Smutna napisał/a:A co do tego ma rozkład Gaussa?
Wszystko. Bo to jedna z podstawowych prawidłowości statystyki.
Instalowałam ostatnio apkę ne telefon. Sprawdzałam opinie i przy ponad 100k recenzji rozkład był jakby odwrotny go gausowskiego.
Mój boże. Toż to szok i niedowierzanie. No ciekawe, dlaczego tak jest?
Ok.
Wytłumaczę ci.
Opinie to nie statystyka. Tym bardziej te internetowe, które pozwalają na:
- usuwanie negatywnych recenzji
- kupowanie pozytywnych ocen i recenzji.
Po drugie na rynek wychodzą (teoretycznie) tylko te produkty, które są "powyżej średniej".
Dlaczego uroda ma mieć rozkład Gaussa akurat? Dlaczego nie może mieć jednostajnego?
Sedno jest zawarte w cytacie, który wrzucałem wcześniej. Giaa przede wszystkim miesza dwie kwestie: atrakcyjność fizyczną (rozumianą jako aspekt seksualności) z atrakcyjnością ogólną jako całokształtem cech ocenianych w perspektywie budowania związku. Pisząc wprost - miliony facetów waliło konia do filmików z Sashą Gray. A ilu by się zdecydowało na związek z nią? To samo przecież było z Gia czy Monroe. Piękne? Tak. Ale czy sama atrakcyjność fizyczna, sama uroda były gwarantami sukcesu na polu prywatnym? No nie. Bo jednak sama uroda to nie wszystko.
I dlatego mieszają jej się dwa zespoły cech, skrajnie odmiennych, jakich facet szuka u kobiety w zależności od celu jakiego szuka. Bo czego innego chcesz jak szukasz dupy do ruchania i do pochwalenia się zdobyczą (masz tych swoich raperów), a czego innego szukasz jak chcesz stworzyć dojrzały emocjonalnie związek partnerski.
Giaa wyciągnęła JEDNĄ cechę z całego obrazka i wokół niej zbudowała narrację. Pomija kompletnie fakt, że na ocenę atrakcyjności składa się nie tylko sam wygląd, ale też barwa głosu, mowa ciała/sposób bycia, zapach itp. Poza tym moda na pewne cechy wyglądu zwyczajnie się zmienia. Co Giaa również skrzętnie pomija. Już pominę subkultury lat 90tych, ale w ostatnich ~20 latach to była moda na metroseksualnych klesi, na lumberseksualnych kolesi, była moda na wysportowanych, była moda na geeków, była moda na cienkowatych rurkowców, była moda na dad bod itp. Za tymi konkretnymi modami były też określone sylwetki i cechy fizyczne. Ktoś 6/10 w jednej dekadzie może być 9/10 w kolejnej w zależności jak się moda zmieni. I odwrotnie również. Z kobietami podobnie. Pamiętam modę na chudziny i kojarzę modę na...powiedzmy górną granicę BMI. Była moda na wyraźne szczęki (jak np Olivia Wide), ale była i moda na delikatne, dziewczęce urody.
Gdyby sama uroda była gwarantem powodzenia, to nie byłoby samotnych ludzi czy wielokrotnych rozwodników pośród najpiękniejszych ludzi obojga płci.
Drugą sprawą jest dobór naturalny. Gdyby było tak jak pisze Giaa, to brzydcy ludzie by zwyczajnie wyginęli tysięce lat temu, bo nie mieliby z kim przekazać swoich genów dalej.
Czy uroda sama w sobie coś daje? Oczywiście, że tak. Gdyby było inaczej, to nie byłoby 'pretty privilege'. Ale tu nie chodzi o fizyczność tylko o całokształt poszukiwanych cech do trwałej relacji.
Wyszłabyś za mąć za najprzystojniejszego faceta na ziemi, który traktowałby cię jak zwykłe gówno?
Z kim zrealizowałabyś najskrytsze fantazje seksualne? Z kimś super atrakcyjnym, ale egoistycznym i wywyższającym się, czy jednak z osobą również miłą dla TWOJEGO oka, ale taką, przy której czujesz się bezpieczna, piękna i akceptowalna?
I tu nie chodzi o przedstawie atrakcyjnych jako tych złych, tylko o pewien kontrast cech. Nie rozłożysz nóg przed zwykłym ścierwem niezależnie od jego wyglądu. Natomiast chętniej pójdziesz do łóżka z kolesiem, przy którym czujesz się najpiękniejszą kobietą świata (wciąż pozostając prawdziwą sobą) niezależnie od tego czy koleś wygląda obiektywnie 6/10 czy 9/10. Będzie się liczyło to, czy ten facet cieszy twoje konkretne oko. A nie twoich koleżanek.
Przyjmujesz ze ludzie mówią prade
Nie.
Przyjmuję natomiast, że ludzie mniej lub bardziej wierzą w to, co mówią. Nie musi to być obiektywna prawda.