Natknęłam się dziś na mocno zakurzony już wątek, w którym osoby samotne dzielą się swoimi odczuciami dotyczącymi spędzania świąt w samotności. Niektórzy bardzo z tego powodu cierpią, bo te dni, tradycyjnie rodzinne, szczególnie dotkliwie uświadamiają im ich położenie. Inni twierdzą, że czują się samotni pomimo spędzania świąt z rodziną, zatem ten rodzaj samotności jest dla nich równie, o ile nie bardziej, bolesny. Jeszcze inni sami dokonali takiego wyboru - lepiej tak niż z ludźmi, którzy przez resztę roku są sobie wilkami. Ktoś w końcu zapytał czy ci, którzy się nad nimi użalają (pojawiły się takie głosy), kiedykolwiek zaprosili do siebie na Wigilię osobę samotną, obcą? W tym miejscu niemal automatycznie pojawiła się u mnie refleksja czy samo zaproszenie wystarczy i ile tak naprawdę jest osób, które byłyby skłonne je przyjąć? Obawiam się, że niewiele, bo mało kto lubi w takiej chwili czuć się niezręcznie czy skupiać na sobie uwagę, a to siłą rzeczy mogłoby się przecież zdarzyć.
A Wy - czy przyjęlibyście zaproszenie od obcej lub niemal obcej osoby tylko dlatego, aby w ten wyjątkowy czas uciec od samotności i spędzić go z kimś jeszcze? Jeśli tak, to czy ważne są okoliczności? Na przykład czy wyjątkowo znaleźliście się w takiej sytuacji, która wymusiła konieczność spędzenia Wigilii/świąt w pojedynkę lub przeciwnie - chcielibyście uciec od czegoś, co powtarza się co roku i jest Wam już dobrze znane? I czy bralibyście pod uwagę fakt, że zaproszenie pochodzi od kilkuosobowej rodziny, czy jednak musiałoby wyjść od innej osoby samotnej?