kachna66 napisał/a:Zmierzch, ani nie udaje, ani nie twierdzę, że w związku gdzie jest dobrze pojawia się zdrada.Stwierdzam natomiast, że można nie widzieć tego, że jest źle. Jeżeli ja jestem ok (w szerokim tego sowa znaczeniu) i partner mówi że jest ok, czuję się doceniana, kochana i częst mam powytarzane, że jestem "naj", to nie widzę że jest źle. A przecież jest źle, skoro pojawia się zdrada. Ale czy ja mam tu szukać winy w moim postępowaniu? OK jestem winna, bo ufałam oczustowi. Czytasz to Zmierzch? WINNA BO UFAłAM. Przecierz to jakiś absurd. Dorosły człowiek ma problem to mówi, jak go ukrywa, okłamuje to konsekwencje tego też bierze na siebie.
Co do wyboru świadomego zdrady to myślę,że 90% zdrad by nie było jak zdradzacz, choć przez chwilę zdał sonbie sprawę z tego ,że kierdyś to wyjdzie na jaw i tyleż samo nie łączy swojego skoku w bok z krzywdą czy zamachem na związek. Co absolutnie nikogo nie usprawieliwia, bo nawet jak tego nie robi bo boi się konsekwencji a nie dla tego że nie chce, to co to zs pociecha.
A i wcale nie jest łatwiej zajmować się zdradą, najgorszemu wrogowi nie życzę i kiedyś warto przestać. Ale nie jest też dobre wcale się nią>nie zajmować ,bo takie chowanie gó....na pod dywan nie rokuje dobrze.Dlaczego kachna tak usilnie dążysz do przypisania komukolwiek WINY.
Czy tobie w czymś to pomaga?Nie mówię o wnie, ale o świadomości, że zdrada nie bierze się znikąd i jest skutkiem problemów w związku, który z zasady tworzą dwie osoby. Daleka jestem od przypisywania winy, to twoje słowa.
Najpierw piszesz o wyborze, a później wycofujesz się z tego twierdząc, że 90% zdradzaczy nie myśli o konsekwencjach. To są świadomi wyborów, czy nie?
Ja nic usilnie, ja nie mam wątpliwości kto jest winny.
I owszem pomaga, coodziennie przecież w lustro petrzę.
Owszem zdrada nie bierze sie znikąd , ale nie zgadzam się że jest skutkiem zachowań dwóch osób, jest wyborem jednej osoby.
Zniczego się nie wycofuję , zdradził bo chciał, a czy świadomie ? To już nie do mnie pytanie.