Dzien dobry, jestem tu nowa ale od dluzszego czasu sledze forum. Moje zycie stanęło w martwym punkcie i szukam porady takze u Was. Zaczne od początku. Mam niespełna 30 lat i do tej pory wydawało mi się, że ustabilizowaną sytuację życiową. Bylam w szczesliwym małżeństwie od prawie roku, miałam fajną pracę, spore pieniądze i piękne plany na życie. Po śłubie który wzięliśmy w tamtym roku zaczęło się między nami psuć. Mój mąż twierdził, że czepiam się go o bałagan choć od zawsze wiedział, że jestem pedantyczna a wcześniej mu to nie przeszkadzało. Zaczęły się awantury i brak jego obecności w domu. Był to październik (DWA MIESIĄCE PO ŚLUBIE!!!!). Czas biegł i wydawało mi się że było raz lepiej raz gorzej aż sytuacja stała się nie do wytrzymania i pomimo wielu rozmów ze sobą i z rodzicami z którymi żyjemy blisko twierdził, że wszsytko jest w porządku. W końcu w marcu przyznał się, że mnie zdradza włąśnie od wspomnianego października i to z osoba którą oboje znamy i która była świadoma, tego że owy ślub tak niedawno wzięliśmy. Był płacz, łzy i ale jakoś staraliśmy się żyć dalej ale sytuacja była nieciekawa. W późniejszym czasie nie wytrzymałam i wyrzuciłam go z domu. Spakował się i wyszedł bez słowa gdzie później okazało się że wporwadził się do niej (młodszej od niego o 8 lat osoby bardzo beztroskiej, niewykształconej, bezrobotnej, która w opinii nawet nie tylko mojej ale naszych wspólnych znajomych nie jest wartościową osobą) choć mnie okłamywał, że podobno coś sobie wynajął. Trwało to kolejne dwa miesiące. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i zapewniał mnie, że wszytsko naprawi i że nadal bardzo mnie kocha a po leczeniu psychologicznym którego się podjął zaczął rozumieć swoje błędy. Wreszcie wrócił do domu a po kilku dniach znów okazło się że nadal byłam okłamywana. Racjonalnie podchodząc do tematu widzę, że nie ma to racji bytu ale kocham go szczerze i jestem w stanie zaryzykować kolejną próbę ratowania naszego niespełna rocznego małżeństwa (do którego nikt nas nie namawiał ani nie robiłam tego ja). On mówi że nie potrafi sobie z tym poradzić i spojrzeć w oczy a także że nie może mi niczego obiecać bo zbyt wiele razy mnie zawiódł. Ja kocham go i chcę walczyć ale mam też wyznaczony termin który nie jest już zbyt odległy po którym zakończę tę znajomość choć będzie mnie to bolało.
Poradźcie mi proszę, co mogę zrobić by było między nami dobrze? A jeśli nic to jak mam przetrwać ten trudny dla mnie okres?
Pozdrawiam Was serdecznie i proszę o rozmowę