Co prawda dyskusja poszła już znacznie dalej, ale chciałabym odnieść się do jednego z wcześniejszych postów.
Długo nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że jestem alkoholiczka. Chciałam być taka jak inni. Życia sobie bez alkoholu nie wyobrażałam. Widziałam, że pije więcej niż znajomi. Zaczęłam unikać imprez i pić w samotności. Piłam codziennie, w weekendy następowała eskalacja. Warto wspomnieć, że kobiety dużo szybciej się uzależniają i u nich picie kasacyjnie powoduje większe spustoszenie. Głównie w psychice. Bałam się wszystkiego. Wszędzie lek co znów odwaliłam. Ze juz o mnie plotkuja, że mi prawo jazdy zabiorą, że zwolnia dyscyplinarnie. Wiecznie niewypana, ręce mi się trzesly, dbać o siebie przestalam.
Wciąż w naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że alkoholik to ten, który śmierdzi i od którego nas odrzuca, jakby nie zdając sobie sprawy, że wiele osób zdecydowanie odstaje od stereotypu - pije w ukryciu, pełni dobre stanowiska, a przy tym... doskonale się maskuje. O sobie samych mówią, że "tylko" potrafią dobrze się bawić, są towarzyscy, a choć czasem na co dzień upijają się w czterech ścianach, a dopiero w weekendy robią to z innymi, to sami sobie udowadniają, że przecież są inni, przecież nie mają problemu, przecież wciąż potrafią sobie odmówić. Ludzie są bardzo schematyczni.
Przepraszam, że piszę w osobie trzeciej, ale chodzi mi między innymi o to, aby obalić ten fałszywy obraz.