Też tak uważam. Jeżeli ktoś nie ma kompletnie zainteresowania wśród płci przeciwnej, i ta jak twierdzi Raka, jest odrzucany na starcie, to po prostu w jego aparycji, sposobie bycia coś, co takie reakcje wywołuje. Jeżeli jednak przy tym potrafi wchodzić w jakiekowiek interakcje z różnymi ludźmi, to wydaje mi się, że to już coś, bo jak pisałam wczesniej, czasem lepiej pogodzić się, że jest się samym, w sensie związkowym, ale przy tym nie czuć się samotnym. Wtedy ta energia, którą co poniektórzy tracą na użalanie się nad sobą i narzekanie na cały świat, można przekuć w coś fajnego, budującego, co pozwoli mimo wszystko cieszyć się życiem i czerać z niego jak najwiecej pozytywów, a nie połębiać we frustracji czy nawet depresji z powodu tego, że z jakiegoś powodu, być może od nas nawet niezależnego, nie mamy szans na związek.
Inną kwestią jest to, czy przypadkiem nie mamy zbyt wygórowanych oczekiwań, co do ewentualnej partnerki czy partnera. Czy tak jest w istocie, to życie szybko to weryfikuje, tak jak w przyadku chuopskiego. Niemniej jednak jakiekolwiek zainteresowanie, nawet osób tzw. niższej (od czekiwań) ligi, daje podstawy, że jakiś potencjał jest. Wtedy taka osoba ma, przynajmniej teoretycznie, nieco większy wybór, tj. 1. pogodzić się z tym, że zachowując status quo, nie przekona do siebie osoby, która by sepełniała jej wymagania, co do tej tzw. ligi; 2. obniżyć wymagania; 3. zacząć robić coś w kierunku tego by zwiekszyć swoją atrakcyjność i szanse i w końcu 4. żyć własnym życiem, rozwijać relacje, zwykłe, kolezeńskie, jakie są w zasięgu i wnoszą coś pozytywnego do życia i łudzić się, lub nie (bez spiny), że kiedyś może spotkamy kogoś odpowidniego nawet do związku.
Trzeba po prostu zdać sobie sprawę na co mnie stać. Jeśli nie widzę zbytnich perspektyw na zmianę sytuacji to staram się jakoś z tym pogodzić. Związki to po prostu jedna z wielu rzeczy w życiu, do których można mieć bądź nie mieć predyspozycji. Kiedyś był trochę inny styl życia, posiadanie nawet niedopasowanego partnera było wręcz obowiązkiem. Dzisiaj już tego nie ma, co oznacza że spora część osób po prostu z rynku wypada bo są inne opcje i tyle. Nie ma w tym nic skomplikowanego.
Ja aktualnie spisuję swoje odczucia i spostrzeżenia z ostatnich dwóch lat, czyli od momentu kiedy zainteresowałem się zjawiskiem incelizmu w formie takiego osobistego monologu. To taki akt samooczyszczenia, dodatkowo mogę zebrać wszystkie swoje wnioski w jednym miejscu. Innym panom też bym polecił spisać swoją osobistą historię, wtedy można na spokojnie do tego przysiąść i racjonalnie ustalić, co w życiu mi niezbyt wychodzi i z czym należałoby dać sobie spokój.
Niestety, prawdziwa miłość jest dla nielicznych. Pamiętajcie o tym gdy widzicie na ulicach jakieś pary, wydają się wam zadowoleni a nie wiecie jak naprawdę może to u nich wyglądać. Być może sami jesteście wbrew pozorom w dużo wygodniejszej sytuacji.