Elle88 napisał/a:dobrym miejscowym pierogiem czy coś?
Źle mi się to skojarzyło, głodnemu chleb na myśli 
Niestety bycie najmłodszym mi tutaj przypadło, tak więc wybaczcie dziadki 
Trochę napiszę mojej refleksji z dzisiaj (już widzę thepassa, Elle88 przed monitorem jak mówi "qrwa znowu coś pieprzyć będzie").
Pozwoliłem sobie dzisiaj na chwilę dla siebie, na wyzwolenie emocji. Tak dochodzę do wniosku, że ostatnie imprezowania to mogła być forma ucieczki od problemu z mojej strony, tak więc odpuściłem sobie dzisiaj wyjście wieczorem na rzecz trzy godzinnego spaceru. Puszczałem sobie smęty z mp3, przechodziłem parkiem, tam gdzie z moją ex byłem i.. wyzwoliłem to w sobie, czyli te wspomnienia, myslenie ogólnie o ex i o tym co u niej. Wywołując tego diabełka, uruchomiłem swoją świadomość, gdzie na spokojnie zacząłem tłumaczyć sam sobie, dlaczego nie ma sensu dalej w to brnąć i zacząć czas dużych przemian. Trochę się bałem, że diabełek przejmie kontrolę nade mną, jednak chęć zakończenia tej batalii jest w tym momencie najsilniejszą rzeczą jaką mogę wytworzyć. Wróciłem do domu kosmicznie zmęczony psychicznie i powiem Wam, że wolałbym z Wami pogadać o tym jaka wspaniała pogoda do grillowania dzisiaj była i że ludzie grają ping-ponga jak nienormalni w tych parkach (wszystkie stoły do tej gry pozajmowane). No, ale zacząłem to i skończę. Zauważyłem, że zacząłem się cofać, więc podjąłem kroki, żeby dalej lecieć do przodu. Z racji, że sportowiec ze mnie nie mały i wiele razy by coś osiągnąć musiałem cholernie walczyć ze swoją psychiką, dla przykładu podam przestrzeganie restrykcyjne diety przy zbijaniu wagi, gdzie jada się praktycznie pięć razy dziennie kurczaka gotowanego bez przypraw z ryżem i z brokułami, coś strasznego, płacz, wahania nastroju i zamykanie oczu i zatykanie nosa, a wkręcanie sobie w głowę, że jem coś mega super jak np pizza. Po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja i teraz bez zamykania oczu i zatykania nosa tak potrafię jeść i czerpać z tego radość, kwestia nauki panowania nad psychiką. Tego samego teraz próbuję się nauczyć odnośnie miłości do drugiej osoby. Takiej wytrwałości, żeby więcej nie cierpieć. Ktoś wspomniał, że podziwia swoich rodziców, że wytrzymali to ciągłe gadanie o ex. Przyznam rację i też dziękuje bardzo za takich rodziców, że byli i są ze mną. Dzisiaj sam wyszedłem z inicjatywą nie poruszania tego tematu więcej, gdyż jest wiele ciekawszych rzeczy do rozmowy (zdziwienie rodziców nieziemskie).
Ktoś tutaj miał rację, że wpajanie sobie do głowy, że ex wróci, to głupota, ale jednak każdy tak robi (robiłem i ja, być może nie widziałem tego i oszukiwałem się). Zwracam honor Wam, gdzieś się w tym pogubiłem, ale dawało mi to jakieś ukojenie. Poza tym, że dalej pojawiają się te myśli, że "może jej z nim nie wyjdzie, to znowu się związemy", takim mysleniem przedluzam tylko swoje cierpienie + gwarantuję sobie, że będzie dokładnie inaczej, że jej wszystko wyjdzie, a to ja będę w gorszym gównie niż teraz jestem. Bardzo dużo się skupiłem na sobie, myslę, że sytuacja ze studiami mnie do tego zmusiła, przez co autentycznie mało jest tych myśli o "jednym", mówiąc kolokwialnie rzygać mi się chce gadając o ex, tak mam od kilku dni, ale dzisiaj to jakiegoś apogeum.
Korzystając z okazji, że piszę posta tutaj, chciałem zapytać, czy ktoś zna się na rowerach, a raczej nad problemem jaki mi "doskwiera", chodzi tutaj o wybór roweru, strasznie za mną chodzi już od zeszłego roku to czy kupować szosówkę, nowego górala kupionego np w decathlonie, czy lepiej samemu kupować częśći i składać, czy naprawić starego (10 letniego górala, który działa dalej kosmicznie, poza tym, że trzeba klocki hamulcowe wymienić, nowe linki wolframowe pociągnąć i zmienić ośkę pedałów, bo od dużych obciążeń, po tylu latach jest zjechana okrutnie - lubię jazde na najwyższych przerzutkach). DYLEMAT WIELKI JAK CHOLERA!