Zazdrosci droga... forum dotyczy zwiazkow, a u mnie dochodza jeszcze inne rzeczy takie, jak wyksztalcenie, praca, samotnosc ogolnie pojeta. W skrocie - wyksztalcenia wyzszego nie posiadam. Nie ukonczylam zadnego kierunku, ktory by mnie satysfakcjonowal na tyle, zeby go ukonczyc. Mam 31 lat i nie wiem co zrobic ze swoim zyciem. Przez ostatnie pol roku wyslalam ok 700 cv - odezwaly sie tylko 3 firmy, ktore proponowaly stawki ponizej 1300 netto, na co mnie nie stac bo platnosci co miesiac mam ok 1100pln. Obecna praca mnie wykancza psychicznie - jestem mobbingowana kazdego dnia, ale to temat rzeka i wolalabym na forum o tym nie pisac. Tak wiec praca, ktora posiadam oslabia mnie kazdego dnia, moi przelozeni doprowadzili do tego, ze wiem juz, ze do niczego sie nie nadaje. Rzucic pracy nie moge, bo jak juz wspomnialam wczesniej - mam zobowiazania finansowe, a oszczednosci zero. Ostatnio nawet juz pracy nie szukam, bo nie wiem do czego sie nadaje, co chcialabym robic. Nikt mnie nie chc, nikt nie chce dac mi szansy.
Kolejna sprawa to brak znajomych. Ludzie sie powykruszali, maja rodziny, swoje sprawy. Mi samej tez ciezko otworzyc sie na nowe znajomosci. Mysle sobie, ze jestem za cienka na to, aby zaspokoic ludzi intelektualnie. Moja samoocena jest bliska zeru. Przychodze z pracy, biore lapka, wchodze do lozka i tak jest codziennie. Brakuje mi towarzystwa ludzi. Ale nie mam ich gdzie poznac, poza tym jestem niesmiala.
Nie mam zainteresowan - od malego wychodzi ze mnie slomiany zapal - nie jestem w stanie zatrzymac sie na czyms dluzej. Nie ma czegos, co sprawialoby mi frajde, pozwalalo sie odciagnac, a przede wszystkim pozwolilo spelnic. Jestem taka...jałowa, taka byle jaka. Nie mam celow (nie liczac kombinowania jak posplacac kredyty w kolejnym miesiacu), marzen tez juz nie. Mieszkam wciaz z rodzicami i nie zapowiada sie na to, abym mogla sie uniezaleznic, co tez mnie potwornie frustruje.
Nie wiem jak sie z tego wyrwac, po prostu nie wiem, nie mam pomyslu. Probowalam juz tylu rzeczy, ale nic mi nie wychodzi. Czego sie nie dotkne - wszystko sie rozsypuje jak domek z kart. Tak bardzo chciabym byc spokojniejsza, ale kazdego dnia zzera mnie stres, strach o przyszlosc i zal, ze to wszystko ulozylo sie nie tak, jak powinno. Ze jest tak pusto i nijako, taka wegetacja. Nie jestem z siebie zadowolona i nie umiem sobie z tym poradzic. W kazdej dziedzinie zycia jest fatalnie i najgorsze jest to, ze jest coraz gorzej, a sily i nadzieji coraz mniej.
Bylam u psychologa - po wizycie bylam w tym samym punkcie. Bylam rowniez u psychiatry - dostalam leki, ale moj instynkt samozachowawczy nie pozwolil na to, aby wziac leki. Nie chce sie otumaniac, poza tym leki nie rozwiaza moich problemow.
Jest zle i nie wiem co z tym zrobic
Czuje, ze doszlam do sciany.