MamaMamusia napisał/a:Averyl napisał/a: Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.
Amen 
Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??
Widzę, że nazwanie przeze mnie związku OPki "wybrakowanym" wywołało pewne oburzenie, bo nie jesteś pierwsza, która przywołuje to sformułowanie.
To może wyjaśnię, jak ja to widzę.
Normalny związek składa się z 50% w sferze, której doświadcza OPka - rozmowy, wychodzenie do galerii, wspólne spędzanie czasu, czyli po prostu dopasowanie się w takich zwykłych, ale bardzo ważnych sprawach. Z tej sfery składają się też relacje koleżenskie czy przyjaźnie.
Dochodzi potem druga bardzo ważna sfera, załóżmy że też "wyceniona" na 50% - czyli sfera pożądania, miłości cielesnej, seksu, dotyku, czyli ta seksualna. Tutaj jej nie ma. Jest to dla mnie prawie że wyznacznik tego, czy mówimy jeszcze o przyjaźni/koleżenstwie czy już o miłości i związku.
Nawet zakładając, że może być związek bez tej drugiej sfery, chociaż wydaje mi się, że ten "związek" to bardziej przyjaźn, iście przez życie dwóch sobie bliskich osób, ale niekoniecznie prawdziwy związek.
Ale załóżmy, że może istniej związej bez seksualności, bez pożądania, bez tego żaru. No to ja widzę autorki wątku związek tak, żeby chłodno go "wycenić":
sfera 1= 10/10 (załóżmy), sfera 2 = 0/10. Biorąc pod uwagę przelicznik 50/50, wychodzi na to, że związek autorki może mieć ocenę max 5/10.
Za to związek normalny, czyli niewybrakowany, nawet jeżeli nie jest idealny, to przynajmniej posiada ocenę w obu tych sferach. Czyli np:
sfera 1 = 6/10 i sfera 2 = 6/10. Niby średnie wyniki, ale razem daje to 6/10. Wydaje mi się, że mimo braku idealności, jest to jednak związek pełniejszy i bardziej normalny, niż ten autorki.
Wybaczcie te wszystkie procenciki i oceny, są one oczywiście poglądowo, bo dla kogoś seks może być tylko "20%" związku itp. Chciałem tylko tak zobrazować co mam na myśli mówiac, że związek autorki jest wybrakowany, czyli niepełny.
edit: co ważne, związek autorki nigdy nie wykroczy poza te 5/10, dzięki totalnemu skreśleniu jednej sfery, która dla niej przecież jak sama pisała też jest ważna, a może być tylko gorzej, kiedy zacznie podupadać jedna sfera, w której podobno jest idealnie. Z drugiej strony ten drugi związek, może mniej idealny w pewnych aspektach zawsze może aspirować wyżej i ma większy potencjał.