze obiecywał, a nigdy nie dotrzymał słowa, w międzyczasie zaczęło się dręczenie ideologią katolicką i innymi bzdetami z tym związanymi (nie picie alkoholu, brak mięsa w piątek, okropne danie postne w Wigilię, posty w Środę popielcową i Wielki Piątek, czy ganianie na te wszystkie durne nabożeństwa). Najciekawsze, w tym wszystkim jest to, że mimo wszystko ciągle chodziłem na dyskoteki szkolne, klasowe, jednak pojawiał się u mnie strach przed oceną mojego tańczenia, który mam do dziś, mimo, że w Gimnazjum tańczyłem z kilkoma różnymi koleżankami, dręczenie i przemoc zrobiły swoje.
W gimnazjum miałem tych samych oprawców w klasie, co ciekawe wszyscy koledzy odwrócili się od Mnie (co uznałem za zdradę i podważyło moje zaufanie do innych ludzi), jednym moim kolegą był kolega co doszedł do nas w gimnazjum z innej szkoły. Rodzice może ich chodzili do szkoły i się starali jednak nigdy nie opowiedziałem im o moich obawach i przeżyciach (wiedzieli tylko o kilku bójkach, a dręczony nie byłem codziennie, ale stale), co ciekawe byłem na tyle inteligentny, że na matematyce rozwiązywałem w ciągu 15 minut 6 kartkówek i ciągnąłem klasę za sobą, wszyscy chcieli siedzieć obok mnie, ale wiedziałem, że tylko dla zysku, podobnie, zawsze wszystkie dzieci przychodziły do mnie jak miałem chrupki żelki czy inne lepsze dla dzieci żarcie. Co o kontaktach z kobietami mogę w tym czasie powiedzieć? Cóż o dziwo interesowały się mną dziewczyny z klasy, jedyne co musiało je przyciągać to inteligencja i zachowanie inne niż reszty dzieci, nie mogłem jednak uwierzyć, że chcą mnie mimo, że byłem w tym czasie ofiarą klasową, uważałem, że chcą być ze mną z listości, bądź żartu (w ostatniej klasie każdy chłopak w klasie dostał taką żartobliwą walentynkę), więc na podstawie swoich doświadczeń odtrącałem je po kolei. W końcu przyszedł przełomowy moment, dostałem jedynkę za podpowiadanie na angielskim, rozpłakałem się i wybuchłem takim gniewem, że podobno moje oczy zapłonęły płomieniem i zaatakowałem nauczycielkę krzesłem (nic jej nie zrobiłem, ale do dziś pamiętam, że miała strach i przerażenie w oczach). Jako, że byłem do tej pory kryształowy, wszystko zamieciono pod dywan i obniżono mi ocenę ze sprawowania i odesłano do psychiatry, z którym nie chciałem współpracować i odmówiłem chodzenia po jednym spotkaniu. Po tych wydarzeniach zostałem bohaterem osiedla, oprawcy zamienili się znowu w kolegów, bo zrobiłem coś czego oni nigdy by się nie odważyli, dostałem "ochronę" na całym osiedlu i stałem się znany, po tym wszystkim zamiast spaść, wzrosło zainteresowanie płci przeciwnej, jednak w międzyczasie odkryłem, że mam stulejkę i moje samopoczucie opadło znowu do zera. W między czasie moje życie nie ograniczało się tylko do szkoły, ale miałem znajomych w ministrantach (gdzie zaprowadzili mnie rodzicie) plus kolegów i koleżanki z podwórka (mnie więcej od podstawówki do liceum, tam też był mój jedyny związek (jeśli tak można nazwać to co robią dzieci z podstawówki). A i jako, że dla kobiet wygladałem na nieśmiałego zaczęły krążyć za mną w moim miejscu zainteresowane mną kobiety, matka chyba wiedziała co się święci, bo powiedziała cytuję: "Te pasztety chodzą tu tak jakoś dziwnie za M. (tu moje imię )) i pomimo tego, że chciałem się z nimi umówić, straciłem zainteresowanie po takim podsumowaniu, powiedziałem grzecznie, że nic z tego nie będzie...
Po przyjściu do liceum postanowiłem się zmienić, znajomi mówili: "coś ty się taki odważny stał" (odtąd nie jestem już nieśmiały, nie mniej dalej mam w sobie ostrożność co do ludzi, moje zaufanie wymaga czasu, zostałem także mistrzem asertywności). Zdobyłem kolegów i dzięki przebywaniu na podwórku zostałem liderem takiej małej grupy i to były najwspanialsze lata w moim życiu. Wtedy też jedyny raz zakochałem się (zainteresowanie przeszło mi po 2 latach ) w zajętej dziewczynie i zbierałem ciągłe od niej kosze
. W międzyczasie dowiedziałem się, że seks ze stulejką zwiększa u kobiet ryzyko szyjki macicy, więc znowu pojawiły się u mnie kompleksy, ale tylko w kontekście kobiet W międzyczasie przegapiłem zainteresowane mną dziewczyny, a kiedy przeszła mi "moja miłość" było już za późno, bo im też przeszło.:D Zdobyłem jednak podstawowe doświadczenie o zainteresowaniu swoją osobą. W liceum było cudownie jednak nie idealnie rodzice nie pozwalali mi chodzić na imprezy (bo w piątki nie wolno), pić alkohol itd, nie poszedłem ani na półmetek, ani na studniówkę (paniczny strach przed tańcem zrobił swoje). Później były studia i długie unikanie picia i imprez (nie mniej miałem chyba najwięcej kolegów i koleżanek na całym roku), aż w końcu nowo poznani koledzy wyciągnęli mnie na piwo i na bilard i mi się spodobało
Dzięki Nim trochę nadrobiłem zaległości, zauważyli też moją nieśmiałość w stosunku do kobiet i zaczęli zmuszać do rozmów z Nimi, dzięki temu znowu się czegoś nauczyłem. W wieku 20 lat z własnej kasy poszedłem do chirurga i gdyby nie to, że zemdlałem podczas pobierania krwi (wstałem specjalnie rano by odwieść brata na praktyki i jako, że poprzedniego dnia czułem się bardzo słaby, dodatkowo Pani wybrała bardzo małą żyłę i pobieranie trwało bardzo długo) zemdlałem w czasie badania krwii i Panie nie chciały mnie puścić do domu i się rodzice dowiedzieli (gdyby nie to nigdy by się nie dowiedzieli), to było najlepiej wydane 1000 zł w moim życiu! No i na ostatnim roku studiów poznałem na angielskim śliczną blondynkę, która w 100% odpowiadała mojemu ideałowi piękna, niestety nie wyszedłem poza etap filtru, gdy padło pytanie o kluby i taniec i powiedziałem, że nie chodzę tam, widziałem ogromne rozczarowanie w jej oczach, potem jak mi jeszcze powiedziała o tym, że uwielbia tańczyć zacząłem się wycofywać ze znajomości, widziałem, że jest jej bardzo przykro i cierpi, nie mniej uznałem, że zasługuję na kogoś lepszego, ja nawet w tym czasie nie potrafiłem znaleźć pracy i wpadłem w załamanie nerwowe, wiem jedno, gdybym dostał wtedy pracę na pewno bym się nie wycofywał, nie mniej nie chciałem jak to mówi się w małym księciu "oswoić i porzucić".
Cóż jak się okazał miałem idealne wyczucie, przez prawie pół roku nie mogłem znaleźć pracy w zawodzie, oprócz pracy w zawodzie postanowiłem nie godzić się na pracę poniżej 2500 netto. Znajomi jednak nie odwrócili się od Mnie, ale załatwili mi rozmowę o pracę jednak nie była to do końca wymarzona praca, jako, że obiecali mnie przyjąć w innym zakładzie odrzuciłem ofertę, niestety okazało się, że się rozmyślili i znów zostałem na lodzie. W końcu znajomy Hindus poradził mi bym spróbował pracy na północy, tak trafiłem do miasta, gdzie poznałem wielu ludzi i do końca pozbyłem się wszystkich kompleksów oprócz tańca, to jest jedyna rzecz, która mnie blokuję, nie jestem jednak w stanie jej zniszczyć, bo nie ma kto mnie otworzyć na taniec, a najbliższe kursy dla singli są 100 km ode Mnie. Teraz coraz bardziej czuję, że mimo, że osiągnąłem wszystko co chciałem, stać mnie na wynajęcie własnego mieszkania, mam wymarzony samochód) czuję, że to wszystko to ułuda szczęścia, a w międzyczasie przegapiłem coś czego braki coraz bardziej zaczynam odczuwać.
Spytacie czemu mam takie pretensje do rodziców? Bo zawsze źle wychodziłem na ich radach, ciągle wybierali mi co powinienem robić (chciałem pójść na mechanika samochodowego, a poszedłem do liceum), na-okrągło wbijali mi bzdety do głowy i zepsuli młodość.
Czy ktoś może dać mi rady jak mogę nadrobić stracony czas? Już dwa razy tego dokonałem, więc mam nadzieję, że uda mi się 3 raz i wreszcie będę w pełni szczęśliwy.