Moim zdaniem uroda jest ważna, nie ma co się oszukiwać. Czasem zdarzało się, że jakiś kolega był bardzo fajny z charakteru, ale coś mi nie grało w jego wyglądzie i nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, że miałoby być z tego coś więcej.
Jeśli chodzi o poziom zadbania w społeczeństwie, to oczywiście różnie bywa. Według mnie, o ile ktoś regularnie się myje, nie nosi brudnych, zniszczonych ubrań i nie boi się grzebienia, to nie ma nic złego w tym, że woli założyć prostą koszulkę i jeansy. Niektórzy są bardziej skromni, nie zależy im na wywoływaniu zachwytu innych osób, czy zwracaniu na siebie uwagi. Czucie się dobrze z samym sobą jest tak naprawdę dużo większą wartością.
Oczywiście super jest popatrzeć sobie na kogoś odpicowanego. Szykownie ubrani, z idealnym makijażem i nienaganną fryzurą. Tacy ludzie zawsze przyciągają spojrzenia. Jak piękny obraz.
Jednak bycie taką osobą na co dzień wydaje mi się bardzo męczące. Gdy koleżanki mówiły mi, że wstają dwie godziny wcześniej, żeby się wymalować i wystroić przed pracą, to na samą myśl czułam sprzeciw. Dla nich z kolei był to totalny must have. Wolały się nie wyspać, zamiast wyjść bez makijażu. Co jest w tym mega smutne, niektóre z nich robiły tak tylko dlatego, że miały ogromne kompleksy i wstydziły się swojej nieumalowanej twarzy. Niekiedy wynikało to z komentarzy ich partnerów. Wkręciły sobie, że bez tego są brzydkie, nijakie.
Jeśli o mnie chodzi, to lubię się ładnie ubrać, ale nie czuję się gorzej, gdy jakiegoś dnia postawię na coś bardzo zwyczajnego. Maluję się sporadycznie. Za to nigdy w życiu nie wyszłam z domu mając nieumyte włosy, czy brudne ciuchy. Nawet po bułki do sklepu.
Swoją drogą, jeśli wciąż nie opuszcza Cię wrażenie, że Twoja była bije większość kobiet na głowę i tak bardzo je do niej porównujesz, to chyba i tak nie jest właściwy moment, by szukać kogoś nowego. Jesteś pewien, że już się z niej wyleczyłeś?