pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Strony Poprzednia 1 45 46 47 48 49 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 2,991 do 3,055 z 8,335 ]

2,991

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

Dokładnie prawo. Np masz prawo do zakupu mieszkania na własność ale musisz sobie zapracowac.
Cudownych skrótów nie ma.

Czyli sobie zasłużyć
Albo zmienić coś w wyglądzie, charakterze, postępowaniu,  poglądach i tak dalej. To już zrobiłam i dalej już nie potrzebuje zmian.

Zobacz podobne tematy :

2,992

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Zmieniać się całkowicie dla partnera oczywiście nie ma najmneijszego sensu. W moim przypadku chodziło raczej o jakiś jeden wspólny mianownik, który łączy oboje. W przecietnej relacji, idzie się rzecz jasna częśto na ustępstwa, choćby zakupy czy inny rodzaj fiilmu. Grunt, żeby zbyt często nie robić czegoś, wbrew sobie. W mojej branży jest mnóstwo par, która własnie ta branża połączyła, czy to w kwestii stricte zawodowej czy hobbystycznej. I natym opiera się niejako fundament związku. Akurat branża wiąże się tutaj ściśle z charakterem czy światopoglądem, ale znając niektóre osoby charakterologicznie się za bardzo nie różnią.

Czyli na przykład nauczycielka i kierowca, albo pielęgniarka i programista, albo księgowa i nauczyciel - nie znajdą wspólnego jezyka i nie połaczy ich uczucie?
Dwóch pedagogów, albo dwóch urzędników połączy zaś uczucie? Nie sądzę.

I słusznie, bo tu raczej nie chodzi TYLKO o kwestie zawodowe i mija się z celem zawężanie wspólnego mianownika do jednakowych czy zbliżonych zawodów.
Ale im mniej "wspólnego świata" i wspólnych spraw oraz tematów, tym marniejsza podstawa do związku. W pewnym momencie zabraknie zaangażowania w świat partnera, jeśli drugiego to nie kręci, może to nawet budzić niechęć do dzielenia pasji partnera. Zaczną się rozmijać. Później okazuje się, że dwie osoby łącza tylko wspomnienia dawnej ekscytacji, która ich połączyła oraz przyzwyczajenie i dzieci.
Nie wyobrażam sobie związku z osobą, która jest ode mnie odległa mentalnie i w związku z tym nie dochodzi do dyfuzji naszych światów.

2,993

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Jest różnica między zapracowaniem  a zasłużeniem.
Pracujesz na swoją rzecz, zgodnie z warunkami które z kimś ustalić.
Rossanka, Ty chyba nie chcesz żadnego związku, tylko lubisz się użalać po prostu.

2,994

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

Jest różnica między zapracowaniem  a zasłużeniem.
Pracujesz na swoją rzecz, zgodnie z warunkami które z kimś ustalić.
Rossanka, Ty chyba nie chcesz żadnego związku, tylko lubisz się użalać po prostu.

Mam zły okres od jakiegoś czasu a ostatnio się pogorszyło (jeśli chodzi o związki i uczucia), jest to "mój" dawno założony wątek chciałam się wygadać, może mnie coś natchnie i znajde dla siebie jakieś rozwiązanie.

2,995

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
MagdaLena1111 napisał/a:

I słusznie, bo tu raczej nie chodzi TYLKO o kwestie zawodowe i mija się z celem zawężanie wspólnego mianownika do jednakowych czy zbliżonych zawodów.
Ale im mniej "wspólnego świata" i wspólnych spraw oraz tematów, tym marniejsza podstawa do związku. W pewnym momencie zabraknie zaangażowania w świat partnera, jeśli drugiego to nie kręci, może to nawet budzić niechęć do dzielenia pasji partnera. Zaczną się rozmijać. Później okazuje się, że dwie osoby łącza tylko wspomnienia dawnej ekscytacji, która ich połączyła oraz przyzwyczajenie i dzieci.
Nie wyobrażam sobie związku z osobą, która jest ode mnie odległa mentalnie i w związku z tym nie dochodzi do dyfuzji naszych światów.

Myślę że jest trochę tego i tego. Dobrze mieć i punkty, zainteresowania wspólne, ale trzeba też mieć swoje własne hobby i życie, aby nie zadręczyć siebie nawzajem nieustanną obecnością. Potrzeba zdrowego balansu.
Wydaje mi się, ze bardziej porządane jest zbliżenie do siebie mentalne, niż aby mieć dokładnie takie same zainteresowania.

2,996

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

W sumie też zauważyłem, że rossanka lubi tkwić w tym marazmie big_smile
Szkoda, że mój temat tak się pięknie nie rozwija jak ten tutaj, a szkoda bo to też byłaby fajna baza do marazmu smile

2,997

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Moim zdaniem to nie jest do końca trwanie w marazmie i wieczne użalanie się nad sobą, co po prostu pewne przyzwyczajenie. Lata mijają, człowiek nauczył się żyć sam ze sobą, pewne kwestie pozostają do przepracowania, bo jednak przyzwyczajenia też dają we znaki, kiedy próbujemy je obalić. Widzimy w otoczeniu zjawiska wręcz banalne dla innych, a dla nas tak odległe. Pozostaje pytanie na ile przed nimi podświadomie uciekamy, a na ile ich naprawdę pragniemy?

2,998

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Dokładnie, coś w tym jest, przyzwyczajenie jak to ładnie ująłeś.
Twój awatarek resetuje mi mózg za każdym razem big_smile

2,999

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

W sumie też zauważyłem, że rossanka lubi tkwić w tym marazmie big_smile
Szkoda, że mój temat tak się pięknie nie rozwija jak ten tutaj, a szkoda bo to też byłaby fajna baza do marazmu smile

Też mam czasem wrażenie (niestety), że Rossanka tylko szuka punktu zaczepienia, by potwierdzić, że zmiany są niemożliwe, bo ona nie zasługuje na nic dobrego i już.

Czy wpływy otoczenia mogą aż tak "wejść w krew"?

Przecież każdemu, albo prawie każdemu z nas 'sprzedano' jakieś kiepskie przekonania na temat swój i świata...

3,000

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Wiesz jakby to powiedzieć.
Ja się Rossance szczerze mówiąc nie dziwię.
Gdybym był na jej miejscu to z bardzo dużym prawdopodobieństwem wyłożyłbym lachę na te wszystkie związki, miłoście itp.
Rossanka swoje w życiu przeszła, zebrała różne doświadczenia, przez ponad 40 lat miała pecha w związkach (niekoniecznie z jej winy)

No i co ma teraz zrobić? wstać jutro z uśmiechem i powiedzieć do lustra, że na pewno dzisiaj będzie inaczej i że zaraz znajdzie jakiegoś chłopa? ludzie dajcie spokój.

Przyzwyczajenia robią swoje, jak się nie udało to nawet gdyby miało się udać to tak może się nie stać przez te przyzwyczajenia właśnie.

Dlatego ja się jej nie dziwię i na jej miejscu też wyłożyłbym lachę na te tematy, zresztą już jestem tego bliski a mam 25 a nie +40
No ale u mnie dochodzi jeszcze niepełnosprawność i cały wachlarz różnych problemów to tym bardziej jestem w stanie zrozumieć.

3,001 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-10-08 23:14:45)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Wiesz jakby to powiedzieć.
Ja się Rossance szczerze mówiąc nie dziwię.
Gdybym był na jej miejscu to z bardzo dużym prawdopodobieństwem wyłożyłbym lachę na te wszystkie związki, miłoście itp.
Rossanka swoje w życiu przeszła, zebrała różne doświadczenia, przez ponad 40 lat miała pecha w związkach (niekoniecznie z jej winy)

No i co ma teraz zrobić? wstać jutro z uśmiechem i powiedzieć do lustra, że na pewno dzisiaj będzie inaczej i że zaraz znajdzie jakiegoś chłopa? ludzie dajcie spokój.

Przyzwyczajenia robią swoje, jak się nie udało to nawet gdyby miało się udać to tak może się nie stać przez te przyzwyczajenia właśnie.

Dlatego ja się jej nie dziwię i na jej miejscu też wyłożyłbym lachę na te tematy, zresztą już jestem tego bliski a mam 25 a nie +40
No ale u mnie dochodzi jeszcze niepełnosprawność i cały wachlarz różnych problemów to tym bardziej jestem w stanie zrozumieć.

Nie tyle chodzi o to, by niezachwianie wierzyć w powodzenie, gdy fakty są od lat inne, tylko żeby się nie utwierdzać w przekonaniu odrwotnym, że nic dobrego jej nie czeka i tematyka związków jest już przekreślona. Programuje się w ten sposób i nawet jeśli nie ma racji, to zaczyna działać w taki sposób, by na poziomie materialnym potwierdzić swoje wierzenia - efekt może być zgodny z przewidywaniem, nawet, jeśli wcale nie było to przesądzone.

3,002 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2019-10-08 23:21:14)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Człowiek, który przez ponad 40 lat nie stworzył normalnego związku raczej nie zacznie wierzyć w cuda.

Wiesz to tak samo jakby przez kilkadziesiąt lat być bitym kablem od żelazka po tyłku, nawet gdy któregoś dnia tego nie będzie to mimo tego nasza psychika będzie tak ulepiona, że zostanie to w nas do końca dni.

Tak samo jak ktoś mimo prób przez kilkadziesiąt lat nie da rady stworzyć związku to nawet jak stworzy na sam koniec to i tak w psychice zostaną te ślady.

3,003

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Człowiek, który przez ponad 40 lat nie stworzył normalnego związku raczej nie zacznie wierzyć w cuda.

Wiesz to tak samo jakby przez kilkadziesiąt lat być bitym kablem od żelazka po tyłku, nawet gdy któregoś dnia tego nie będzie to mimo tego nasza psychika będzie tak ulepiona, że zostanie to w nas do końca dni.

Tak samo jak ktoś mimo prób przez kilkadziesiąt lat nie da rady stworzyć związku to nawet jak stworzy na sam koniec to i tak w psychice zostaną te ślady.

Wszystko zostawia jakieś ślady.
Ale po co je wzmacniać? I tak są uciążliwe.

3,004

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To tak jakby ktoś miał 50 lat i miałby urwaną nogę 40 lat temu.
No tego nie zatuszujesz, to już po prostu będzie i tak trzeba z tym żyć do samego końca.

P.S.

Ja przez około dekadę nie byłem w stanie stworzyć związku normalnego.
Nawet jakby jakimś cudem udało mi się założyć rodzinę, mieć żonę i dzieci to i tak do końca życia będę miał w psychice, że przez 10 lat żadna nie chciała mi dać szansy,
Tego się nie da wymazać z podświadomości.

3,005

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

To tak jakby ktoś miał 50 lat i miałby urwaną nogę 40 lat temu.
No tego nie zatuszujesz, to już po prostu będzie i tak trzeba z tym żyć do samego końca.

P.S.

Ja przez około dekadę nie byłem w stanie stworzyć związku normalnego.
Nawet jakby jakimś cudem udało mi się założyć rodzinę, mieć żonę i dzieci to i tak do końca życia będę miał w psychice, że przez 10 lat żadna nie chciała mi dać szansy,
Tego się nie da wymazać z podświadomości.

Około dekadę - chciałbyś tworzyć "normalne związki" mając 15 lat?
Nie wiem, co napisać smile

3,006

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Ok trochę się zagalopowałem.
Ale wiesz o co mi chodzi,
U mnie nie było nawet takich prymitywnych randek i trzymania się za ręce w wieku 15 lat.
Ja się nigdy w życiu nie trzymałem za rękę z drugą kobietą.
W wieku 25 lat jestem na etapie rozwoju (jeżeli chodzi o kontakty z kobietami) jak osoba w wieku 15 lat.
Ludzie w moim wieku zakładają rodziny a dla mnie abstrakcją jest złapać jakąś dziewczynę za rękę
To już zostaje w podświadomości na zawsze i tyle smile

3,007

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

To tak jakby ktoś miał 50 lat i miałby urwaną nogę 40 lat temu.
No tego nie zatuszujesz, to już po prostu będzie i tak trzeba z tym żyć do samego końca.

P.S.

Ja przez około dekadę nie byłem w stanie stworzyć związku normalnego.
Nawet jakby jakimś cudem udało mi się założyć rodzinę, mieć żonę i dzieci to i tak do końca życia będę miał w psychice, że przez 10 lat żadna nie chciała mi dać szansy,
Tego się nie da wymazać z podświadomości.

Około dekadę - chciałbyś tworzyć "normalne związki" mając 15 lat?
Nie wiem, co napisać smile

Co nie zmienia faktu, że właśnie w okresie 15-25 lat buduje się pewne relacje, uczy się zachowań, intymności, życia razem. Po prostu DOŚWIADCZA.
Pod tym względem po prostu Rumuński widzi siebie na tym polu jako 15-latka. Cała nauka przed nim, a bądźmy szczerzy. Ciężko będzie znaleźć nauczycielkę, która taki stan zaakceptuje.

3,008 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-10-09 00:14:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lucyfer666 napisał/a:
niepodobna napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

To tak jakby ktoś miał 50 lat i miałby urwaną nogę 40 lat temu.
No tego nie zatuszujesz, to już po prostu będzie i tak trzeba z tym żyć do samego końca.

P.S.

Ja przez około dekadę nie byłem w stanie stworzyć związku normalnego.
Nawet jakby jakimś cudem udało mi się założyć rodzinę, mieć żonę i dzieci to i tak do końca życia będę miał w psychice, że przez 10 lat żadna nie chciała mi dać szansy,
Tego się nie da wymazać z podświadomości.

Około dekadę - chciałbyś tworzyć "normalne związki" mając 15 lat?
Nie wiem, co napisać smile

Co nie zmienia faktu, że właśnie w okresie 15-25 lat buduje się pewne relacje, uczy się zachowań, intymności, życia razem. Po prostu DOŚWIADCZA.
Pod tym względem po prostu Rumuński widzi siebie na tym polu jako 15-latka. Cała nauka przed nim, a bądźmy szczerzy. Ciężko będzie znaleźć nauczycielkę, która taki stan zaakceptuje.

"Nauczycielkę" ciężko, bo zwyczajni ludzie nie widzą związków w ten sposób, że ktoś jest uczniem, a ktoś nauczycielem.
Szukanie "nauczycielki" wskazywałoby też, że jest to relacja na chwilę.
Natomiast jak najbardziej można spotkać kogoś, dla kogo brak doświadczenia w bliskich relacjach nie jest przeszkodą i traktuje to naturalnie.
A wbrew pozorom, ludzi którzy w wieku 25 lat z nikim jeszcze nie byli, też nie jest tak mało. Oczywiście nie rozgłaszają tego wszem i wobec, zwłaszcza faceci, z powodów które dobrotliwie pominę (ale jest to problem w 'waszym' podejściu do sprawy, nie 'naszym'). Będąc osobą ciekawą, albo nawet ciekawską, rozmawiałam z wieloma osobami, które same siebie uważały za dziwne i nietypowe, sprawy relacji też w tym wypływały. Taka sytuacja nie jest taką rzadkością, jak myślisz.

3,009 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-09 09:32:44)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie ma się czemu dziwić, że sporo osób nie zamierza niańczyć innych w kwestii nauki w tworzeniu i pielęgnowaniu relacji. Zawsze, kiedy istnieją rozbieżności, jednej osobie jest ciężko za drugą nadążyć a w tej bardziej doświadczonej narasta stopniowo frustracja. Można jakoś próbować znależć osoby o podobnym stopniu doświadczenia, może to nieco zażegnać niebezpieczeństwo konfliktów.
Przede wszystkim Rumuński nie nastawiaj sie od razu na stworzenie relacji, podchodź do tego na luzie a co najważniejsze, nie uznawaja faktu braku doświadczenia w związkach za podstawowe kryterium samooceny.

3,010

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Przede wszystkim Rumuński nie nastawiaj sie od razu na stworzenie relacji, podchodź do tego na luzie a co najważniejsze, nie uznawaja faktu braku doświadczenia w związkach za podstawowe kryterium samooceny.

Pisałam mu to już kilka razy, ale odbija się.
Może się nie odbije, gdy to samo napisze inny facet.

3,011

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

No ale ja dobrze wiem aby nie nastawiać się od razu na stworzenie związku.
Przecież to nie jest tak, że się przedstawiam i już cisnę na jakiś związek czy coś, jest normalna rozmowa zawsze, która kończy się tym, że dziewczyna nagle traci zainteresowanie.
Ja nie jestem jakimś napaleńcem desperatem co już by się oświadczał, no ludzie.

3,012 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2019-10-10 14:27:17)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Hej Ross!
Spotkania z psychologiem na których się tylko mówi o sobie to nie jest prawdziwa terapia. Wiem od specjalisty. wink  Terapia powinna pokazać według jakich mechanizmów działamy i jak naprawić te nieprawidłowe. Jak wykształcić nowe, poprawne mechanizmy myślenia i działania. Mam wrażenie że teraz trudno o dobrą terapię, że za dobre treningi trzeba słono zapłacić. Jednak moim zdaniem warto.
Może być tak Ross, że w Twoich postawach przejawia się ten głęboki smutek pt. „nikt mnie nie kocha, bo ja nie zasługuję na miłość”. Tak, znam to. Ale wiesz co, to nie jest prawda, to nawet nie jest logiczne. Wystarczy porozglądać się w życiu, żeby rozumem stwierdzić, że to nie jest prawda. Tylko, że to jeszcze wszystkiego nie załatwia. Bo wiedzieć to nie znaczy czuć. To dopiero połowa drogi. Najpierw musisz uświadomić sobie, że to jest mechanizm wytworzony w dzieciństwie. Świadomość sytuacji to potężna siła. Ile razy przyjdzie Ci ta natrętna myśl, tyle razy powtarzaj sobie „aha to jest ten szkodliwy mechanizm.” Jest możliwe, aby z tego wyjść, to znaczy pokochać siebie i poczuć swoją wartość, aby podnieść głowę, spojrzeć w lustro i powiedzieć tak Ross, jesteś zajefajną babeczką i będziesz z tego korzystać. A możesz korzystać , bo w tym wieku biologia nam sprzyja. wink  Oczywiście tu potrzeba włożyć pracę. Tak naprawdę ten proces zmian w sobie nigdy się nie kończy, bo jak dochodzisz do pewnego momentu to widzisz, że jeszcze można to i tamto. Warto by  potraktować tę pracę jako przygodę i drogę do rozwoju duchowego i uczynienia sobie życia lepszym i przyjemniejszym. 
Dopóki tego nie załatwisz, prawdopodobnie będziesz mieć aurę smutku i lęku, i będziesz odpychać innych. I tu pięknie napisała Ci umajona. Dobrze jest zrozumieć i wybaczyć rodzicom, tak to jest proces. Oczywiście, że Cię skrzywdzili, ale widocznie nie potrafili inaczej. Jedyne co można zrobić to uwolnić się od przeszłości, przechodząc wszystkie konieczne etapy.
Pisałaś kiedyś, że miałaś nerwicę i lęki. Ja znam osobę która właśnie z tego wyszła i radzi sobie doskonale. Zmieniła swoje myślenie, uwierzyła we własne możliwości, zaakceptowała siebie, wydobyła swoją kobiecość, wprowadziła zmiany w życiu. Ale to nie na rozmówkach z psychologiem, tylko na ciężkiej terapii. Więc można. Jeśli się bardzo chce.
Ross, ja myślę, że zmieniając myślenie masz szansę na związek. Tylko trzeba samemu wziąć sprawy w swoje ręce. Dlaczego Ty masz czekać, aż ktoś wybierze Ciebie. A dlaczego samej nie wybrać sobie kogoś kto ci się podoba? (Przy okazji, koniecznie zagadaj do tego policjanta następnym razem). Czy Ty masz mniejsze prawo do tego niż mężczyzna. Ja tak nie uważam. Przecież jak mu nie będziesz odpowiadać pod jakimś względem to najwyżej nie da Ci się wybrać. Uważam, że wcale nie tak trudno nauczyć się sztuki uwodzenia i znaleźć w sobie tę nutkę seksapilu. Jak najbardziej z szarej myszki można stać się pewną siebie i atrakcyjną kobietą. I tak, opłaca się. Wszystkiego można się nauczyć, a potem płynie to już w tobie jak krew w żyłach. Dokładnie tak jak w Twoim nowym, zajebiaszczym awatarze. tongue
A i jeszcze jedno, żeby się czego nauczyć i wypracować nowe postawy to trzeba przestać międlić po raz tysięczny jedno i to samo w „internetach”, a wyciszyć się, skupić i zabrać do roboty. No samo się nie zrobi.
Wierzę Ross, że to czego pragniesz jest w Twoim zasięgu. Pamiętaj, że wiara przenosi góry. Więc i Ty musisz najpierw uwierzyć.
Ciężko żyć bez miłość, warto więc przejąć inicjatywę i samemu jej poszukać. Powodzenia Rossanko smile 
Polecam Ci kanał na YT Kasi Sawickiej. Porusza wiele ciekawych tematów np. osobowości, o związkach, inspiracji, zmianach, ciekawych książek do rozwoju. A wszystko w bardzo sympatyczny i zwięzły sposób.
Pozdrawiam, co złego to nie ja i wybacz mój mentorski styl. Jakby co to chciałam pomóc. smile

3,013

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Fajny wpis Lilko, naprawdę super się czytało smile
Co prawda nie wierzę, że wiara wszystko załatwia, ale na pewno z tą wiarą szanse na zmiany są o wiele większe.


Ja na razie znikam z forum, na czas nieokreślony. A ponieważ w tym wątku chyba najwięcej pisałam,  to tutaj zostawiam info.

Miło było poczytać, porozmawiać, poznać trochę Was i wasze myślenie. Dużo przemyśleń z forum było inspirujących do dalszego drążenia ; )

Gdyby ktoś miał ochotę na kontakt, to teraz tylko mailowo.

Trzymajcie się ciepło.

3,014 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-10-12 22:18:09)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Fajny wpis Lilko, naprawdę super się czytało smile
Co prawda nie wierzę, że wiara wszystko załatwia, ale na pewno z tą wiarą szanse na zmiany są o wiele większe.


Ja na razie znikam z forum, na czas nieokreślony. A ponieważ w tym wątku chyba najwięcej pisałam,  to tutaj zostawiam info.

Miło było poczytać, porozmawiać, poznać trochę Was i wasze myślenie. Dużo przemyśleń z forum było inspirujących do dalszego drążenia ; )

Gdyby ktoś miał ochotę na kontakt, to teraz tylko mailowo.

Trzymajcie się ciepło.

Też się trzymaj .
Pozdrowienia

może na nowy awatar się przyda smile
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/72334957_1005461306461319_7460766326714269696_n.jpg?_nc_cat=110&_nc_oc=AQmv0XHDpHD22JdGxvtBli-oIAQNyILsaau3luazh0Spd5QtLbaYnl8oytHxvX1Dr3A&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=a1a5f1b5f8520ab3ef62ce91939e5c31&oe=5E1A6CB0

3,015 Ostatnio edytowany przez umajona (2019-10-12 20:20:40)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

...

3,016

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
niepodobna napisał/a:

Fajny wpis Lilko, naprawdę super się czytało smile
Co prawda nie wierzę, że wiara wszystko załatwia, ale na pewno z tą wiarą szanse na zmiany są o wiele większe.


Ja na razie znikam z forum, na czas nieokreślony. A ponieważ w tym wątku chyba najwięcej pisałam,  to tutaj zostawiam info.

Miło było poczytać, porozmawiać, poznać trochę Was i wasze myślenie. Dużo przemyśleń z forum było inspirujących do dalszego drążenia ; )

Gdyby ktoś miał ochotę na kontakt, to teraz tylko mailowo.

Trzymajcie się ciepło.

Też się trzymaj. No i mam nadzieję że jeszcze wrócisz na forum bo naprawdę masz bardzo trafne spostrzeżenia. Dobrze że jest mail wink

3,017 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-10-14 10:27:33)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niepodobna, powodzenia w życiu. Miło było z Tobą popisać i zżyć się odrobinkę.
Lilko, a Ciebie niezmiernie miło poczytać po tak długiej przerwie. Jak zwykle post pełen empatii i wiedzy. Wybacz, że tak Cię mailowo zaniedbałam przez odwlekanie w nieskończoność i czekanie na specjalną chwilę, by napisać parę słów. Pamiętam i darzę niezmienną sympatią.

Moja znajomość - o dziwo! o przewrotności losu! - rozwija się i mam wrażenie, że z wolna zmienia się w związek - choć jeszcze nie mam odwagi tak się zdecydowanie zadeklarować. Pomimo wszystko dostaję w tej relacji wiele rzeczy, o których na próżno marzyłam w "starym życiu": troskę, ciepło, spontaniczność, porozumienie. Oboje jesteśmy zgodni, że "gra" między nami jak mało z kim, gadać możemy godzinami. Są też trudności oczywiście, staram się nie tracić głowy do reszty, ale dochodzę do wniosku, że więcej otrzymuję niż tracę.

Rossanko, moim zdaniem związek to nie tylko ślepy traf, ale i decyzja - czasem bardzo trudna.
Ja zdecydowałam, że cokolwiek się stanie, nie będę żałować tego, co się teraz dzieje w moim życiu. Nawet jeśli jednak okaże się, że lepiej z tego związku zrezygnować - tu i teraz przeżywam coś bardzo pozytywnego.

U ks. Malińskiego przeczytałam o kobiecie, której wszyscy odradzali małżeństwo z pewnym mężczyzną. Mówili jej, że to się uda najwyżej na rok-dwa, a potem nie będzie miała z facetem życia. Na to ona: "To chociaż przez dwa lata będę szczęśliwa". I postawiła na swoim - i była szczęśliwa przez wiele lat, obawy bliskich nie spełniły się.

Warto zdać się na swojego nosa i nie szufladkować ludzi a priori.

3,018

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lilko dziękuję za pozytywny wpis, wiele z tego już zrozumiałam, czas przestać się spinac i kontrolować. Kanał k. Sawickiej znam smile Przesyt pisania w kółko tego samego w Internecie osiągnąłam w końcu po latach .
Dosyć.
Po terapii wiem w czym rzecz, ale nie jest to jeszcze do końca moje, "Jeszcze "-ale moze przemiana nie jest az tak odlegla. Moze już to mam Ale jeszcze o tym nie wiem.

Niepodobna-tak, czasem chwila przerwy jest potrzebna do własnego życia. Zawsze można tu wrócić choć by dla pogaduszek:)

Piegowata-no no.Ale też uważam, ze forum forumem ale trzeba sluchac siebie. Ja czasem dostalam tu pare cennych rad,ale miałam 2 sytuację gdy ktoś mi coś napisał i bardzo źle to na mnie wpłynęło, leczyłam się z tego wiele miesięcy czy lat.

Chce się teraz zająć swoim życiem i po prostu żyć. Bez żadnego "ale" . Tu i teraz. Osadzona wreszcie w teraźniejszości a nie zciagana przez przeszłość czy analizujaca i przewidująca negatywnie przyszłość .
Tak sobie teraz żyje, choć bywa ciężko. A czasem wręcz przeciwnie.

3,019

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata Co za niespodzianka, miło słyszeć, że sie  układa smile A patrząc po Twoich wcześniejszych wpisach, byłas pełna sceptycycmu i wątpliwości...

Spotnaniność - to jest akurat taka cecha, której mam bardzo ale to baaardzo ograniczone pokłady. Wiem ,że kobiety nieśłychanie to lubią, ale widzicie: perspektywa związku nie zachęca jednak tak bardzo do zmian, bo sam uważam, że dobrze się czuję z tym. Poza oczywistymi przypadkami, kiedy jest ona niezbędna i konieczna, to na samo słowo "spontan" mam lekkie uczulenie. Z wyprzedzeniem 48 godzinnym zazwyczaj już wiem co będę robił i nagła zmiana planów( o ile nie jest niezbędna) wywołuje u mnie niesmak. Podziwiam ludzi, którzy np. w weekend, w piątek wieczorem potrafią nagle zdecydpować, że jadą na drugi koniec Polski. Wiem, że spontaniczność nie zawiera się jedynie w takich przykładach, ale jakoś ogólnie nie potrzebuje tych emocji. Spontanicznośc końćży się u mnie na opcji nagłego wyjscia na piwo na miasto smile

3,020 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-10-14 11:56:01)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Spontaniczność może wyrażać się w zupełnie drobnych sprawach, nie musi być skrajna. Na przykład gdy po pracy wracałam z nim do domu, PP zauważył na chodniku maleńką ryjówkę - zwierzątko podobne do myszy i schwytał ją w ręce, Mieliśmy z tej ryjówki uciechę jak dzieci. Innym razem tak nas zachwyciła księżycowa noc, że siedzieliśmy na krawężniku jak dwa stare "żule" i podziwialiśmy to piękno, i gadaliśmy o wszystkim. Albo jechaliśmy na jednym rowerze, co zakończyło się spektakularnym fiknięciem w przydrożne pokrzywy i śmiechem do rozpuku.
Albo na przykład po koncercie w obcym mieście uciekł nam autobus, więc do świtu szlajamy się po obcym mieście lub chronimy się w całodobowej kawiarni. To ostatnie to hipotetyczna sytuacja, ale byłam w podobnej ze znajomymi. Koleżanki facet zrobił z tego autobusu niebotyczny problem, nieustannie ględził, że trzeba było dokładniej sprawdzić połączenia, a gdyby tych zabrakło, nie jechać na ten koncert - co za koszmarny sztywniak.


Sceptycyzmu, Bagienniku, miałam co niemiara i nadal nie jestem go pozbawiona, ale mówię sobie: pal sześć, najwyżej się nie uda.
Co tam zresztą "nie uda". Już się udało, bo mam tę odrobinę radości.

"Zaiste, cokolwiek się zdarzy, ta jedna godzina pełna była słońca" (Ezra Pound)

3,021 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2019-10-14 12:03:01)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cześć Wszystkim!
Dziękuję za miłe słowa. Wiecie, moje języki miłości to miłe słowa i dotyk. Wiem to od Kasi Sawickiej. A wcześniej myślałam, że ze mną coś nie tak. smile
Forum jest bardzo wciągające. Ludzie emocjonalni często zatracają granicę i zaczynają tylko pisać o życiu zamiast żyć. Dlatego przestałam pisać. Przez pół roku nie zaglądałam wcale, a potem raz na miesiąc. Chciałam wiedzieć co u starych znajomych. Kilka osób znów odeszło. Piegowata, ja rozumiem, że czasami tak jest, że po prostu się nie napisze. O Ciebie byłam spokojna, wiedziałam że sobie poradzisz. I tak jest. Super! smile Cieszę się, że jeszcze niektórzy z naszej ekipy piszą na forum, bo dzięki temu wiem co u nich. A ja ciągle tęsknię. smile
Rossanko, poczytałam właśnie co u Ciebie, no i tak myślałam co można by jeszcze zrobić, żebyś spełniła swoje marzenie. Widzę właśnie, że wiele rzeczy już przepracowałaś, że masz poukładane życie, że dobrze sobie radzisz. Widzę u Ciebie ten dystans, nawet do wpisów na forum. Ja Ciebie rozumiem, wiem, jak bardzo słowa mogą ranić ludzi wrażliwych. A tacy też są, bo osobowości są różne.  Właściwie wszystko w Twoim życiu jest Ok, z tym wyjątkiem, że nie masz tej osoby do kochania ze wzajemnością. I widzę, że jest to dla Ciebie bardzo ważne. W ogóle myślę, że dla wielu osób jest to jednak aspekt życia nie do zastąpienia przez inną dziedzinę. Tym bardziej, że nie ma się innej głębokiej więzi np. z rodzicami lub dzieckiem. Myślę, że większość ludzi potrzebuje głębokiej relacji, w której czują się kochani i sami kochają.
Pisałaś, że większość mężczyzn traktuje Cię bardziej jak koleżankę. Tak sobie myślę, że można by było nad tym właśnie popracować, żeby to zmienić. I pomyślałam, że gdybyś Ty od początku zachowywała się nazwijmy to zalotnie smile i nadawała od razu relacji typ damko-męski, to może druga strona mając taki komunikat inaczej by się zachowywała. Ja kiedyś zrobiłam taki eksperyment i powiem Ci, że to działa. wink Dziewczyny czasami tak piszą, że nie chcą wyjść na desperatkę, ale ja nie sądzę, że akurat każdy facet pomyśli w ten sposób. Ja myślę raczej, że części mężczyzn może się to podobać. Ja bym właśnie tak zrobiła, bo wydaje mi się, że coś trzeba zmienić w tej układance skoro do tej pory brak oczekiwanych efektów. Poczytałabym na początek na ten temat. Później zmieniłabym styl ubierania na baaardzo kobiecy, naprawdę można być ubranym od stóp do głów i być bardzo seksi, nie nachalny ale taki subtelny styl, do tego leki makijaż i powabny uśmiech. I tak na co dzień, na każdy dzień. To może być fajna zabawa. smile Wiem co na to powiedziałaby Pieguska. big_smile Ale ja tam myślę, że ludzie są różni i lubią różne rzeczy. Czyż kobiety od wieków nie uwodzą? big_smile

Posłuchaj Ross, o czym śpiewają faceci. smile

3,022

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Czytam Was kobiety i panów tez.
Teraz mogę być już sama. Mam żyć,  nie bać się życia i żyć a nie analizować ciągle i wszystko,  czy na forum czy w swojej głowie.  Żyć teraz, bo przyszłość jeszcze nie istneje.
Może bede miała udane życie,  może nie, ale to moje życie.  Mam takie karty a nie inne, więc żyje z nimi jak najlepiej potrafię.
W sumie mogę przeżywać cała gamę emocji, błędy,  właściwe decyzję i to jest wszystko moje.  Nie jest ani dobre anie złe.
I muszę się z tym sama dobrze czuć ze sobą.  Nie z koleżanką,  nie z siostrą, nie z facetem tylko sama jako.
Dosyć analiz. Czas żyć i popełniać błędy, i próbować,  próbować bez strachu.

3,023

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Spontaniczność może wyrażać się w zupełnie drobnych sprawach, nie musi być skrajna. Na przykład gdy po pracy wracałam z nim do domu, PP zauważył na chodniku maleńką ryjówkę - zwierzątko podobne do myszy i schwytał ją w ręce, Mieliśmy z tej ryjówki uciechę jak dzieci. Innym razem tak nas zachwyciła księżycowa noc, że siedzieliśmy na krawężniku jak dwa stare "żule" i podziwialiśmy to piękno, i gadaliśmy o wszystkim. Albo jechaliśmy na jednym rowerze, co zakończyło się spektakularnym fiknięciem w przydrożne pokrzywy i śmiechem do rozpuku.
Albo na przykład po koncercie w obcym mieście uciekł nam autobus, więc do świtu szlajamy się po obcym mieście lub chronimy się w całodobowej kawiarni. To ostatnie to hipotetyczna sytuacja, ale byłam w podobnej ze znajomymi. Koleżanki facet zrobił z tego autobusu niebotyczny problem, nieustannie ględził, że trzeba było dokładniej sprawdzić połączenia, a gdyby tych zabrakło, nie jechać na ten koncert - co za koszmarny sztywniak.


Sceptycyzmu, Bagienniku, miałam co niemiara i nadal nie jestem go pozbawiona, ale mówię sobie: pal sześć, najwyżej się nie uda.
Co tam zresztą "nie uda". Już się udało, bo mam tę odrobinę radości.

"Zaiste, cokolwiek się zdarzy, ta jedna godzina pełna była słońca" (Ezra Pound)

Nie no, takie drobne akcje, czy śmieszne zdarzenia ,to ja rozumiem smile To jest raczej dla mnie naturalne i nawet ciężko mi to nazywać spontanicznością raczej normalnością smile Ta sytuacja z autobusem to raczej konieczność:) Bo co innego należy zrobic? Siąść na przystanku i pluć sobie w brodę? Raczej nie..Mnie też nieraz ratowały całodobowe kawiarnie..
Ryjówkę złapał..To niezły refleks ma.. smile Ciężko to czasami zobaczyć, nie mówiąc o złapaniu..Pożyteczne i miłe stworzonka smile

3,024 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-10-14 13:47:28)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Moim językiem miłości jest przede wszystkim wspólny czas: rozmowy, rozmowy, rozmowy - chyba nie chciałabym być z mrukowatym facetem - ale też zwykłe przebywanie ze sobą jak wczoraj, gdy on oglądał mecz, a ja na tej samej kanapie czytałam książkę i od czasu do czasu uśmiechaliśmy się do siebie).
Oraz dotyk ; jestem wielkim pieszczochem, przytulania takiego najzwyklejszego, pozornie nieerotycznego wciąż mi mało.
Pozornie, bo nawet cmoknięcie w czoło moim zdaniem może być wstępem do czegoś całkiem erotycznego - chociaż nie musi i w tym braku presji urok.

Lilko, ja może zbyt zamaszyście i radykalnie formułowałam swoje poglądy na temat uwodzenia. Nie lubię po prostu sztuczności i takiego przypodobywania się na siłę, ale nie ma co również na siłę się temu sprzeciwiać. Sama bardzo lubię ten błysk w oku PP, gdy się mu podobam (sukienki i spódnice działąją, nawet te dłuższe smile ), lubię mieć świadomość, że dobrze wyglądam, że ktoś rzuci okiem... Jeśli chodzi o zalotne zachowanie, to rzeczywiście skojarzenia mam dość negatywne, ale może niepotrzebnie. Bardzo chętnie skonfrontuję je z Twoimi.
Co to znaczy, Lilko zachowywać się zalotnie? Ja czułabym się co najmniej sztucznie trzepocząc rzęsami czy coś w tym stylu - trochę tak jakbym się wystawiała na sprzedaż. Domyślam się, że niezupełnie o to Ci chodzi i jestem autentycznie ciekawa, jakie zachowania uważasz za zalotne? Co konkretnie "trzeba" robić?

3,025

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata, jak miło się czyta o tych Waszych wspólnych "chwilach"... smile Aż się buzia sama uśmiecha smile Niby to wszystko takie proste, zwyczajne, ale przecież o to właśnie chodzi w byciu razem. Cieszę się razem z Tobą smile
Też się starałam w minionych tygodniach cieszyć swoimi fajnymi momentami, mimo różnych rozterek i obaw. Może wyszłam na naiwną, bo nie umiałam kryć radości i nadziei w swoich oczach, ale autentycznie się cieszyłam i nie chciało mi się udawać, że jest inaczej.

Masz rację - <<Co tam zresztą "nie uda". Już się udało, bo mam tę odrobinę radości>>.
smile

3,026

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegiwata, z tą zalotnoscią i z tym, co trzeba robić - Nic nie trzeba robić po prostu być sobą a to jest największy wabik. Jak nie musisz się zmieniać dla kogoś, to to jest to i na tym polega.
Głupia byłam przez pierwsze 40 lat w tym temacie bo starałam sie przypodobać. A to nie o to chodzi.

3,027 Ostatnio edytowany przez umajona (2019-10-14 14:19:57)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Piegiwata, z tą zalotnoscią i z tym, co trzeba robić - Nic nie trzeba robić po prostu być sobą a to jest największy wabik. Jak nie musisz się zmieniać dla kogoś, to to jest to i na tym polega.

Też tak myślę smile

Chyba że ktoś celuje w ilość, a nie w jakość relacji i chce się podobać jak największej liczbie facetów. Wtedy taka umiejętność zalotności/flirtu może się przydać (mam na myśli taką sztuczną, wyuczoną zalotność, nie tą naturalną, którą wiele kobiet posiada, pewnie nawet nieświadomie). Ja bym jednak chciała, żeby ktoś zakochał się i zachwycił mną właśnie taką, jaka jestem smile

3,028 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-10-14 14:26:02)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tak, Rossanko, jestem tego samego zdania, ale jednak ciekawa jestem, jak to widzi Lilka.
Mnie się kiedyś udało ściągnąć spojrzeniem chłopaka - dawno to było. Pojechałam sama nad wodę i on co rusz pojawiał się w moim polu widzenia, więc spoglądałam na niego dość otwarcie, bo też był to dla mnie rodzaj eksperymentu. Gdy czekałam na autobus do mojego miasta, on właśnie przechodził obok. Zatrzymał się i zapytał, czy będę nad wodą nazajutrz.
No, jasne, że byłam smile Tyle że jakoś nam się nie kleiła rozmowa i chyba jednak to nie było to.

Moje wnioski z dotychczasowych doświadczeń, przemyśleń, oraz obserwacji są takie, że trzeba być sobą i nie bać się być sobą. Mieć odwagę i spojrzeć uważniej/odważniej, i zagadać, i usmiechnąć sie, i rozmowę pociągnąć... albo otwarcie przyznać, że jakoś nie wiem o czym mówić, bo mnie trema dopadła... Jak sobie człowiek da przyzwolenie na bycie sobą, to mu znacznie łatwiej w zyciu i relacjach.
Wciąż się tego uczę  i stawiam sobie te mądrości przed oczami, bo w relacji z PP, wyłazi ze mnie niejeden stary demon.


umajona napisał/a:

Chyba że ktoś celuje w ilość, a nie w jakość relacji i chce się podobać jak największej liczbie facetów. Wtedy taka umiejętność zalotności/flirtu może się przydać (mam na myśli taką sztuczną, wyuczoną zalotność, nie tą naturalną, którą wiele kobiet posiada, pewnie nawet nieświadomie). Ja bym jednak chciała, żeby ktoś zakochał się i zachwycił mną właśnie taką, jaka jestem smile

Umajona, myślimy podobnie smile

3,029

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Piegowata'76 napisał/a:

Moje wnioski z dotychczasowych doświadczeń, przemyśleń, oraz obserwacji są takie, że trzeba być sobą i nie bać się być sobą. Mieć odwagę i spojrzeć uważniej/odważniej, i zagadać, i usmiechnąć sie, i rozmowę pociągnąć... albo otwarcie przyznać, że jakoś nie wiem o czym mówić, bo mnie trema dopadła... Jak sobie człowiek da przyzwolenie na bycie sobą, to mu znacznie łatwiej w zyciu i relacjach.
Wciąż się tego uczę  i stawiam sobie te mądrości przed oczami, bo w relacji z PP, wyłazi ze mnie niejeden stary demon.

Wbrew pozorom czasami to nie jest takie proste i określenia typu "nie bać się" i "mieć odwagę" są tu bardzo odpowiednie. Więc dobrze, że o tym wspomniałaś, bo utwierdzam się w przekonaniu, że ze mną wszystko ok wink Czyli że mimo iż chcę być sobą i żeby ktoś mnie taką pokochał, to jednak jest to trudne i wymaga właśnie odwagi. A jest to trudne w takich sytuacjach, gdy wiem, że osoba, która mi się podoba, nie odwzajemni mojego zainteresowania, dopóki w pewnych kwestiach się nie zmienię i nie będę inna. Nie mam wątpliwości co do tego, że wybieram siebie, ale jednak jest jakoś tak trochę smutno. Takie dziwne sprzeczności wink

3,030 Ostatnio edytowany przez random.further (2019-10-14 19:03:57)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Mam zły okres od jakiegoś czasu a ostatnio się pogorszyło (jeśli chodzi o związki i uczucia), jest to "mój" dawno założony wątek chciałam się wygadać, może mnie coś natchnie i znajde dla siebie jakieś rozwiązanie.

smile Podczytuję Twój wątek, nie odzywałam się bo chyba wszystko konstruktywne już tu zostało wypisane.
Trzymaj się, minie.
Truizmem powieje ale... żyj z całych sił Rossanko.

3,031 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2019-10-15 12:45:14)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Mam zły okres od jakiegoś czasu a ostatnio się pogorszyło (jeśli chodzi o związki i uczucia), jest to "mój" dawno założony wątek chciałam się wygadać, może mnie coś natchnie i znajde dla siebie jakieś rozwiązanie.

No właśnie, nadal tu widzę nie tylko słowo wygadać ale i rozwiązanie. smile

Dobrze jest pogadać, ale dobrze też szukać rozwiązania tego co nam nie odpowiada. A ja zrozumiałam, że jednak Ross pragnie związku. Najgorzej jeśli się tylko utknie na samym gadaniu, a życie nam ucieka. Jednak myślę, że u Ciebie Ross tak nie będzie. Z Twoich ostatnich wpisów wyłania się bardzo pozytywny obraz, harmonia, coś na czym można zbudować coś nowego, następny etap. Bardzo ciekawa dyskusja wywiązała się u Ciebie Ross. Myślę, że będą i wnioski z niej.

Ogólnie zgadzam się z tym co tu ostatnio dziewczyny napisałyście. Nie stoi to wcale w sprzeczności z tym o czym ja piszę. Właściwie jest to coś nieuchwytnego, co można by nazwać wewnętrzną energią, promieniowaniem wewnętrznym światłem, aurą tajemniczości, a może takim modnym ostatnio słowem flow.
Ja jestem zadaniowcem. Jeśli czegoś chcę, to uczę się jak to osiągnąć. Jeśli chcę mężczyznę, to poznaję jego świat. To jakby nauczyć się jego języka. Nie widzę w tym nic złego, a raczej fascynującego. Ja lubię ludzi. Lubię mężczyzn i lubię kobiety. Jeśli wiem, że faceci to jednak wzrokowcy, to czy nie warto ubierać się tak by nas zauważyli? Nie, wcale nie trzeba mieć dekoltu do pasa. To coś innego. Ja lubię po prostu pięknie wyglądać, sprawia mi to przyjemność, którą widać na zewnątrz. I wcale nie uważam, że jest to płytkie. Wiem, że mam wnętrze głębokie, ale to mi nie przeszkadza świetnie wyglądać, kiedy mam na to ochotę. Wtedy czujesz się piękna i jesteś piękna. A to nie jest obojętne dla panów.
Druga sprawa to komunikacja niewerbalna. Spojrzeniem można wiele powiedzieć, uśmiechem, gestem, tylko to trzeba ukierunkować, powinno byś świadome ale zarazem naturalne.
Trzeci etap rozmowa. Oczywiście, że trzeba tu być sobą. Ktoś kto ciągle przytakuje po prostu nie będzie na dłuższą metę pociągający. Trzeba mieć swoje zdanie i umieć je wyrażać, a myślę, że Ross robi to świetnie, ale też ciekawość tej drugiej strony, posłuchać z nieudawanym zainteresowaniem jego historii.
Ja myślę, że nie ma nic złego w daniu znać tej drugiej stronie, że Ci się podoba. Tak samo może to zrobić mężczyzna jak i kobieta. Jeżeli bym wiedziałam na miejscu Ross, że jest facet wolny, a podoba mi się to z pewnością subtelnie dałabym mu o tym znać. Jeżeli nie będzie w jego typie to po prostu nie odpowie na te sygnały. A przykrość dla kobiety minimalna, bo przecież nikt nic w prost nie mówił. To była taka gra. Myślę, że może być przyjemna dla obu stron. Taki dreszczyk emocji, adrenalina.
Tak bym podeszła do tego tematu.

Osobno rozważę kwestię bycia sobą. To bardzo ciekawe, ale i trudne. Każdy chce żeby go pokochać takim jakim jest. Tak było by najpiękniej, ale tak myślę, że to typowe dla lat młodzieńczych. W wieku dojrzałym ludzie jednak mają jakieś wymagania i upodobania. Myślę, że dobrze jest spotkać się gdzieś pośrodku, znaleźć taką równowagę między tym co mogę zrobić dla drugiej strony, a co jest tym moim wewnętrznym ja, którego nie chcę i nie powinno się zmieniać. W końcu jeśli się chce stworzyć związek, zmiany będą nieuniknione. Życie je wymusi. Zresztą większość ludzi podlega jednak nieustannemu rozwojowi. Bo czyż ja dzisiaj, to ta sama ja sprzed 10, 20 -stu lat? Z pewnością nie.

Pozwolę sobie porównać sytuację Piegowatej i Rossanki. Myślę, że są one zupełnie inne.
Piegowata, to niespokojny duch, indywidualistka, bardzo otwarta na ludzi i to co niesie życie, smakuje życie, ma bliską relację z synem i wielu ludzi wokół siebie. Jest jej dobrze w miejscu w którym jest.
Rossanka osiągnęła stabilizację, ale jest w pewnym stopniu rozczarowana tym, że nie jest w związku, pragnie tego, a ja uważam że powinna dążyć do realizacji tego pragnienia. Nie ma bowiem głębokiej relacji z inną osobą, a jednak większość ludzi tego właśnie potrzebuje do szczęścia. Co by nie mówić dla wielu osób miłości nie da się niczym zastąpić.

Ja tak to widzę, ale może niekoniecznie tak właśnie jest.
Chciałam po prostu pomóc Ci Rossanko, a jedynie taki sposób przyszedł mi do głowy.
Bardzo wiele osób tu pisze, myślę, że też mają dobre intencje, że chcą pomóc, każdy tak jak umie. A więc masz w sobie to coś co przyciąga innych. smile

3,032

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Lilka787, fajne kwestie tu poruszyłaś smile

Rzeczywiście, gdy kobieta pięknie wygląda i przy tym czuje się piękna, to to widać na zewnątrz, bo to z niej emanuje. Ale własnie - jeśli przy tym czuje się piękna i czuje się sobą, bo różne są gusty. I moim zdaniem ważniejsze jest skupianie się na tym, czy sama ze sobą czuję się w swoich ubraniach dobrze, a nie, czy facetowi się tak podoba. Dla przykładu gdy ubieram się tak, jak lubię i podobam się sobie w lustrze, to czuję się piękna i pewna siebie, i swobodna. Ale gdy ubiorę się w założeniu niby pięknie, ale nie w moim stylu, to choćby wszyscy na około mnie chwalili, to ja i tak będę się czuła niepewnie i skrępowana. Tak mam na przykład gdy założę szpilki (bez okazji typu wesele ;p). Niby facetom się to pewnie podoba, ale co z tego, jak ja się czuję jak nie ja, czyli źle i to na pewno widać, bo też ze mnie emanuje, nie ma tej pewności siebie, swobody i poczucia bycia sobą.
Czyli tak - ubierać się pięknie, ale według własnego gustu wink

Ucieszyło mnie o tym, jak wspomniałaś o tych spojrzeniach, uśmiechach, gestach, którymi można okazywać mężczyznom zainteresowanie, tak bez słów. Miałam wątpliwości co do tego, czy to dobrze, że w moich oczach widać, że mi się dany facet podoba, bo nie umiem tego ukrywać. Nie wiem, skąd te moje lęki, może stąd, że to jednak pewne obnażenie się z uczuciami, wystawienie się na odtrącenie. Nie wiem... A może za dużo się nasłuchałam różnych opinii, że wobec facetów trzeba być obojętną, bo inaczej straci zainteresowanie ;/ Ale nie chcę niczego grać.

Bycie sobą.... Zmienianie się dla tej drugiej osoby... Zależy, w jakim sensie. Jeśli te zmiany są zgodne z własnymi wartościami i się ich chce, ciekawią, to jak najbardziej. Ale jeśli wymagają zmiany ważnych dla nas wartości, to nie wiem, czy warto. Moim zdaniem nie.

3,033

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lilka787 napisał/a:

Jeśli chcę mężczyznę, to poznaję jego świat. To jakby nauczyć się jego języka. Nie widzę w tym nic złego, a raczej fascynującego. Ja lubię ludzi. Lubię mężczyzn i lubię kobiety.

mam dokładnie tak samo.
Dobre podsumowanie wszystkiego, co tu naskrobaliśmy, w całym Twoim poście, Lilka smile

3,034

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:
Lilka787 napisał/a:

Jeśli chcę mężczyznę, to poznaję jego świat. To jakby nauczyć się jego języka. Nie widzę w tym nic złego, a raczej fascynującego. Ja lubię ludzi. Lubię mężczyzn i lubię kobiety.

mam dokładnie tak samo.
Dobre podsumowanie wszystkiego, co tu naskrobaliśmy, w całym Twoim poście, Lilka smile


A ja mam dokładnie na odwrót :-D
Najpierw kogoś poznaję, a dopiero potem decyduję, czy tego kogoś chcę.

3,035 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-15 18:49:32)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Niby dwa zupełnie różne podejścia, ale w sumie chyba każdy ma w sobie mocne strony smile

Czasami, żeby kogoś bliżej poznać, on MUSI nas czymś przyciągnąć czy też zainteresować. Inaczej nie będziemy mieli możliwości stwierdzić, czy jest wystarczająco atrakcyjnym i ciekawym człowiekiem, do stworzenia trwałego związku. Poznajac kogoś bliżej, mamy szansę jeszcze bardziej wzmocnić wtedy nasza relację smile
Z kolei według pierwszego podejścia: co znaczy chcieć mężczyznę, nie znając go choc odrobinę? Żeby go zechcieć, to trzeba na czymś się opierać a jak to zrobić nie znająć go wystarczajaco? Czyżby pierwsze wrażenie? smile

3,036

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Lilka787 napisał/a:

Jeśli chcę mężczyznę, to poznaję jego świat. To jakby nauczyć się jego języka. Nie widzę w tym nic złego, a raczej fascynującego. Ja lubię ludzi. Lubię mężczyzn i lubię kobiety.

Mam podobnie i jakoś mi się to nie sprawdzało przy relacjach z facetami. Wręcz miałam wrażenie, że to ich odpycha, że być może czują się przez to zbyt pewnie i mają wrażenie, że "podaję się na tacy". Choć wcale tak nie było, po prostu jeśli już trafił mi się ktoś, z kim fajnie mi się gadało, to szłam za tym jak w dym i dawałam też trochę od siebie. Wydawało mi się, że to raczej normalne, że dialog powinien przebiegać z obu stron, a nie że tylko facet ma się produkować, a ja łaskawie odpisywać na jego pytania (w dodatku niezbyt wylewnie). Z moich obserwacji wynika, że im bardziej kobieta ma faceta w pupce, tym bardziej on staje na rzęsach i za nią lata. Gdy kobieta zadaje pytania i ma coś do powiedzenia, to brakuje im dreszczyku, wyzwania i kobieta dostaje łatkę nudnej i przewidywalnej. Z każdym kolejnym dniem mojego życia coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w relacji z facetami nie można się starać ani trochę na początku. Trzeba udawać niedostępną, że teraz nie mam czasu, że muszę lecieć, odpisywać skrótowo, a czasem wręcz olać i udawać, że się zapomniało o wiadomości, bo przecież ma się takie cudowne i bogate życiem, że można o bożym świecie zapomnieć, itd. Niestety nie potrafię udawać i grać w tę grę i ciągle się łudzę, że gdy trafię na odpowiedniego mężczyznę, to go ucieszy spotkanie kobiety, która daje też dużo od siebie, wspiera, dopytuje o różne sprawy, nie jest egoistyczna. Jednak nawet w internetowych relacjach "koleżeńskich" na odległość, dość szybko jestem w ostateczności olana ciepłym moczem. Nie warto się wysilać.

Lilka787 napisał/a:

Jeśli wiem, że faceci to jednak wzrokowcy, to czy nie warto ubierać się tak by nas zauważyli? Nie, wcale nie trzeba mieć dekoltu do pasa. To coś innego. Ja lubię po prostu pięknie wyglądać, sprawia mi to przyjemność, którą widać na zewnątrz. I wcale nie uważam, że jest to płytkie. Wiem, że mam wnętrze głębokie, ale to mi nie przeszkadza świetnie wyglądać, kiedy mam na to ochotę. Wtedy czujesz się piękna i jesteś piękna. A to nie jest obojętne dla panów.

I tak, i nie. Zależy o jakim zainteresowaniu mówimy. Że ktoś na ulicy się do nas uśmiechnie, pomacha (np z samochodu)? Zdarza mi się to notorycznie, jednak nic więcej z tego nie wynika. Niby to miłe, gdy ewidentnie zobaczy się u kogoś błysk w oku na nasz widok, jednak co z tego, jeśli faceci nie podchodzą i nie zagadują? Co mi z tych spojrzeń, uśmiechów i machania, jeśli nie wynika z tego kompletnie nic? Facet pomacha, zawoła "dzień dobry", czy powie jakiś komplement i jedzie sobie dalej w świat, przecież nie rzucę mu się pod koła, żeby go zatrzymać. Jestem trochę młodsza od autorki wątku (mam 27 lat) i faceci w moim przedziale wiekowym się cykają, boją się podejść. A jeśli ktoś do mnie podchodził, to zwykle sporo starszy pan (mógłby być moim ojcem, czasem nawet i dziadkiem) lub taki specyficzny typ dziwnego faceta, który nie ma żadnego obciachu - prymitywny, czasem wręcz wulgarny...
Także nici z chodzenia w sukienkach, spódnicach, nici z czucia się wspaniale, uśmiechania się do ludzi i świata, nici z cieszenia się z małych rzeczy. To nie procentuje niczym konkretnym.


Lilka787 napisał/a:

Druga sprawa to komunikacja niewerbalna. Spojrzeniem można wiele powiedzieć, uśmiechem, gestem, tylko to trzeba ukierunkować, powinno byś świadome ale zarazem naturalne.

Tutaj jestem ciekawa co masz konkretniej na myśli. Zdarzało mi się utrzymać dłuższy uśmiech ze spojrzeniem w oczy, zdarzało mi się pomachać do kogoś, kogo widzę czasem jak jedzie samochodem w moim mieście... I też nic. Powiem więcej - sądzę, że z tym wysyłaniem sygnałów trzeba bardzo uważać, bo można na starcie dostać łatkę zdesperowanej i wszystko zepsuć w zarodku.


Lilka787 napisał/a:

Trzeci etap rozmowa. Oczywiście, że trzeba tu być sobą. Ktoś kto ciągle przytakuje po prostu nie będzie na dłuższą metę pociągający. Trzeba mieć swoje zdanie i umieć je wyrażać, a myślę, że Ross robi to świetnie, ale też ciekawość tej drugiej strony, posłuchać z nieudawanym zainteresowaniem jego historii.
Ja myślę, że nie ma nic złego w daniu znać tej drugiej stronie, że Ci się podoba. Tak samo może to zrobić mężczyzna jak i kobieta. Jeżeli bym wiedziałam na miejscu Ross, że jest facet wolny, a podoba mi się to z pewnością subtelnie dałabym mu o tym znać. Jeżeli nie będzie w jego typie to po prostu nie odpowie na te sygnały. A przykrość dla kobiety minimalna, bo przecież nikt nic w prost nie mówił. To była taka gra. Myślę, że może być przyjemna dla obu stron. Taki dreszczyk emocji, adrenalina.

Tylko jak do tej rozmowy w ogóle doprowadzić? Zaczepiać facetów na ulicy? Bo w większości problem osób samotnych sprowadza się właśnie do tego, że nie poznają nowych mężczyzn, bo już minął etap szkoły (lub studiów, jeśli ktoś miał to szczęście studiować), gdzie jednak jest to trochę ułatwione, bo odbywa się to na początku na stopie koleżeńskiej i dla obu stron jest to o wiele bardziej komfortowe, niezobowiązujące. Później o wiele ciężej poznawać nowe osoby, bo ludzie nie mają takiej odwagi zagadywać, wtedy od razu karty są wyłożone, że ktoś komuś wpadł w oko, skoro aż zagadał... Nie ma tej naturalności i swobody, trzeba się od razu odsłonić i zaryzykować bycie odrzuconym.

3,037 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-10-15 21:29:46)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Niby dwa zupełnie różne podejścia, ale w sumie chyba każdy ma w sobie mocne strony smile

Czasami, żeby kogoś bliżej poznać, on MUSI nas czymś przyciągnąć czy też zainteresować. Inaczej nie będziemy mieli możliwości stwierdzić, czy jest wystarczająco atrakcyjnym i ciekawym człowiekiem, do stworzenia trwałego związku. Poznajac kogoś bliżej, mamy szansę jeszcze bardziej wzmocnić wtedy nasza relację smile
Z kolei według pierwszego podejścia: co znaczy chcieć mężczyznę, nie znając go choc odrobinę? Żeby go zechcieć, to trzeba na czymś się opierać a jak to zrobić nie znająć go wystarczajaco? Czyżby pierwsze wrażenie? smile

Pisałam to z przekąsem i zabawiłem się słowem ;-), bo co innego kogoś CHCIEĆ, a czym innym jest kogoś CHCIEĆ POZNAWAĆ.
Albo będzie to kolejność: zainteresowanie —> poznawanie —> chęć (KOGOŚ/BYCIA Z KIMŚ)
Albo: zainteresowanie —> chęć (POZNAWANIA KOGOŚ I JEGO ŚWIATA)—> poznawanie

Pierwsze wrażenie jest ważne w obu przypadkach do wzbudzenia zainteresowania. Kiedyś pisał o tym Tycho. Jakoś trzeba zaistnieć w czyimś polu uwagi, zostać dostrzeżonym, przyciągnąć uwagę i stworzyć podstawę do dalszych „działań”.




marta929292 napisał/a:

[Z moich obserwacji wynika, że im bardziej kobieta ma faceta w pupce, tym bardziej on staje na rzęsach i za nią lata. Gdy kobieta zadaje pytania i ma coś do powiedzenia, to brakuje im dreszczyku, wyzwania i kobieta dostaje łatkę nudnej i przewidywalnej. Z każdym kolejnym dniem mojego życia coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że w relacji z facetami nie można się starać ani trochę na początku. Trzeba udawać niedostępną, że teraz nie mam czasu, że muszę lecieć, odpisywać skrótowo, a czasem wręcz olać i udawać, że się zapomniało o wiadomości, bo przecież ma się takie cudowne i bogate życiem, że można o bożym świecie zapomnieć, itd.

Marta, nie wiem gdzie i jak odbywały się Twoje obserwacje, ale nie zgadzam się z generalizacją, że im bardziej kobieta ma faceta gdzieś, tym bardziej jemu zaczyna zależeć. Podobny pogląd często można spotkać u panów jako zalecana postawa faceta wobec kobiety, żeby ona się nie znudziła. To karmienie wiecznie żywej u danej osoby niepewności i pielęgnowanie w niej niedoścignionego pragnienia, by zyskać pewność. To działa, ale na szczególny rodzaj osób. Powiedziałabym, że takie, które mają spore deficyty w bliskich relacjach i baaardzo im zależy, żeby przekonać do siebie kogoś nieprzekonanego. To osoby, które lubią „być tresowane” i lubią jak je raz odpychasz i pozwalasz zatęsknić a potem przyciągasz i przez chwilę pozwalasz się kochać. To osoby, które jarają się niepewnością i kręcisz je tak długo dopóki nie staną się Ciebie pewnym.

3,038

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tak, te dwie opcje maja niewątpliwie ze sobą sporo wspólnego i trzeba ten wspólny element umieć dostrzec smile Bez przyciągnięcia uwagi nie ma na co liczyć smile

W kwestii odpychania i przyciągania, to zupełnie tego nie ogarniam. To jest tak frustrujące, że człowiekowi się od razu odechciewa wszelkich starań. Takie huśtawki emocji i karmienie tej niepewności, powinny skutkowac rozstrojem nerwowym u normalnego człowieka. Kto w ogóle odczuwa jakiekolwiek pozytywne aspekty z takich zachowań? Chyba rzeczywiście jakieś mocno zaburzone osoby...Skoro widzę,żę ktoś nie jest mną zainteresowany to odpuszczam po 1-2 razach, po co udawać ze jest inaczej...

3,039

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

To chyba oczywiste, że najpierw musi pójść mocny impuls, a  za nim chęć poznawania. smile
W temperaturze pokojowej reakcja nie zachodzi u mnie. smile

3,040 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-10-16 00:22:50)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
bagienni_k napisał/a:

Tak, te dwie opcje maja niewątpliwie ze sobą sporo wspólnego i trzeba ten wspólny element umieć dostrzec smile Bez przyciągnięcia uwagi nie ma na co liczyć smile

W kwestii odpychania i przyciągania, to zupełnie tego nie ogarniam. To jest tak frustrujące, że człowiekowi się od razu odechciewa wszelkich starań. Takie huśtawki emocji i karmienie tej niepewności, powinny skutkowac rozstrojem nerwowym u normalnego człowieka. Kto w ogóle odczuwa jakiekolwiek pozytywne aspekty z takich zachowań? Chyba rzeczywiście jakieś mocno zaburzone osoby...Skoro widzę,żę ktoś nie jest mną zainteresowany to odpuszczam po 1-2 razach, po co udawać ze jest inaczej...

I dobrze robisz. Jak coś ma być, to się obroni- również Twoja chęć podążania za tą kobietą. Klucz jest chyba w otwartości na to na początku, takiej swoistej łatwopalności.

3,041

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
random.further napisał/a:
rossanka napisał/a:

Mam zły okres od jakiegoś czasu a ostatnio się pogorszyło (jeśli chodzi o związki i uczucia), jest to "mój" dawno założony wątek chciałam się wygadać, może mnie coś natchnie i znajde dla siebie jakieś rozwiązanie.

smile Podczytuję Twój wątek, nie odzywałam się bo chyba wszystko konstruktywne już tu zostało wypisane.
Trzymaj się, minie.
Truizmem powieje ale... żyj z całych sił Rossanko.

Dzięki, to robię a przynajmniej staram się.
Czasem tu zerkam.
Doszłam do konkluzji, że muszę być sobą.

3,042

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Mądry wątek, książkę można by napisać. Trzeba być sobą smile

3,043

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

A ja znalazłam jeszcze taki ciekawy filmik. smile


3,044

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Dla tych, co tu kiedyś trafią i tych, wcześniej czytających,  nie szukajcie związku,  osoby, bo im bardziej będziecie szukać tym bardziej prawdopodobre,  że możecie nie znależć.  Takie rzeczy rzeczywiście zdarzaja się same i wtedy, gdy człowiek nie szuka i jest w takim momencie, że się tego nie spodziewa.

Co do forum to dobrze jest się czasem wygadac, ale oby nie za długo.  Walkowanie latami tego samego przynieść może więcej szkody niż pożytku,  nic przez to się w życiu nie zmieni.

3,045

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Dla tych, co tu kiedyś trafią i tych, wcześniej czytających,  nie szukajcie związku,  osoby, bo im bardziej będziecie szukać tym bardziej prawdopodobre,  że możecie nie znależć.  Takie rzeczy rzeczywiście zdarzaja się same i wtedy, gdy człowiek nie szuka i jest w takim momencie, że się tego nie spodziewa.

Co do forum to dobrze jest się czasem wygadac, ale oby nie za długo.  Walkowanie latami tego samego przynieść może więcej szkody niż pożytku,  nic przez to się w życiu nie zmieni.

A niektórym nie pomaga ani szukanie, ani odpuszczenie big_smile To chyba wyłącznie kwestia szczęścia... No i tego jak bardzo jest się atrakcyjnym na różnych płaszczyznach. Powiem Ci, że moje ostatnie 3 dni były tragiczne. Jakiś czas temu zaczęłam pisać z facetem z Warszawy (dzieli nas jakieś 350 km, więc dużo) i mimo że sobie obiecywałam, że będę trzymać dystans i to tylko klikanie, to oczywiście nie wyszło. Przyzwyczaiłam się do niego już i lekko zauroczyłam. Widzę jednak, że ta relacja nie ma sensu i nic z tego nie będzie, zwłaszcza że ja nawet nie mam prawa jazdy, więc... I jest mi tak cholernie źle, bo super mi się z nim rozmawia, wydaje się być bardzo wartościowym facetem, a z wyglądu ze zdjęć jest dla mnie akceptowalny (mimo że według BMI ma już I stopień otyłości, a mi zawsze podobali się szczupli),no ale ta odległość! sad on mnie zaprosił na wesele do kolegi,chciał po mnie przyjechać, że on wszystko załatwi, że tak mu zależy i chciałby pójść ze mną. Ale my wtedy pisaliśmy od tygodnia raptem, to nie byłoby w moim stylu, a odpowiedź miałam mu dać następnego dnia, bo do wesela było mało czasu. Mówił że wie, że brzmi to szalenie, ale od początku złapał ze mną takie porozumienie i że trudno, najwyżej mu odmówię, ale on musi mnie zapytać. Ale no nie mogłabym, ja jestem cykor i nie nadaje się na takie spontany. To wesele było w sobotę i po czasie trochę żałowałam, że może trzeba było zaryzykować i żeby przyjechał, ale pechowo to było tak na samym początku sad Rozum mi mówi, że ta relacja nie miałaby szans, ale z drugiej strony dopadło mnie swego rodzaju zauroczenie, beznadzieja! sad Dlaczego jak trafia się ktoś fajny, to musi mieszkać tak daleko, a na miejscu nie mogę poznać nikogo, tutaj sami starzy ludzie lub młodzież, ci w moim wieku już ustawieni dawno z kobietami, zostali w większości jacyś dresiarze, lovelasy i typy spod ciemnej gwiazdy. A ja jestem już tak samotna, że przytuliłabym się nawet do jeża... Brakuje mi nie tylko faceta, ale też ludzi, choćby jednej koleżanki.. Chodziłam dziś sama po parku, bo wyszło słońce, no i chciało mi się ryczeć, bo znowu sama i sama, nie widzę żadnej szansy na odmianę sad

3,046

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
rossanka napisał/a:

Dla tych, co tu kiedyś trafią i tych, wcześniej czytających,  nie szukajcie związku,  osoby, bo im bardziej będziecie szukać tym bardziej prawdopodobre,  że możecie nie znależć.

Mi ostatnimi czasy rodzina mówi bym w ogóle się nie żenił big_smile
Zwłaszcza dziadkowie i babcie powtarzają mi niczym mantrę: nie żeń się.
Zastanawia mnie to dlaczego tak mi mówią big_smile ale to lepsze niż pytania: kiedy ślub?

rossanka napisał/a:

Takie rzeczy rzeczywiście zdarzaja się same i wtedy, gdy człowiek nie szuka i jest w takim momencie, że się tego nie spodziewa.

Kurde co mają powiedzieć ci, którzy nie szukają i teraz mają po 40 kilka lat i są singlami od urodzenia?

3,047

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
marta929292 napisał/a:

To chyba wyłącznie kwestia szczęścia...

To raczej kwestia skłonności ludzi do "racjonalizowania zdarzeń". Chyba nie najlepsza definicja. Myślenie magiczne? Dorabianie wyjaśnień do typowych zdarzeń? Nie wiem jak to zdefiniować.

Po prostu fakt, że przeciętna/normalna osoba kogoś poznaje to nie jest żaden cud. Pewnie codziennie mijamy na ulicy z 10+ osób, z którymi moglibyśmy stworzyć udany związek, ale nie ma okoliczności do nawiązania znajomości. Za to starczy jedna sytuacja, jakiś impuls do nawiązania znajomości -> a potem już jest z górki, bo kryteria doboru w pary są szersze, niż się wydaje "na sucho".

3,048

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Tia.. Warszawa to przecież koniec świata..I kompletne zadupie big_smile

3,049 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-11-14 11:42:00)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Cześć Wam wszystkim.
Wygląda na to, że jestem z PP, choć ciągle jeszcze niedowierzam w powodzenie tego przedsięwzięcia na dluższą metę. Jednak tu i teraz jest O.K. Ot, pozwoliłam sprawom, by się działy, a chwilom, by trwały. Nie bez obaw i starych, zadawnionych lęków. A jednak widzę dbałość o mnie, pociąg i tym podobne...
Temat "samotności", pomimo wszystko, nadal żywo mnie obchodzi.
Konkluzję mam niezmienną od kilku lat: żyć pomimo. Po prostu żyć. Nie wałkować w tym parku swojej samotności, ale niesamowite kolory brzóz, jesionów i klonów. Zbierać kasztany i rozdawać je spotkanym dzieciom. Cieszyć się tym, co jest, a na resztę przyjdzie czas, jeśli ma przyjść. Można w ramach pomagania losowi zagadnąć tego przystojniaka z psem w parkowej alejce. Po prostu skupić się na tym, co mamy pozytywnego, bo od ciągłego rozpamiętywania braków rzeczywiście można oszaleć.
Co do postu Marty, to sorry, ale nie pozwoliłabym sobie na zauroczenie się facetem, którego nie poznałam osobiście, choćby najpiękniej pisał przez internet. Nawet w realu wolałabym nie kierować się zanadto pierwszym wrażeniem, ale pozwolić, by czas je zweryfikował. Kiedyś zdarzyło mi się ulec urokowi takiego gawędziarza, co to tylko przygody i odskoczni od małżeństwa szukał. Było to dla mnie nauczką i bardzo skutecznie wyleczyło z mrzonek i bezpodstawnych zauroczeń.
Świadomie też nie wchodzę w znajomości na odległość, bo wiem, że temu po prostu nie podołam. Nie stać mnie na nieustanne podróżowanie, a na przeprowadzkę do innego miasta nie zdecyduję się dla nikogo.

3,050

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Kurde co mają powiedzieć ci, którzy nie szukają i teraz mają po 40 kilka lat i są singlami od urodzenia?

Że z jakiegoś powodu, świadomie lub nie, odrzucili to, co im życie zaoferowało.

3,051

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Piegowata Super, że się udało! Jednak sprawa się pozytywnie rozstrzygnęła, świetnie!

(...)żyć pomimo. Po prostu żyć. Nie wałkować w tym parku swojej samotności, ale niesamowite kolory brzóz, jesionów i klonów. Zbierać kasztany i rozdawać je spotkanym dzieciom. Cieszyć się tym, co jest, a na resztę przyjdzie czas, jeśli ma przyjść. Można w ramach pomagania losowi zagadnąć tego przystojniaka z psem w parkowej alejce. Po prostu skupić się na tym, co mamy pozytywnego, bo od ciągłego rozpamiętywania braków rzeczywiście można oszaleć(...) Więcej, oby więcej osób o TAKICH właśnie przemyśleniach! Brawo! Na takich fundamentach trzeba budować swoje szczęście smile Powodzenia!

3,052

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Mi ostatnimi czasy rodzina mówi bym w ogóle się nie żenił big_smile
Zwłaszcza dziadkowie i babcie powtarzają mi niczym mantrę: nie żeń się.
Zastanawia mnie to dlaczego tak mi mówią big_smile ale to lepsze niż pytania: kiedy ślub?

smile nie żeń się  ---> żeń się, nie !!

w ogóle nic Ci nie mówią wink  hahah

3,053 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-11-14 13:19:39)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Bagienniku, dzięki za miłe słowa.
A wiesz, olśniło mnie właśnie, że taką samą postawę warto pielęgnować w związku. Piszę to nie bez powodu, bo choć ta moja znajomość wciąż trwa, rozwija się, to wcale wolna od rozterek nie jestem. Mam w sobie lęk przed bliskością, przed tym, że sama zepsuję coś dobrego, przed tym, że może jednak popełniam błąd, bo PP kryształowy nie jest. Ale obserwuję, trwam i widzę, ile ten człowiek robi dla mnie dobrego, jaki jest cierpliwy i zdecydowany. Staram się jak mogę, nie świrować zanadto... wink
Wiele z siebie odnalazłam w wątku: https://www.netkobiety.pl/t41059.html  Podobnie jak autorka i pozostałe uczestniczki wątku przeżywam swoje huśtawki, niepewności, obawy i boję się, że nie wytrzymam napięcia. czym sama sprowokuję fiasko. Ratuję się samoświadomością.

3,054 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-14 22:05:37)

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Nie powinnaś się tak bardzo przejmować smile Każdy miewa przecież rozterki  i wątpliwości smile Każdy też miewa rysy w swoim życiorysie, więc do tego kryształu kązdemu z nas trochę brakuje.. Mimo to warto zawsze dostrzegać to, co pozytywne smile Także oby się tylko rozwijało ku lepszemu!

3,055

Odp: pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat
Ela210 napisał/a:

Tia.. Warszawa to przecież koniec świata..I kompletne zadupie big_smile

Czasami lubię pojechać na wieś.

Posty [ 2,991 do 3,055 z 8,335 ]

Strony Poprzednia 1 45 46 47 48 49 129 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » SAMOTNOŚĆ » pozbawcie mnie zludzen, mam 36 lat

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024