Cześć,
mam nadzieję, że pomogą mi i wypowiedzą się Panowie
Od dłuższego czasu jestem sama, robię co mogę, żeby kogoś poznać i trochę się już podłamuję. Oczywiście zaczęłam od portali internetowych, umówiłam się na kilkanaście randek i doszłam do wniosku, że jednak muszę poznać w realu, kiedy od razu widzę, czy będzie z tego chemia. Rozglądam się w pracy, ale wszyscy ciekawi są zajęci. Spędzam aktywnie czas, zapisuję się na dodatkowe kursy - języki, tańce, siłownia. I nadal jestem sama
Próbuję dawać facetom sygnały, że jestem zainteresowana, uśmiecham się do nich, ale żaden niczego nie zaproponował, poza jakimś pojedynczym przypadkiem w autobusie (gdzie to on zaczął się uśmiechać). Ostatnio zaczęłam przypatrywać się i uśmiechać do chłopaka na siłowni - odwzajemniał uśmiechy i na tym koniec. Zastanawiam się, jak daleko na iść inicjatywa ze strony kobiety. Czy ja też dalej mam inicjować rozmowę? Czy jeśli widzę kogoś na ulicy/przystanku podchodzić i zagadywać wprost o co chodzi? Nie chcę w tym wszystkim wyjść na desperatkę, ale z drugiej strony chcę już kogoś poznać, a wydaje mi się, że ci ciekawsi już zajęci, mało tego - często żonaci i z czasem wybór będzie coraz bardziej zawężony.
Ostatnio przeczytałam w jakimś poradniku, że gdyby zagadać obcego faceta na ulicy, czy by się nie umówił na randkę, 90% by się ucieszyło i zgodziło, pod warunkiem oczywiście, że nie byliby zajęci. Na początku pomyślałam, że to bzdura, kto tak zagaduje obcych na ulicy, ale teraz sama się na tym nie zastanawiam, czy to nie najprostsza droga. Ciekawa jestem jakie jest Wasze zdanie, jak sami byście zareagowali?