Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 5 ]

Temat: Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Dzień dobry. Przeglądałem to forum kilkakrotnie i choć nigdy aktywnie nie uczestniczyłem w życiu takich portali jak ten i nigdy nie szukałem porad w internecie, postanowiłem zaryzykować i napisać o trapiącym mnie od jakiegoś czasu problemie. Może znajdę jakieś rozwiązanie, odpowiedź...
Z moją żoną znam się od ok. 6 lat. Po 3 latach znajomości ( i jak myślałem bezinteresownej i szczerej miłości) wzieliśmy ślub. Choć kilkakrotnie ktoś mi to odradzał ponieważ znał wcześniej rodzinę mojej wybranki i mówił że będzie mi ciężko. No ale w końcu nie z rodziną się pobieram tylko z wybranką mego serca. Moja żona pochodzi z rozbitej rodziny i choć nie jakieś tam patologicznej tylko z takiej gdzie mój teściu odszedł od mojej teściowej ponieważ nie mógł dłużej z nią psychicznie wytrzymać. Moja żona to przykład osoby która właściwie całe życie uzależniona była od matki, robiła zawsze to co ona(matka) uważała za słuszne. Teściowa właściwie od samego początku naszej znajomości mnie nienawidziła (przynajmniej do czasu od kiedy przestałem postępować zgodnie z jej "widzimisię")
Na początku moja wtedy jeszcze dziewczyna przytakiwała matce ale później przejrzała na oczy i się od niej odwróciła na tyle że nastąpiła "złota era naszej znajomości". Razem zamieszkaliśmy, ona właściwie zerwała kontakt z matką, skończyliśmy razem studia, oboje pracowaliśmy, dorabialiśmy się itd. Byliśmy naprawdę wspaniałą parą. Staraliśmy się o dziecko ponieważ moja wybranka miała zdiagnozowaną pewną dolegliwość która  przyszłości mogła by prowadzić do bezpłodności, postanowiliśmy że nie będziemy czekać. Choć zdarzyło nam się jedno poronienie, w końcu się udało. Na świat przyszedł nasz piękny , długo oczekiwany synek. Wtedy relacje mojej żony z jej matką się polepszyły, nie miałem jej tego za złe, w końcu takie szczęście w rodzinie, niech dziecko ma dwie a nie jedną babcię. Myślałem że moje relację z teściową również się polepszą. Po narodzinach wzieliśmy ślub. I od tego momentu właściwie nasz związek zaczął się psuć. Żona poszła na urlop macieżyński, ja pracowałem ale też z racji utrzymania pracy i co za tym idzie awansu musiałem rozpocząć następne studia - pech chciał że w systemie dziennym. Pracowałem i uczyłem się ale wszystkie wolne chwile choć nie było ich dużo spędzałem w domu z rodziną. Ale to niestety nie wystarczyło mojej żonie. Wiem że większość czasu sama musiała sobie w domu z dzieckiem radzić. Zaczęły się oskarżenia, wypominania że mnie całymi dniami w domu nie ma, ze szkołę to ja powinienem dawno skończyć, że teraz jak mam rodzinę to powinienem tylko pieniądze zarabiać i pomagać jej przy dziecku itd. Do tego moja "szanowna teściowa" zaczęła ją podburzać przeciwko mnie. Niestety kilka razy nie wytrzymałem i powiedziałem co o niej sądzę.
To tylko zaogniło sytuację. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc ja i moja żona zaczeliśmy się od siebie oddalać. Choć nigdy nie unikałem obowiązków typowo domowych, pomagałem w wychowywaniu dziecka na tyle ile mi czas pozwalał, nigdy nie zaniedbywałem w jakikolwiek sposób rodziny. Jako odpowiedź zawsze dostawałem opiernicz typu znowu Cię w domu nie ma, wszystko muszę robić sama. Starałem się wytłumaczyć że przecież robię to co robię dla nas , dla naszej wspólnej przyszłości-oczywiście bezskutecznie. Później już było tylko gorzej. Moje zdanie przestało się dla mojej żony liczyć. Zaczęła się natomiast bezgranicznie słuchać matki. Aż nadszedł ten "wspaniały dzień" kiedy to osoba która naprawdę była dla mnie wszystkim powiedziała mi że nasze małżeństwo to fikcja i że mnie nie kocha i jest dla mnie tylko ze względu na dziecko.I to słyszałem prawie codziennie. Nerwy , wściekłość, bezradność i rozpacz- to co wtedy czułem i czuję do tej pory. Nie jestem ideałem meża i ojca. Jestem trochę uparty, lubię mieć swoje zdania ale też liczę się ze zdaniem innych. Nigdy nie miałem wrogów, nałogów, problemów z prawem ani finansowych. Żyję uczciwie, jestem typem domatora, nigdy nie okłamywałem mojej partnerki. Zawsze myślałem z będę dobrym mężem i ojcem. Choć wykonuję dosyć ciężki zawód bo na co dzień stykam się  z ludzkimi tragediami, przynajmniej raz w tygodniu widzę ludzką śmierć to nigdy nie miało to najmniejszego odbicia w naszym związku. Osoba którą kochałem stała się mi obca i obojętna. Niestety próbowałem wiele razy z nią o tym porozmawiać, rozwiązać problem. Zawsze kończy się to kłótnią,  wyzwiskami, oskarżeniami  że to moja wina. Niedawno moja żona w obecności mojej matki powiedziała że mną gardzi i się mnie brzydzi. Tkwię w tej chorej sytuacji już 2 lata i nie widzę perspektywy na dalszą walkę o nasze małżeństwo.  Ale jako osoba odpowiedzialna nie chcę odejść od niej ze względu ma naszego synka którego kocham nade wszystko. Powiedzcie czy jednak powinienem odejść czy męczyć się w tym związku dalej. Mam 36 lat i pewnie mógłbym jakoś sobie życie jeszcze ułożyć. A może macie jakiś "sprawdzony" sposób na ratowanie małżeństwa? Dzięki z góry za odpowiedzi.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Żeby ratować związek, starać się muszą DWIE osoby, na razie widać tylko, że zależy Tobie.  A co z małżonką?

3

Odp: Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Z tego co widzę jest jej wszystko jedno. Ona wie ze jak odejde to wroci do swojej matki a ta tylko na to czeka. Ale czy warto ratowac jesli uwaza sie ze uczucia już nie ma?pytam sie bo ja zaczynam tak uważać

4

Odp: Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?
Yanosik napisał/a:

Niedawno moja żona w obecności mojej matki powiedziała że mną gardzi i się mnie brzydzi. Tkwię w tej chorej sytuacji już 2 lata i nie widzę perspektywy na dalszą walkę o nasze małżeństwo.  Ale jako osoba odpowiedzialna nie chcę odejść od niej ze względu ma naszego synka którego kocham nade wszystko. Powiedzcie czy jednak powinienem odejść czy męczyć się w tym związku dalej. Mam 36 lat i pewnie mógłbym jakoś sobie życie jeszcze ułożyć. A może macie jakiś "sprawdzony" sposób na ratowanie małżeństwa? Dzięki z góry za odpowiedzi.

Czyli- jesteś z żoną wyłącznie ze względu na dziecko. Jeśli kochasz swojego syna, to czy chcesz mu zafundować wzorzec patologicznej rodziny, gdzie brak jest szacunku i wzajemnej miłości rodziców?
Dobrze wiesz, co "powinieneś" zrobić, jakie kroki podjąć aby żyć szczęsliwie, bo twoja zona nie jest wyznacznikiem twojego szcześcia tylko ty sam za nie odpowiadasz, a dziecko jest tylko wymowką aby niczego w swoim życiu nie zmienić, bo zmiany wymagają odwagi.
Yanosik, twoja żona tobą gardzi, nie szanuje ciebie, a tesciowa ma nad nią kontolę, manipuluje nią bo ciebie nie lubi, tym samym krzywdzi swoją własną córkę by powieliła "wzorzec samotnej matki z dzieckiem", jest zazdrosna o to, że corka moze być szczęśliwa z kims innym niż ona sama. Zaborczość twojej tesciowej, twój brak czasu dla żony i możliwe, ze jej zazdrość o ciebie i jej złosć na ciebie doprowadziły wasze małzeństwo do tego stanu.
Nie masz wpływu na swoją żonę, bo to ona "powinna " zrozumiec, dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za siebie, samodzielnie podejmowac decyzje bez udziału osób trzecich.
Natomiast ty nie musisz tkwić w tym toksycznym "trojkącie", bo sam decydujesz o sobie i swoim życiu, ponieważ zasługujesz na szczęście.
Decyzja należy wyłącznie do ciebie, jak chcesz przeżyc swoje życie.
Dlaczego nie mozesz sprawowac opieki nad dzieckiem, tylko twoja żona, bo w końcu to ty zarabiasz, i jesteś odpowiedzialnym ojcem, a twoja żona moze tez pójdzie do pracy i w końcu dorośnie.
Możesz sobie pomóc i umowic sie na wizytę u psychoterapeuty i adwokata. Powodzenia

5 Ostatnio edytowany przez Beatka2016 (2016-11-17 20:47:14)

Odp: Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Witam ja tez mam duży dylemat z moim partnerem i potrzebuje kogoś kto spojrzy na to z boku i powie co o tym myśli.Jestesmy ze sobą juz 6 lat mam dzieci z poprzedniego malrzenstwa sa w gimnazjum i córkę z nim.Problem jest taki ze mam juz dość ciagle kłótnie o pieniądze i o moje dzieci wyzwiska do mnie i do nich,nęka nas wręcz psychicznie.Wybuchy jego gniewu sa o byle co do każdego z nas z tego tworzy sie kłótnia i wyzwiska od najgorszych jaka ja jestem kur..,suk..,i puszczalsaka wieśniak który wkradł sie w jego życie i mu je niszczy i jak kleszcz siedzi i doi ile sie da,do tego wygania nas z domu.Dzieci nie jedno krotnie były świadkiem tych awantor wręcz tego jak mnie szarpal i wyzywal,im tez nie raz kazał się wynosić z jego domu.Nie wiem wydaje mi sie ze to jest jakiś psychiczny człowiek który ma dwa oblicza ,no by wszystko opisać to bym książkę wydała .Najgorzej ze ja nie mam nic dokąd pójść ani pracy wszystko zostawiłam dla niego i tak sie mecze 3 rok.czy ktoś mi doradzi porozmawia ze mną.Dodam ze w kłótni zabiera wszystko co mi dal telefon .kolczyki,pieniądze .auto które mamy razem raz nawet zmienił zamek w drzwiach i staliśmy jakiś czas pod drzwiami i czekaliśmy aż wróci.Jest tyle rzeczy które czyni by mnie skrzywdzić i dalej z nim jestem przepraszamy sie niby ze bedzie lepiej jest coraz gorzej,wiek nie wiem cobrobic czy żyć tak jak on każe by bylo tak jak mu to odpowiada czy cos zmienić

Posty [ 5 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Trwanie w trudnym małżeństwie. Czy powinienem odejść?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024