Zazdrosc napisał/a:[ojciec byl chorym czlowiekiem a matka wspoluzalezniona. Mysle, ze mama nie potrafila realnie okreslic powodow dla ktorego byla przy ojcu, nie uswiadamiala sobie ze prawdziwym powodem moze byc jej walka o bycie kochana i niezaspokojony glod milosci... wiec wynajdywala tlumaczenia przed innymi i dla siebie... ze to dla Waszego dobra, bo moze jak nie pil to byl dobrym ojcem, albo kiedys dawno temu byl dobrym ojcem, i ze dzieciom nie wolno odbierac ojca, no i ze wreszcie finansowo sobie nie poradzi bez niego.
Nie zdawala sobie pewnie tez sprawy, ze gdyby zsumowala kazdego dnia chwile, w ktorych myslala o nim, chwile w ktorych sie z nim klocila, chwie kiedy przez niego plakala, chwile, w ktorych po nim sprzatala... to bylyby to chwile spedzone z Wami. Ona nie wiedziala, ze zabiera te chwile Wam i oddaje jemu. Po prostu nie wiedziala.
Nie wyobrazasz sobie ile czasu ja poswiecilam na plakanie, na rozmowy, na klotnie, na prosby, na myslenie, na zalatwianie czegos dla niego albo za niego, na uslugiwanie mu... Boze jaka ja bylam glupia...okradlam moje dzieci z czasu dla nich. Sama podlicz sobie swoje zmarnowane chwile na walke z wiatrakami...
a moglyby to by tak cudowne i wesole chwile.
Moze jestem w swojej bezsilnosci zbyt ostra ale za kazdym razem kiedy ktos mowi, ze zostaje z katem, dewiantem, alkoholikiem, charakteropata etc DLA DOBRA DZIECI... to ogarnia mnie pusty smiech....
daltego potrzebne sa takie glosy.. dzieci z patologicznych domow, zeby dzisiejsze matki uslyszaly, ze SWIAT JUZ IM NIE WIERZY W TO, ZE POSWIECAJA SIE DLA DOBRA DZIECI....
musialam kilka razy przeczytac Twoje slowa, bo kazde dalo mi do myslenia...nawet nie wiesz, ile w nich jest prawdy, mojej prawdy, ktora dopiero odkrywam...bardzo sie boje to wszystko objac w calosc, to jest przerazajace... moja mama nie miala dokad uciec, pochodzila z takiego samego domu, dotknietego alkoholizmem i bieda... wtedy czasy byly inne, kobiety nie mialy szansy na niezaleznosc finansowa, kiedy na swiecie byly juz dzieci, mysle, ze utknela w tym bagnie a my razem z nia... nigdy go nie tlumaczyla, wrecz przeciwnie, plakala bo byla wrazliwa, a nam pekaly male serca, zalila sie i cierpiala...teraz kiedy z nia czasem rozmawiam, odczuwam w niej tyle zalu, jest zgorzkniala, bo nigdy nie miala prawdziwego domu i odkad wie o moich problemach malzenskich czesto pada slowo klatwa... ona chyba tego do konca nie rozumie, ze patologiczne dziecinstwo wnosi sie w dorosle zycie i wpada sie w sidla powtarzajacej sie historii... ja tez do konca tego nie rozumiem, ale powoli niektore moje zachowania nabieraja sensu... poczytalam wczoraj jedna z ksiazek na temat DDA, ktore przeslala mi Niekochana (jestem niezmiernie wdzieczna!) i plakalam jak dziecko... dlugo nie moglam potem zasnac, a kiedy juz zasnelam snilo mi sie, ze bylam bardzo chora, probowalam wejsc po schodach do domu, w ktorym mieszkalam z rodzicami, i nie moglam, osunela sie na ziemie, zegnalam sie z bliskimi i wiedzialam, ze umieram...poczytalam dzis o tym w senniku, podobno to moze oznaczac pragnienie wprowadzenia w zycie radykalnych zmian, lub pragnienie zamkniecia pewnego rozdzialu w zyciu i tak sie wlasnie czuje, czuje, ze czesc mnie wczoraj umarla, dzis jestem rozdrazniona ale rowniez lzejsza, bo wreszcie zaczelam rozumiec, ze to co sie ze mna stalo mozna ubrac slowa, wylumaczyc i nabiera sensu...
ja spedzialam wiele lat z czlowiekiem, ktory pil i mnie zdradzal, ktorego myslalam, ze kocham, i z ktorym zostalam przez tyle czasu nie wiedzac w sumie co mnie przy nim trzymalo...teraz mysle, ze powtarzalam blad mojej mamy...kiedys ucieklam z domu rodzinnego a teraz udalo mi sie uciec od nastepnego dewianta, jak to okreslilas, z tym, ze martwi mnie to, ze podczas gdy jako dziecko nie przyczynilam sie do upadku mojej rodziny gdzie ojciec byl alkoholikiem, to jako dorosla osoba przyczynilam sie do upadku mojego malzenstwa, poniewaz mialam tyle problemow emocjonalnych i wnioslam je w nasz zwiazek, nie bedac nawet tego swiadoma...moj maz czesto mi powtarzal, ze jestem niedostepna, ze nie okazuje mu uczuc, ze nie wie, na czym stoi... zdradzal i potem blagal bym go wziela z powrotem, ze popelnil blad, ze kocha mnie bezgranicznie... mowil, ze czul sie niekochany, odrzucony, ze bylam z nim tylko z przyzwyczajenia...nie tlumacze jego zdrady, ale teraz rozumiem, ze odrzucilam go, bo nie potrafilam mu pokazac swojego prawdziwego oblicza, balam sie otworzyc i zamknelam sie w swojej skorupie... to jest straszne, ze alkoholizm mojego ojca tak bardzo mnie zniszczyl... ta ksiazka na temat DDA to ksiazka o mnie, nie pamietam beztroskiego dziecinstwa, bo go nie bylo... jedyne beztroskie chwile jakie jestem sobie w stanie przypomniec, to kiedy z bratem i mama spedzalismy wakacje na wsi, kiedy nie bylo przy nas ojca, nie bylo awantur, kiedy bawilismy sie w sadzie jak dzieci, szlismy zmeczeni ale szczeliwi spac, na policzkach mielismy rumience a nie lzy...w szkole bylam osoba cicha, niesmiala, uczylam sie dobrze, a w domu uciekalam w swiat marzen, wykreowalam inna rzeczywistosc i dzieki niej przezylam awantury i terror w domu...
nigdy o tym nie myslalam w ten sposob, dopiero twoje slowa mi to uswiadomily - ja tez okradlam moje dzieci z czasu... ile czasu spedzilam czekajac na meza, ktory po pracy ladowal albo w pubie albo u kolegow, ile czasu spedzilam na plakaniu i uzalaniu sie nad soba, ile czasu zmarnowalam na to wszystko, czasu, ktory powinna bylam spedzic z dziecmi, zaspokajajac ich potrzeby i zapewniajac im bezpieczny i stabilny dom...