Co dalej, jak dalej żyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Co dalej, jak dalej żyć?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 110 z 110 ]

66

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ależ oczywiście, że to mój problem. Poza tym, że nie mam kochanka wink Dlatego na ten temat się wypowiadam.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Dziewczyny, Lilka i Xymena - ja ... kocham to forum smile

Zaczynam pisać sztukę na podstawie dialogów stąd. smile

I just love it! big_smile

68 Ostatnio edytowany przez apologises (2016-07-02 17:43:55)

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Zmiany, zmiany i zmiany Suez, a w gruncie rzeczy brak zmian. Strasznie uciekasz przed terapią, doszukujesz się samorozwoju i zrozumienia. Trochę nie tak działa pogodzenie się z przeszłością, wybaczenie sobie i innym, bycie lepszym i mądrzejszym. Czas jest zaledwie małym elementem, cała reszta dość charakterystyczna dla kogoś wyrosłego w paskudnym domu. To są huśtawki nastroju, emocji, popadanie z jednej skrajności w drugą. Część z Twojego spojrzenia jest krzywa i bez udziału kogoś z boku nie ujawni się. Znasz zaledwie parę twarzy z bogatej kolekcji jaką przez lata stworzyłaś. To również ucieczka o jakiej było tu już wspominane. Cieszę, że dajesz znać o sobie. Postępów i szczęścia życzę.

69

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Cześć Ap
A już myślałam, że Cię w tych Borach wilki zjadły big_smile

Wybacz, ale mam dziś zajebiaszczy big_smile  humor i nie mogłam/nie chciałam się powstrzymać.

70

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

A na zdrowie, co mi tam . Poczytuję często, piszę już dużo mniej. Taki czas, jak i u Suez. Zbierze się, więc wypchnąć z siebie trzeba. A gotuje się wokół mnie sporo. Przepraszam autorkę za offtop i jeszcze raz dużo dobrego życzę.

71

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Trzymaj się Ap, w najgorszym wypadku dołączysz do naszej ekipy u Astrala.

Suez wybacz smile

72

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Suez...jestem Twoim klonem. Możesz podać mail, gg, cokolwiek??

73

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Przepraszam Was, że z opóźnieniem odpisuję, ale ciężko mi czas znaleźć.  Przepraszam jeśli się nie ustosunkuje do każdego, czasami akurat nie mam nic do powiedzenia na ten czas, ale czytam wszystko uważnie smile

gagatka0075 napisał/a:

Nareszcie brzmisz jak dorosła,  odpowiedzialna za swe wybory,  osoba, a nie jak, bez urazy,  infantylna romantyczka smile
Nie cofniesz już czasu i zdarzeń, więc katowanie się poczuciem winy nic nie da. Przyjmij z pokorą,  że bywasz niedoskonałą istotą,  ale walcz z tym, nie poddawaj się. Paradoksalnie ten wstyd jest dobroczynny - to najlepszy pas cnoty i kubeł zimnej wody na głowę. Jedyne co możesz zrobić, to wynagrodzić im to będąc najlepszą żoną i matką,  jaką potrafisz. Nawet gdyby miało nie wyjść. Czego nie życzę smile

Gagatko absolutnie nie czuję się urażona. Taka po prostu byłam i taka dalej bywam. Nie sądzę, abym kiedykolwiek stała się zatwardziałą realistką i popadła w druga skrajność. Ale myślę, ze mogę znaleźć w tym wszystkim wspaniałą równowagę smile

Lilka787 napisał/a:

Suez jeśli chodzi o Twoją relację z matką, to jest to toksyczna osoba i Ty wręcz nie powinnaś się z nią kontaktować,

Dziękuję Lilka za cały post smile
Dokładnie do takich samych wniosków doszłam i tak właśnie robię od miesiąca i jaka ja jestem spokojna smile Tylko tyle, co muszę. Ona jest coraz gorsza, ale cóż... na tą chwile po prostu nie czuję, że to jest mój problem. To jej problem, a mi z takim przekonaniem się bardzo dobrze żyje smile

apologises napisał/a:

Zmiany, zmiany i zmiany Suez, a w gruncie rzeczy brak zmian. Strasznie uciekasz przed terapią, doszukujesz się samorozwoju i zrozumienia. Trochę nie tak działa pogodzenie się z przeszłością, wybaczenie sobie i innym, bycie lepszym i mądrzejszym. Czas jest zaledwie małym elementem, cała reszta dość charakterystyczna dla kogoś wyrosłego w paskudnym domu. To są huśtawki nastroju, emocji, popadanie z jednej skrajności w drugą. Część z Twojego spojrzenia jest krzywa i bez udziału kogoś z boku nie ujawni się. Znasz zaledwie parę twarzy z bogatej kolekcji jaką przez lata stworzyłaś. To również ucieczka o jakiej było tu już wspominane. Cieszę, że dajesz znać o sobie. Postępów i szczęścia życzę.

Ap. wiesz... przyszło mi kiedyś na myśl, że już się tu nie odezwiesz, bo jestem niereformowalna wink
Na pewno jest dużo prawdy w tym co piszesz. Gdzieś tam sama to wiem, ale na razie jestem zadowolona z postępów. Może dla kogoś z boku nikłe, ale dla mnie wielkie i tak smile Mnóstwo rzeczy się dzieje w moim życiu na które nie mam wpływu, przeszkoda za przeszkodą, coś co znajduję się poza moją kontrolą i nie moja osoba jest tego powodem. Do niedawna się bardzo przejmowałam, a teraz zmieniłam swoje postępowanie. Przestałam się przejmować, analizować. Zajęłam się sobą, swoim dobrym samopoczuciem, swoimi planami, marzeniami, tym wszystkim co odkładałam z jakichś powodów i przyjęłam w wielu sytuacjach postawę "To nie mój problem".
Może z tą wiedzą co o mnie macie, nie posądzilibyście mnie o takie spostrzeżenia, ale też znacie zaledwie parę twarzy z bogatej kolekcji całej mnie wink Ja po prostu wiem, ze przez ostatnie parę lat często zapominałam o sobie. Byłam zawsze kimś dla kogoś, ale byłam nikim dla siebie. Tak to dzisiaj widzę. Dalej jestem wszystkim życzliwa, staram się być miła, nie krzywdzić nikogo, pomagać, ale już nie kosztem siebie, a tak często bywało. Może taki czas, że tego potrzebuję smile A może kolejne moje krzywe spojrzenie.
Na terapię zawsze zdążę, może muszę do tego dorosnąć smile

apologises napisał/a:

A na zdrowie, co mi tam . Poczytuję często, piszę już dużo mniej. Taki czas, jak i u Suez. Zbierze się, więc wypchnąć z siebie trzeba. A gotuje się wokół mnie sporo. Przepraszam autorkę za offtop i jeszcze raz dużo dobrego życzę.

Uśmiechnęłam się jak czytałam te słowa smile Taki czas właśnie. Też podczytuje forum, staram się wyciągnąć z tego jak najwięcej.
Też Ci dużo dobrego życzę.

Szyszka81 napisał/a:

Suez...jestem Twoim klonem. Możesz podać mail, gg, cokolwiek??

Szyszko wybacz, ale ja Ci nie pomogę i nie nadaję się na powiernika. Wolę rozkminiać wszystko w samotności i w swoim czasie. Z moimi problemami mogłabym tylko krzywdę Ci wyrządzić.

74

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Suez, tu i teraz to mniej więcej terapia potęgi podświadomości. Jedna z nielicznych autoterapii. Wcale nie takie głupie rozwiązanie. Przeczytaj w wolnym czasie książkę.
Zbyt wiele przypadków nierokujących znam, które mimo wszystko dobrze się skończyły, by wiedzieć, że nie ma rzeczy niemożliwych.

75 Ostatnio edytowany przez Suez (2016-07-16 12:11:29)

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Życie narzuciło mi okrutną rolę. Bardzo bliska mi osoba została zdradzona. Jestem wsparciem tym największym, ale i mnie sytuacja przerasta czasami. Osoba, z którą zdrada miała miejsce to osoba, z którą ja byłam zdradzana przez "kochanka".

Okropnie się słucha szczegółów, gdy masz świadomość z kim i nie jesteś w stanie ogarnąć rozumem, że takie wywłoki istnieją i że dla takich kobiet mężczyźni zdradzają. Świadomość, że ktoś wkłada mnie do wora z nią powoduje u mnie odruch wymiotny. Ja urwałam się z zupełnie innej bajki...

Okropnie się słucha, jak szanowny małżonek się tłumaczy i wiesz ile z tego może być kłamstwem. Okropnie jest się patrzeć na ból zdradzonej i wiedzieć, że Ty też taki komuś zadałaś.  Ciężko nabrać dystansu i oddzielić to od siebie.

I strasznie jest kolejny raz zrozumieć swoją bezsilność, bo nie wiem czasami jak pomóc i jakie postępowanie jest najlepsze.

Poza tym u nas naprawdę wszystko dobrze smile Jednak powyższa sytuacja wybiła mnie z rytmu. W pewien sposób powrócił ból. To faktycznie nigdy się nie goi. Przeczytałam kiedyś zdanie,  że nie rozumiesz bólu zdradzonego dopóki sam nie zostaniesz zdradzony. 100% prawdy. Każdy zdradzający powinien zostać zdradzony, aby zrozumieć. I tylko jestem zła na los, że pomimo nauczki jaką dostałam od życia ono stwierdziło, że jeszcze nie do końca wyrównało ze mną rachunki.

76

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Suez trzymaj się w życiu jasnych i sprawdzonych zasad, wybieraj dobro bo to się opłaca, a bezpiecznie dojdziesz do celu.
Nie bierz też na siebie więcej niż zdołasz unieść, bo jak wtedy będziesz oparciem dla najbliższych.

Najpierw wyprostuj swoje ścieżki Suez.

Pozdrawiam smile

77

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Życie niczego ci nie narzuciło, życie Cię nie sprawdza. Życie toczy się nadal czy tego chcemy czy nie. A doświadczenia jakie zbieramy są wynikiem wynikiem naszych własnych wyborów lub wyborów naszych bliskich. Znałabyś tę zdradzoną, gdyby ona sama nie była kochanką? Gdybyś sama w zdradę nie odpłynęła? Wybór i konsekwencja. Ale też i szansa. Dość okrutnie popłynęłaś dla pospolitego padalca, uwierzyłaś w słowa, zapewne nieprawdziwe. Dość prawdziwie ujrzałaś w mężu człowieka, przyjaciela, kogoś kto kocha. Dość nieoczekiwanie zaczynasz być sobą, po kawałeczku, poznajesz siebie.

78 Ostatnio edytowany przez Suez (2016-07-17 22:49:07)

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
Lilka787 napisał/a:

Nie bierz też na siebie więcej niż zdołasz unieść, bo jak wtedy będziesz oparciem dla najbliższych.

Lilka tak właśnie zrobiłam. Jestem dopóki mam dystans. Na szczęście zostało to przyjęte ze zrozumieniem. Przynajmniej na tą chwilę.

apologises napisał/a:

Życie niczego ci nie narzuciło, życie Cię nie sprawdza. Życie toczy się nadal czy tego chcemy czy nie. A doświadczenia jakie zbieramy są wynikiem wynikiem naszych własnych wyborów lub wyborów naszych bliskich. Znałabyś tę zdradzoną, gdyby ona sama nie była kochanką? Gdybyś sama w zdradę nie odpłynęła? Wybór i konsekwencja. Ale też i szansa. Dość okrutnie popłynęłaś dla pospolitego padalca, uwierzyłaś w słowa, zapewne nieprawdziwe. Dość prawdziwie ujrzałaś w mężu człowieka, przyjaciela, kogoś kto kocha. Dość nieoczekiwanie zaczynasz być sobą, po kawałeczku, poznajesz siebie.

Ap znałam ją. To wszystko działo się i nadal się dzieje w bardzo bliskim otoczeniu. Cała historia to w ogóle jakaś farsa, tragikomedia, brazylijska telenowela. Sam diabeł by się scenariusza nie powstydził.
Wybór i konsekwencje. Tak, podjęłam wybór i liczyłam się z najróżniejszymi konsekwencjami, ale nie z takimi. Zapłaciłam ogromną cenę za moją bezmyślność, niedojrzałość oraz infantylność.  Przeżyłam, chociaż prawie postradałam zmysły. Zrobiłam wszystko, aby siebie i swoje małżeństwo poskładać do kupy. Mnóstwo czasu mi zajęło, abym jako tako odzyskała spokój ducha.
A teraz jestem po prostu zła, że mimo całego mojego wysiłku i ceny jaką już zapłaciłam historia wraca jak bumerang. Próbuję trzymać dystans, zapanować nad swoimi emocjami, ale na tą chwilę  zaczynam się zastanawiać jak wiele jeszcze muszę zapłacić? Będąc najsurowszym swoim sędzią uważam, że kara jest nieadekwatna do zbrodni.

EDIT:
Apologises smile W końcu po takim czasie zaczęłam czytać "Przebudzenie". Ciągle to odkładałam. Gdyby nie ta sytuacja może bym nigdy się tego nie podjęła. Za mną 1/5 książki. Na razie tylko napiszę jedno słowo: "Dziękuję" smile

79

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Przebudzenie jest niesamowicie trudne. Mówi o bezwarunkowej miłości bez wieszania się na obiekcie westchnień. Przedstawia i zawiesza myślenie na jakiś czas. Chodziłem jak zombie po lekturze.
Dlaczego chcesz zapanować nad emocjami? Nie ma sensu, lepiej je ukierunkować. Latami trzymałaś emocje na wodzy. Po co? Z jakim efektem? Jestem innym człowiekiem, między innymi dlatego, że mam emocje. Nie rozwalają już mnie od środka. Fakt, że nie częstuję nimi bezmyślnie dookoła. Dobrą drogę wybrałaś nawet jeśli przyjdzie sobie potrzaskać tyłek po wybojach.

80

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
apologises napisał/a:

Przebudzenie jest niesamowicie trudne. Mówi o bezwarunkowej miłości bez wieszania się na obiekcie westchnień. Przedstawia i zawiesza myślenie na jakiś czas. Chodziłem jak zombie po lekturze.
Dlaczego chcesz zapanować nad emocjami? Nie ma sensu, lepiej je ukierunkować. Latami trzymałaś emocje na wodzy. Po co? Z jakim efektem? Jestem innym człowiekiem, między innymi dlatego, że mam emocje. Nie rozwalają już mnie od środka. Fakt, że nie częstuję nimi bezmyślnie dookoła. Dobrą drogę wybrałaś nawet jeśli przyjdzie sobie potrzaskać tyłek po wybojach.

Zaskoczyła mnie Twoja wypowiedź. Jak zombie?
Pierwszego dnia przeczytałam ją jednym haustem, wczoraj ponownie 1/4 uważnie, skupiając się bardzo na sobie i bliskich i moje odczucia są całkowicie odmienne póki co smile Tzn. jestem święcie przekonana, że jakiś czas temu bym ją całkowicie odrzuciła traktując jak jeden wielki bełkot. A teraz sama mam częściowo poglądy tak jak i on. Z niektórych rzeczy się pośmiałam (ze swojej dawnej ja w sumie), do innych mam neutralny stosunek, niektóre części uważam za stek bzdur lub są dla mnie niezrozumiałe. Część rzeczy przyjęłam ze zrozumieniem, nazywając to co zawsze wiedziałam, a nie umiałam nazwać po imieniu. Ale nie jestem zszokowana, zaskoczona, raczej uspokoiłam się.... smile

Przez chwilę miałam wątpliwości, czy ja ją dobrze odbieram. Jednak rozwiałam je na ten czas. Może po prostu jestem bardziej gotowa w tym momencie przyjąć niektóre rzeczy niż Ty wtedy byłeś. Albo być może ja się skupiam na tym, co nie powinno mieć żadnego znaczenia dla mnie i złe wnioski wyciągam wink

81

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Byłem ściśle przywiązany do swoich przekonań, zaszufladkowany. Jak mi się wydaje, Ty wprost przeciwnie. Bez "przeznaczenia" ? Ty się śmiejesz, ja niedowierzałem. I obojgu przyszło szukać nowego.  Takie są sprawy uniwersalne.

82

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ap uściślając: DZISIAJ się śmieję smile Przez długie miesiące mi było daleko do śmiechu. Ja byłam zszokowana WTEDY i chodziłam jak zombie, ale minęło już wiele miesięcy.... Cyt. "Cierpimy tak bardzo, że się budzimy". To się u mnie stało.
Błądziłam bardzo długo. Jak tu przyszłam byłam spaprana, wcześniej byłam jeszcze bardziej... W jakimkolwiek miejscu teraz jestem w swojej drodze już nie czuje się zagubiona. Złożyłam swój świat w jakąś całość, ale składam dalej smile I już mi nie żal mojego słodkiego snu w którym tkwiłam, a było mi bardzo długo żal i bardzo długo nie chciałam się mierzyć z rzeczywistością. I co najlepsze: ja się teraz ciesze na ten nowy świat smile Już mnie nie przeraża, wręcz jestem nim zaciekawiona.

83

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Wiesz co stało? Pokochałaś i zaakceptowałaś siebie. Bez tego nie można kochać ludzi, bliskich. Coś o czym bezustannie Lilka nawija. Szukasz czegoś całe życie, a to jest w Tobie, tak blisko, że nie widzisz.

84

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Nie zgodzę się z ta opinią, ale zaciekawiona jestem dlaczego taką masz? Może jest coś, czego nie widzę lub się najzwyczajniej mylę w swojej ocenie.
Moim zdaniem zawsze kochałam i akceptowałam siebie. Jestem egoistką. Może nawet egocentrykiem?
Cenię swoje szczęście bardziej niż innych. Nie jestem zła z natury, nie robię świadomie komuś krzywdy, akceptuje normy społeczne, zawsze pomogę, wesprę i jestem w stanie dla kogoś zrobić bardzo dużo, ale oczekuję wzajemności. Wyrafinowany egoizm mam opanowany do perfekcji.

Wiesz co mi mąż zawsze zarzucał? Nie tylko On. Każdy jeden mężczyzna w moim życiu. Podobno należę do dziwnego gatunku kobiet, bo na pierwszym miejscu zawsze jestem ja i moje szczęście (teraz i dziecko), potem długo, długo nic, potem moi przyjaciele, rodzina, praca, a na szarym końcu On. Czy to świadczy o tym, że siebie nie kocham? Coś na pewno ze mną nie tak, skoro zawsze w moim życiu mężczyźni byli na szarym końcu. Z nich najłatwiej się rezygnuje. Mogę sobie zarzucić lęk przed bliskością, zaangażowaniem, uzależnieniem, ale nie brak miłości własnej.

85

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Miłość własna i egocentryzm są blisko, prawie to samo. Skupiona na sobie. Oczywiście, że tak. A kochać siebie? Taką jaką jesteś, nie taką jaką siebie szukałaś.
Na szybko, bo do filozofa mi daleko, bardziej na przeżywaniu i uczuciach się skupiam. Relacja z matką. Toksyczna osoba, wywierała lub próbowała wywierać wpływ na Ciebie.  Albo walczyłaś z nią, albo poddawałaś. Silny związek z poczuciem wartości, winy,  obowiązku. Kochając siebie niepotrzebne są takie relacje. Nie dotyka cię  manipulacja. Jesteś wartością samą dla siebie. Matkę też przyjmujesz taką jaką jest, a przestajesz być dla niej celem.
Przepraszam za zawiłość, zdarzają się takie odloty, ale poszperam za czymś bardziej przystępnym.

86

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
apologises napisał/a:

Relacja z matką. Toksyczna osoba, wywierała lub próbowała wywierać wpływ na Ciebie.  Albo walczyłaś z nią, albo poddawałaś. Silny związek z poczuciem wartości, winy,  obowiązku. Kochając siebie niepotrzebne są takie relacje.

Tak, sedno sprawy. Od 2 miesięcy jestem taka spokojna jak przestałam się nią przejmować i to niesamowite, ale życie toczy się dalej i już mi nikt nie jest w stanie wmówić, że muszę, bo to moja matka. W dyplomacji osiągnęłam level master smile

Trafiłam wczoraj na ścianę w książce...  Muszę to przetrawić, zanim znowu po nią sięgnę. Brak czasu tez swoje robi.

Mimo wszystko zapanowała u mnie harmonia, spokój ducha, akceptacja wszystkiego smile Dziękuje smile

87

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Sam bym musiał dziękować do tej pory ludziom spotykanym na swej drodze. Nie dziękuj, żyj dziewczyno ile wlezie.

88

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Od ostatniego czasu kiedy tu pisałam dziwny stan u mnie nastąpił. Maksymalne skupienie się na sobie, wyciszenie, zmęczenie ludźmi, potrzeba samotności. Wycofałam się z kontaktów z przyjaciółmi. Istnieje dla mnie teraz tylko absolutne minimum: ja, ja i ja (to nie przypadek że 3 razy, tak to wygląda: moja psychika, moje ciało, mój rozwój) rodzina, praca. Czuję się jako całkowicie odrębna jednostka, nie związana z nikim i z niczym, jakby wszystko przestało mieć znaczenie.
Nie potrafię tego wyjaśnić. Jest mi dobrze z jednej strony, ale z drugiej czuję jakiś niepokój, bo unikam bliskości? Może to jakaś forma ucieczki? Zachowuję się normalnie, ale w głębi siebie wiem, że coś mi w duszy nie gra. Najchętniej bym spakowała plecak i wybrała się daleko w podróż, gdzie nikt mnie nie zna, aby znaleźć to czego szukam. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę normalna. Ja chyba póki co nie umiem żyć tu i teraz. Przyjmuje wszystko jak leci, z uśmiechem mówię "minie", kiedy muszę, mogę i chcę staję na wysokości zadania, ale ciągle czekam na ten nieokreślony czas, kiedy w końcu... no właśnie co w końcu?

89

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Witaj  Suez,
Wypowiedziałaś się w moim wątku , więc postanowiłam zajrzeć do Ciebie.
Widzisz też jestem dda. Odkąd pamiętam zawsze pragnęłam kochać i być kochaną. chyba wielu z nas tego chce.  Pakowanie się w beznadziejne związki to moja specjalność. I nei jest tak , że robię to specjalnie, żę chcę.Poprostu wybieram nieodpowiednich facetów. Nie weim czy to brak miłości, ojca w życiu dziewczynki. Czy oschła matka.
przerobiłam romans. Wychodziłam z niego ledwo po kolanach. tez chciałam umrzeć, Wyłam do księżyca, tak bolało.Nie potrafiłam tego opisać i nadal nie umiem poweidzieć co czułam do niego. Paradoks , ze wmawiałam sobie, ze go nei kocham.
A potem dwa lata dochodziłam do siebie. W końcu stweirdziłam, ze sama siebie nie rozumiem. Przyciągam ludzi podobnych do siebie.dda.Większośc moich znajomych dziwnym trafem. Ja jako osoba dorosła ,cholernie wrażliwa a jadnak weszłam w relacje której szczerze żałuje. Wierzyłam poprsotu ze jest ktos kto mnie kocha. Naprawdę. Kochał ale tylko jako tę drugą. Przyciągam takich.
W końcu poszłam na terapię. Nie chce już krzywdzić innych, ale nie chce przede wszystkim już cierpieć ja.Muszę nauczyc sie sama mówic nie, być asertywna. Terapia hmm narazie powoduje, ze czuje się trochę lepiej.Ale czy rozumiem siebie.trudna sprawa. tez rozdrabnaim wszystko na drobne.rozpamiętywanie przeszłości to moje drugie imię. Hiostorie z przeszłości pamiętam i rozpamiętywuje non stop. Jak jakaś masochistka. ( choćby założenie moje ostatniego wątku na tym forum)  - już załuje. Po cholere od nowa wkręcam sobie śrubę. Tyle osób już po mnei pojechało , jak to czytałam to wyłam dalej i dalej,Jakbym sama siebie chciała dobić. wiem , ze piszę beznadziejnie .Ale polonistka żadna ze mnie.
wydaje mi sie że poprostu dda faktycznie coś mają zaburzone. Załuje ,ze nie zaczełam pracy nad sobą wcześniej. Moze dzis byłabym w innym punkcie. Marze i miłości, ajednocześnie się jej boję.Uciekam byle dalej, byle juz nic nie czuc. tego bólu nie da sie opisać. chyba wiesz o czym mówię,Życzę Tobie  dużo siły, szczęścia i może faktycznei terapia ci pomoże. Zrozumieć siebie.:) głowa do góry

90

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
Suez napisał/a:

Witajcie.
Jestem mężatką z kilkuletnim stażem, mamy dziecko.

Szkoda, że macie dziecko, łatwiej byłoby mu odejść. Chociaż mam nadzieję, że wreszcie podejmię tę decyzję i rozwiedzie się z Tobą.

Jedno jest pewne: Nie doceniasz go. Pewnie był/jest  "za dobry" i nie ma tej adrenaliny, co przy kochanku.

Zadaj sobie pytanie, po co w ogóle jesteś ze swoim mężem? Poczucie bezpieczeństwa? Status finansowy? Dziecko? Bo raczej nie miłość.

91

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

...... szkoda Suez, że dla Ciebie życie żony twojego kochanka nie miało znaczenia  ..... tak jakby tego człowieka nie było albo jej życie było mniej warte od twojego. Tak wynika z tego co piszesz. Tej kobiety nie ma, liczysz się tylko Ty i inne kochanki: kto, kiedy jak daleko z kochankiem zaszedł, miał połączenie duchowe z nim, łóżko czy bez łóżka   ..... Pięknie się rozpisujesz na temat swoich stanów emocjonalnych z tym związanych, cierpień duszy(naprawdę pięknie to opisujesz) i ciała (tęsknota za słodkimi stanami emocjonalnych uniesień aż rozrywa od środka!) kiedy okazało się, że dla Twojego ukochanego jesteś jedną z wielu, że ma ich być może nawet kilka w tym swojej czasie   ....

Przepraszam Suez, a coś takiego jak empatia?

Próbuję to tylko zrozumieć.

Być może ta żona jest starsza, może mają po wielu latach trudny okres w małżeństwie, może nawet są w separacji, ale ona JEST. I jej życie moim zdaniem nie jest mniej warte od Twojego...

Mniej koncentracji na: teraz JA, JA, JA a chociaż odrobinka empatii, przecież rozwiązuje ten problem natychmiast .....

To samo z mężem. Mówienie mu, żeby Cię zostawił to manipulacja, bardzo brzydka. Pokaż mu lepiej smsy, wiadomości, powiedz jak spędzaliście czas na wyjazdach służbowych czy prywatnych. Powiedz mu, że o nim marzysz i teraz cierpisz bo za nim tęsknisz, albo za tym co ci naobiecywał (Prawda tylko jest taka, że kochanek takich jak ty ma wiele). I zostaw go w spokoju. Bo gdzieś może czeka na niego kobieta, która  może nie potrafi manipulować, ugrać zawsze na swoją stronę, a w wolnych chwilach będzie tesknić za NIM a nie za kochankem ........  i nie tylko będzie go lubić i szanować, ale i kochać.


Czy da się droga Suez chociaż na chwilę pozbyć myślenia: JA, JA, tylko JA???

92

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ona80 smile
Dobrze, że poszłaś na terapię, tym bardziej jeśli Ci pomaga. Nie wiem, czy zwalanie wszystkiego na DDA i trudny dom jest właściwe. Nie tylko to nas ukształtowało. Widzisz ja nie rozumiem ciągłego wybierania nieodpowiednich mężczyzn. Mam osobowość, która ratuje się ucieczką. Nie umiem być ofiarą.
Wchodzenie w toksyczne związki, asertywność, pewność siebie - wiesz nad czym pracować smile Życzę z całego serca, aby Ci się udało.
I nie wiń się za to, że historie rozpamiętujesz. Zaakceptuj, że inaczej nie potrafisz. Zaakceptuj to, co się stało. Nie masz już na to żadnego wpływu. Jakkolwiek byś głowę popiołem nie posypywała i nie czuła się winna to już nic nie zmieni.

Co do "pojechania" przez inne osoby - nie tak się na to patrz. Mimo tego, co Ci się teraz wydaje wiele ludzi tak naprawdę chce tu w jakiś sposób pomóc. Czasami na swój sposób, być może w niezrozumiały dla Ciebie, ale w większości wypowiedzi jest jakiś cel, jakiś przekaz dla Ciebie.

Vic.v kompletnie mnie ogłupił Twój wpis, ale potem do mnie dotarło. Nie czytałaś wszystkiego, co ja tu pisałam. Jakbyś przeczytała to nie miałabyś podstaw do takich pytań. Ty mnie oceniłaś nic o mnie nie wiedząc.

Priorty przykro mi, ale Ciebie odbieram podobnie. Zadaj sobie pytanie? Nie czytałeś ile sobie zadawałam?
Wiesz co jest pewne? Śmierć i podatki.

Naprawdę staram się zawsze czytać uważnie i wyciągać wnioski, z tego co ktoś pisze. Jeśli potrafię staram się odpisywać jasno, rzetelnie i bez oszukiwania samej siebie na zadane pytania, ale czytając takie wpisy widzę tylko jedno: ignorancję.
W związku z tym nie czuję potrzeby odpowiedzi na nie, lecz jeśli tkwię w błędzie niech mi ktoś wyjaśni. Teraz to ja bym chciała zrozumieć.

Jestem w stanie się odnieść tylko do jednego:

vic.v napisał/a:

...... szkoda Suez, że dla Ciebie życie żony twojego kochanka nie miało znaczenia  .....

Domyślam się, że do takiej wypowiedzi zainspirował Cię mój wpis w temacie "kto jest winny?"

Widzisz droga Vic.v  smile
Ja tam pisałam bez żadnych emocji. Całkowicie z dystansu. Najpierw z perspektywy skrzywdzonej kochanki gdzie na celu nie miałam pokazania swojej krzywdy, tylko pokazanie winy zdradzającego i swojej, pokazanie, ze nie ma czegos takiego jak "on uwiódł/ona uwiodła", że to za każdym razem jest świadoma decyzja zdradzacza.  Potem surowo siebie oceniałam, pokazując ten skrajny egoizm, którego w danym momencie nawet nie jesteś świadoma.  Nie wzięłaś pod uwagę, że jestem w tej "fantastycznej" sytuacji, że o tym samym mogłabym Ci napisać z każdej innej perspektywy. Mogłabym także z każdej perspektywy popaść w skrajność.  Każda wypowiedź dotyczyła by tego samego, ale byłaby przedstawiona w zupełnie innym świetle. Wszystkie byłyby jednocześnie prawdą i wszystkie kłamstwem. Natomiast Twój odbiór mojej wypowiedzi i oceny mojej osoby za każdym razem byłby tylko z perspektywy takiej jaką masz i owszem nie mam nic przeciwko - wprost przeciwnie rozumiem, ale swoim wpisem po prostu wprowadziłaś mnie w osłupienie. Współczuję Ci tego, co Cię w życiu spotkało, naprawdę. Możesz mi nie wierzyć i masz do tego pełne prawo. Chciałabym CI odpowiedzieć i jakkolwiek pomóc zrozumieć, ale w obecnej sytuacji nie mogę.

93

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

biedna Suez .... pomyliłaś mnie z innym użytkownikiem forum....

mąż mnie nie zdradził, jestem szczęśliwa - ale z czego cieszę się najbardziej to fakt, ze nie muszę się  całować z facetami, na których czeka w domu dziecko i żona aby mieć te uniesienia, wyżyny, szczyty, adrenaliny  i jak to dalej zwiesz...


To ja Ci współczuję Suez, że to robisz, i z taką egzaltacją to opisujesz, nazywasz słodkim snem ....


Nie tylko nie wiem jak Ci pomóc, ale i nie chcę.. Całym sercem za to jestem z kobietami, które niczego nieświadome dbają o dom, dzieci, robią te weki albo i nie robią,  cieszą się rodziną a potem okazuje się, że mąż ma boczniarę, taką jeszcze która często powoli zbliży się do rodziny, taki przyjaciel domu -  jest sympatyczna, pomocna, oczytana, ciągle problem - trzeba pomagać   .... Staram się zrozumieć co kieruje takim człowiekiem, bo to przecież też kobieta, sama też ma często  dziecko - chciałabym następnym razem móc skutecznie pomóc  ..... Wysyp tego jest duży..... Ale jedno co przebija się w twoich postach i nie tylko, taka refleksja Suez, nie ocena, w końcu to forum publiczne, każdy się wypowiedzieć może   :-) ....... - to  brak empatii, Twoje uczucie wyższości nad czyjąś żoną, nad czyimś życiem. Powalające.

Smutne to Suez, bardzo Ci współczuję :_)

94

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Odbiło Ci smile Naprawdę. To Ty mnie z kimś pomyliłaś.

Żyj sobie spokojnie kobieto i daj żyć mnie. Nie będę się wdawać z Tobą w dyskusje, bo nie ma po co. Twoja wyimaginowana rzeczywistość mnie przerasta.

Najlepszego smile

95

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Prawda boli, no cóż ...... Bez komentarza :-))))

96

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Vic.v, twój pogląd, który tu wyrażasz dobrze ujęła Suez - to "wyimaginowana rzeczywistość"
Wirus zdrady jest jak wirus grypy. Krąży nieustannie wokół nas, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy i czyha na nasz słabszy moment. Tym okresem obniżonej odporności może być monotonia w długoletnim związku, chwilowy kryzys albo tysiąc innych przypadków. Najlepszą szczepionką przeciwko temu wirusowi jest ślub, ale i on nie daje pełnej gwarancji. Jeśli w sprzyjających okolicznościach trafią na siebie fajny facet, który wykaże upór i konsekwencję oraz interesująca kobieta to jest wielce prawdopodobne, że skończy się jak w przypadku Suez. Vic.v, piszesz, że nigdy nie zdradziłaś. Może w twoim życiu nie pojawił się taki mężczyzna? A może nie pojawił się, bo nie jesteś taka ładna, atrakcyjna, podniecająca jak Suez i żaden facet nie jest gotów za tobą skoczyć w ogień (oczywiście prócz twojego męża)?

97

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
mariusz_ napisał/a:

Vic.v, twój pogląd, który tu wyrażasz dobrze ujęła Suez - to "wyimaginowana rzeczywistość"
Wirus zdrady jest jak wirus grypy. Krąży nieustannie wokół nas, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy i czyha na nasz słabszy moment. Tym okresem obniżonej odporności może być monotonia w długoletnim związku, chwilowy kryzys albo tysiąc innych przypadków. Najlepszą szczepionką przeciwko temu wirusowi jest ślub, ale i on nie daje pełnej gwarancji. Jeśli w sprzyjających okolicznościach trafią na siebie fajny facet, który wykaże upór i konsekwencję oraz interesująca kobieta to jest wielce prawdopodobne, że skończy się jak w przypadku Suez. Vic.v, piszesz, że nigdy nie zdradziłaś. Może w twoim życiu nie pojawił się taki mężczyzna? A może nie pojawił się, bo nie jesteś taka ładna, atrakcyjna, podniecająca jak Suez i żaden facet nie jest gotów za tobą skoczyć w ogień (oczywiście prócz twojego męża)?

Mariusz nie ma znaczenia jacy ładni, atrakcyjni, czy podniecający jesteśmy.  Każda potwora znajdzie swego amatora.

Ujęłam tak poglądy Vic.v, czyli jako "wyimaginowaną rzeczywistość", bo jej słowa nijak się mają do mojej osoby. Nigdy nie pisałam pierdół o połączeniu duchowym, słodkim śnie lub wyżach, szczytach i adrenalinie. Nigdy tak też o tym nie myślałam. Po drugie, gdyby przeczytała mój temat to, by wiedziała, że ja powiedziałam mężowi wszystko, ale nie zrobiła tego, więc dla mnie jej słowa w tym temacie to stek bzdur. I kompletnie nie trafiła z okolicznościami.

98

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ale coś do przodu Suez poszło? Fajnie Cię Znowu czytać.

99

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ap to zależy smile Na pewno ja. Na wiele rzeczy się inaczej patrzę.
Kiedyś zanim podjęłam jakąś decyzję słuchałam wszystkich dookoła, potem na podstawie opinii innych budowałam własną. Dzisiaj pytam i słucham tylko siebie. Dużo rzeczy zaakceptowałam. Wszystkie złe rzeczy w życiu, włącznie z dzieciństwem przeanalizowałam na tyle ile mogłam. Nie było to przyjemne, ale pozwoliło mi się z tym oswoić i po części zrozumieć siebie.
Był czas, że wszystkie kłopoty i problemy dawały mi się podwójnie we znaki, wyolbrzymiałam je, odczytywałam jako karę. Ten czas też minął.
Był czas mojego spadku wartości. Chociaż dzisiaj określiłabym to jako wyrównanie się do w miarę właściwego poziomu wink
Zaczęłam się uważniej przyglądać ludziom, sobie, ich reakcjom i swoim również.
Niestety to mozolna praca i chyba nigdy niekończąca się. Zaczęłam od siebie, a cały świat mi się zmienia smile

Z mamą poprawiły się relacje, jeszcze w to nie wierzę i chyba nigdy do końca nie uwierzę, ale od tamtego czasu mam wrażenie, że w niej nastąpiła zmiana. Patrzę się na jej zachowanie z najwyższą ostrożnością i jestem od dłuższego czasu pozytywnie zaskoczona. Ale tu nie mówmy hop smile
Jestem lepszą mamą, nie to, że byłam złą, ale teraz cokolwiek robię staram się mieć na uwadze jak to wpłynie na moje dziecko w przyszłości.
Zweryfikowałam i dalej weryfikuje relacje. Jedną "przyjaciółkę" odstawiłam, inną bardziej doceniłam smile
Moje małżeństwa za to, to temat jak rzeka. Jest kilka "prawd" i jeszcze nie potrafię dojść do swojej.

Nie wiem Ap... Poszło coś do przodu? wink

Kiedyś mi napisałeś:

apologises napisał/a:

Przypominasz mi dziewczynę na progu życia z jeszcze nie ukształtowanym charakterem, bez celów i bez wiedzy o ludziach.

Wydaje mi się teraz to takie bliskie prawdy. Niby byłam pewna siebie, zawsze chodząca swoimi ścieżkami, charakterna, ale... jakby w tym wszystkim tak naprawdę brakowało mnie. Taki zlepek wszystkich dookoła.
I na pewno bez wiedzy o ludziach. To jest dla mnie ciężki temat. Czytam np. to forum i sama widzę już o wiele więcej rzeczy, ale dalej nie widzę tak jak trzeba. Patrzę się czasami na moje dziecko i widzę tą dziecięcą niewinność, naiwność... Typowe cechy dziecka, jeszcze nie zbrukane przez otaczający świat i widzę siebie. Zdaję sobie sprawę, że dziwnie to wszystko brzmi ze strony zdradzającej. Nie umiem w tej kwestii nawet się sensownie wytłumaczyć, więc nie tłumaczę wink

100 Ostatnio edytowany przez authority (2016-10-05 18:15:11)

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
Suez napisał/a:

Ap to zależy smile Na pewno ja. Na wiele rzeczy się inaczej patrzę.
Kiedyś zanim podjęłam jakąś decyzję słuchałam wszystkich dookoła, potem na podstawie opinii innych budowałam własną. Dzisiaj pytam i słucham tylko siebie. Dużo rzeczy zaakceptowałam. Wszystkie złe rzeczy w życiu, włącznie z dzieciństwem przeanalizowałam na tyle ile mogłam. Nie było to przyjemne, ale pozwoliło mi się z tym oswoić i po części zrozumieć siebie.
Był czas, że wszystkie kłopoty i problemy dawały mi się podwójnie we znaki, wyolbrzymiałam je, odczytywałam jako karę. Ten czas też minął.
Był czas mojego spadku wartości. Chociaż dzisiaj określiłabym to jako wyrównanie się do w miarę właściwego poziomu wink
Zaczęłam się uważniej przyglądać ludziom, sobie, ich reakcjom i swoim również.
Niestety to mozolna praca i chyba nigdy niekończąca się. Zaczęłam od siebie, a cały świat mi się zmienia smile

Z mamą poprawiły się relacje, jeszcze w to nie wierzę i chyba nigdy do końca nie uwierzę, ale od tamtego czasu mam wrażenie, że w niej nastąpiła zmiana. Patrzę się na jej zachowanie z najwyższą ostrożnością i jestem od dłuższego czasu pozytywnie zaskoczona. Ale tu nie mówmy hop smile
Jestem lepszą mamą, nie to, że byłam złą, ale teraz cokolwiek robię staram się mieć na uwadze jak to wpłynie na moje dziecko w przyszłości.
Zweryfikowałam i dalej weryfikuje relacje. Jedną "przyjaciółkę" odstawiłam, inną bardziej doceniłam smile
Moje małżeństwa za to, to temat jak rzeka. Jest kilka "prawd" i jeszcze nie potrafię dojść do swojej.

Nie wiem Ap... Poszło coś do przodu? wink

Kiedyś mi napisałeś:

apologises napisał/a:

Przypominasz mi dziewczynę na progu życia z jeszcze nie ukształtowanym charakterem, bez celów i bez wiedzy o ludziach.

Wydaje mi się teraz to takie bliskie prawdy. Niby byłam pewna siebie, zawsze chodząca swoimi ścieżkami, charakterna, ale... jakby w tym wszystkim tak naprawdę brakowało mnie. Taki zlepek wszystkich dookoła.
I na pewno bez wiedzy o ludziach. To jest dla mnie ciężki temat. Czytam np. to forum i sama widzę już o wiele więcej rzeczy, ale dalej nie widzę tak jak trzeba. Patrzę się czasami na moje dziecko i widzę tą dziecięcą niewinność, naiwność... Typowe cechy dziecka, jeszcze nie zbrukane przez otaczający świat i widzę siebie. Zdaję sobie sprawę, że dziwnie to wszystko brzmi ze strony zdradzającej. Nie umiem w tej kwestii nawet się sensownie wytłumaczyć, więc nie tłumaczę wink

Bardzo dobrze iż zrozumiałaś sedno sprawy dostrajasz się poznajesz siebie oraz innych. Też tak własnie pomyślałem czytając twoje posty.

mariusz_ napisał/a:

Vic.v, twój pogląd, który tu wyrażasz dobrze ujęła Suez - to "wyimaginowana rzeczywistość"
Wirus zdrady jest jak wirus grypy. Krąży nieustannie wokół nas, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy i czyha na nasz słabszy moment. Tym okresem obniżonej odporności może być monotonia w długoletnim związku, chwilowy kryzys albo tysiąc innych przypadków. Najlepszą szczepionką przeciwko temu wirusowi jest ślub, ale i on nie daje pełnej gwarancji. Jeśli w sprzyjających okolicznościach trafią na siebie fajny facet, który wykaże upór i konsekwencję oraz interesująca kobieta to jest wielce prawdopodobne, że skończy się jak w przypadku Suez. Vic.v, piszesz, że nigdy nie zdradziłaś. Może w twoim życiu nie pojawił się taki mężczyzna? A może nie pojawił się, bo nie jesteś taka ładna, atrakcyjna, podniecająca jak Suez i żaden facet nie jest gotów za tobą skoczyć w ogień (oczywiście prócz twojego męża)?

Nie do końca zrozumiałeś jej wpis. Ty non stop usprawiedliwiasz swoje świństewka. W każdym razie tak to widzę Powiedz co masz za uszami przecież i tak jesteśmy tu anonimowi smile

101

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Tylko się Suez nie śmiej -z nastolatki stałaś się dojrzałą kobietą. Spójrz ile Twoich poprzednich zachowań przypominało dziewczynkę szukającą akceptacji. Znowu motyw twojej relacji z matką.
Wciąż nie umiem pojąć dlaczego kobiety tak nerwowo reagują gdy zwróci się uwagę na relacje, błędy z ich dziećmi. Skąd przyszło Ci do głowy, że mogłaś być złą matką? Ewentualna głupota się zdarza każdemu, ale nie zawsze ma związek z dobrym czy złym macierzyństwem.
Trzymaj się tam kobieto.

102

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Wybacz, ale naprawdę się roześmiałam smile Wcale nie czuję się dojrzała. Im więcej o sobie wiem, tym bardziej dziecinna i durna się sobie wydaję.

Nie uważam, że byłam lub jestem złą mamą. Nie mam sobie nic w tej kwestii do zarzucenia poza brakiem świadomości, że wszystko co robię ma na nie, aż TAKI wpływ. Na szczęście ja w wielu przypadkach przyjęłam postawę odwrotną do swoich rodziców. Nie zmieniłam swojego podejścia do niego, bo nie musiałam. Jestem tylko bardziej świadoma swojej roli.

Relacje z matką? Cóż wracam do tego, bo ona nie zniknie, nie rozpłynie się. Nie wiem jak i kiedy to się stało, ale odcięłam pępowinę i dziwnym trafem mi to na plus wyszło.

Największą moją bolączką i niepoukładaną sprawą jednak jest moje małżeństwo. Ale i tu może coś się w końcu kiedyś wyklaruje.

Dzięki Ap smile Trzymam się. Już się trzymam.

103

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

W małżeństwie nie wszystko od Ciebie zależy. Bez chęci, umiejętności i  zdolności do pracy męża będzie kicha. To robota dla dwojga.

104

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Tak, wiem smile Czasami opornie mu idzie, ale nie mogę powiedzieć, że nie współpracuje. U nas jest inaczej niż u większości. Mąż nie chciał zmian. Było mu wygodnie jak było. Jedynie czego chciał to wrócić do stanu poprzedniego i żebym go kochała i nie zdradzała. Dalej najchętniej by się tylko do tego ograniczył, ale we mnie się coś zmieniło. Nie ma powrotu do tego co było. Ja tak żyć już dalej nie mogłam i nie mogę, ale Jemu się nie dziwię. Współpraca to też nie wszystko. Są tematy które musieliśmy przerobić, dogadać się, zaakceptować siebie nawzajem, odnaleźć w tym siebie na nowo. Ciągle to robimy, ale nie wiem, co z tego wyniknie. To niby takie nic, bo przecież mógł bić, pić i zdradzać, ale są zgrzyty.

Często mamy zupełnie odmienne poglądy na życie. Na przykład:
Ja chcę doświadczać czegoś, przeżywać, próbować, rozwijać się,  a mąż jest skrajnym domatorem i nigdy nie wychodzi ze swojej strefy komfortu. Na dodatek mi podcina skrzydła lub co najmniej podskubuje pierze wink Za to Jego wkurza, że ja wymagam od Niego działania, że nie akceptuję Jego stylu życia, tylko Mu narzucam swój.  Długo dochodziliśmy tutaj do porozumienia i równowagi między naszymi osobowościami.
Zaakceptowaliśmy siebie, On się otworzył na pewne rzeczy (co ciekawe nawet mu się spodobało), ale ode mnie to też wymagało zrozumienia, że w zasadzie to ciągle żyjąc na pełnych obrotach jestem wdzięczna za to, że gdy baterie mi się wyczerpią to On jest, abym złapała oddech, wyciszyła się, zregenerowała. Z jednej strony jest moją kulą u nogi, z drugiej kotwicą.

Byłam  i dalej bywam miejscami potwornie zmęczona. Całe nasze życie opierało się i dalej opiera na mojej osobie. To ja decyduję, ja zarządzam, ja mam wszystko na głowie, ja wszystko robię i wszystkim się zajmuję. Mąż jest moim ewentualnym podwykonawcą. Cechuje go kompletny minimalizm. Najchętniej ograniczyłby się tylko do chodzenia do pracy. Czuję się wrobiona w jego rodzinny schemat (na dobrą sprawę sama się w niego wrabiałam przez lata). Jednak wiem, że przychodzi co do czego umie stanąć na wysokości zadania i być wsparciem. Nie ucieknie przed problemem. Pod tym względem się zmienił. Zaczął w końcu coś więcej robić poza pracą i po prostu byciem. Jednak decyzyjność została w moich rękach. To nie jest związek partnerski. Nie na zasadach jakie bym chciała. Jestem zmęczona "noszeniem spodni" w domu. Tu na przykład równowagi jeszcze nie osiągnęliśmy.

Bardzo dużo jest takich spraw. Ja mam wrażenie, że my tak naprawdę siebie nie widzieliśmy, nie wiedzieliśmy jacy jesteśmy. Teraz się poznajemy.
Mam czasami ambiwalentne uczucia. Sama nie wiem do czego to wszystko doprowadzi i czy to jest właściwa droga.

Jeszcze co do dziecka. Jednak zmieniłam coś smile Nie narzucam mu swojej woli, pozwalam na wybory, na podjęcie decyzji, tak aby nie było takie jak ja wink

105

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Nie chcę być złośliwy, ale może za mało w dupsko dostał? Ludzi motywują często doświadczenie, nawet te podłe koleje losu i głównie świadomość jak się coś spartoliło. Masz Suez swoją świadomość co nawyrabiałaś. Gdzie ta mężowska ?

106

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Czy za mało? Wydaje się, że mniej ode mnie wink Właśnie nie zmotywowało go to do żadnych zmian.
Czytam jak często zdradzeni siebie obwiniają. U nas tak nie było. Wg męża przyczyną było:
- moja "romantyczna" osobowość,
- to, że jestem ładna, a On nie, jestem zbyt otwarta i nie widzę, że mężczyźni nigdy nie są bezinteresowni wobec mojej osoby
- oddalenie się, co miało już miejsce przed romansem (to moja wina, bo ja się zajmowałam wszystkim innym)
- nudziło mi się
- to, że On wie, że ja nawet nigdy specjalnie Nim zauroczona nie byłam, że po prostu był i tak zostało.
To jego słowa, jego podsumowanie. Jakby mnie tak to wszystko nie szarpnęło to zamknąłby temat i skończyłoby się na tym, że zostałabym ze słowami "Wiedziałem, że lepszego nie znajdziesz. Czekałem tylko, aż on coś nawywija" smile

Dopiero teraz nasze rozmowy uświadamiają nam obojgu, co w ogóle było nie tak w naszym małżeństwie. Tzn. ja najpierw uświadamiam sobie, potem Go. On nie był świadomy, bo ja nie byłam świadoma. Ja sobie radziłam po prostu sama, nie mówiłam, więc wg Niego było wszystko w porządku.

107

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Nie brzmi to najlepiej.
Temat winy u zdradzonych jest szczególnie drażliwy. Szczególnie wygodne jest minimalizować swoją rolę, a i całkowite wyparcie. Nie piszę o odpowiedzialności za zdradę, a o jakości związku, bo bywają nieporozumienia. No i każda zdrada z jej powodami i całą otoczką powinna być traktowana indywidualnie. Robisz Suez coś dla mnie szokującego. Bardzo poważnie wzięłaś się za siebie i chcę wierzyć, że i odpowiedzialnie. Dlaczego chcesz być terapeutką męża? Rozmowy są ok, mają moc oczyszczenia. Ale osobiście największe korzyści przyniosły mi rozmowy z innymi zdradzonymi. Z wielu głosów, nieraz bardzo poranionych ludzi, udało mi się ułożyć swoją własną mieszankę. Taką dla mnie. Nie głaskanie było dobre, a te uwagi podważające moje dotychczasowe zasady, normy i mocne poczucie winy i żalu. Dosłownie zburzyć wszystko i zbudować od nowa. Ważne, bo życie przed zdradą było iluzją na moje własne życzenie. Zbuntuj się, on też powinien dorosnąć.
Niesprawiedliwe? A co jest sprawiedliwe? Cholernie subiektywne uczucie ta sprawiedliwość i niesprawiedliwość.

108

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

Ap ja musiałam się poważnie wziąć za siebie, inaczej nie umiałam. Dla mnie zawaliło się wszystko. Gdy przez kilka miesięcy działasz jak robot, żyjesz w otępieniu, uciekasz w przeróżne rzeczy, aby nie czuć, w końcu dopada Cię depresja, anoreksja i każda czynność jest wyzwaniem i graniem, bo tak trzeba.... Nie życzę nikomu. Ja byłam wrakiem, byłam wariatką.

Chyba faktycznie robię za terapeutę. Mąż nie wykonał żadnej pracy nad sobą i nie ma ochoty. Czeka na gotowe, aż ja mu powiem i wskażę.  A ja mam dość, bo naprawdę wzięłam całą winę na siebie, byłam szczera do bólu, starałam się chronić jego granice, nie robiłam z niego idioty, itd. Na szali całe nasze życie, ale On chyba nie jest tego świadomy. Dzisiaj dopadła mnie frustracja. Mam dość.

109

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?

w tym ambaras aby dwoje chciało na raz. A może teraz na niego kolej i jest tym najsłabszym ogniwem ? ile można wytrzymać , ile znieść każdy ma swoje granice i może u niego zostały przekroczone. Kto w koncu ma naprawiać poszkodowany czy winny ? ile czasu się psuło tyle się min naprawia z naciskiem naprawia a nie tylko gada o tym.

110

Odp: Co dalej, jak dalej żyć?
normalnyjestem napisał/a:

w tym ambaras aby dwoje chciało na raz. A może teraz na niego kolej i jest tym najsłabszym ogniwem ? ile można wytrzymać , ile znieść każdy ma swoje granice i może u niego zostały przekroczone. Kto w koncu ma naprawiać poszkodowany czy winny ? ile czasu się psuło tyle się min naprawia z naciskiem naprawia a nie tylko gada o tym.

Kolejna złota łopata, wpadasz na forum i zupełnie nie zwracasz uwagi na daty, wyciągając na górę archiwalne watki, do których autorzy nie zaglądają już od dawna.

Posty [ 66 do 110 z 110 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Co dalej, jak dalej żyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024