związek bez seksu - moja historia - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » związek bez seksu - moja historia

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 232 ]

66

Odp: związek bez seksu - moja historia
ciocia-ola napisał/a:

Przyszła dziewczyna na forum, opowiedzieć swoją historię, o tym jaki proces przechodziła, aby zaakceptować męża i nagle się dowiedziała, że nie jest szczęśliwa i spełniona i nawet jeśli sądzi inaczej to się myli yikes

Czarne chmury zawisły nad impotentami, osobami chorymi lub sparaliżowanymi, aseksualnymi, z traumami seksualnymi z dzieciństwa, ofiarami molestowań oraz ofiarami gwałtów, które nie są w stanie fizycznie zbliżyć się do innej osoby - nikt nigdy z Wami nie będzie, jesteście skazani na samotność albo na bycie z kimś, kto się przy Was męczy i tylko wmawia, że jest z Wami szczęśliwy. Na nic miłość, na nic uczucie, porozumienie - nie ma bzykanka, nie ma szczęśliwego związku. Parujcie się między sobą lub żyjcie w samotności. Forum orzekło wink

Napisałam to kilka razy ale powtórzę kolejny. Nie nie chodzi o to ze nie da rady byc szczęśliwym gdy czegoś brak. Ja nie będę miec nigdy dzieci i ok mimo tego daliśmy z mężem rade wyjsć z tego cało jako związek.Kochamy sie, wspieramy i jesteśmy dla siebie ważni. Nie zacznę jednak rozgłaszać ze jest wprost idealnie i uskuteczniać  propagandy sukcesu bo pewnych rzeczy bezsprzecznie nam brakuje a to ze sie z tym pogodziliśmy nie jest "rozwiązaniem problemu" ani znalezieniem "trzeciego wyjścia" jak pisze Autorka o swoim przypadku tylko zwykłym życiem ktore wymusza albo polubienie i zaakceptowanie tego co sie ma albo szukanie czegoś innego.
A ze nie wierze do konca w wielkie szczęście Autorki to inna sprawa. Nie nie dlatego ze seks jest naaaaajwazniejszy w życiu, poprostu czytam to co napisała i nie przekonuje mnie to bo czuje tam wielkie niespełnienie, jej niespełnienie.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: związek bez seksu - moja historia

chrisitano, jeśli masz problem z odczuwaniem pozadania to polecam zainteresowanie sie wplywem odzywiania na nie. Nie mam pewnosci czy pomogloby Ci to zmniejszyc/wylaczyc poped seksualny ale z tego co wiem eliminacja z diety miesa, mleka, potraw pikantnych, oraz nadmiaru cukru potrafia uczynic z osoby wrecz nadpobudliwej seksualnie osobe aseksualna. Wiem to z autopsji, z tym ze nie mam pewnosci co do uniwersalnosci tej zasady. Tzn. u mnie bylo tak ze samo bycie wegetarianka (nie weganka, czyli mleko, produkty mleczne - normalnie pilam/jadlam) nic nie dawalo, dopiero eliminacja mleka/produktow mlecznych oraz cukrow (tych z ciastek, nie owocow), i chudosc (nie szczuplosc, tylko wlasnie chudosc) uczynila mnie osoba niezdolna wykrzesac z siebie odrobiny podniecenia. Oczywiscie nie zachecam Cie do tego zebys sie nie dozywiala, bo nie chce zrobic Ci krzywdy, ale warto zastanawic sie czy nie dostarcza sie organizmowi zbyt duzo skladnikow pewnego rodzaju.
Wydaje mi sie ze podniecenie, i tesknota (zwlaszcza mocno odczuwana) za bliskoscia  fizyczna drugiej osoby moze miec zrodlo w 'zatruciu' skladnikami dostarczanymi z zywnosci. Czesto tez pragnienie takie pojawia sie gdy nie rozumie sie swoich rozchwianych emocji. Ludzie spokojni, i zrownowazeni maja chyba najczesciej niskie libido.

68

Odp: związek bez seksu - moja historia

a ja wierzę, że autorka jest szczęśliwa. Pewnie, że byłaby bardziej szczęśliwa, gdyby był seks, ale bez tego tez potrafi być.  Niemożliwe? Dlaczego? Widocznie facet wart jest tego poświęcenia. Widocznie  rekompensuje jej braki w tej sferze na innych polach.  Być może w sferze emocjonalnej daje jej tyle, że my możemy tylko pomarzyć... Może tak być? Może. W końcu nie znamy ani ich, ani ich relacji. A ona wie najlepiej co czuje. Tu i teraz. Być może ten stan nie będzie trwać wiecznie. Ale póki co, pisze, że jest szczęśliwa i nie ma wątpliwości. To chyba dobrze? Po co wmawiać jej, że się myli? To tak, jakby odbierać jej prawo do bycia szczęśliwą.

69

Odp: związek bez seksu - moja historia

Nie podważam jej szczęścia, ale nie uwierzę, że ktoś kto potrzebuje seksu, a go nie ma, może być spełniony.
Jedno drugie wyklucza po prostu. Moim zdaniem.

70 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2016-09-08 18:26:20)

Odp: związek bez seksu - moja historia
ciocia-ola napisał/a:

Kocham chodzić na wernisaże obrazów. Mogę godzinami stać i oglądać dzieła (od wybitnych i znanych po lokalnych artystów). Mam ogromną potrzebę obcowania ze sztuką, podziwiania, rozmowy o niej.
Natomiast mój mąż nie rozumie sztuki i nie jest nią zainteresowany (ale też nie krytykuje mojej pasji). Tak bardzo chciałabym, aby chodził ze mną na wystawy, czuł ten dreszczyk co ja, gdy widzę pociągnięcia pędzla lub szybkie kreski, komentował obrazy, analizował, dyskutował o nich. Ale on tego nie czuje i koniec.
Kocham go bardzo i poza tą jedną rozbieżnością mamy bardzo dużo innych wspólnych zainteresowań i wyjątkowe porozumienie emocjonalne - czy też mam być nieszczęśliwa i niespełniona? Czy może niespełniona potrzeba fizyczna stoi ponad emocjonalną? Jak u zwierząt? wink

Bardzo dobry post. Jak ktos napisze ze nie moze dzielic z ukochanym/ukochana swojej pasji (rozmawiac o niej itd.) i mimo tego jest szczesliwy/a to nikt takiej osobie nie wpiera, ze sie oszukuje, a jak ktos napisze ze pomimo braku seksu z ukochana/ym jest szczesliwa osoba, to zaraz sie zleci gromada, zeby wmawiac mu/jej ze sie oszukuje, jakby to oni lepiej wiedzieli od tej osoby co ona czuje.

71

Odp: związek bez seksu - moja historia
ciocia-ola napisał/a:

Kocham chodzić na wernisaże obrazów. Mogę godzinami stać i oglądać dzieła (od wybitnych i znanych po lokalnych artystów). Mam ogromną potrzebę obcowania ze sztuką, podziwiania, rozmowy o niej.
Natomiast mój mąż nie rozumie sztuki i nie jest nią zainteresowany (ale też nie krytykuje mojej pasji). Tak bardzo chciałabym, aby chodził ze mną na wystawy, czuł ten dreszczyk co ja, gdy widzę pociągnięcia pędzla lub szybkie kreski, komentował obrazy, analizował, dyskutował o nich. Ale on tego nie czuje i koniec.
Kocham go bardzo i poza tą jedną rozbieżnością mamy bardzo dużo innych wspólnych zainteresowań i wyjątkowe porozumienie emocjonalne - czy też mam być nieszczęśliwa i niespełniona? Czy może niespełniona potrzeba fizyczna stoi ponad emocjonalną? Jak u zwierząt? wink

Na wernisaże możesz sobie chodzić z kolegą lub koleżanką, która też docenia sztukę. A co ma zrobić autorka? Poużywać sobie z kolegą? smile Seks to nie jest mała rozbieżność, jakaś pierdoła. Jak moja partnerka nie będzie lubiła grać ze mną w gry komputerowe to trudno, pogram sobie z przyjacielem lub online, szkoda, że partnerka nie gra, no ale cóż poradzić. Tak samo można poradzić sobie z brakiem tej sfery, która powinna uzupełniać idealny związek?

72

Odp: związek bez seksu - moja historia
christiana napisał/a:

Postanowilam zostac i jestem do dzis. Nie bylo latwo, przeszlam przez depresje, mega niska samoocene, desperackie proby zwrocenia na siebie jego uwagi (striptizy, sztuczki, bielizna i przebieranki, nawet udawanie prostytutki)... oczywiscie bez skutku bo glowa muru nie przebijesz. Ale uwaga NIE ZALUJE mimo ze bylo ciezko i nadal jest. Co wieczor przed snem wyobrazam sobie ze moj ukochany mnie dotyka sad duzo sie masturbuje, ale jak wiadomo, marna ta rekompensata... moze jest tu wiecej kobiet ktore tak wybraly i zmagaja sie z trudami pozadania, ktore nie znajduje ujscia?)

Jeżeli taka jest definicja szczęścia to ja jestem osoba głęboko nieszczęśliwa. Rozumiałabym gdyby autorka poswiecila życie seksualne w imię....ja nie wiem...tajemniczego skarbu Atlantydy czy ukrytego skarbca Inków....no wiecie...czegoś co jest jedyne na świecie. Ale tego kwiatu pół światu! Można mieć kochającego, wiernego i wspierającego mężczyznę który jak zajdzie potrzeba/ochota/konieczność to zawleczkę kobitke do łóżka i przerżnie aż miło. Tudzież wychędoży tam gdzie stoi. Ale tak o ja autentycznie nie zamierzam podziwiać kogoś komu udalo sie uczynić kompromis ze swych własnych potrzeb. Wybitny przykład na to ze sama miłość jednak nie wszystko przezwycięży

73

Odp: związek bez seksu - moja historia

Zakładam że, Autorka jest młodą osobą, dlatego też o tym czy w związku z aseksualnym mężem był szczęśliwa i spełniona, będzie mogła orzec, za lat kilkadziesiąt.
W początkowym okresie związku, zazwyczaj wszystko jest łatwiejsze, schody pojawiają się z czasem i autorka na dzień dzisiejszy, nie powinna nikomu wskazywać " kierunku ". Przecież sama jeszcze nie wie, czy Jej recepta się sprawdzi.
Ciekawe czy za lat 20,30, 40 też będzie, tak pewna swego wyboru, ale o tym się dowie dopiero z czasem.

74

Odp: związek bez seksu - moja historia
Cyngli napisał/a:

Nie podważam jej szczęścia, ale nie uwierzę, że ktoś kto potrzebuje seksu, a go nie ma, może być spełniony.
Jedno drugie wyklucza po prostu. Moim zdaniem.

a ja nie mogłabym tak żyć, jak autorka i być szczęśliwa. Ale to nie znaczy, że ona nie może. Może, jak widać. Gdyby to jej tak bardzo przeszkadzało i rzutowało na szczęście to by to zmieniła. W końcu jej facet nie jest jedynym mężczyzną na ziemi. Być może kiedyś zacznie jej to przeszkadzać. Być może pozna równie albo bardziej fantastycznego czlowieka, który da jej spelnienie w tej sferze. To tak, jak z miłością. Ludzie są razem i wydaje im się, że lepiej już być nie może i że są stworzeni dla siebie. A po iluś latach się rozchodzą, pokochują kogoś na nowo i mówią - Boże, nie zdawałam sobie sprawy, że może być jeszcze cudowniej...
Na każdym etapie naszego życia, gdy czujemy się szczęśliwi, to jesteśmy szczęśliwi.

75

Odp: związek bez seksu - moja historia
adiaphora napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Nie podważam jej szczęścia, ale nie uwierzę, że ktoś kto potrzebuje seksu, a go nie ma, może być spełniony.
Jedno drugie wyklucza po prostu. Moim zdaniem.

a ja nie mogłabym tak żyć, jak autorka i być szczęśliwa. Ale to nie znaczy, że ona nie może. Może, jak widać. Gdyby to jej tak bardzo przeszkadzało i rzutowało na szczęście to by to zmieniła. W końcu jej facet nie jest jedynym mężczyzną na ziemi. Być może kiedyś zacznie jej to przeszkadzać. Być może pozna równie albo bardziej fantastycznego czlowieka, który da jej spelnienie w tej sferze. To tak, jak z miłością. Ludzie są razem i wydaje im się, że lepiej już być nie może i że są stworzeni dla siebie. A po iluś latach się rozchodzą, pokochują kogoś na nowo i mówią - Boże, nie zdawałam sobie sprawy, że może być jeszcze cudowniej...
Na każdym etapie naszego życia, gdy czujemy się szczęśliwi, to jesteśmy szczęśliwi.

W tym jest moim zdaniem problem. Wiele osób nie jest do końca szczęśliwych w związkach i zamiast coś z tym zrobić, zamiast wcześniej się rozstać i poszukać kogoś, kto będzie odpowiadał nam w 100% to idziemy na niepotrzebne kompromisy a potem na siłę próbujemy sobie wmówić, że jesteśmy szczęśliwi. Przecież autorka przeszła przez te wszystkie depresje, leczenie itp. Tak ma wyglądać normalny związek, ze trzeba chodzić do specjalisty by nie załamać się i znać poczucie własnej wartości? A nie łatwiej było się po prostu rozstać na początku i poszukać od razu osoby dla nas odpowiedniej?

Tak by było moim zdaniem o wiele lepiej, ale wiele osób z lenistwa i strachu wolą pozostawać przy znanej, dobrej opcji, niż zaryzykować i spróbować znaleźć prawdziwe szczęście...

76 Ostatnio edytowany przez aannaa (2016-09-08 19:33:24)

Odp: związek bez seksu - moja historia

.

77

Odp: związek bez seksu - moja historia
aannaa napisał/a:

Czy ktoś byłby uprzejmy mi wyjaśnić w czym tkwi problem Autorki, bo się pogubilam.
Brak seksu- depresja - masturbacja- szczęście - głupi my, co nic nie rozumiemy

Podobno autorka nie ma żadnego problemu, tylko chciała się podzielić swoim szczęściem i pokazać, że można się wyrzec seksu w imię "miłości"...

78

Odp: związek bez seksu - moja historia

Tylko, że w sytuacji, kiedy ona chce seksu, a on wcale, to tu nie ma miejsca na kompromis. Któreś z nich będzie musiało się zmusić do czegoś, on do seksu, ona do abstynencji, albo po prostu odejść.

Ja w związku bez seksu czułabym się głęboko nieszczęśliwa i niespełniona. Nie mogłabym w tym tkwić i wiem, że mój partner nie chciałby dla mnie takiego losu. I dziwię się mężowi Autorki, że pozwala cierpieć żonie, nawet, jeśli ona udaje, że jest Ok, a w nocy płacze w poduszkę. Facet albo jest ślepy, albo obojętny... ale to tylko moja opinia.

79

Odp: związek bez seksu - moja historia

w sumie... czemu to on się nie poświęcił?

skoro jest taki idealny,to jak pisze Cyngli, powinno go wzruszyć to, że jego żona cierpi. a skoro ją kocha, to powinien się poświęcić i ją chedozyc regularnie (dla autorki miłość=poświęcenie)

pytanie do autorki: czemu to Ty musiałas sier dostosować do niego, a nie on do Ciebie?

80

Odp: związek bez seksu - moja historia
_v_ napisał/a:

w sumie... czemu to on się nie poświęcił?

skoro jest taki idealny,to jak pisze Cyngli, powinno go wzruszyć to, że jego żona cierpi. a skoro ją kocha, to powinien się poświęcić i ją chedozyc regularnie (dla autorki miłość=poświęcenie)

pytanie do autorki: czemu to Ty musiałas sier dostosować do niego, a nie on do Ciebie?

Autorka już pisała na ten temat:

Oboje chcemy mieć dziecko, mój partner mówił mi o tym nawet długo przed ślubem. Sam akt poczęcia będzie wymagał wyrzeczenia i zmuszenia się z jego strony, oczywiście, że jest to trochę przykre. Ale tak samo jak dla mnie warto zrezygnować z seksu dla naszego związku i wspólnego życia tak samo dla niego warto się zmusić dla naszego dziecka. Z resztą ogólnie mogłabym go zmuszać do seksu, sam mi to wielokrotnie proponował, próbował się starać długo.. ale ja nie chciałam.

Heh nie ma to jak się poświęcać dla drugiej osoby w imię....? Któż to wie, widać niektóre kobiety lubią być męczenniczkami...

81

Odp: związek bez seksu - moja historia
Cyngli napisał/a:

Tylko, że w sytuacji, kiedy ona chce seksu, a on wcale, to tu nie ma miejsca na kompromis. Któreś z nich będzie musiało się zmusić do czegoś, on do seksu, ona do abstynencji

No właśnie. Długo tak nie pociągnie.

82 Ostatnio edytowany przez Jaguar (2016-09-08 19:27:25)

Odp: związek bez seksu - moja historia
_v_ napisał/a:

w sumie... czemu to on się nie poświęcił?

skoro jest taki idealny,to jak pisze Cyngli, powinno go wzruszyć to, że jego żona cierpi. a skoro ją kocha, to powinien się poświęcić i ją chedozyc regularnie (dla autorki miłość=poświęcenie)

pytanie do autorki: czemu to Ty musiałas sier dostosować do niego, a nie on do Ciebie?

Tez sie miałam zapytać...niech ten męski ideał zamknie oczy i ja dyma skoro podobno fizycznie sprawny miedzy nogami...

Edit: juz chyba wiem dlaczego....ja bym nie mogła iść do łóżka z kimś kto robi to dla mnie z litości. Juz wolałabym wcale i dlatego właśnie to ona sie do niego dostosowała. Żadnej psychicznie normalnej babce by sie taki seks z łaski nie podobał...

83

Odp: związek bez seksu - moja historia
Cyngli napisał/a:

Facet albo jest ślepy, albo obojętny... ale to tylko moja opinia.

Ślepy nie jest. Obojętny też nie. Jest aseksualny i z opisu wynika: heteroromantyczny. Jest czuły i romantyczny w stosunku do niej, ale wbrew wcześniejszym opiniom, że w jego aseksualizmie i w jej wyrzeczeniu dostrzec można brak egoizmu, ja widzę coś dokładnie odwrotnego. On ma potrzebę bycia w związku romantycznym, potrzebuje osoby wobec której czułby miłość romantyczną i mógłby ją okazywać. Potrzebny mu obiekt uczuć. Potrzebuje również osoby, która również darzyłaby go miłością romantyczną, z której wyłączony byłby pociąg seksualny. W tym tkwi jego egoizm. Ogromny zważywszy na to z jakimi przeciwnościami musiała i musi nadal zmierzać się jego partnerka.
Z kolei ona również nie jest w związku kompletnie altruistyczna. Również ma potrzebę romantycznej miłości, wsparcia i w przyszłości posiadania dzieci. Zrezygnowała z seksu, bo uznała, że pozostałe elementy rekompensują w jakiś sposób jej ten brak.Taki jej model związku i taki jej model egoizmu. Twierdzi, że jest szczęśliwa i przeczyć tym twierdzeniom na siłę nie będę, choć z każdego jej postu wyziera dysonans.

84

Odp: związek bez seksu - moja historia

czyli biedna autorka ma wyrzuty sumienia, że by zmuszała chłopa do seksu, a chlop... czy ma wyrzuty sumienia, że zmusza ją do abstynencji?

pewnie powiedział coś w stylu "mogę się zmusić do seksu z Toba" - na miejscu autorki też bym podziękowała.

85

Odp: związek bez seksu - moja historia
Jaguar napisał/a:

Edit: juz chyba wiem dlaczego....ja bym nie mogła iść do łóżka z kimś kto robi to dla mnie z litości. Juz wolałabym wcale i dlatego właśnie to ona sie do niego dostosowała. Żadnej psychicznie normalnej babce by sie taki seks z łaski nie podobał...

Na to wygląda.
Seks na siłę z osobą, którą się niby kocha?
Nie wyobrażam sobie tego, tak samo, jak życia z facetem bez seksu. Mnie podnieca zapach, spojrzenie mojego męża, nieraz patrzę jak on pracuje i samo to sprawia, że mi się mokro robi - gdyby mi ktoś odebrał możliwość dobrania się do niego i kochania się z nim, to nie wiem, ale chyba by mnie frustracja zabiła. Nigdy nie mieliśmy przerwy dłuższej niż 2 dni, w połogu myślałam, że oszaleję.

Nie wiem, nie potrafię tego ogarnąć, że można dobrowolnie zrezygnować z tak ważnej strefy wspólnego życia i to właściwie bez powodu, bo on nie jest chory przecież, ani nie cierpi na impotencję.

I nie rozumiem, jak facet kochający swoją kobietę może w lustro patrzeć, wiedząc, że ona jest od lat niezaspokojona. Ja bym nie mogła, gdybym z jakiegoś powodu nie mogła kochać się z mężem, to chyba sama bym odeszła...

86

Odp: związek bez seksu - moja historia
Cyngli napisał/a:
Jaguar napisał/a:

Edit: juz chyba wiem dlaczego....ja bym nie mogła iść do łóżka z kimś kto robi to dla mnie z litości. Juz wolałabym wcale i dlatego właśnie to ona sie do niego dostosowała. Żadnej psychicznie normalnej babce by sie taki seks z łaski nie podobał...

Na to wygląda.
Seks na siłę z osobą, którą się niby kocha?
Nie wyobrażam sobie tego, tak samo, jak życia z facetem bez seksu. Mnie podnieca zapach, spojrzenie mojego męża, nieraz patrzę jak on pracuje i samo to sprawia, że mi się mokro robi - gdyby mi ktoś odebrał możliwość dobrania się do niego i kochania się z nim, to nie wiem, ale chyba by mnie frustracja zabiła. Nigdy nie mieliśmy przerwy dłuższej niż 2 dni, w połogu myślałam, że oszaleję.

Nie wiem, nie potrafię tego ogarnąć, że można dobrowolnie zrezygnować z tak ważnej strefy wspólnego życia i to właściwie bez powodu, bo on nie jest chory przecież, ani nie cierpi na impotencję.

I nie rozumiem, jak facet kochający swoją kobietę może w lustro patrzeć, wiedząc, że ona jest od lat niezaspokojona. Ja bym nie mogła, gdybym z jakiegoś powodu nie mogła kochać się z mężem, to chyba sama bym odeszła...

Ja tez bym nie mogła. Seks jest dla mnie ważny i muszę moc sie w związku....wyszaleć tak to nazwijmy. Seks jest naturalna potrzeba większości ludzi i nie da sie go porównać do różnicy w poglądach. Nie lubię muzyki która mój maź słucha ale ja toleruje bo w sumie dlaczego nie. Pózniej mogę posłuchać swojej. Ale nie tolerowalabym braku seksu w związku z prostej przyczyny ze MOŻNA mieć i seks i wsparcie i wież i przyjaźń i motylki czy co tam jeszcze... Nie ma potrzeby sie czegoś tak ważnego wyrzekać.

87 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2016-09-08 20:33:22)

Odp: związek bez seksu - moja historia

Troche nie rozumiem sensu watku i przeslania autorki. Po kiego wujaszka tu piszesz...
Z jednej strony chce kogos podobnego (nie ma tu takich) pocieszac, z drugiej strony zlosci sie, gdy my nie rozumiemy jej motywacji do malzenstwa. Nazywa piekny akt seksualny "wkladaniem penisa do dziury". Chcesz ludziom normalnym obrzydzic seks przez takie okreslenie? seks dla normalnych ludzi, kochajacych sie nie jest najwazniejszy, ale jest dopelnieniem zwiazku. I jest po prostu fajny, zajebisty i tyle. Zobacz- nie ma tu nikogo, kto ma taka sytuacje jak ty. Chcialas tu kogos takiego pocieszyc. Powinnas sie wycofac z dyskusji po tym, gdy okazalo sie, ze nikt tu nie chcialby zyc w zwiazku z aseksualna osoba. A ty ciagniesz temat i probujeszsz nas przekonac o twoim Wielkim Szczesciu. A na zdrowie ci. Zycze naprawde szczescia. Moze nawet ci wierze, chociaz bardzo trudno...Ale nie pien sie, ze spotykasz sie tu z protestami.To jest dziwne, co tu opisujesz. Trudno to normalnej babie, ktora ma zdrowe podejscie do seksu wszystko tak tolerancyjnie ogarnac.Trudno tu postawic sie w twojej sytuacji. My tu wszystkie wkladamy sobie tego penisa do dziury (twoje slowa), i mamy sie z tym fajnie.Ja osobiscie uwielbiam seks i bliskosc z moim mezem daje mi bardzo duzo.  Co chcesz do kurki wodnej tu przekazac? jakie jest twoje przeslanie? Jestes szczesliwa- fajnie. Ale zrozum , ze dla innych to niepojete. Chcesz, by tolerancyjnie podejsc do twojej sytuacji? tolerancja nie moze byc jednokierunkowa. Ty toleruj nasze myslenie. Ono jest jednak troche bardziej autentyczne....

88 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2016-09-08 20:52:01)

Odp: związek bez seksu - moja historia
Gosia1962 napisał/a:

Troche nie rozumiem sensu watku i przeslania autorki. Po kiego wujaszka tu piszesz???
Z jednej strony chce kogos podobnego (nie ma tu takich) pocieszac, z drugiej strony zlosci sie, gdy my nie rozumiemy jej motywacji do malzenstwa. Nazywa piekny akt seksualny "wkladaniem penisa do dziury". Chcesz ludziom normalnym obrzydzic seks przez takie okreslenie?

To że Ty widzisz w kopulacji "piękny akt seksualny" jest tylko jedną z perspektyw. Widzenie kopulacji jako "wkładania penisa do dziury" nie jest widzeniem/spojrzeniem mniej prawdziwym, ale coś nie pozwala Ci najwidoczniej tego dojrzeć. Spróbuj popatrzeć na seks z zupełnie innej perspektywy (w Twoim przypadku sprzydałoby się bardziej "naturalistycznie"), polecam, to rozwija, i pozwala lepiej rozumieć innych.


Gosia1962 napisał/a:

Powinnas sie wycofac z dyskusji po tym, gdy okazalo sie, ze nikt tu nie chcialby zyc w zwiazku z aseksualna osoba

Ja bym bez problemu mogła żyć z aseksualnym mężczyzną którego bym kochała, chociaż chciałabym żeby od czasu do czasu mnie pogłaskał czy przytulił (nie że często, ale czasami, i nie jest to konieczność a coś na zasadzie - wtedy byłoby milej).

Zadziwia mnie to jak ludzie przeceniają wartość tego całego seksu, i nie mieści im się w głowach że ktoś może nie być uzależnionym (dokładnie tak jak alkoholicy dziwią się jak można wytrzymać bez alkoholu, i być zadowolonym).

Swoją drogą widzę w wielu postach (być może to tylko mi się zdaję) jakieś dziwne rozdrażnienie maniaków seksualnych postawą autorki, tak jakby już samo istnienie takiej postawy którą ona prezentuje, wybór takiej akurat drogi, i pisanie o niej stanowiły coś w rodzaju zamachu na 'jedyną słuszną' w ich mniemaniu postawę/drogę.

89 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2016-09-08 20:57:49)

Odp: związek bez seksu - moja historia
lilly25 napisał/a:

Ja bym bez problemu mogła żyć z aseksualnym mężczyzną którego bym kochała, chociaż chciałabym żeby od czasu do czasu mnie pogłaskał czy przytulił (nie że często, ale czasami, i nie jest to konieczność a coś na zasadzie - wtedy byłoby milej).

Bo sama masz problem z seksem i bliskością, czytałam Twoje posty o obrzydzeniu, seksuolog się kłania.

Ale czego się spodziewać po osobie, która normalnych ludzi lubiących seks nazywa maniakami seksualnymi...

90 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-09-08 21:01:48)

Odp: związek bez seksu - moja historia
lilly25 napisał/a:
Gosia1962 napisał/a:

Troche nie rozumiem sensu watku i przeslania autorki. Po kiego wujaszka tu piszesz???
Z jednej strony chce kogos podobnego (nie ma tu takich) pocieszac, z drugiej strony zlosci sie, gdy my nie rozumiemy jej motywacji do malzenstwa. Nazywa piekny akt seksualny "wkladaniem penisa do dziury". Chcesz ludziom normalnym obrzydzic seks przez takie okreslenie?

To że Ty widzisz w kopulacji "piękny akt seksualny" jest tylko jedną z perspektyw. Widzenie kopulacji jako "wkładania penisa do dziury" nie jest widzeniem/spojrzeniem mniej prawdziwym, ale coś nie pozwala Ci najwidoczniej tego dojrzeć. Spróbuj popatrzeć na seks z zupełnie innej perspektywy (w Twoim przypadku sprzydałoby się bardziej "naturalistycznie"), polecam, to rozwija, i pozwala lepiej rozumieć innych.

Ja bym bez problemu mogła żyć z aseksualnym mężczyzną którego bym kochała, chociaż chciałabym żeby od czasu do czasu mnie pogłaskał czy przytulił (nie że często, ale czasami, i nie jest to konieczność a coś na zasadzie - wtedy byłoby milej).

Zadziwia mnie to jak ludzie przeceniają wartość tego całego seksu, i nie mieści im się w głowach że ktoś może nie być uzależnionym (dokładnie tak jak alkoholicy dziwią się jak można wytrzymać bez alkoholu, i być zadowolonym).

Swoją drogą widzę w wielu postach (być może to tylko mi się zdaję) jakieś dziwne rozdrażnienie maniaków seksualnych postawą autorki, tak jakby już samo istnienie takiej postawy którą ona prezentuje, wybór takiej akurat drogi, i pisanie o niej stanowiły coś w rodzaju zamachu na 'jedyną słuszną' w ich mniemaniu postawę/drogę.

Ciekawe oceny ze strony osoby, która nawołuje do poszerzenia horyzontów i spojrzenia z innej perspektywy.
Umiejętność spojrzenia z innej perspektywy przyda się nie tylko "maniakom seksualnym" wink tongue

91

Odp: związek bez seksu - moja historia
lilly25 napisał/a:

Ja bym bez problemu mogła żyć z aseksualnym mężczyzną którego bym kochała, chociaż chciałabym żeby od czasu do czasu mnie pogłaskał czy przytulił (nie że często, ale czasami, i nie jest to konieczność a coś na zasadzie - wtedy byłoby milej).

Zadziwia mnie to jak ludzie przeceniają wartość tego całego seksu, i nie mieści im się w głowach że ktoś może nie być uzależnionym (dokładnie tak jak alkoholicy dziwią się jak można wytrzymać bez alkoholu, i być zadowolonym).

Swoją drogą widzę w wielu postach (być może to tylko mi się zdaję) jakieś dziwne rozdrażnienie maniaków seksualnych postawą autorki, tak jakby już samo istnienie takiej postawy którą ona prezentuje, wybór takiej akurat drogi, i pisanie o niej stanowiły coś w rodzaju zamachu na 'jedyną słuszną' w ich mniemaniu postawę/drogę.

Ty faktycznie byś mogła, Autorka jakoś nie może. Masturbacja, też jest formą seksu.
Ponowie, jestem ciekawa czy Autorka, będzie zadowolona z układu za X lat.
Dopiero wówczas, będzie mogła z czystym sumieniem powiedzieć, czy Jej wybór był słuszny.
Jak dla mnie, dopiero czas pokarze, co weźmie górę, potrzeby które tłumi, czy poświęcenie dla związku.

92

Odp: związek bez seksu - moja historia

A może autorka założyla ten temat, nie po to by się podzielić swoimi przeżyciami ale po to, żeby dostać wsparcie. Najwidoczniej terapia nie do końca byla skuteczna, skoro anonimowo szuka potwierdzenia podjęcia słusznej decyzji.

93 Ostatnio edytowany przez _v_ (2016-09-08 21:21:13)

Odp: związek bez seksu - moja historia

ja mogę mówić za siebie, ale po tych 6-7 latach bez seksu stawalam się coraz mniej zadowolona. mialam wrazenie, że zycie mi.ucieka, trace cos waznego i nie chodzilo mi o penisa w pochwie - tylko o pożądanie, intymność, dotyk, całą tą erotyczną grę, flirt, uwodzenie, które uwielbiam, możliwość eksperymentowania,odkrywania roznych rzeczy, dzielenia sie tym z drugim czlowiekiem.

po tych latach doszlam do wniosku, ze zwiazek bez seksu jest mozliwy, ale nigdy nie wejdzie na taki pułap intymnosci jak zwiazek z seksem.
doszlam do wniosku,ze nie chce spedzic reszty zycia z najlepszym przyjacielem. bo najlepszego przyjaciela i tak moge miec niezaleznie od bycia w zwiazku.
niestety przez zycie w celibacie okazałam się latwym lupem dla psychopaty,ktory mi zafundowal seks jak z bajki i zagwarantowal spelnienie wszystkich fantazji, jakie mi tylko przyszly do glowy i na jakie mialam odwagę sobie pozwolić.

z perspektywy czasu mogę powiedzieć,że kiedy godzilam się na związek bez seksu kompletnie nie mialam pojęcia, jakie mogą byc dla mnie konsekwencje tego. wtedy bylam zakochana i jako kkzb sklonna do wielu poswiecen.
teraz mam zupelnie inne podejscie do tych spraw, aczkolwiek czasu ktory minął już nie odzyskam.

94

Odp: związek bez seksu - moja historia
Cyngli napisał/a:
lilly25 napisał/a:

Ja bym bez problemu mogła żyć z aseksualnym mężczyzną którego bym kochała, chociaż chciałabym żeby od czasu do czasu mnie pogłaskał czy przytulił (nie że często, ale czasami, i nie jest to konieczność a coś na zasadzie - wtedy byłoby milej).

Bo sama masz problem z seksem i bliskością, czytałam Twoje posty o obrzydzeniu, seksuolog się kłania.

Ale czego się spodziewać po osobie, która normalnych ludzi lubiących seks nazywa maniakami seksualnymi...

Plus stwierdza ze osoby spokojne  i zrównoważone psychicznie maja niskie libido (czytaj osoby ktore maja większe czyli poprostu lubią seks sa niezrównoważone yikes )
Idealna para dla Mr Spocka. On swoje orędzie o życiu bez seksu tylko rozmowa z partnerem głosi od lat. Najzabawniejsze jest to ze ja naprawde nie jestem jakas super temperamentna w tych sprawach i czesto lubie sie poprostu  poprzytulać, żyć w celibacie tez umiem długo ale chyba razi mnie pewna skrajność poglądów poprostu.

95

Odp: związek bez seksu - moja historia
lilly25 napisał/a:

Spróbuj popatrzeć na seks z zupełnie innej perspektywy (w Twoim przypadku sprzydałoby się bardziej "naturalistycznie"), polecam, to rozwija, i pozwala lepiej rozumieć innych..

Będzie po angielsku ale spróbuje...może nie będzie to zbyt wysoki próg dla odbiorcy.... "Whats best advice to follow then your own."

96

Odp: związek bez seksu - moja historia

Ciekawe czy autorka zna odpowiedź na pytanie czy inne kobiety lub mężczyźni też jej partnera nie podniecają...

97

Odp: związek bez seksu - moja historia
christiana napisał/a:

Hej dziewczynki smile postanowilam napisac na forum bo moze takich jak ja jest wiecej. Moj partner nie uprawia ze mna seksu, bylo tak od zawsze... bylismy u roznych lekarzy i chyba nikt nie jest w stanie tego wyleczyc. Ja mimo tego ze mialam wczesniej tylko 1 faceta to czysty wuklan energii i fantazji seksualnej, duzo fetyszy, nadzieje na zycie erotyczne z nowosciami i 'jajem' ze tak ujme smile stanelam przed wyborem: zyc z 'pelnym pecherzem' i mimo potrzeb zrezygnowac z seksu lub szukac innego partnera.
Postanowilam zostac i jestem do dzis. Nie bylo latwo, przeszlam przez depresje, mega niska samoocene, desperackie proby zwrocenia na siebie jego uwagi (striptizy, sztuczki, bielizna i przebieranki, nawet udawanie prostytutki)... oczywiscie bez skutku bo glowa muru nie przebijesz. Ale uwaga NIE ZALUJE mimo ze bylo ciezko i nadal jest. Co wieczor przed snem wyobrazam sobie ze moj ukochany mnie dotyka sad duzo sie masturbuje, ale jak wiadomo, marna ta rekompensata... moze jest tu wiecej kobiet ktore tak wybraly i zmagaja sie z trudami pozadania, ktore nie znajduje ujscia? Moze sa takie, ktore wybraly inaczej w takiej samej sytuacji?
Napisalam tu z zamiarem pocieszenia tych z Was, ktore probuja zostac a jest im zle... nie zamienilabym mojego zwiazku i faceta na zaden inny, choc nie jest latwo. Moze komus kto jest teraz na etapie na jakim ja bylam wczesniej (deprecha, plakanie po nocach itp) moja historia podniesie uszy do gory smile taka mam nadzieje. Pozdrawiam Was i zachecam do podzielenia sie swoimi przezyciami smile

No z mojego punktu widzenia związek bez sexu to czysta masakra. Już w czasach bardzo prehistorycznych czyli średniowiecznych udzielano rozwodów parom które nie uprawiały sexu https://it.wikipedia.org/wiki/Dispensa_ … _consumato Sex jest jednym z fundamentów związku/małżeństwa. Związek w którym fundamentalnie nie ma sexu jest dla mnie związkiem tak samo dysfunkcjonalny jak związek w którym mąż bije żonę. Twoja depresja jest zupełnie logiczna. Masturbacja jest okropna :-( Nic nie zastąpi bliskości dwóch osób. Współczuję Ci i radzę Ci znaleźć sobie nowego partnera który będzie Cię pożądał. Taka jak któraś z forumowiczek już w tym wątku mówiła to rzeczywiście zrobiłby facet. Rozumiem niechęć do sexu przez tydzień czy nawet kilka miesięcy. Ale to co Ty doświadczasz to nie jest normalne życie. Masturbacja nigdy nie zastąpi prawdziwego sexu gdzie dwoje ludzi się pożąda....

98 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2016-09-09 08:08:58)

Odp: związek bez seksu - moja historia

Lilli25- ja znam twoje zapatrywanie na seks, czytalam. Ale nie probuj tu wmawiac, ze "kopulacja" (co za obrzydliwe slowo) to cos be. TY TAK MASZ. Normalny zwiazek dwojga kochajacych sie i szanujacych sie ludzi nie polega na seksie. Bynajmniej. Ale seksualnosc, pozadanie, orgazm jest przepieknym uzupelnieniem malzenskiej codziennosci. My seksu nie przeceniamy. TO TY GO NIE DOCENIASZ. Cos porobilo sie wtedy  w twoim dziecinstwie i teraz tak masz. Smutne. Autorka podkresla, ze jest szczesliwa. Ja chce w to wierzyc i zycze jej tego. Ale jak przeczytalam, ze bedzie skakac po mezowskim penisie, zeby sie zaplodnic, to jakos mi sie dziwnie zrobilo bo dla mnie nie na tym polega malzenskie szczescie...To jest jakas forma przemocy, nie wiem... Normalny zwiazek kochajacych sie ludzi  DLA MNIE to takze seks i pozadanie-to jest moja perspektywa. Ja uwielbiam seks, uwielbiam cialo mojego meza i dla mnie nie ma zwiazku bez seksu. I nie wmawiaj mi Lilli, ze twoje podejscie do seksu (czytalam twoje posty na ten temat), to standardy i normalka. Gdyby tak bylo, nie byloby seksuologow. Nikt nie przymusza cie do uprawiania seksu. Autorki tez nie. Zyjcie sobie bez seksu, przeciez nie poumieracie od tego.  Ale nie probujcie tu nikomu wmawiac, ze wasze myslenie jest zdrowym spojrzeniem na seksualnosc.

99

Odp: związek bez seksu - moja historia
lilly25 napisał/a:

To że Ty widzisz w kopulacji "piękny akt seksualny" jest tylko jedną z perspektyw. Widzenie kopulacji jako "wkładania penisa do dziury" nie jest widzeniem/spojrzeniem mniej prawdziwym, ale coś nie pozwala Ci najwidoczniej tego dojrzeć.

Najeżdżacie na Lily, wyciągając jej problemy - może słusznie. Ale w tym zdaniu ma rację, seks można też tak postrzegać. Można bronić, że ważniejsza jest otoczka, bliskość niż sam akt i to też jest prawda. Jednak większą bliskość dają z pewnością rozmowy, a wiele par jakoś w biegu nie ma na nie czasu, choć znajduje go na seks. I że niby związek autorki miałby być bardziej wybrakowany? wink
Ja w przeciwieństwie do Lily seks lubię, ale też mam wrażenie, że go przesadnie gloryfikujecie.

100

Odp: związek bez seksu - moja historia

związek nie byłby wybrakowany, gdyby oboje nie potrzebowali seksu.

a autorka nadal potrzebuje, nadal płacze, codziennie sobie wyobraża seks z partnerem, masturbuje się na potęgę i mówi, że jej ciężko.
to co to za związek?

sądzi ze pana boga za nogi złapała i trzyma się go tak kurczowo, że aż jej kostki bieleją. ale puścić nie puści. utożsamia miłość z poświęceniem i koniecznością ofiary i kompromisu. tylko że poki co to na kompromis poszła tylko ona, a pan się wykpił.

rzeczywiście związek idealny wink

101

Odp: związek bez seksu - moja historia
Kareena napisał/a:

Ja w przeciwieństwie do Lily seks lubię, ale też mam wrażenie, że go przesadnie gloryfikujecie.

To tylko wrażenie.

Hipokryzją byłoby udawanie, że seks się nie liczy - a przecież jest jednym z fundamentów związku.

102

Odp: związek bez seksu - moja historia

Jaki smutny wątek, dawno takiego tu nie było...
Autorko, wyrządzasz samej sobie ogromną krzywdę. To się dla Ciebie źle skończy. Teraz może jakoś to znosisz, ale za kilka lat będziesz zakompleksiona, smutna i sfrustrowana do granic możliwości. Współczuję Ci, bo zmarnujesz sobie życie i będziesz tego żałowała.
Warto zaryzykować i odejść od tego, co doprowadza Cię do depresji. U boku innego mężczyzny mogłabyś odnaleźć pełnię szczęścia, łącznie z wspaniałym seksem. smile Życzę Ci podjęcia mądrej decyzji.

103

Odp: związek bez seksu - moja historia
kkarolinkka2 napisał/a:

Jaki smutny wątek, dawno takiego tu nie było...
Autorko, wyrządzasz samej sobie ogromną krzywdę. To się dla Ciebie źle skończy. Teraz może jakoś to znosisz, ale za kilka lat będziesz zakompleksiona, smutna i sfrustrowana do granic możliwości. Współczuję Ci, bo zmarnujesz sobie życie i będziesz tego żałowała.
Warto zaryzykować i odejść od tego, co doprowadza Cię do depresji. U boku innego mężczyzny mogłabyś odnaleźć pełnię szczęścia, łącznie z wspaniałym seksem. smile Życzę Ci podjęcia mądrej decyzji.

Ja tez radze podjac ryzyko. Rozmawialem kiedyś z kobieta w bardzo podobnej sytuacji do tej opisanej przez autorkę tyle tylko ze ona "wyskakała" sobie do tego jeszcze dzieci. Ten jej facet wydawał sie być całkiem OK tyle tylko ze nie chciał wogole sexu. Wtedy jej doradzałem zeby nie brała rozwodu ale moje stanowisko w tej sprawie ewoluowało. Jak widzę moich znajomych to jednak sporo z nich ma udane związki po rozwodach. I choc całkiem sporo ludzi nie potrafi sie odnaleźć po rozwodzie to teraz uważam, ze warto jest podjąć to ryzyko i poszukać nowego partnera zamiast tkwić w związku bez sexu.

104

Odp: związek bez seksu - moja historia
Jaguar napisał/a:
_v_ napisał/a:

w sumie... czemu to on się nie poświęcił?

skoro jest taki idealny,to jak pisze Cyngli, powinno go wzruszyć to, że jego żona cierpi. a skoro ją kocha, to powinien się poświęcić i ją chedozyc regularnie (dla autorki miłość=poświęcenie)

pytanie do autorki: czemu to Ty musiałas sier dostosować do niego, a nie on do Ciebie?

Tez sie miałam zapytać...niech ten męski ideał zamknie oczy i ja dyma skoro podobno fizycznie sprawny miedzy nogami...

Edit: juz chyba wiem dlaczego....ja bym nie mogła iść do łóżka z kimś kto robi to dla mnie z litości. Juz wolałabym wcale i dlatego właśnie to ona sie do niego dostosowała. Żadnej psychicznie normalnej babce by sie taki seks z łaski nie podobał...

To chyba nie jest tak jak napisałaś

christiana napisał/a:

Co wieczor przed snem wyobrazam sobie ze moj ukochany mnie dotyka sad duzo sie masturbuje, ale jak wiadomo, marna ta rekompensata...

Ona tęskni, fantazjuje o nim, jest również dla niego ważna (tyle że nie w sferze seksu), więc nie jest to seks niczym z obcą osobą. Z litości? coś tu zgrzyta, bo jeśli ktoś jest dla mnie ważny, to dlaczego miałabym robić dla niego coś z litości, by poczuł się ważny? OK, ja też czasem robię rzeczy, na które może nie mam ochoty, (ale też nie są dla mnie specjalnie niemiłe), bo chce zrobić przyjemność drugiej osobie.
Jest jakaś nierówność: ona dla niego się poświęca, a on?




A teraz do Was Netkobiety i Netfaceci:
Dziewczyna pewnie przepłakała wiele nocy, zmagała się z deprechą.

christiana napisał/a:

Moze komus kto jest teraz na etapie na jakim ja bylam wczesniej (deprecha, plakanie po nocach itp)

Nie wiem, czy sama sobie poradziła, czy ktoś jej pomógł, w każdym bądź razie poukładała sobie w głowie - że jest szczęśliwa, że jej związek bez seksu jest na wyższym poziomie duchowym, a wy jej mówicie, że to niemożliwe, że oszukuje samą siebie... być może macie rację, ale wolicie, by wypłakiwała się "jestem napalona, a on zimny jak lód, co najwyżej możemy sobie razem porządąkać, albo pogapić się na jakieś obrazki w galerii"?


Ja sobie tą sytuację wyobrażam, jak osobę np. bez nogi - czy taka osoba może być szczęśliwa? jeśli założy protezę, czy może biegać?, czy jeśli założy długie spodnie ukrywające protezę, to może wygląda jak "normalny" człowiek z dwiema nogami?
Myślę, że może. Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

105

Odp: związek bez seksu - moja historia
Averyl napisał/a:
Jaguar napisał/a:

Tez sie miałam zapytać...niech ten męski ideał zamknie oczy i ja dyma skoro podobno fizycznie sprawny miedzy nogami...
Edit: juz chyba wiem dlaczego....ja bym nie mogła iść do łóżka z kimś kto robi to dla mnie z litości. Juz wolałabym wcale i dlatego właśnie to ona sie do niego dostosowała. Żadnej psychicznie normalnej babce by sie taki seks z łaski nie podobał...

To chyba nie jest tak jak napisałaś

christiana napisał/a:

Co wieczor przed snem wyobrazam sobie ze moj ukochany mnie dotyka sad duzo sie masturbuje, ale jak wiadomo, marna ta rekompensata...

Ona tęskni, fantazjuje o nim, jest również dla niego ważna (tyle że nie w sferze seksu), więc nie jest to seks niczym z obcą osobą. Z litości? coś tu zgrzyta, bo jeśli ktoś jest dla mnie ważny, to dlaczego miałabym robić dla niego coś z litości, by poczuł się ważny? OK, ja też czasem robię rzeczy, na które może nie mam ochoty, (ale też nie są dla mnie specjalnie niemiłe), bo chce zrobić przyjemność drugiej osobie.
Jest jakaś nierówność: ona dla niego się poświęca, a on?

Ja myśle ze tu jest wszystkiego po trochu. On nie chce ale wie ze ona chce wiec może i jej oferuje jakaś formę zaspokojenia. Ona sie zgadza myśląc ze będzie lepiej ale nie jest...po kilku takich próbach można mieć dosyć bo takie coś jest strasznie kobiecie uwłaczające wiec ona przekonała siebie ze w sumie takie coś jest jej niepotrzebne. Przekonała sie na rozum ale durne ciało ma potrzeby i współpracowac nie chce smile


A teraz do Was Netkobiety i Netfaceci:
Ja sobie tą sytuację wyobrażam, jak osobę np. bez nogi - czy taka osoba może być szczęśliwa? jeśli założy protezę, czy może biegać?, czy jeśli założy długie spodnie ukrywające protezę, to może wygląda jak "normalny" człowiek z dwiema nogami?
Myślę, że może. Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Jest różnica. Do braku nogi muszę sie przyzwyczaić ale do braku seksu niekoniecznie. Nie jest to jeden i ostatni wolny facet na świecie zeby sie aż tak dla niego poświęcać. Facetów jest tyle na tym świecie ze można przebierać i wybierać. Przymusu bycia z tym konkretnym nie ma. Bez nogi z kolei....w sumie tez nie ma przymusu zeby żyć.

106

Odp: związek bez seksu - moja historia
Averyl napisał/a:

Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Amen wink

Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby  chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest  łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??

107 Ostatnio edytowany przez Averyl (2016-09-09 13:13:28)

Odp: związek bez seksu - moja historia

Ok, przykład z nogą może nietrafiony - bo kalectwa nie wybiera się, tak jak partnera, ale bycie silnym psychicznie, jest ponad takie sytuacje.
Związek bez seksu jest słabym związkiem, ale od każdej reguły jest wyjątek. Ja jej wierzę, że ona nauczyła się być szczęśliwą w takim życiu, związku, takim jaki on jest w rzeczywistości, toleruje swojego "zimnego" faceta, nie rozpacza, że nikt nie zaspakaja jej potrzeb.

Jeśli ona wierzy w to, to niech sobie żyje jak chcę! Chociaż często takie osoby piszą, bo jest to jakaś forma "krzyku" rozpaczy - formalnie cały świat widzi taką osobę zadowoloną, a wewnątrz.... rozpacz. Im gorzeje jest takiej osobie, tym bardziej stara się przekonać cały świat, że maska jest prawdziwa.
Nie wiem, jak jest w przypadku Christiana, ale chyba wolałabym, by rzeczywiście umiała się cieszyć swoim życie i  głębokim związki z aseksualnym mężczyzną.

108

Odp: związek bez seksu - moja historia
Jaguar napisał/a:

Jest różnica. Do braku nogi muszę sie przyzwyczaić ale do braku seksu niekoniecznie. Nie jest to jeden i ostatni wolny facet na świecie zeby sie aż tak dla niego poświęcać. Facetów jest tyle na tym świecie ze można przebierać i wybierać. Przymusu bycia z tym konkretnym nie ma. Bez nogi z kolei....w sumie tez nie ma przymusu zeby żyć.

Porównanie z noga jest słabe bo osoba ktora straci nogę nie ma alternatywy. MUSI sie z tym pogodzić. Nie ma możliwości odtworzyć ucietej nogi. Po prostu sie nie da. Koniec i kropka.

Natomiast autorka unieszczęśliwia sie sama z własnej i nieprzymuszonej woli. Jedynie od jej decyzji zależy czy ona będzie tkwiła w tym związku. Ma 100% kontrole nad własnym życiem. Boi sie traumy rozstania. Boi sie zmiany. Woli pozostać w swojej comfort zone niz wziąć sie za swoje życie. No i jeszcze próbuje sobi wmówić, ze jest szczęśliwa. Choc wg mnie to instynktownie czuje ze to nie jest OK. Nie napisała by na tym forum gdyby tak bylo.

109

Odp: związek bez seksu - moja historia
Averyl napisał/a:

Ja sobie tą sytuację wyobrażam, jak osobę np. bez nogi - czy taka osoba może być szczęśliwa? jeśli założy protezę, czy może biegać?, czy jeśli założy długie spodnie ukrywające protezę, to może wygląda jak "normalny" człowiek z dwiema nogami?
Myślę, że może. Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Bez obrazy, ale porównanie jest bezsensu. Wejdź na jakieś forum niepełnosprawnych i zapytaj czy są tam ludzie szczęśliwi, oczywiście znajdziesz takich.
A potem zapytaj, czy woleli by mieć obie nogi i czy sprawność wpłynęłaby, na ich poczucie szczęścia ?
Na koniec, żadna osoba np. po amputacji, nie poleci Ci, pozbycia się kończyny, jako drogi do życiowego zadowolenia.

110

Odp: związek bez seksu - moja historia
Tomek4811 napisał/a:

Porównanie z noga jest słabe bo osoba ktora straci nogę nie ma alternatywy. MUSI sie z tym pogodzić. Nie ma możliwości odtworzyć ucietej nogi. Po prostu sie nie da. Koniec i kropka.

Natomiast autorka unieszczęśliwia sie sama z własnej i nieprzymuszonej woli. Jedynie od jej decyzji zależy czy ona będzie tkwiła w tym związku. Ma 100% kontrole nad własnym życiem. Boi sie traumy rozstania. Boi sie zmiany. Woli pozostać w swojej comfort zone niz wziąć sie za swoje życie. No i jeszcze próbuje sobi wmówić, ze jest szczęśliwa. Choc wg mnie to instynktownie czuje ze to nie jest OK. Nie napisała by na tym forum gdyby tak bylo.

Osoba, która traci nogę - albo nauczy się żyć bez, albo nie poradzi sobie z tym. Znam historię kobiety, która na skutek cukrzycy musiała mieć amputowaną nogę, w przeciągu rok zmarła - bo psychicznie nie poradziła sobie ze świadomością, że nie ma nogi.

Większość kobiet to beznadziejne romantyczki, nawet jak gość jest dziwkarzem, pije, bije, to trwają w imię miłości.
Kocha się nie za coś, tylko pomimo!

111

Odp: związek bez seksu - moja historia

no wlasnie, jak napisala Averyl, moze ona jest szczesliwsza bez tego seksu bardziej niz niektorzy z seksem. Bo po lekturze tego forum jasno widac, ze nie zawsze mozna miec wszystko. Niektorzy maja seks a nie maja milosci, poczucia bliskosci ani innych pozytywnych emocji. Jeszcze inni nie maja w ogole nic i nikogo.
A ona pisze, ze ma wspanialego faceta z ktorym, poza seksem, jest spelniona w 100%.
Owszem, moze moglaby odejsc i szukac takiego, ktory bylby rownie wspanialy i z ktorym czulaby sie spelniona rowniez i w seksie. Ale niestety, nie ma sklepow z takim towarem. Nie ma zadnej gwarancji ze znajdzie kogos, z kim bedzie jej sie ukladac nie tylko w seksie, ale rowniez poza nim.  Wiec co? Ma zostac samotna kobieta i czekac az pojawi sie ten, ktory ja bardziej uszczesliwi? A jak sie nie pojawi?
Latwo wiec innym mowic, zeby sie rozstala. Pewnie gdyby jej bylo tak zle, jak niektorym sie wydaje, to by sie rozstala. Ale najwidoczniej nie jest jej zle i bilans wychodzi bardzo na plus, skoro pragnie byc z tym konkretnym czlowiekiem. Chyba logiczne, ze musi byc dla niej kims wyjatkowym i ze bardzo go kocha. A milosci nie znajduje sie na ulicy.
Fajnie jest, gdy wszystko funkcjonuje tak, jak powinno, ale okolicznosci bywaja rozne. A jak czyjegos meza sparalizuje i zostanie inwalida na wozku to co? Odstawiamy tez, na zasadzie - poszukam sobie sprawnego, zwinnego, zdrowego... bo po co mam sie meczyc, byc opiekunka i byc nieszczesliwa, skoro na swiecie jest tylu innych, ktorzy moga dac mi szczescie?

112

Odp: związek bez seksu - moja historia

Lol

MamaMamusia napisał/a:
Averyl napisał/a:

Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Amen wink

Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby  chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest  łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??

Przepraszam, ale piszesz straszne głupoty. Nikt autorce nie kazał pisać publicznie o swoim problemie, żalić się, że musi się masturbować, że marzy o seksie z mężem. Skoro się swoje prywatne sprawy porusza w Internecie, to trzeba przyjąć zdanie innych prawda? W innym wypadku nikt by jej niczego nie wmawiał, tak jak to nazwałaś. Wyrażamy swoje zdanie i uważam, że autorka jest bardzo nieszczęśliwa, tylko boi się rozstania i zmian w swoim życiu. Woli więc zakłamywać rzeczywistość. Ale to droga donikąd. I nie zgadzam się z Tobą, że nie ma idealnych związków, że trzeba brać to, co jest i nie narzekać, nawet jeśli coś bardzo zgrzyta.
Jak w piosence Myslovitz - "lepiej całe życie szukać niż choć raz przed sobą skłamać" wink

113

Odp: związek bez seksu - moja historia

Dla mnie nadal niezrozumiala jest jeszcze inna sprawa. Bo skoro partner Autorki jest w pelni sprawny tylko nie odczuwa poprostu ochoty na seks to czemu nie robi tego...dla niej ? Dla jej komfortu. Bo ja rozumiem gdyby byl impotentem, wtedy zadne chcenie nie pomoze. Ale tu wystarczy wzniesc sie w sumie ponad swoj egozim i zrobic cos co wiemy ze jest partnerowi potrzebne (a Autorka przyznaje ze jest jej to bardzo potrzebne). Naprawde tak ciezko jest od czasu do.czasu zrobic jej przyjemnosc? Kazdy z nas robi czasem dla partnera cos na co nie ma ochoty ale czyni to bo wie ze partnera to uszczesliwi i sama swiadomosc ze tak jest sprawia nam tez przyjemnosc. Ja np nie lubie gotowac i nie mam kompletnie potrzeby by to robic, zreszta moj maz robi to swietnie ale gdy mu bardzo zalezy bo dawno nie jadl czegos co.bardzo lubi a ja to przyrzadzam "w jego guscie" to to czynie i nie nie z litosci tylko chce mu sprawic przyjemnosc mimo ze stanie przy garach mnie oslabia i kompletnie nie mam na to ochoty.
Zreszta czytalam o przypadkach ludzi aseksualnych, ktorzy mimo ze nie czuja popedu to seks uprawiaja wlasnie dla zaspokojenia potrzeb partnera. Czyli mozna. A tak to jakas niesprawiedliwa jest ta dysproporcja poswiecenia Autorki w stosunku do postawy partnera i bylaby ona niesprawiedliwa w kazdym kontekscie  nie tylko seksualnym. Mnie osobiscie ciezko byloby sie pogodzic z tym ze ja jestem w stanie zrezygnowac czasem ze swych potrzeb i komfortu  natomiast moj partner nigdy nie jest w stanie zrobic czegos ponad to co jest dla niego wygodne bo on nie ma ochoty i potrzeby.

114

Odp: związek bez seksu - moja historia
feniks35 napisał/a:

Dla mnie nadal niezrozumiala jest jeszcze inna sprawa. Bo skoro partner Autorki jest w pelni sprawny tylko nie odczuwa poprostu ochoty na seks to czemu nie robi tego...dla niej ? Dla jej komfortu. Bo ja rozumiem gdyby byl impotentem, wtedy zadne chcenie nie pomoze. Ale tu wystarczy wzniesc sie w sumie ponad swoj egozim i zrobic cos co wiemy ze jest partnerowi potrzebne (a Autorka przyznaje ze jest jej to bardzo potrzebne). Naprawde tak ciezko jest od czasu do.czasu zrobic jej przyjemnosc? Kazdy z nas robi czasem dla partnera cos na co nie ma ochoty ale czyni to bo wie ze partnera to uszczesliwi i sama swiadomosc ze tak jest sprawia nam tez przyjemnosc. Ja np nie lubie gotowac i nie mam kompletnie potrzeby by to robic, zreszta moj maz robi to swietnie ale gdy mu bardzo zalezy bo dawno nie jadl czegos co.bardzo lubi a ja to przyrzadzam "w jego guscie" to to czynie i nie nie z litosci tylko chce mu sprawic przyjemnosc mimo ze stanie przy garach mnie oslabia i kompletnie nie mam na to ochoty.
Zreszta czytalam o przypadkach ludzi aseksualnych, ktorzy mimo ze nie czuja popedu to seks uprawiaja wlasnie dla zaspokojenia potrzeb partnera. Czyli mozna. A tak to jakas niesprawiedliwa jest ta dysproporcja poswiecenia Autorki w stosunku do postawy partnera i bylaby ona niesprawiedliwa w kazdym kontekscie  nie tylko seksualnym. Mnie osobiscie ciezko byloby sie pogodzic z tym ze ja jestem w stanie zrezygnowac czasem ze swych potrzeb i komfortu  natomiast moj partner nigdy nie jest w stanie zrobic czegos ponad to co jest dla niego wygodne bo on nie ma ochoty i potrzeby.

Zgadza sie. Ja stawiam 10:1 ze partner autorki najprawdopodobniej jest bardzo mocno homo tyle tylko ze boi sie pokazać swoje prawdziwe oblicze. Kobiety go zapewne brzydzą tak samo jak ja sie brzydzę facetami. To na prawdę jest bardzo silne obrzydzenie uprawiać sex wbrew orientacji sexualnej. Tego sie nie da przezwyciężyć zeby komuś sprawić przyjemność.

115

Odp: związek bez seksu - moja historia

Tomek
No właśnie.
Wtedy obraz tej wspaniałej miłości jakoś blednie...
Wystarczy chcieć zmierzyć się z prawdą.

116

Odp: związek bez seksu - moja historia

Tez się wlasnie zastanawiam, jak to jest, ze ten "idealny" maz ma gleboko gdzies potrzeby swojej zony. Przeciez chyba slepy nie jest i widzi jak się kobita meczy? Nawet jak ta jego zona tak sobie mozg wyprala, ze zaczyna wierzyc, ze bez seksu jest szczesliwa... Tzn, ja w to nie wierze- bo osoby szczęśliwe nie wypisują jak to masturbują się na maksa i placza w poduszke, bo ich maz dotknąć nie chce hmm

117

Odp: związek bez seksu - moja historia
kkarolinkka2 napisał/a:

Nikt autorce nie kazał pisać publicznie o swoim problemie, żalić się, że musi się masturbować, że marzy o seksie z mężem. Skoro się swoje prywatne sprawy porusza w Internecie, to trzeba przyjąć zdanie innych prawda?

Z tego co przeczytałam, to celem autorki było poznanie opinii osób zaznajomionych z tematem dzięki podobnym przeżyciom. Być może chciała wymienić sie doświadczeniami, uzyskać lub dać wsparcie. Nie sądzę, że zależało jej na opiniach w stylu - wmawiasz sobie, że jesteś szczęśliwa. Zreszta jej milczenie jest wymowne.

Wyrażamy swoje zdanie i uważam, że autorka jest bardzo nieszczęśliwa

Na jakiej podstawie tak uważasz?Ja niczego takiego nie doczytałam. Autorka dobrze ocenia swój związek, ma wysoką samoocenę, którą wypracowała na terapii i która nie jest uzależniona od preferencji męża. Opowiada o swojej tęsknocie za fizyczna bliskością, ale raczej sobie z nią radzi. Gdyby tęskniła za kolczykami z diamentem powiedziałabyś - weź nie przesadzaj- ale to jest sprawa, którą trudno ogarnąć, stąd to oburzenie.

tylko boi się rozstania i zmian w swoim życiu.

nie sądzę. Autorka podjęła decyzję o zaakceptowaniu aseksualności męża. Mogła i może odejść w każdej chwili. Nie robi tego, bo taki jest jej wybór. Nie sądzę, że działa z pobudek altruistycznych. Uważam, że związek daje jej na tyle radości, bezpieczeństwa i spełnienia, że jest w stanie zrezygnować z potrzeby współżycia

Woli więc zakłamywać rzeczywistość.

nie wydaje mi się,

Ale to droga donikąd.

to jest jej droga i jej WYBÓR.
WYBÓR - słowo klucz

I nie zgadzam się z Tobą, że nie ma idealnych związków, że trzeba brać to, co jest i nie narzekać, nawet jeśli coś bardzo zgrzyta.

nigdy tak nie twierdziłam.
Związek jest jak firma. Jeśli tylko dajesz i nic nie zyskujesz to nie chce ci sie dalej tego ciągnąć. Czasem jednak trzeba trochę stracić, aby zyskać więcej. Czasem trzeba coś oddać , żeby wziąć coś innego. dla autorki aseksualność męża nie jest granicą nie do przekroczenia. dla ciebie i dla wielu pewnie jest, ale zauważ, że każdy jest inny. Dokonaj szczerej analizy swojego związku. ile z siebie dajesz? Ile poświęcasz?

"lepiej całe życie szukać niż choć raz przed sobą skłamać" wink

zgadza się.
Pytanie - kto tutaj przed sobą kłamie?

118 Ostatnio edytowany przez ronnypaua (2016-09-09 15:30:56)

Odp: związek bez seksu - moja historia
MamaMamusia napisał/a:
Averyl napisał/a:

Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Amen wink

Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby  chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest  łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??

Widzę, że nazwanie przeze mnie związku OPki "wybrakowanym" wywołało pewne oburzenie, bo nie jesteś pierwsza, która przywołuje to sformułowanie.

To może wyjaśnię, jak ja to widzę.

Normalny związek składa się z 50% w sferze, której doświadcza OPka - rozmowy, wychodzenie do galerii, wspólne spędzanie czasu, czyli po prostu dopasowanie się w takich zwykłych, ale bardzo ważnych sprawach. Z tej sfery składają się też relacje koleżenskie czy przyjaźnie.

Dochodzi potem druga bardzo ważna sfera, załóżmy że też "wyceniona" na 50% - czyli sfera pożądania, miłości cielesnej, seksu, dotyku, czyli ta seksualna. Tutaj jej nie ma. Jest to dla mnie prawie że wyznacznik tego, czy mówimy jeszcze o przyjaźni/koleżenstwie czy już o miłości i związku.

Nawet zakładając, że może być związek bez tej drugiej sfery, chociaż wydaje mi się, że ten "związek" to bardziej przyjaźn, iście przez życie dwóch sobie bliskich osób, ale niekoniecznie prawdziwy związek.

Ale załóżmy, że może istniej związej bez seksualności, bez pożądania, bez tego żaru. No to ja widzę autorki wątku związek tak, żeby chłodno go "wycenić":

sfera 1= 10/10 (załóżmy), sfera 2 = 0/10. Biorąc pod uwagę przelicznik 50/50, wychodzi na to, że związek autorki może mieć ocenę max 5/10.

Za to związek normalny, czyli niewybrakowany, nawet jeżeli nie jest idealny, to przynajmniej posiada ocenę w obu tych sferach. Czyli np:

sfera 1 = 6/10 i sfera 2 = 6/10. Niby średnie wyniki, ale razem daje to 6/10. Wydaje mi się, że mimo braku idealności, jest to jednak związek pełniejszy i bardziej normalny, niż ten autorki.

Wybaczcie te wszystkie procenciki i oceny, są one oczywiście poglądowo, bo dla kogoś seks może być tylko "20%" związku itp. Chciałem tylko tak zobrazować co mam na myśli mówiac, że związek autorki jest wybrakowany, czyli niepełny.

edit: co ważne, związek autorki nigdy nie wykroczy poza te 5/10, dzięki totalnemu skreśleniu jednej sfery, która dla niej przecież jak sama pisała też jest ważna, a może być tylko gorzej, kiedy zacznie podupadać jedna sfera, w której podobno jest idealnie. Z drugiej strony ten drugi związek, może mniej idealny w pewnych aspektach zawsze może aspirować wyżej i ma większy potencjał.

119

Odp: związek bez seksu - moja historia

Muszę dorzucić coś od siebie ponieważ miałam do czynienia z facetem, z którym nigdy nie było seksu. Nigdy.
Relacja ta (bo trudno mi nazwać związkiem relację bez seksu) trwała jakieś 3, 4miesiące (spotkania weekendowe). Facet  twierdził, że chce poważnego związku i że mu się bardzo podobam itd...itp...zapewnienia różne, jak to zwykle bywa, plany itd.  Ja naiwna nie jestem więc mi się kitu nie wciśnie na dłuższą metę. Przez pierwszy miesiąc  standardowo się rozwijało. Pocałunek na chyba 2 czy 3 randce. Na początku nic nie podejrzewałam, odbierałam pozytywnie, że facet nie jest nachalny i nie dąży tak szybko do seksu, czyli że szuka poważnego związku. Ale po miesiącu zaczęło mi coś nie grać, że unika bycia sam na sam. Wprosiłam się celowo do niego do mieszkania i tak to zrobiłam żeby zostać na noc. Leżymy a ten nic. No to ja mówię do niego: myślałam, że coś spróbujesz a tu nic. W końcu powiedział mi, że leczy się na depresję i bierze leki. I przez te leki on nie ma ochoty na seks ale że rzuci je dla mnie i wszystko wróci do normy bo jemu zależy na mnie i to poważnie z jego strony itd. Dałam mu spokój na jakiś czas i w ogóle nie poruszałam tematu ani seksu a ni depresji, chociaż zupełnie nie wyglądał mi na osobę w depresji. Uznałam, że seks powinien wyjść z jego inicjatywy w tej sytuacji. Po dwóch miesiącach leki rzucił - tak powiedział. Bez zmian - zero seksu. Mija kolejny miesiąc, czyli trzeci. Ja tematu nie poruszam dalej bo nie będę prosić o seks ale widzę, że nic się nie zmienia. Sam poruszył temat w końcu  i mówi, że za tydzień to on już będzie mógł. Po czym przez kolejne trzy tygodnie unikał spotkań ( a za 3 tygodnie mieliśmy jechać na urlop na tydzień). Postawiłam ultimatum, że przed wyjazdem chcę się spotkać bo jego zachowanie jest dziwne. Były też inne jego zachowania kompletnie dziwne ale nie będę tu o tym pisać bo nie o tym jest wątek. Krótko mówiąc on prosił mnie wcześniej o wyrozumiałość więc byłam wyrozumiała, że on ma niby depresję więc byłam delikatna ale ileż można. Na spotkaniu przypadkowo w jakiejś rozmowie się wygadał, że jego kumpel jest gejem. Dla mnie to  dziwne, że facet hetero ma dobrego kumpla geja, z którym wychodzi wieczorem.
W tym momencie pomyślałam sobie, że ten mój facet jest gejem i szuka przykrywki na żone. Ponieważ cały czas twierdził, że on chce rodzinę ze mną zakładać, już nawet dom dla nas kupił. Mówił coś o dzieciach nawet. Facet był generalnie bardzo na poziomie, z klasą, super inteligentny więc tym mnie urzekł na początku. Nie był z wyglądu w moim typie w ogóle ale obiektywnie bardzo przystojny i bardzo zadbany. Dbał o swój wygląd przesadnie i co chwila patrzył w lusterko lub wystawę sklepową. Żadnej szybie nie przepuścił.

Na urlop pojechałam z nastawieniem, że skoro zapłaciłam za wczasy to odpocznę a nim się przejmować nie będę i potraktuję to jak wyjazd z kolegą. Od tego momentu czułam do niego już fizyczny wstręt i calkowicie straciłam ochotę na jakiekolwiek zbliżenie fizyczne.
Na wyjeździe po kilku dniach coś tam niby próbował ale to było tak żenujące i nieudolne, że po prostu nigdy z czymś takim się nie spotkałam i nawet nie będę tego opisywać bo to obrzydliwe. Oczywiście, ja nie miałam już ochoty ponieważ zupełnie mnie przestał pociągąć więc nic nie było. Był natomiast bardzo zdziwiony dlaczego nie jestem podniecona. A podniecenie moje miało nastąpić dlatego, że jemu akurat stanął (no brawo! wreszcie). Zero klimatu, zero gry wstępnej, zero atmosfery. Dosłownie tak to wyglądało, że akurat jemu stanął więc zamierzał po prostu zrobić od razu wiadomo co i oczekiwał, że powinnam być zachwycona i wyrozumiała i przyjąć to z radością.
Do tej pory nie wiem, czy on jest gejem, czy aseksualny, czy jeszcze coś innego. W każdym razie dla mnie jako kobiety było to upokarzające ponieważ nigdy nie miałam takiej sytuacji żeby facet, który ewidentnie do mnie startuje, a tym bardziej uważa się już za mojego faceta nie wykazuje żadnych oznak, że go podniecam. Jestem atrakcyjną kobietą, zawsze miałam udany seks z moimi partnerami, mam duże potrzeby seksualne i dla mnie standardem jest raz, dwa razy nawet dziennie. Każdy normalny facet, który leży na łóżku obok kobiety przynajmniej spróbuje. Kobieta się zgodzi lub nie (może nie być jeszcze przekonana do niego) ale każdy normalny facet spróbuje. A tym bardziej na początku związku, kiedy obie strony powinny czuć największe pożądanie do siebie. Dlatego uważam, że autorka siebie samą oszukuje. Bez udanego seksu nie jest możliwy dobry związek. Udany seks, zbliżenie fizyczne, pociąg seksualny jest najważniejszy. To zbliża ludzi. Dla atrakcyjnej, zdrowej kobiety taka sytuacja jest upokarzająca, gdy facet nie chce z nią seksu. I żadna zdrowa kobieta tego nie zaakceptuje.

120

Odp: związek bez seksu - moja historia
ronnypaua napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:
Averyl napisał/a:

Tak samo Christiana może czuć się szczęśliwa mając aseksualny związek. Inni nawet tego nie mają, mimo iż bzykają się regularnie, to stają się sobie obcy.

Amen wink

Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby  chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest  łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??

Widzę, że nazwanie przeze mnie związku OPki "wybrakowanym" wywołało pewne oburzenie, bo nie jesteś pierwsza, która przywołuje to sformułowanie.

To może wyjaśnię, jak ja to widzę.

Normalny związek składa się z 50% w sferze, której doświadcza OPka - rozmowy, wychodzenie do galerii, wspólne spędzanie czasu, czyli po prostu dopasowanie się w takich zwykłych, ale bardzo ważnych sprawach. Z tej sfery składają się też relacje koleżenskie czy przyjaźnie.

Dochodzi potem druga bardzo ważna sfera, załóżmy że też "wyceniona" na 50% - czyli sfera pożądania, miłości cielesnej, seksu, dotyku, czyli ta seksualna. Tutaj jej nie ma. Jest to dla mnie prawie że wyznacznik tego, czy mówimy jeszcze o przyjaźni/koleżenstwie czy już o miłości i związku.

Nawet zakładając, że może być związek bez tej drugiej sfery, chociaż wydaje mi się, że ten "związek" to bardziej przyjaźn, iście przez życie dwóch sobie bliskich osób, ale niekoniecznie prawdziwy związek.

Ale załóżmy, że może istniej związej bez seksualności, bez pożądania, bez tego żaru. No to ja widzę autorki wątku związek tak, żeby chłodno go "wycenić":

sfera 1= 10/10 (załóżmy), sfera 2 = 0/10. Biorąc pod uwagę przelicznik 50/50, wychodzi na to, że związek autorki może mieć ocenę max 5/10.

Za to związek normalny, czyli niewybrakowany, nawet jeżeli nie jest idealny, to przynajmniej posiada ocenę w obu tych sferach. Czyli np:

sfera 1 = 6/10 i sfera 2 = 6/10. Niby średnie wyniki, ale razem daje to 6/10. Wydaje mi się, że mimo braku idealności, jest to jednak związek pełniejszy i bardziej normalny, niż ten autorki.

Wybaczcie te wszystkie procenciki i oceny, są one oczywiście poglądowo, bo dla kogoś seks może być tylko "20%" związku itp. Chciałem tylko tak zobrazować co mam na myśli mówiac, że związek autorki jest wybrakowany, czyli niepełny.

edit: co ważne, związek autorki nigdy nie wykroczy poza te 5/10, dzięki totalnemu skreśleniu jednej sfery, która dla niej przecież jak sama pisała też jest ważna, a może być tylko gorzej, kiedy zacznie podupadać jedna sfera, w której podobno jest idealnie. Z drugiej strony ten drugi związek, może mniej idealny w pewnych aspektach zawsze może aspirować wyżej i ma większy potencjał.

rozkład procentowy to rzecz indywidualna. Dobrze , że to zauważasz.
Nie dostrzegasz jednak faktu, że nawet w obrębie związku te liczby ulegają z czasem zmianie. Na początku może być 90%seks a 10 % gadki , szmatki i inne pierdoły.Po 20 latach sytuacja natomiast może sie odwrócić smile i wtedy asaeksualność nie jest już az takim problemem. z perspektywy całego związku , który trwa powiedzmy 50 lat akceptacja niechęci do seksu partnera może okazać sie mało znaczącym faktem. może , nie musi

Ja w tych liczbach dostrzegam możliwość umieszczenia seksu na poziomie 1%, według mnie nie musza to być dziesiątki.Ludzie są różnorodni, związki też.

Powtarzam jeszcze raz - to jest wybór autorki, dlatego dziwi mnie robienie z niej męczennicy, bo musi sie masturbować i wmawianie jej , ze nie może byc szczęsliwa. Moim zdaniem może. niby dlaczego nie ?

121

Odp: związek bez seksu - moja historia

Jestem na 3 stronie...
i Wy wciąż o tej masturbacji, seksie co drugi dzień i penisie wchodzącym do dziury...
AŻ SIĘ PODNIECIŁAM!

Dzięki!

122

Odp: związek bez seksu - moja historia

Mama Mamusia, ambaras tkwi w tym, ze Autorka wcale nie pisze nam, ze przyjela to do wiadomosci, pogodzila sie z aseksualnoscia meza i jest jej dobrze. Ona jest wyraźnie sfrustrowana cala sytuacja. No sorry, ale człowiek szczęśliwy i zadowolony nie ryczy w poduszke z powodu niezaspokojonych potrzeb hmm

A to, ze sobie do tego teorie dorabia, to już jest inksza inkszosc.

123 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2016-09-09 16:08:35)

Odp: związek bez seksu - moja historia

Zyfka...fajnie to napisalas. Zgadzam sie z toba.
Ja bym tam nie przesadzala-jak w poprzednich wypowiedziach bywalo- ze on kaleka, ze niby bez tej jednej nogi porownanie itp. Bo jesli ktos pisze, ze bez seksu jest (niby) szczesliwy, to ja to przyjme, ze tak jest. (szczesliwi ludzie nie wyrykuja do poduszki za seksem).
Ale nie wmawiajcie mi kurka wodna, jak ta cala Lilli, ze seks jest kopulacja, wkladanie do dziury itp. I ze (no matkobosko), ludzie bez popedu, bez seksu sa...bardziej zrownowazeni psychicznie. To bzdura, ktora mnie powalila na kolana. Zyjta sobie bez seksu, masturbujta sie do starcia naskorka- a ludzi, ktorzy kochaja seks nie przekonujcie, ze on jest niepotrzebny, bo to jest dla ludzi normalnych  chory bzdet. DLA WAS jest seks niepotrzebny. Bo Lilli jest pod tym wzgledem zaburzona (czytalam jej wypowiedzi gdzie indziej na temat seksu, ktory dla niej jest obrzydliwoscia), a autorka sobie wmowila, ze jej zwiazek tego nie potrzebuje. Ona bedzie hopsac po penisie (to jest przemoc jakas obrzydliwa), on to przetrzyma ten akt i tak szczesliwe pocznie sie dorodny syn. I jeszcze nas tu sie przekonuje, ze ten zwiazek jest szczesliwy i super no i wogole. KURKA WODNA!!!! Ja chyba jestem wobec tych wypowiedzi jakas nienormalna....Uwielbiam seks, jak widze mojego pieknie zbudowanego meza w slipkach , pachnacego, umytego, zawsze usmiechnietego, to ciagne go do lozka i mamy fajnie. Prosze mnie o niczym innym nie przekonywac, bo to jest zbyteczne, jak ten caly temat. Ja wiem, domyslam sie, co ona chciala uzyskac: akceptacji, innych wynurzen podobnego rodzaju, przyklasku i braw dla jej malzenstwa. Odezwu, ze sa tysiace takich tutaj, a moze i miliony. Nie doczekala sie= uciekla. Feniks zadala dobre pytanie: jak on ja tak baaaaaardzo kocha, czemu sie nie przelamie i choc raz na tydzien nie spi z nia? Nawet dla poczecia potomstwa bedzie musiala po nim hopsac. Jak ja bylam po operacji ginekologicznej, to tez mielismy seks, zaspokajalam meza na baaaaardzo fajne sposoby, chociaz mi sie seksu w tamtym czasie  nie chcialo. Ale i tak bylo fajnie!
Aaaaa tam... idzcie  mi ludzie. To sa chore opowiastki i farmazony. Seks i orgazm sa super i tak trzymac.

124

Odp: związek bez seksu - moja historia
MamaMamusia napisał/a:
ronnypaua napisał/a:
MamaMamusia napisał/a:

Amen wink

Tak sobie myślę jeszcze przy okazji tego wątku.... pada tu określenie "związek pełny" w opozycji do związku wybrakowanego.
a co to jest ów "związek pełny"? Czyżby  chodziło o nieistniejącą i wyimaginowaną relację idealną? Ciekawa jestem, kto z wypowiadających sie tu osób taki związek tworzy? Kto ma np małżeństwo bez skazy? Pytam, choć znam odpowoedź, a brzmi ona - nikt. Ludzie nie są bowiem gładcy jak bohaterowie bajek Disneya , dlatego nie istnieje coś takiego jak "idealne dopasowanie dwóch polówek jednego jabłka" . w każdej relacji jest jakiś dyskomfort i czegoś brakuje. W jednej nie ma romantyzmu, w drugiej rozmowy, a w trzeciej seksu. w czym problem? W tym, ze to seks? Każdy ma swoje granice i pewnych rzeczy nie przeskoczy, ale w przypadku christiany ta granica nie została widocznie przekroczona poprzez brak seksu , ona jest w stanie to zaakceptować. No jasne, można sie rozwieść i szukać ideału, ale po co w jej przypadku? Ona dokonała analizy i wyszło jej , że mimo ,iż nie jest  łatwo, to zyski przewyższają straty. Prosty rachunek. Nikt jej nie zmusza do bycia w tym rzekomo wybrakowanym związku, sama tego chce i na dodatek ma wysoka samoocenę.
Problem nie tkwi w niej, ani w mężu, ale w ludziach, którym nie mieści sie w głowie, że mąż jej nie bzyka. To oni wmawiają jej , że jej życie jest puste, wybrakowane, a związek "niepełny" cokolwiek to oznacza. Christiana mimo pewnego dyskomfortu może byc szczęśliwym człowiekiem, ale to stanie sie trudniejsze, gdy na każdym kroku będzie słyszeć, że jak to?... I że właściwie jakim prawem ma być ok w jej życiu skoro nie ma seksu??

Widzę, że nazwanie przeze mnie związku OPki "wybrakowanym" wywołało pewne oburzenie, bo nie jesteś pierwsza, która przywołuje to sformułowanie.

To może wyjaśnię, jak ja to widzę.

Normalny związek składa się z 50% w sferze, której doświadcza OPka - rozmowy, wychodzenie do galerii, wspólne spędzanie czasu, czyli po prostu dopasowanie się w takich zwykłych, ale bardzo ważnych sprawach. Z tej sfery składają się też relacje koleżenskie czy przyjaźnie.

Dochodzi potem druga bardzo ważna sfera, załóżmy że też "wyceniona" na 50% - czyli sfera pożądania, miłości cielesnej, seksu, dotyku, czyli ta seksualna. Tutaj jej nie ma. Jest to dla mnie prawie że wyznacznik tego, czy mówimy jeszcze o przyjaźni/koleżenstwie czy już o miłości i związku.

Nawet zakładając, że może być związek bez tej drugiej sfery, chociaż wydaje mi się, że ten "związek" to bardziej przyjaźn, iście przez życie dwóch sobie bliskich osób, ale niekoniecznie prawdziwy związek.

Ale załóżmy, że może istniej związej bez seksualności, bez pożądania, bez tego żaru. No to ja widzę autorki wątku związek tak, żeby chłodno go "wycenić":

sfera 1= 10/10 (załóżmy), sfera 2 = 0/10. Biorąc pod uwagę przelicznik 50/50, wychodzi na to, że związek autorki może mieć ocenę max 5/10.

Za to związek normalny, czyli niewybrakowany, nawet jeżeli nie jest idealny, to przynajmniej posiada ocenę w obu tych sferach. Czyli np:

sfera 1 = 6/10 i sfera 2 = 6/10. Niby średnie wyniki, ale razem daje to 6/10. Wydaje mi się, że mimo braku idealności, jest to jednak związek pełniejszy i bardziej normalny, niż ten autorki.

Wybaczcie te wszystkie procenciki i oceny, są one oczywiście poglądowo, bo dla kogoś seks może być tylko "20%" związku itp. Chciałem tylko tak zobrazować co mam na myśli mówiac, że związek autorki jest wybrakowany, czyli niepełny.

edit: co ważne, związek autorki nigdy nie wykroczy poza te 5/10, dzięki totalnemu skreśleniu jednej sfery, która dla niej przecież jak sama pisała też jest ważna, a może być tylko gorzej, kiedy zacznie podupadać jedna sfera, w której podobno jest idealnie. Z drugiej strony ten drugi związek, może mniej idealny w pewnych aspektach zawsze może aspirować wyżej i ma większy potencjał.

rozkład procentowy to rzecz indywidualna. Dobrze , że to zauważasz.
Nie dostrzegasz jednak faktu, że nawet w obrębie związku te liczby ulegają z czasem zmianie. Na początku może być 90%seks a 10 % gadki , szmatki i inne pierdoły.Po 20 latach sytuacja natomiast może sie odwrócić smile i wtedy asaeksualność nie jest już az takim problemem. z perspektywy całego związku , który trwa powiedzmy 50 lat akceptacja niechęci do seksu partnera może okazać sie mało znaczącym faktem. może , nie musi

Ja w tych liczbach dostrzegam możliwość umieszczenia seksu na poziomie 1%, według mnie nie musza to być dziesiątki.Ludzie są różnorodni, związki też.

Powtarzam jeszcze raz - to jest wybór autorki, dlatego dziwi mnie robienie z niej męczennicy, bo musi sie masturbować i wmawianie jej , ze nie może byc szczęsliwa. Moim zdaniem może. niby dlaczego nie ?

Tak, oczywiście dostrzegam. Jeżeli to faktycznie był tylko 1% no to ok. Ale widać po postach autorki (płakanie po nocach, terapie itp.), że jednak tym 1% nie jest. No i co z tego, że na starość seks już w ogóle nie będzie ważny? Teraz jest i teraz autorka niepotrzebnie się poświęca bo... bo tak. Jak dla mnie to lenistwo i tchórzostwo. Wydaje mi się, że autorka woli mieć ten związek 5/10, niż zaryzykować, że może nie mieć żadnego. Ale już nie popatrzy na to, że może znaleźć partnera, który będzie ją zapokajał nie tylko intelektualnie, ale też fizycznie.

Tak, to jest wybór autorki, ale wielu tutaj osobom wydaje się (i chyba słusznie), że to nie jest najlepszy wybór...

125

Odp: związek bez seksu - moja historia
Beyondblackie napisał/a:

Mama Mamusia, ambaras tkwi w tym, ze Autorka wcale nie pisze nam, ze przyjela to do wiadomosci, pogodzila sie z aseksualnoscia meza i jest jej dobrze. Ona jest wyraźnie sfrustrowana cala sytuacja. No sorry, ale człowiek szczęśliwy i zadowolony nie ryczy w poduszke z powodu niezaspokojonych potrzeb hmm

A to, ze sobie do tego teorie dorabia, to już jest inksza inkszosc.

No właśnie ja jakoś nie widzę tej frustracji przeogromnej...
Akceptację wobec aseksualności męża \autorka wyraziła decydując sie zostać w tym związku.
Gdyby nie wspomniała o tym płaczu do poduszki i masturbacji to brzmiałoby to inaczej? (nie wiem tez przypadkiem, a nie chce mi się szukać, ale o płaczu do poduszki wyrażała sie już chyba w czasie przeszłym, równoległym do okresu depresyjnego... Szkoda, że milczysz Autorko ! )
Ja jakoś nie nadaję temu rangi traumy. uzasadniona i zrozumiała Tęsknota, owszem...ale nie  wielka tragedia , okłamywanie siebie, zaklinanie rzeczywistości.

Jeżeli ja słyszę od kogoś,kto wypowiada sie o swoim życiu, że mimo wszystko jest ok i nie ma dramatu, to raczej będę wierzyć tej osobie , a nie wszystkim pozostałym, którzy krzyczą, że na pewno jest fatalnie.
Autorka mówi - nie jest jakoś specjalnie łatwo, ale generalnie nie narzekam. Natomiast cała reszta nawija - to jest dramat! Wiej! lecz się ! nie kłam!oszukujesz! sciemniasz! i my wiemy lepiej.
no ja myslę, że jednak ona wie lepiej

126

Odp: związek bez seksu - moja historia
ronnypaua napisał/a:

Tak, oczywiście dostrzegam. Jeżeli to faktycznie był tylko 1% no to ok. Ale widać po postach autorki (płakanie po nocach, terapie itp.), że jednak tym 1% nie jest. No i co z tego, że na starość seks już w ogóle nie będzie ważny? Teraz jest i teraz autorka niepotrzebnie się poświęca bo... bo tak. Jak dla mnie to lenistwo i tchórzostwo. Wydaje mi się, że autorka woli mieć ten związek 5/10, niż zaryzykować, że może nie mieć żadnego. Ale już nie popatrzy na to, że może znaleźć partnera, który będzie ją zapokajał nie tylko intelektualnie, ale też fizycznie.

Tak, to jest wybór autorki, ale wielu tutaj osobom wydaje się (i chyba słusznie), że to nie jest najlepszy wybór...

Sex jest jednym z najsilniejszych instynktów. To nie jest coś czego mozna sie oduczyć. A co sie dzieje kiedy tłumimy sex mozna zobaczyć w kościele naszym kochanym katolickim. Nie bez powodu było głośno o rożnych aferach pedofilskich w kościele. Jak silny to instynkt widać rownież po tym jakie cierpienia przechodzi nasza droga autorka. Z tym nie ma co walczyć. Lepiej sie pogodzić ze tak juz jest.

127

Odp: związek bez seksu - moja historia
Tomek4811 napisał/a:
ronnypaua napisał/a:

Tak, oczywiście dostrzegam. Jeżeli to faktycznie był tylko 1% no to ok. Ale widać po postach autorki (płakanie po nocach, terapie itp.), że jednak tym 1% nie jest. No i co z tego, że na starość seks już w ogóle nie będzie ważny? Teraz jest i teraz autorka niepotrzebnie się poświęca bo... bo tak. Jak dla mnie to lenistwo i tchórzostwo. Wydaje mi się, że autorka woli mieć ten związek 5/10, niż zaryzykować, że może nie mieć żadnego. Ale już nie popatrzy na to, że może znaleźć partnera, który będzie ją zapokajał nie tylko intelektualnie, ale też fizycznie.

Tak, to jest wybór autorki, ale wielu tutaj osobom wydaje się (i chyba słusznie), że to nie jest najlepszy wybór...

Sex jest jednym z najsilniejszych instynktów. To nie jest coś czego mozna sie oduczyć. A co sie dzieje kiedy tłumimy sex mozna zobaczyć w kościele naszym kochanym katolickim. Nie bez powodu było głośno o rożnych aferach pedofilskich w kościele. Jak silny to instynkt widać rownież po tym jakie cierpienia przechodzi nasza droga autorka. Z tym nie ma co walczyć. Lepiej sie pogodzić ze tak juz jest.

No toć przecież ja się zgadzam wink Ale tutaj wychodzą teorie, że sex niektórym w ogóle nie jest prawie potrzebny...

128

Odp: związek bez seksu - moja historia

zaakceptowanie braku seksu w związku mialo miejsce w mojej systuacji

zero nagabywania partnera, nie próbowałam go zmieniać ani leczyc, nie wyskakiwalam na niego w stroju prostytutki,nie ryczalam w poduszke,nie mialam depresji, nie spadlo mi poczucie wartosci, nie masturbowalam sie czesto (jesli jyz to nieerotycznie, zeby rozładować fizyczne napiecie), nie marzylam przed snem, ze partner mnie bzyka.

po prostu wygasilam te sfere zycia i przestalam ja dostrzegac (np. w filmach czy w ksiazkach).
nie powiem, przez kilka lat calkiem przyjemnie mi sie tak zylo.dopiero z czasem zaczęła przychodzic refleksja, ze jednak moje zycie nie jest pelne (plus jeszcze inne sygnaly,ze moj partner nie jest aseksualny, tylko zwyczajnie mnie nie pragnie)

129 Ostatnio edytowany przez Tomek4811 (2016-09-09 17:32:37)

Odp: związek bez seksu - moja historia
ronnypaua napisał/a:

No toć przecież ja się zgadzam ;) Ale tutaj wychodzą teorie, że sex niektórym w ogóle nie jest prawie potrzebny...

Facet autorki ma jakieś zaburzenia sexualne bo fizycznie jest ponoć całkiem sprawny. Może być tak ze jego potrzeby sexualne sa sprzeczne z jego swiatopogladem i na sile stara sie być "normalny". Ma kobietę itp itd. Moze jest np ortodoksyjnym katolikiem, który jest homo. Taki typ będzie starał sie na sile zachować pozory normalności w dokładnie taki sposób jak to ma miejsce u autorki. Stworzy fasadę normalności. Będzie miał kobietę i dzieci tylko dlatego ze jego sexualniac stoi w sprzeczności z jego swiatopogladem.

Unieszczęśliwia siebie i partnerkę. Masakra!

130

Odp: związek bez seksu - moja historia

Najczęściej za związkiem bez seksu stoi nie miłość a oszustwo. Najczęściej po to, aby móc pełnić społecznie akceptowaną rolę męża lub żony.

Posty [ 66 do 130 z 232 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » związek bez seksu - moja historia

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024