WyjaśniaczPrzegrywów napisał/a:Agnes76 napisał/a:WyjaśniaczPrzegrywów napisał/a:Jeszcze rozumiem jak kobieta zostaje w domu do czasu aż dziecko pójdzie do szkoły (6 lat) bo wtedy powiedzmy że ten rozwój dziecka jest najważniejszy i dla jego dobra można poświęcić cześć pieniędzy z budżetu domowego, ale później to co w zasadzie ta kobieta robi w domu? Nawet jeśli miałaby codziennie sprzątać dom i gotować obiad to są 2 godziny pracy, a codziennie się przecież nie sprząta. To jest zerowanie na mężczyźnie. Może w starych czasach takie coś było usprawiedliwione jak wszystkie prace byly ręczne, trzeba było się postarać o jedzenie bo nie było sklepu na każdym rogu itp to miało jakieś podstawy
Takie posty jak ten powodują takie komentarze jak mój.
No alw twój komentarz to tylko stawianie się w roli ofiary. Możesz mylić oczy komu chcesz i udawać że rzeczywistość jest inna, ale ogarnięcie mieszkania i dwojki dzieci to nie jest praca na etat.
No nie, zupełnie mnie nie zrozumiałeś 
Wczoraj, po napisaniu tego postu, zastanowiłam się przez chwilę jak najlepiej przedstawić o co mi chodzi. Po ostatnich starciach z Jackiem Wiewiórą i Tobą wychodzę na zołzę, a tak naprawdę bardzo lubię mężczyzn. Pracuję w męskim środowisku i mam z chłopakami świetne układy, bardzo się lubimy, oczywiście z niewielkimi wyjątkami, z którymi układy mam poprawne, ze tak je nazwę. Więc co mnie tak rozsierdziło? Lekceważące podejście mężczyzn do prac domowych kobiety.
Mam od poniedziałku ekipę remontową w domu. Chłopaki przyjeżdżają około 7 rano i pracują po 12 godzin. Na rusztowaniu, fizycznie, napracują się tak, że aż mi ich żal. Bez studiów są doskonałymi fachowcami w swoim zawodzie, inteligentni, pracują dokładnie aż miło na nich patrzeć. Bardzo ich cenię, nie miałabym nic przeciwko takiemu mężowi.
Czy gdybym miała takiego męża wymagałabym aby wieczorem, po powrocie, jeszcze pomagał mi w domu? Z pewnością nie. Starałabym się zapewnić mu warunki do odpoczynku i miłą atmosferę, bo stan psychiczny bardzo wpływa na siły fizyczne. Robiłabym to z pełnym zrozumieniem do momentu, w którym by mi powiedział, że moje włączanie pralki albo odkurzacza to nie jest robota, że ja się w domu obijam gdy on ciężko pracuje.
Od takiej chwili przestałabym się w domu obijać i zrobiłabym mu przestrzeń do takiego obijania się. Niech by sobie włączał tą pralkę i robił jedzenie po powrocie z pracy. Ciekawa jestem jak długo by tak pociągnął. Jak długo byłby chętny pracować po 12 godzin. Na pewno w krótkim czasie doszedł by do wniosku, że nie ma po co tak harować i wystarczyło by mu być w pracy 8 godzin. No i wtedy by się okazało, że wcale nie zarabia takiej wielkiej kasy, że nie jest tak hop do przodu w stosunku do zarobków kobiety.
Przy całym zrozumieniu dla jego wysiłku, którego większość kobieta nie musi oczekiwać, jej wysiłek ma też wielki wkład w sytuację materialną rodziny. Jej wysiłek zasługuje na również na szacunek, zwłaszcza gdy jeszcze w domu są dzieci, które wymagają jeśli już nie opiekowania się nimi to dopilnowania.
Dla mnie kasa nigdy nie była wyznacznikiem poziomu życia, o ile miałam zabezpieczone podstawowe potrzeby. Równie dobrze czułam się gdy miałam tanie meble co robione na zamówienie, równie dobrze, a może nawet lepiej bawię się z przyjaciółmi na ogrodzie albo działce, co leżąc na greckiej plaży. Piętnasta para butów, dwudziesta bluzka czy dziesiąta torebka nie są warte harówki od rana do wieczora i usługiwania mężowi.
Są okresy, gdy w domu jest więcej obowiązków bo małe dziecko wymaga nieustannej opieki. W takim czasie trzeba odstawić zawodowe ambicje i skupić się na tym, co jest najważniejsze, czyli dziecku. I na tym powinni skupić się oboje, matka i ojciec. Ojciec nie może uciekać w pracę, bo bardziej od pieniędzy jakie przynosi do domu jest potrzebna jego obecność i pomoc. Jeśli w tym momencie nie przestawi się z pracy na dom to związek się posypie. Nawet jeśli nie w chwili, gdy kobieta obciążona malutkim dzieckiem, uzależniona od niego będzie gotowa na poświęcenie się by to dziecko w godziwych warunkach wychować, to potem przyjdzie czas zapłaty. I tak sypią się związki kilkunastoletnie, bo mężczyzna pewny swojej pozycji nie zauważa, że kobieta jest już w stanie uwolnić się z posady lekceważonej służącej.