Chłopaki - nie chodzi o to co macie, ale o to co jesteście w stanie z tym zrobić i co robicie.
I błagam, nie klepcie znowu tego samego w kolejnym wątku. Tutaj nie o to chodzi.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Czego pragną kobiety?
Strony Poprzednia 1 2 3 4
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Chłopaki - nie chodzi o to co macie, ale o to co jesteście w stanie z tym zrobić i co robicie.
I błagam, nie klepcie znowu tego samego w kolejnym wątku. Tutaj nie o to chodzi.
SaraS napisał/a:Nie, to było praktycznie zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o związki, na moment, w którym w ten związek weszłam. Różnica jest tylko taka, że ja miałam okazję, ale z niej nie korzystałam.
Hah, zależy od punktu widzenia. Dla Ciebie to "prawie zerowe", a dla mnie to coś, o czym na ja nawet marzyć nie mogę.
Okej, może inaczej: prawie zerowe w porównaniu do większości ludzi w moim wieku. Jasne, że między tymi z zerowym a prawie zerowym będą różnice, ale będą mniejsze niż między nimi, a resztą. Bo jednak większość ludzi w tym wieku miała więcej randkowania, seksu, jakieś związki, jakieś cokolwiek. Przecież Twojej sytuacji nie zmieniłoby specjalnie to, że np. miałeś jakąś wakacyjną miłość w gimnazjum czy liceum. To nie jest coś, o czym się myśli, pamięta, co ma na życie wpływ.
SaraS napisał/a:Poza tym to w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Chodziło o to, że ludzie z o wiele większymi problemami (i przecież nie miałam tu na myśli siebie, żeby wskazywać moje niesamowite doświadczenie w związkach
) nie odstawiają takich cyrków, radzą sobie dużo lepiej, mają związki, rodziny itd., więc tym bardziej przeciętny wygląd nie jest czymś, co automatycznie z tych związków wyklucza. To raczej kwestia charakteru i sposobu bycia, a jeśli mowa o problematycznych kwestiach - determinacji, żeby rozwiązać/obejść problem albo choćby zrobić tyle, ile się da, mimo tego problemu. Oczywiście, Raka tego nie przyjmie.
A na nieszczęście dla niego każdy zna chyba kogoś z problemem poważniejszym niż przeciętny wygląd i jednocześnie radzącego sobie lepiej, więc nikt się nie będzie nad nim litował i dawał mu szans, bo on taki pokrzywdzony.
Przeciętny wygląd nie wyklucza automatycznie, ale jest jedną z rzeczy, które mogą spowodować to wykluczenie.
A co do determinacji. Jakim cudem np. ja mam ją mieć? Skoro za każdym razem słyszę, że (lub jestem za to skreślany):
- się nie nadaję, bo mam problemy (np. depresja, nerwica)
- nie mam doświadczenia w związkach, a tacy nie interesują dziewczyn
- nie mam prawka, czyli też nie jestem w kręgu zainteresowań
- jestem nudny, dziewczyny nie lubią introwertyków
- itd.Zawsze będzie coś, co mnie skreśli.
Ale przecież determinacja nie bierze się z braku problemów, a pragnienia do osiągnięcia czegoś mimo tych problemów. Tylko, znowu, jak wiele takich rzeczy, to musi wychodzić z wnętrza, a nie być uzależnione od innych, świata zewnętrznego itd. Tak to prawie nikt nigdy niczego by nie zrobił.
Btw, nerwica, depresja - leczysz się czy czekasz, aż samo minie?
Chłopaki - nie chodzi o to co macie, ale o to co jesteście w stanie z tym zrobić i co robicie.
I błagam, nie klepcie znowu tego samego w kolejnym wątku. Tutaj nie o to chodzi.
Głos wołającego na pustyni tylko słychać echo Twoich słów
za późno Jacek,chłopacy się rozkręcili - reszta też ich ratuje i "pomaga im"
straciłeś wątek sorry
SaraS mniejsza różnica jest między tobą, a mną niż pomiędzy tobą, a naszymi nieskalanymi. My jak rozmawiamy, to mamy punkt odniesienia. Wiesz o jakich uczuciach mowa, o jakich wrażeniach sensorycznych - tak samo jak ja. Chłopaki natomiast nie mają bladego pojęcia, albo jedynie szczątkowe.
SaraS mniejsza różnica jest między tobą, a mną niż pomiędzy tobą, a naszymi nieskalanymi. My jak rozmawiamy, to mamy punkt odniesienia. Wiesz o jakich uczuciach mowa, o jakich wrażeniach sensorycznych - tak samo jak ja. Chłopaki natomiast nie mają bladego pojęcia, albo jedynie szczątkowe.
Pod tym kątem tak, masz rację. Ja miałam na myśli suche fakty. Jeżeli większość ludzi w moim wieku wtedy była albo w związku, albo się z kimś spotykała, albo coś tam, to jednak była duża różnica między tym a brakiem takich relacji. Tak wiesz, gdyby przedstawić to na liczbach, to nie stałabym o wiele wyżej niż panowie. Oczywiście jeśli brać pod uwagę związki i tylko związki, bo na brak znajomych nie mogłam narzekać.
Herbatazlimonkąbezcukru fakt, tę niekonsekwencję widać i w tym wątku.
- facet ma powiedzieć WSZYSTKO o swojej przeszłości (bo kobieta musi świadomie wejść w związek)
- facet ma PRZEMILCZEĆ swoje doświadczenia, (jeśli są zbyt trudne do zaakceptowania dla kobiety)
- facet ma BYĆ FACETEM, (ale jednocześnie ma nie doświadczać wydarzeń i odruchów, które facetem czynią )
Jack Sparrow napisał/a:SaraS mniejsza różnica jest między tobą, a mną niż pomiędzy tobą, a naszymi nieskalanymi. My jak rozmawiamy, to mamy punkt odniesienia. Wiesz o jakich uczuciach mowa, o jakich wrażeniach sensorycznych - tak samo jak ja. Chłopaki natomiast nie mają bladego pojęcia, albo jedynie szczątkowe.
Pod tym kątem tak, masz rację. Ja miałam na myśli suche fakty. Jeżeli większość ludzi w moim wieku wtedy była albo w związku, albo się z kimś spotykała, albo coś tam, to jednak była duża różnica między tym a brakiem takich relacji. Tak wiesz, gdyby przedstawić to na liczbach, to nie stałabym o wiele wyżej niż panowie.
Oczywiście jeśli brać pod uwagę związki i tylko związki, bo na brak znajomych nie mogłam narzekać.
Pomiędzy ZERO a JEDEN jest większa przepaść niż pomiędzy JEDEN a STO. Jak już raz kto cię przytulał (romantycznie, a nie jak rodzic), to już wiesz jakie to uczucie. Jak ktoś dał ci orgazm, to już wiesz jak to jest jest. Jak doświadczyłaś wsparcia, czułości i bliskości - masz do czego się odnieść. Oni są w takiej dupie, że nawet nie są w stanie powiedzieć czego szukają u potencjalnej partnerki poza ogólnikami, które pasują do KAŻDEJ kobiety.
"-facet ma powiedzieć WSZYSTKO o swojej przeszłości (bo kobieta musi świadomie wejść w związek)
- facet ma PRZEMILCZEĆ swoje doświadczenia, (jeśli są zbyt trudne do zaakceptowania dla kobiety)
- facet ma BYĆ FACETEM, (ale jednocześnie ma nie doświadczać wydarzeń i odruchów, które facetem czynią )"
Przerysowałeś... Nie widzę różnicy czy to dotyczy kobiety, czy faceta.
Słyszałaś, że ludzie pewne tajemnice zabierają do grobu i dobrze, ich sprawa.
Nie zabierajmy więc im tego przywileju, bo przecież to nie znaczy, że ma tak każdy...
Zależy co przynosi więcej strat niż pożytku, więc jest to sprawa indywidualna, każdy w swoim sumieniu musi rozważać, więc nie generalizujmy.
Herbatazlimonkąbezcukru fakt, tę niekonsekwencję widać i w tym wątku.
- facet ma powiedzieć WSZYSTKO o swojej przeszłości (bo kobieta musi świadomie wejść w związek)
- facet ma PRZEMILCZEĆ swoje doświadczenia, (jeśli są zbyt trudne do zaakceptowania dla kobiety)
- facet ma BYĆ FACETEM, (ale jednocześnie ma nie doświadczać wydarzeń i odruchów, które facetem czynią )
1. Tak. Nie wszystko, ale te istotne/niespotykane sprawy, o które nikt normalny nie spyta.
2. Ee... Nie?
3. Co? xD
Pomiędzy ZERO a JEDEN jest większa przepaść niż pomiędzy JEDEN a STO. Jak już raz kto cię przytulał (romantycznie, a nie jak rodzic), to już wiesz jakie to uczucie. Jak ktoś dał ci orgazm, to już wiesz jak to jest jest. Jak doświadczyłaś wsparcia, czułości i bliskości - masz do czego się odnieść. Oni są w takiej dupie, że nawet nie są w stanie powiedzieć czego szukają u potencjalnej partnerki poza ogólnikami, które pasują do KAŻDEJ kobiety.
Nie do końca. Związek to związek, te drobiazgi są nieporównywalne. Shinigami poszedł na masaż erotyczny, coś tam sobie podotykał, coś tam został podotykany, miał orgazm. Z mojego punktu widzenia to jest dużo bliższe jakimś pocałunkom bez znaczenia itd. A krótkiego związeczku w wieku lat 15 w ogóle nie zakwalifikowałabym do kategorii "doświadczenie". Rozumiem, że dla osób pozbawionych tego może się to wydawać szczytem marzeń, ale gdyby tego doświadczyli, to wtedy wiedzieliby, że nie zmienia to obecnej sytuacji.
Zobacz, że nawet tu pojawiają się wątki typu: "mam 30 lat, na koncie mam tylko jeden roczny związek z czasów studiów, potem nie miałem nikogo, a mam dobre serduszko i jestem miły". I jasne, taka osoba ma już jakiekolwiek doświadczenia, ale w żaden sposób nie poprawia to jej obecnej sytuacji - jeśli źle jej z samotnością, to źle teraz. Nie pocieszy się tym, że kiedyś tam nie była. Z drugiej strony jak Ci tak dobrze, to nie przeszkadza Ci ten brak związków i całej reszty, bo, cóż, jest dobrze.
A to, że nie są w stanie podać konkretnych cech, to mnie akurat dziwi. Bo to nie jest związane z doświadczeniem (związany z doświadczeniem mógłby być, ewentualnie, sens lub brak sensu tych cech), bardziej ze znajomością samego siebie. Jak można nie wiedzieć, czego się chce? Nawet jeśli miałoby to dopiero później, w związku, zostać zweryfikowane, zmienione? To mnie dziwi, bo ja zawsze wiedziałam, kto mógłby mi zaimponować, czego bym chciała, czego bym nie była w stanie tolerować itd.
"-facet ma powiedzieć WSZYSTKO o swojej przeszłości (bo kobieta musi świadomie wejść w związek)
- facet ma PRZEMILCZEĆ swoje doświadczenia, (jeśli są zbyt trudne do zaakceptowania dla kobiety)
- facet ma BYĆ FACETEM, (ale jednocześnie ma nie doświadczać wydarzeń i odruchów, które facetem czynią )"Przerysowałeś... Nie widzę różnicy czy to dotyczy kobiety, czy faceta.
Słyszałaś, że ludzie pewne tajemnice zabierają do grobu i dobrze, ich sprawa.
Nie zabierajmy więc im tego przywileju, bo przecież to nie znaczy, że ma tak każdy...Zależy co przynosi więcej strat niż pożytku, więc jest to sprawa indywidualna, każdy w swoim sumieniu musi rozważać, więc nie generalizujmy.
Oczywiście, ze przerysowałem, bo to obrazowe uproszczenie. Każda z kobiet, która się wypowiadała w tym temacie przedstawiała w zasadzie inne stanowisko w tej sprawie. Choć wydawałoby się, że to są podstawy podstaw (szczerość, otwartość, akceptacja). A jednak nie ma tu wspólnego mianownika.
Jack Sparrow napisał/a:Herbatazlimonkąbezcukru fakt, tę niekonsekwencję widać i w tym wątku.
- facet ma powiedzieć WSZYSTKO o swojej przeszłości (bo kobieta musi świadomie wejść w związek)
- facet ma PRZEMILCZEĆ swoje doświadczenia, (jeśli są zbyt trudne do zaakceptowania dla kobiety)
- facet ma BYĆ FACETEM, (ale jednocześnie ma nie doświadczać wydarzeń i odruchów, które facetem czynią )1. Tak. Nie wszystko, ale te istotne/niespotykane sprawy, o które nikt normalny nie spyta.
2. Ee... Nie?
3. Co? xD
Punktem 1 sobie odpowiedziałaś na punkt 2.
Punkt 3. 99,99% facetów do niektórych przemyśleń nie przyzna się kobiecie. Jeśli szukasz męskiego opiekuna, strażnika, który bez mrugnięcia okiem stanie w twojej obronie to taka pewność siebie nie bierze się z powietrza. Bierze się z doświadczenia, bo w taki czy inny sposób uczestniczyło się w bójkach i nie ma tego podświadomego hamulca, że stanie mu się krzywda LUB że wyrządzi krzywdę drugiej osobie. Wysoki poziom testosteronu powoduje, że jesteśmy agresywni. Tylko lata doświadczenia w ujeżdżaniu tej bestii powodują, że nie lecimy z pięściami z byle powodu. Ale gwarantuję ci, że w momentach stresu czy podwyższonego zagrożenia każdy z nas wizualizuje sobie jak np napastnikowi (osobie, która wkurwia) łamie żebra, ręce czy nogi. Podobnie się tyczy doświadczeń z narkotykami. Bo to jak z pytaniem czy wyrzucasz śmieci na chodnik/do lasu - nikt się nie przyznaje, a jaka jest rzeczywistość to widać. Z dragami jest podobnie. 99,99% moich znajomych (obojga płci) przyznaje się jedynie, że "no oni to tam kilka razy się mocniej wstawili na imprezce w ogólniaku czy na studiach, ale to wszystko", a nie zliczę ile razy odprowadzałem ich kompletnie naprutych lub nawciąganych.
Tutaj cytat z raportu o stanie narkomanii w Polsce z 2020 roku sporządzonego przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii:
Używanie alkoholu w ciągu ostatniego roku odnotowano w Polsce na poziomie 79,9% (badanie z 2018 roku), podczas gdy w przypadku narkotyków odsetek wyniósł 5,4% (dane dla osób w wieku 15-64 lata).
Oznacza to, że ponad połowa Polaków spożywa coś przynajmniej okazjonalnie. Z resztą jesteśmy w europejskiej czołówce:
https://businessinsider.com.pl/wiadomos … ji/l8ky5gr
To są fakty. A ile osób znasz w swoim towarzystwie, które się do czegokolwiek przyznają?
Nie do końca. Związek to związek, te drobiazgi są nieporównywalne. Shinigami poszedł na masaż erotyczny, coś tam sobie podotykał, coś tam został podotykany, miał orgazm. Z mojego punktu widzenia to jest dużo bliższe jakimś pocałunkom bez znaczenia itd. A krótkiego związeczku w wieku lat 15 w ogóle nie zakwalifikowałabym do kategorii "doświadczenie". Rozumiem, że dla osób pozbawionych tego może się to wydawać szczytem marzeń, ale gdyby tego doświadczyli, to wtedy wiedzieliby, że nie zmienia to obecnej sytuacji.
Właśnie te krótkie związeczki, czy "pocałunki bez znaczenia" w wieku lat 15 budują twoje doświadczenie, twój sposób postrzegania związku dojrzałego. Składa się to na twoją świadomość swoich potrzeb i oczekiwań wobec drugiej osoby: zarówno jej cech charakteru, jak i wyglądu. Jest to po prostu etap w życiu, jedna ze składowych dojrzewania. Jak zabawa w doktora w przedszkolu czy dziecięca masturbacja. Jak się pozbawisz takich doświadczeń na etapie dojrzewania, to masz właśnie taki obrazek: sfrustrowanych inceli, niezdolnych do zmiany własnego zachowania, niezdolnych do samorozwoju, zapętlonych, którzy nawet nie potrafią powiedzieć czego szukają (charakter) lub jaki typ dziewczyny im się podoba (fizyczność). Dorosły, dojrzały człowiek wie doskonale i potrafi rozróżnić czy coś mu się podoba estetycznie, czy coś go w jakiś sposób kręci. Oni nie. Bo nigdy tego nie doświadczyli.
Podałaś przykład Shinigami i jego doświadczeń komercyjnych. I bardzo dobrze. Zobacz jak jego brak doświadczenia wpłynął na postrzeganie tego: jest sobą obrzydzony. Gdzieś nawet padło zdanie z jego strony o "wątpliwej przyjemności" dotykania cycuszka. Kto tak pisze?
Zobacz, że nawet tu pojawiają się wątki typu: "mam 30 lat, na koncie mam tylko jeden roczny związek z czasów studiów, potem nie miałem nikogo, a mam dobre serduszko i jestem miły". I jasne, taka osoba ma już jakiekolwiek doświadczenia, ale w żaden sposób nie poprawia to jej obecnej sytuacji - jeśli źle jej z samotnością, to źle teraz. Nie pocieszy się tym, że kiedyś tam nie była. Z drugiej strony jak Ci tak dobrze, to nie przeszkadza Ci ten brak związków i całej reszty, bo, cóż, jest dobrze.
Tak, są też wątki osób, które wolą być w nieszczęśliwym związku niż same.
A to, że nie są w stanie podać konkretnych cech, to mnie akurat dziwi. Bo to nie jest związane z doświadczeniem (związany z doświadczeniem mógłby być, ewentualnie, sens lub brak sensu tych cech), bardziej ze znajomością samego siebie. Jak można nie wiedzieć, czego się chce? Nawet jeśli miałoby to dopiero później, w związku, zostać zweryfikowane, zmienione? To mnie dziwi, bo ja zawsze wiedziałam, kto mógłby mi zaimponować, czego bym chciała, czego bym nie była w stanie tolerować itd.
Bo tę wiedzę budujesz wraz z doświadczeniem z kolejnych zdarzeń, związków, pocałunków, romantycznych sytuacji (nawet zwykłego trzymania się za rękę) - całego pierdyliona sytuacji, z których NIGDY niczego nie było (w sensie nie doprowadziły do związku czy seksu), ale co budowało ciebie i twoją świadomość uczuć i reakcji własnego organizmu. Oni nigdy nie byli na spacerze z dziewczyną, nie trzymali jej za dłoń, nie czuli ciepła jej dotyku na swojej skórze, nie czuli emocji jakie się przekazuje takim dotykiem, tej specyficznej energii, kiedy wiesz, czujesz to specyficzne mrowienie pod skórą od napięcia jakie się między wami wytworzyło i co odróżnia to od przyjacielskiego wzięcia za dłoń. Tak jak buziak, zwykły cmok w policzek. Inny jest zwyczajnie koleżeński, a inny kiedy oboje się sobie podobacie. Ty wiesz o jakiej różnicy ja mówię. Rozumiesz ją, doświadczałaś tego przez całe życie - od etapu przedszkola, przez podstawówkę, liceum i tak dalej. A oni nie. To tak, jakby osobie niewidomej od urodzenia tłumaczyć czym są kolory, tęcza czy rozgwieżdżone niebo. Znają definicję, ale rozumieją, nie doświadczyli tego.
Chcesz mieć w mężczyźnie przyjaciela to trzeba szukać kogoś o podobnych zainteresowaniach do ciebie chyba że nie masz ich żadnych to przyjaciela nie znajdziesz, bo trzeba dzielić się swoimi wspólnymi pasjami.
Hehehe :-D Czyli żeby się przyjaźnić z mężem, to muszę z nim „chodzić na mecze” :-D?
Chyba mam nieco inne pojęcie „przyjaźni” od Ciebie, ale co do zasady, to zgoda, ze musi w parze dochodzić do dyfuzji świata jednej osoby do świata drugiej. Oboje z mężem mamy część wspólnych zainteresowań, ale każde z nas ma tez odmienne rzeczy, które każdego z nas nas zajmują i budują jako osobę i wyobraź sobie, że możemy się nawzajem tym interesować i wymieniać.
MagdaLena1111 napisał/a:Herbatazlimonkąbezcukru napisał/a:Chcesz mieć w mężczyźnie przyjaciela to trzeba szukać kogoś o podobnych zainteresowaniach do ciebie chyba że nie masz ich żadnych to przyjaciela nie znajdziesz, bo trzeba dzielić się swoimi wspólnymi pasjami.
Hehehe :-D Czyli żeby się przyjaźnić z mężem, to muszę z nim „chodzić na mecze” :-D?
Chyba mam nieco inne pojęcie „przyjaźni” od Ciebie, ale co do zasady, to zgoda, ze musi w parze dochodzić do dyfuzji świata jednej osoby do świata drugiej. Oboje z mężem mamy część wspólnych zainteresowań, ale każde z nas ma tez odmienne rzeczy, które każdego z nas nas zajmują i budują jako osobę i wyobraź sobie, że możemy się nawzajem tym interesować i wymieniać.
A masz przyjaciółkę która lubi też rzeczy których też nie lubisz? Gdzie ja napisałem że żeby się przyjaźnić to to trzeba podzielać wszystkie hobby?
No pewnie, że moja przyjaciółka lubi i robi rzeczy, które mi niekoniecznie odpowiadają. I vice versa.
Dziwne masz pojęcie o przyjaźni.
Nie zgadzam się może być to wszystko typu trzymanie sié za ręce pocałunki i sex a nadal nic nie czuć.czasmi nawet obie strony tak samo myślą i mimo braku chemii idą dalej.
Najwyraźniej nie zrozumiałeś. Chodzi o rozwój emocjonalny, o dojrzewanie i zbieranie doświadczeń życiowych. Jak ktoś jest ich pozbawiony, to potem rozmowa na ten temat przypomina tłumaczenie osobie niewidomej od urodzenia czym są kolory.
MagdaLena1111 napisał/a:Herbatazlimonkąbezcukru napisał/a:A masz przyjaciółkę która lubi też rzeczy których też nie lubisz? Gdzie ja napisałem że żeby się przyjaźnić to to trzeba podzielać wszystkie hobby?
No pewnie, że moja przyjaciółka lubi i robi rzeczy, które mi niekoniecznie odpowiadają. I vice versa.
Dziwne masz pojęcie o przyjaźni.Czemu dziwne? Z każdym kumplem podzielam jakieś pasje.
Może w tym sęk, że ja różnicuję koleżeństwo od przyjaźni. Przyjaźń jest bardziej intymna i wymaga poczucia porozumienia dusz, dlatego krąg przyjaciół mam bardzo wąski, w przeciwieństwie do koleżanek i kolegów.
Kobieta chce stabilizacji, bezpieczeństwa, zaufania i co się z tym wiaze wolności..
Jak każdy człowiek musi mieć okazję by dokonywać pewnych wyborów.
Nie do końca. Związek to związek, te drobiazgi są nieporównywalne. Shinigami poszedł na masaż erotyczny, coś tam sobie podotykał, coś tam został podotykany, miał orgazm. Z mojego punktu widzenia to jest dużo bliższe jakimś pocałunkom bez znaczenia itd. A krótkiego związeczku w wieku lat 15 w ogóle nie zakwalifikowałabym do kategorii "doświadczenie". Rozumiem, że dla osób pozbawionych tego może się to wydawać szczytem marzeń, ale gdyby tego doświadczyli, to wtedy wiedzieliby, że nie zmienia to obecnej sytuacji.
Właśnie te krótkie związeczki, czy "pocałunki bez znaczenia" w wieku lat 15 budują twoje doświadczenie, twój sposób postrzegania związku dojrzałego. Składa się to na twoją świadomość swoich potrzeb i oczekiwań wobec drugiej osoby: zarówno jej cech charakteru, jak i wyglądu. Jest to po prostu etap w życiu, jedna ze składowych dojrzewania. Jak zabawa w doktora w przedszkolu czy dziecięca masturbacja. Jak się pozbawisz takich doświadczeń na etapie dojrzewania, to masz właśnie taki obrazek: sfrustrowanych inceli, niezdolnych do zmiany własnego zachowania, niezdolnych do samorozwoju, zapętlonych, którzy nawet nie potrafią powiedzieć czego szukają (charakter) lub jaki typ dziewczyny im się podoba (fizyczność). Dorosły, dojrzały człowiek wie doskonale i potrafi rozróżnić czy coś mu się podoba estetycznie, czy coś go w jakiś sposób kręci. Oni nie. Bo nigdy tego nie doświadczyli.
Podałaś przykład Shinigami i jego doświadczeń komercyjnych. I bardzo dobrze. Zobacz jak jego brak doświadczenia wpłynął na postrzeganie tego: jest sobą obrzydzony. Gdzieś nawet padło zdanie z jego strony o "wątpliwej przyjemności" dotykania cycuszka. Kto tak pisze?
Zobacz, że nawet tu pojawiają się wątki typu: "mam 30 lat, na koncie mam tylko jeden roczny związek z czasów studiów, potem nie miałem nikogo, a mam dobre serduszko i jestem miły". I jasne, taka osoba ma już jakiekolwiek doświadczenia, ale w żaden sposób nie poprawia to jej obecnej sytuacji - jeśli źle jej z samotnością, to źle teraz. Nie pocieszy się tym, że kiedyś tam nie była. Z drugiej strony jak Ci tak dobrze, to nie przeszkadza Ci ten brak związków i całej reszty, bo, cóż, jest dobrze.
Tak, są też wątki osób, które wolą być w nieszczęśliwym związku niż same.
A to, że nie są w stanie podać konkretnych cech, to mnie akurat dziwi. Bo to nie jest związane z doświadczeniem (związany z doświadczeniem mógłby być, ewentualnie, sens lub brak sensu tych cech), bardziej ze znajomością samego siebie. Jak można nie wiedzieć, czego się chce? Nawet jeśli miałoby to dopiero później, w związku, zostać zweryfikowane, zmienione? To mnie dziwi, bo ja zawsze wiedziałam, kto mógłby mi zaimponować, czego bym chciała, czego bym nie była w stanie tolerować itd.
Bo tę wiedzę budujesz wraz z doświadczeniem z kolejnych zdarzeń, związków, pocałunków, romantycznych sytuacji (nawet zwykłego trzymania się za rękę) - całego pierdyliona sytuacji, z których NIGDY niczego nie było (w sensie nie doprowadziły do związku czy seksu), ale co budowało ciebie i twoją świadomość uczuć i reakcji własnego organizmu. Oni nigdy nie byli na spacerze z dziewczyną, nie trzymali jej za dłoń, nie czuli ciepła jej dotyku na swojej skórze, nie czuli emocji jakie się przekazuje takim dotykiem, tej specyficznej energii, kiedy wiesz, czujesz to specyficzne mrowienie pod skórą od napięcia jakie się między wami wytworzyło i co odróżnia to od przyjacielskiego wzięcia za dłoń. Tak jak buziak, zwykły cmok w policzek. Inny jest zwyczajnie koleżeński, a inny kiedy oboje się sobie podobacie. Ty wiesz o jakiej różnicy ja mówię. Rozumiesz ją, doświadczałaś tego przez całe życie - od etapu przedszkola, przez podstawówkę, liceum i tak dalej. A oni nie. To tak, jakby osobie niewidomej od urodzenia tłumaczyć czym są kolory, tęcza czy rozgwieżdżone niebo. Znają definicję, ale rozumieją, nie doświadczyli tego.
Okej, dobra, rozumiem, w czym rzecz. Ty mówisz o, powiedzmy, rozwoju. To jasne, każde doświadczenie jakoś na Ciebie wpływa, nieważne, czy znaczące czy nie. Nie tylko dotyczące związków zresztą, jak masz znajomych, to też automatycznie oceniasz różne rzeczy, choćby to, czy byliby dobrym partnerem, partnerką (nie w sensie "czy warto się brać za niego/nią", tylko tak po prostu, że ten ma świętą cierpliwość do swojej, a tamta byłaby idealną żoną, bo coś tam).
Natomiast mi chodziło o coś innego, mniej... głębokiego. O takie "tu i teraz". Że możesz być sam, możesz to singielstwo (bo przecież nie od razu samotność) nawet wybrać, może być Ci z tym dobrze i nie będzie to żaden powód do histerii. Że ta sama sytuacja - w sensie brak związku do jakiegoś tam wieku - nie jest czymś, co automatycznie tworzy takie dramaty. Możesz mieć i 30 lat, być singlem i być zadowolony z życia, nie szukać na siłę, tylko robić to, na co akurat masz ochotę (w sensie - ktoś Ci się podoba, to podrywasz, ale nie stajesz na głowie, by mieć jakikolwiek związek), a możesz mieć 20 lat i kręcić dramy, jakby Twoje życie się skończyło i było g... warte, usprawiedliwiając to brakiem związku. A to nie brak związku tak działa, tylko charakter, podejście itd.
Wiem o czym piszesz, ale to ma swoje granice. Możesz być singlem w wieku 30stu lat i znosić to nie tyle dobrze, co wręcz możesz lubić ten stan. Ale tak jest, jak masz za sobą jakieś związki, jakieś doświadczenia lub traumy (toksyczny związek lub po prostu śmierć partnera) i teraz chcesz mieć ten czas dla siebie. Lub ten stan wynika z twojej decyzji (poglądy religijne, inny system wartości typu kariera najpierw). Po prostu dokonujesz wyborów, wedle własnego osądu i sumienia, aby żyło ci się dobrze.
Stan nieskalany naszych forumowych inceli nie wynika z ich świadomej decyzji. Oni nie mogą się z tym pogodzić, że są odpychający. A przez brak doświadczenia - i to taki absolutny, nawet na poziomie przedszkola (zabawy w doktora i inne 'ja ci pokaże, jak ty mi pokażesz') - nie są w stanie ogarnąć najprostszej relacji pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Nie rozumieją nawet najprostszej mowy ciała, nie rozróżniają intymności od zwykłej fizycznej bliskości czy płaszczyzny emocjonalnej dotyku. Ale swoje potrzeby wciąż mają. Nie są w stanie ich do końca wyartykułować, nie wiedzą jak je zaspokoić, ale wiedzą, że nie są zaspokojeni i frustracja w nich narasta. Latka lecą, im się wydaje, że tak wiele robią, ale ZERO pomnożone przez dowolną ilość dni, tygodni i lat wciąż daje zero. To jakby połączyć American Pie (pierwszą część) z Dniem Świstaka, przy zachowaniu upływu czasu dla starzejącego się ciała.
Stan nieskalany naszych forumowych inceli nie wynika z ich świadomej decyzji. Oni nie mogą się z tym pogodzić, że są odpychający.
Ależ ten stan wynika z ich nieuświadomionej decyzji. A właściwie całego szeregu większych i mniejszych decyzji, które podejmowali a które doprowadziły ich do tego miejsca, w którym są.
Poczytaj sobie dowolnego z nich, oni tak naprawdę siebie nie lubią, uważają się za nieatrakcyjnych, mają niskie poczucie własnej wartości, czasem przykrywane ego, często chwiejnym ego. Kto chciałby związać się z kimś, kto sam o sobie tak myśli?
Owszem, to nie jest ich świadomy wybór, ale ich wyborem jest to, co z tym robią. Jeden się obrazi i zacznie obwiniać świat, drugi postara się wycisnąć jak najwięcej z tego, co dostał. A ja zwróciłam uwagę na to, że niektórzy właśnie świadomie wybierają stan, którzy oni uważają za największą życiową tragedię. I samo to, to podejście właśnie, jest na pewno jedną z tych bardziej odpychających rzeczy, bo to jak napisać sobie na czole: "jestem tak beznadziejny, że bycie samemu ze sobą jest dla mnie najbardziej nieznośnym doświadczeniem". Kto będzie chciał poznać kogoś takiego?
Nie tyle z nieświadomej decyzji, co z nieświadomie popełnianych błędów.
Czytam, ale też miałem kilku takich znajomych w prawdziwym życiu. Mega męczący, marudni, zakompleksieni i zawieszeni na swoim dziewictwie (albo tym, że żadna panna ich nie chce).
Najgorzej, że nawet jak człowiek chce pomóc, to wygląda to tak, że trzeba ich za rękę prowadzić na każdym kroku. Od ubioru w odpowiednim kroju i rozmiarze, poprzez poprowadzenie rozmowy z kobietą, a na instruktarzu jak założyć gumkę i jak biodrami ruszać kończąc. W międzyczasie analizy cząstkowe co znaczył każdy uśmiech, gest i słowo kobiety. Najlepiej z jej podpisem, pieczątką i notarialnym potwierdzeniem przynajmniej 3 jej przyjaciółek. A i tak ostatecznie machnie typ ręką i stwierdzi, że to nie to, bo nieszczere, bo wymuszone, bo inscenizowane, bo pewnie babka ma jakąś ukrytą motywację, albo coś z nią psychicznie nie tak.
I ich ucieczka będzie potwierdzeniem ich wyobrażenia o sobie, ze to kobiety ich nie chcą, a jeśli chcą to tylko takie, które obiektywnie są niewarte uwagi.
Jack Sparrow napisał/a:Stan nieskalany naszych forumowych inceli nie wynika z ich świadomej decyzji. Oni nie mogą się z tym pogodzić, że są odpychający.
Ależ ten stan wynika z ich nieuświadomionej decyzji. A właściwie całego szeregu większych i mniejszych decyzji, które podejmowali a które doprowadziły ich do tego miejsca, w którym są.
Poczytaj sobie dowolnego z nich, oni tak naprawdę siebie nie lubią, uważają się za nieatrakcyjnych, mają niskie poczucie własnej wartości, czasem przykrywane ego, często chwiejnym ego. Kto chciałby związać się z kimś, kto sam o sobie tak myśli?
Eee... Poczytaj Rakę. Raka jest inteligentny, jest super, jest interesujący, pisał ładne wypracowania z polskiego, uszczęśliwi każdą kobietę, ma wiele do zaoferowania. No i skromny jest, bo nazywa się przeciętniakiem, ale też z jego postów wynika, że kobiety w jego wieku są od mężczyzn dużo brzydsze, więc skoro jest o wiele ładniejszy od przeciętnych kobiet mijanych na ulicy... Ciacho.
Ach, i to przecież o kobietach źle świadczy to, że go odrzucają, a nie o nim.
MagdaLena1111 napisał/a:Jack Sparrow napisał/a:Stan nieskalany naszych forumowych inceli nie wynika z ich świadomej decyzji. Oni nie mogą się z tym pogodzić, że są odpychający.
Ależ ten stan wynika z ich nieuświadomionej decyzji. A właściwie całego szeregu większych i mniejszych decyzji, które podejmowali a które doprowadziły ich do tego miejsca, w którym są.
Poczytaj sobie dowolnego z nich, oni tak naprawdę siebie nie lubią, uważają się za nieatrakcyjnych, mają niskie poczucie własnej wartości, czasem przykrywane ego, często chwiejnym ego. Kto chciałby związać się z kimś, kto sam o sobie tak myśli?Eee... Poczytaj Rakę.
Raka jest inteligentny, jest super, jest interesujący, pisał ładne wypracowania z polskiego, uszczęśliwi każdą kobietę, ma wiele do zaoferowania. No i skromny jest, bo nazywa się przeciętniakiem, ale też z jego postów wynika, że kobiety w jego wieku są od mężczyzn dużo brzydsze, więc skoro jest o wiele ładniejszy od przeciętnych kobiet mijanych na ulicy... Ciacho.
Ach, i to przecież o kobietach źle świadczy to, że go odrzucają, a nie o nim.
Nie napisałem, że jestem ładniejszy od przeciętnych kobiet mijanych na ulicy.
Owszem, to nie jest ich świadomy wybór, ale ich wyborem jest to, co z tym robią. Jeden się obrazi i zacznie obwiniać świat, drugi postara się wycisnąć jak najwięcej z tego, co dostał. A ja zwróciłam uwagę na to, że niektórzy właśnie świadomie wybierają stan, którzy oni uważają za największą życiową tragedię. I samo to, to podejście właśnie, jest na pewno jedną z tych bardziej odpychających rzeczy, bo to jak napisać sobie na czole: "jestem tak beznadziejny, że bycie samemu ze sobą jest dla mnie najbardziej nieznośnym doświadczeniem". Kto będzie chciał poznać kogoś takiego?
Ja lubię siebie, ale już mam dość samotności.
Nie tyle z nieświadomej decyzji, co z nieświadomie popełnianych błędów.
Czytam, ale też miałem kilku takich znajomych w prawdziwym życiu. Mega męczący, marudni, zakompleksieni i zawieszeni na swoim dziewictwie (albo tym, że żadna panna ich nie chce).
Najgorzej, że nawet jak człowiek chce pomóc, to wygląda to tak, że trzeba ich za rękę prowadzić na każdym kroku. Od ubioru w odpowiednim kroju i rozmiarze, poprzez poprowadzenie rozmowy z kobietą, a na instruktarzu jak założyć gumkę i jak biodrami ruszać kończąc. W międzyczasie analizy cząstkowe co znaczył każdy uśmiech, gest i słowo kobiety. Najlepiej z jej podpisem, pieczątką i notarialnym potwierdzeniem przynajmniej 3 jej przyjaciółek. A i tak ostatecznie machnie typ ręką i stwierdzi, że to nie to, bo nieszczere, bo wymuszone, bo inscenizowane, bo pewnie babka ma jakąś ukrytą motywację, albo coś z nią psychicznie nie tak.
I ich ucieczka będzie potwierdzeniem ich wyobrażenia o sobie, ze to kobiety ich nie chcą, a jeśli chcą to tylko takie, które obiektywnie są niewarte uwagi.
Nie.
Nie?
A to nie powtarzasz jak zdarta płyta jak to jesteś odrzucany? Jak kobiety mają wysokie wymagania? Jak to masz dość samotności?
2019 rok:
Temat: Jak znaleźć znajomych i dziewczynę
Jak w temacie. Mam 21 lat, studiuję, a mimo to nie mam i nigdy nie miałem znajomych, o dziewczynie nie mówiąc. Mimo że cały czas próbuję zagadywać, inicjować kontakt, nic to nie daje. Co zrobić?
2022 rok:
Temat: Kobiety, gdzie was spotkać i jak was poznać?
Mam 23 lata i dość samotności. Nie mam ani znajomych, ani tym bardziej dziewczyny. Próbowałem już chyba wszystkich możliwych rozwiązań, a i tak nie udało mi się nikogo poznać. Jedyni znajomi mieszkają daleko ode mnie, więc regularne spotkania odpadają.
2023 rok i 3133 posty dalej:
już mam dość samotności.
W zasadzie każdy temat, w jakim zaczynacie się wypowiadać, to zostaje zdominowany przez waszą samotność i dziewictwo, jak to jesteście odrzucani, jak to nie potraficie poderwać, że nie dostajecie szansy, a takie fajne z was chłopaki....
W zasadzie każdy temat, w jakim zaczynacie się wypowiadać, to zostaje zdominowany przez waszą samotność i dziewictwo, jak to jesteście odrzucani, jak to nie potraficie poderwać, że nie dostajecie szansy, a takie fajne z was chłopaki....
...i widzisz...i w każdym temacie zaczynają się wypowiadać forumowicze, którzy starają sie im "pomóc". A tym ludziom właśnie o to chodzi. Nie o znalezienie rozwiązania, nie o zastosowanie się do rad, nie o skorzystanie z pomocy, nie o zrozumienie istoty problemu. Im chodzi o wzbudzenie litości i co za tym idzie zwrócenie na siebie uwagi. Raka i Jakiś wyrastają jak grzyby po deszczu w każdym wątku, w którym znajdą tylko odrobinę atencji.
i własnie dlatego rozmowa z nimi nie ma sensu.
i własnie dlatego rozmowa z nimi to nie jest pomoc. Ponieważ ta rozmowa tylko przedłuża ten stan.
I żeby nie było ( ) - ja także przez chwilkę, kilka miesięcy temu grałem w tą grę np. z Raką czy z Jakimś człowiekiem. Dopiero potem nadchodzi refleksja, że to nie jest rozwiązanie ich problemu.
Cokolwiek napiszesz, oni to odbiją.
Jack Sparrow napisał/a:W zasadzie każdy temat, w jakim zaczynacie się wypowiadać, to zostaje zdominowany przez waszą samotność i dziewictwo, jak to jesteście odrzucani, jak to nie potraficie poderwać, że nie dostajecie szansy, a takie fajne z was chłopaki....
...i widzisz...i w każdym temacie zaczynają się wypowiadać forumowicze, którzy starają sie im "pomóc". A tym ludziom właśnie o to chodzi. Nie o znalezienie rozwiązania, nie o zastosowanie się do rad, nie o skorzystanie z pomocy, nie o zrozumienie istoty problemu. Im chodzi o wzbudzenie litości i co za tym idzie zwrócenie na siebie uwagi. Raka i Jakiś wyrastają jak grzyby po deszczu w każdym wątku, w którym znajdą tylko odrobinę atencji.
i własnie dlatego rozmowa z nimi nie ma sensu.
i własnie dlatego rozmowa z nimi to nie jest pomoc. Ponieważ ta rozmowa tylko przedłuża ten stan.I żeby nie było (
) - ja także przez chwilkę, kilka miesięcy temu grałem w tą grę np. z Raką czy z Jakimś człowiekiem. Dopiero potem nadchodzi refleksja, że to nie jest rozwiązanie ich problemu.
Cokolwiek napiszesz, oni to odbiją.
Dla mnie jest to zjawisko wręcz fascynujące. Zastanawiam się, ilekroć ich czytam, czy oni nie mają czegoś w rodzaju poczucia osobistego wstydu, poczucia osobistego zażenowania przy wręcz wmawianiu obcym ludziom jaką to się jest fajtłapą życiową (jakis _ czlowiek) lub ofiarą złych kobiet (raka)?
Nie ważne co mają. Ważne, że jest to kompletne przeciwieństwo tego "czego pragną kobiety"
Dla mnie jest to zjawisko wręcz fascynujące. Zastanawiam się, ilekroć ich czytam, czy oni nie mają czegoś w rodzaju poczucia osobistego wstydu, poczucia osobistego zażenowania przy wręcz wmawianiu obcym ludziom jaką to się jest fajtłapą życiową (jakis _ czlowiek) lub ofiarą złych kobiet (raka)?
Nie wygląda na to. Przecież to te złe kobiety powinny się wstydzić, nie?
Przecież to te złe kobiety powinny się wstydzić, nie?
Bo kobieta powinna być PORZĄDNA i WSTYDLIWA.
Powinna się PORZĄDNIE ryćkać i WSTYDZIĆ odmówić
Właśnie te krótkie związeczki, czy "pocałunki bez znaczenia" w wieku lat 15 budują twoje doświadczenie, twój sposób postrzegania związku dojrzałego. Składa się to na twoją świadomość swoich potrzeb i oczekiwań wobec drugiej osoby: zarówno jej cech charakteru, jak i wyglądu. Jest to po prostu etap w życiu, jedna ze składowych dojrzewania. Jak zabawa w doktora w przedszkolu czy dziecięca masturbacja. Jak się pozbawisz takich doświadczeń na etapie dojrzewania, to masz właśnie taki obrazek: sfrustrowanych inceli, niezdolnych do zmiany własnego zachowania, niezdolnych do samorozwoju, zapętlonych, którzy nawet nie potrafią powiedzieć czego szukają (charakter) lub jaki typ dziewczyny im się podoba (fizyczność). Dorosły, dojrzały człowiek wie doskonale i potrafi rozróżnić czy coś mu się podoba estetycznie, czy coś go w jakiś sposób kręci. Oni nie. Bo nigdy tego nie doświadczyli.
Podałaś przykład Shinigami i jego doświadczeń komercyjnych. I bardzo dobrze. Zobacz jak jego brak doświadczenia wpłynął na postrzeganie tego: jest sobą obrzydzony. Gdzieś nawet padło zdanie z jego strony o "wątpliwej przyjemności" dotykania cycuszka. Kto tak pisze?
Bo tę wiedzę budujesz wraz z doświadczeniem z kolejnych zdarzeń, związków, pocałunków, romantycznych sytuacji (nawet zwykłego trzymania się za rękę) - całego pierdyliona sytuacji, z których NIGDY niczego nie było (w sensie nie doprowadziły do związku czy seksu), ale co budowało ciebie i twoją świadomość uczuć i reakcji własnego organizmu. Oni nigdy nie byli na spacerze z dziewczyną, nie trzymali jej za dłoń, nie czuli ciepła jej dotyku na swojej skórze, nie czuli emocji jakie się przekazuje takim dotykiem, tej specyficznej energii, kiedy wiesz, czujesz to specyficzne mrowienie pod skórą od napięcia jakie się między wami wytworzyło i co odróżnia to od przyjacielskiego wzięcia za dłoń. Tak jak buziak, zwykły cmok w policzek. Inny jest zwyczajnie koleżeński, a inny kiedy oboje się sobie podobacie. Ty wiesz o jakiej różnicy ja mówię. Rozumiesz ją, doświadczałaś tego przez całe życie - od etapu przedszkola, przez podstawówkę, liceum i tak dalej. A oni nie. To tak, jakby osobie niewidomej od urodzenia tłumaczyć czym są kolory, tęcza czy rozgwieżdżone niebo. Znają definicję, ale rozumieją, nie doświadczyli tego.
Miałem już nie pisać na forum ale na ten post muszę. Widzę, że twoja krucjata przeciwko incelom wciąż trwa, zastanawia mnie tylko co spowodowało, że aż tak ich nienawidzisz. Po pierwsze małe uzupełnienie historii. Ja doświadczyłem wszystkiego co wymieniłeś poza całowaniem, seksem i samym związkiem. Byłem na randce, trzymałem dziewczynę za rękę, dostałem buziaka w policzek, przez chwilę czułem to mrowienie. Po drugie znów się pomyliłeś i zmieniłeś fakty, nigdy nie napisałem, że jestem obrzydzony masażem, to było najprzyjemniejsze doświadczenie w moim życiu i każdemu mógłbym to polecić. Jestem obrzydzony faktem, że upadłem tak nisko, że poszedłem do prostytutki i nawet jeśli w ostatniej chwili się wycofałem i do niczego nie doszło to i tak jest tym obrzydzony. Pisząc "wątpliwa przyjemność" miałem na myśli moje odczucia po "dotknięciu cycuszka" bo oczekiwałem czegoś niesamowitego, nieziemskiego, a okazało się zadziwiająco normalne tym bardziej, że była to dla mnie obca osoba. Przykład z osobą niewidomą jest totalnie nie na miejscu bo osoba niewidoma nigdy nie zobaczy tych kolorów ani nieba no chyba, że będzie jakieś wielki przełom w medycynie lub technologii. Nawet dla najbardziej zatwardziałego incela jest jakaś nadzieja. Ja zawsze czułem się tak jakbym patrzył na świat zewnętrzny zza szyby lub krat, widzę ale nie mogę dotknąć czy poczuć. Teraz jeszcze mam coraz większe problemy z agresją i co jedyne co mi przychodzi do głowy to jeszcze bardziej się odizolować.
Nie ważne ile razy jeszcze napiszesz, że incele są źli i źródłem wszystkich problemów jest brak doświadczenia, oni nie znikną bo ty będziesz tak pisał. Nawet gdybyś pozbył się wszystkich aktualnie przebywających na forum inceli zaraz przyjdą kolejni, a po nich jeszcze kolejni. Masz rację, tacy ludzie mimo iż piszą, że chcą pomocy tak na prawdę jej nie chcą, a raczej powinienem napisać, nie potrafią po nią sięgnąć. Udzielasz rad, piszesz ludziom co mają robić i czy to kiedykolwiek zadziałało, czy komukolwiek pomogłeś? Dla jednego poderwać dziewczynę będzie tak proste jak oddychanie, a dla drugiego to będzie jak fizyka kwantowa kiedy ten nie wie nawet czym jest grawitacja. Ktoś kto stracił 15 lat życia w żaden sposób nie zdoła tego nadrobić i oczekiwanie od niego, że będzie taki sam jak ktoś kto tych lat nie stracił jest co najmniej bezsensowne.
Pisanie na tym forum na prawdę zaczyna się robić męczące.
Widzę, że twoja krucjata przeciwko incelom wciąż trwa, zastanawia mnie tylko co spowodowało, że aż tak ich nienawidzisz.
Jack jest samemu zainteresowany radami a incele to tylko zaslona dymna aby nie musial mowic o tym co go samego w sobie odpycha.
Mysle, ze jest na dobrej drodze do pokonania wlasnych niepewnosci i stania sie fajnym gosciem.
Ale po drodze musi jeszcze sporo krytyki zebrac i wziac na klate zamiast tak jak do niedawna - tlumic krytyke racjonalizujac ja przekonaniami, ze nadawca komunikatu chce go zmanipulowac, jest idiota i sie nie zna albo kompletnie go nie zrozumial.
Ja doświadczyłem wszystkiego co wymieniłeś poza całowaniem, seksem i samym związkiem. Byłem na randce, trzymałem dziewczynę za rękę, dostałem buziaka w policzek, przez chwilę czułem to mrowienie.
Ciekawe, bo we wszystkich swoich wpisach do tej pory utrzymywałeś, że nie masz absolutnie żadnego doświadczenia. Nawet tak podstawowego. >
Jack Sparrow napisał/a:A jakie w tym zaskoczenie? Przecież nie jesteś w stanie rozpoznać gamy podstawowych uczuć ze strony kobiety i nawet nie specjalnie masz odwagę zagadać czy nawiązać jakąkolwiek trwałą relację z kobietą. Nie mówiąc już o relacji romantycznej. To co ty możesz "zaobserwować", skoro nawet nie masz bladego pojęcia co widzisz?
To tak, jakby daltonista lub osoba w 90% niewidoma, opowiadała o tęczy albo zorzy polarnej.
Ponownie zapytam, skąd wiesz, że nie mam odwagi skoro nie mam nawet możliwości by to sprawdzić? Ja tego nie wiem więc skąd ty możesz to wiedzieć? Obserwacja to jedyne co mogę robić na obecną chwilę. Obserwować i próbować zrozumieć to co widzę.
Miałem kontakty z dziewczynami chociażby w szkole i jedne były bliższe, drugie dalsze ale były, po prostu nigdy nie doszło do związku. W liceum miałem jedną koleżankę, która gdyby nie była zajęta to najprawdopodobniej byłaby moją pierwszą dziewczyną. Zawsze dobrze się dogadywałem z dziewczynami, w szkole miałem kilka koleżanek i bardzo dobrze się dogadywaliśmy, niektóre nawet powierzały mi swoje tajemnice, na studiach pierwszymi osobami, z którymi wszedłem w jakikolwiek kontakt były dwie dziewczyny i tak się trzymaliśmy razem do końca studiów. W szkole czy nawet na studiach nie czułem jakiejś większej potrzeby szukania dziewczyny czy wchodzenia w związki, miałem inne zmartwienia i inne rzeczy wtedy zaprzątały mi głowę, nawet do seksu jakoś bardzo mnie nie ciągnęło.
Przez całe życie spotkałem dwie, może trzy dziewczyny, które spodobały mi się na tyle, że chciałbym stworzyć z nimi jakąś głębszą relację ale zawsze coś stawało na przeszkodzie, na przykład fakt bycia zajętą jeszcze zanim się poznaliśmy. Nie mam "kogoś" nie dlatego, że dziewczyny z kilometra czują, że coś jest ze mną nie tak tylko dlatego, że nigdy nawet nie miałem okazji sprawdzić czy się uda czy nie bo dosłownie nie było z kim. Zawsze byłem typem samotnika, mocno wycofany, nie okazujący uczuć, nie imprezujący i wtapiający się w otoczenie więc po prostu nie miałem jak ani gdzie poznawać więcej dziewczyn niż te, o których już wspomniałem.
Gdybym nie trafił na to forum to nawet nie wiedziałbym o istnieniu takich rzeczy jak różne rodzaje uśmiechu, strzelanie okiem czy to kiedy położyć rękę na biodrze, a kiedy nie.
Najpierw jednak krótko o mnie. Jestem 26 letnim facetem, nigdy nie byłem w związku ani nie miałem żadnych kontaktów fizycznych z płcią przeciwną poza przytuleniem dosłownie 2 razy w życiu.
To sa TWOJE słowa.
Po drugie znów się pomyliłeś i zmieniłeś fakty, nigdy nie napisałem, że jestem obrzydzony masażem, to było najprzyjemniejsze doświadczenie w moim życiu i każdemu mógłbym to polecić. Jestem obrzydzony faktem, że upadłem tak nisko, że poszedłem do prostytutki i nawet jeśli w ostatniej chwili się wycofałem i do niczego nie doszło to i tak jest tym obrzydzony. Pisząc "wątpliwa przyjemność" miałem na myśli moje odczucia po "dotknięciu cycuszka" bo oczekiwałem czegoś niesamowitego, nieziemskiego, a okazało się zadziwiająco normalne tym bardziej, że była to dla mnie obca osoba.
Nigdzie się nie pomyliłem. Napisałeś "wątpliwa przyjemność" w kontekście pomacania cycuszka i do tego się odnosiłem. I kolejny raz opisując swoje doświadczenia w tym aspekcie potwierdzasz, że jesteś jak ten niewidomy. Dotyk kobiecego ciała NIGDY nie będzie dla ciebie tym, co dla normalnego faceta, bo od jakichś 15-20 lat walisz konia. Masz tak spaczoną percepcję, że zamiast zrobić COKOLWIEK z rad, które tu otrzymałeś to się okopujesz na swoim i w efekcie:
Teraz jeszcze mam coraz większe problemy z agresją i co jedyne co mi przychodzi do głowy to jeszcze bardziej się odizolować.
Przecież z takim podejściem to samospełniająca się przepowiednia. Zobacz - negujesz wszystkie doznania poza samym waleniem gruchy. Kurwa, to jest tak przykre do czytania, że oczy krwawią.
Nawet gdybyś pozbył się wszystkich aktualnie przebywających na forum inceli zaraz przyjdą kolejni, a po nich jeszcze kolejni.
I kolejni i kolejni....i wszyscy piszecie dokładnie to samo.
Udzielasz rad, piszesz ludziom co mają robić i czy to kiedykolwiek zadziałało, czy komukolwiek pomogłeś?
TAK. O ile się stosowali. Bo nie piszę niczego odkrywczego tylko opisuję podstawy społecznego współżycia. Podobnie jak i inni, którzy dzielą się swoimi radami. Wszyscy opisujemy TO SAMO. Żeby kogoś poznać i zawiązać związek romantyczny to najpierw trzeba stworzyć okazję do poznania tego kogoś i zbudować w sobie osobowość, która pozwoli tego kogoś utrzymać długoterminowo. Wy natomiast jesteście jojczącymi męczydupami, które rozbijają gówno na atomy wciąż od nowa, aby tylko udowodnić słuszność i niezmienność swojego stanu.
Jack jest samemu zainteresowany radami a incele to tylko zaslona dymna aby nie musial mowic o tym co go samego w sobie odpycha.
Mysle, ze jest na dobrej drodze do pokonania wlasnych niepewnosci i stania sie fajnym gosciem.
Ale po drodze musi jeszcze sporo krytyki zebrac i wziac na klate zamiast tak jak do niedawna - tlumic krytyke racjonalizujac ja przekonaniami, ze nadawca komunikatu chce go zmanipulowac, jest idiota i sie nie zna albo kompletnie go nie zrozumial.
Kekłem.
SaraS napisał/a:Przecież to te złe kobiety powinny się wstydzić, nie?
Bo kobieta powinna być PORZĄDNA i WSTYDLIWA.
Powinna się PORZĄDNIE ryćkać i WSTYDZIĆ odmówić
O, a tego to jeszcze nie słyszałam .
nie piszę niczego odkrywczego
Z tym trudno sie nie zgodzic
Ciekawe, bo we wszystkich swoich wpisach do tej pory utrzymywałeś, że nie masz absolutnie żadnego doświadczenia. Nawet tak podstawowego. >
To sa TWOJE słowa.
Przecież z takim podejściem to samospełniająca się przepowiednia. Zobacz - negujesz wszystkie doznania poza samym waleniem gruchy. Kurwa, to jest tak przykre do czytania, że oczy krwawią.
I kolejni i kolejni....i wszyscy piszecie dokładnie to samo.
TAK. O ile się stosowali. Bo nie piszę niczego odkrywczego tylko opisuję podstawy społecznego współżycia. Podobnie jak i inni, którzy dzielą się swoimi radami. Wszyscy opisujemy TO SAMO. Żeby kogoś poznać i zawiązać związek romantyczny to najpierw trzeba stworzyć okazję do poznania tego kogoś i zbudować w sobie osobowość, która pozwoli tego kogoś utrzymać długoterminowo. Wy natomiast jesteście jojczącymi męczydupami, które rozbijają gówno na atomy wciąż od nowa, aby tylko udowodnić słuszność i niezmienność swojego stanu.
Kiedy pisałem tamte posty nawet nie pomyślałem, że tak proste rzeczy jak to trzymanie się za ręce można uznać za doświadczenie.
Tak, to były moje słowa, nie za każdym razem były całkowicie szczerze z bardzo prostej przyczyny, pisząc je chciałem zobaczyć jaka będzie reakcja. Teraz już nie mam powodów do zatajania czegokolwiek czy tym bardziej sprawdzania reakcji na jakiś post bo i tak na tym forum jestem już spalony i nie mam nic do stracenia.
Co masz na myśli pisząc, że neguje wszystkie inne doznania? Jeśli mówisz o tej prostytutce to co powinienem zrobić w następnej kolejności, naćpać się, ukraść coś czy może zabić żeby tylko mieć lepsze doznania?
Będą pisali to samo, a ty wciąż będziesz tu tkwił i też pisał ciągle to samo. Możesz tu siedzieć i pisać bez końca ale świata w ten sposób nie zmienisz.
Zgadzam się z tobą w kwestii poznania i zawiązania związku, to oczywiste. Ty to wiesz, ja to wiem i wszyscy pozostali też to wiedzą, a jednak sama wiedza jest nic nie warta jeśli ma się blokady uniemożliwiające wykorzystanie jej w praktyce.
Jack Sparrow napisał/a:W zasadzie każdy temat, w jakim zaczynacie się wypowiadać, to zostaje zdominowany przez waszą samotność i dziewictwo, jak to jesteście odrzucani, jak to nie potraficie poderwać, że nie dostajecie szansy, a takie fajne z was chłopaki....
...i widzisz...i w każdym temacie zaczynają się wypowiadać forumowicze, którzy starają sie im "pomóc". A tym ludziom właśnie o to chodzi. Nie o znalezienie rozwiązania, nie o zastosowanie się do rad, nie o skorzystanie z pomocy, nie o zrozumienie istoty problemu. Im chodzi o wzbudzenie litości i co za tym idzie zwrócenie na siebie uwagi. Raka i Jakiś wyrastają jak grzyby po deszczu w każdym wątku, w którym znajdą tylko odrobinę atencji.
i własnie dlatego rozmowa z nimi nie ma sensu.
i własnie dlatego rozmowa z nimi to nie jest pomoc. Ponieważ ta rozmowa tylko przedłuża ten stan.I żeby nie było (
) - ja także przez chwilkę, kilka miesięcy temu grałem w tą grę np. z Raką czy z Jakimś człowiekiem. Dopiero potem nadchodzi refleksja, że to nie jest rozwiązanie ich problemu.
Cokolwiek napiszesz, oni to odbiją.
Przecież ja cały czas stosuję się do rad i próbuję zrozumieć istotę problemu...
Nie ważne co mają. Ważne, że jest to kompletne przeciwieństwo tego "czego pragną kobiety"
Otóż nie. No chyba że przyjmiemy, że kobiety pragną przystojniaków.
Herne napisał/a:Jack Sparrow napisał/a:W zasadzie każdy temat, w jakim zaczynacie się wypowiadać, to zostaje zdominowany przez waszą samotność i dziewictwo, jak to jesteście odrzucani, jak to nie potraficie poderwać, że nie dostajecie szansy, a takie fajne z was chłopaki....
...i widzisz...i w każdym temacie zaczynają się wypowiadać forumowicze, którzy starają sie im "pomóc". A tym ludziom właśnie o to chodzi. Nie o znalezienie rozwiązania, nie o zastosowanie się do rad, nie o skorzystanie z pomocy, nie o zrozumienie istoty problemu. Im chodzi o wzbudzenie litości i co za tym idzie zwrócenie na siebie uwagi. Raka i Jakiś wyrastają jak grzyby po deszczu w każdym wątku, w którym znajdą tylko odrobinę atencji.
i własnie dlatego rozmowa z nimi nie ma sensu.
i własnie dlatego rozmowa z nimi to nie jest pomoc. Ponieważ ta rozmowa tylko przedłuża ten stan.I żeby nie było (
) - ja także przez chwilkę, kilka miesięcy temu grałem w tą grę np. z Raką czy z Jakimś człowiekiem. Dopiero potem nadchodzi refleksja, że to nie jest rozwiązanie ich problemu.
Cokolwiek napiszesz, oni to odbiją.Przecież ja cały czas stosuję się do rad i próbuję zrozumieć istotę problemu...
Wymień teraz dwie.
Ja doświadczyłem wszystkiego co wymieniłeś poza całowaniem, seksem i samym związkiem. Byłem na randce, trzymałem dziewczynę za rękę, dostałem buziaka w policzek, przez chwilę czułem to mrowienie.
Ja tak samo, może poza tym buziakiem.
Kiedy pisałem tamte posty nawet nie pomyślałem, że tak proste rzeczy jak to trzymanie się za ręce można uznać za doświadczenie.
Nie pitol, bo napisałeś wprost, że najwyżej możesz sobie popatrzeć, a całe twoje życiowe doświadczenie w tej materii ogranicza się do tego, że zostałeś przytulony i nawet nigdy nie czułeś żadnej potrzeby do żadnej dziewczyny.
Tak, to były moje słowa, nie za każdym razem były całkowicie szczerze z bardzo prostej przyczyny, pisząc je chciałem zobaczyć jaka będzie reakcja.
Tak. Jasne.
Co masz na myśli pisząc, że neguje wszystkie inne doznania? Jeśli mówisz o tej prostytutce to co powinienem zrobić w następnej kolejności, naćpać się, ukraść coś czy może zabić żeby tylko mieć lepsze doznania?
Powinieneś iść na terapię, a przepisane leki łykać jak cukierki.
rakastankielia jesteś online teraz. No dajesz: wymień dwie rady, do których się zastosowałeś.
Nie pitol, bo napisałeś wprost, że najwyżej możesz sobie popatrzeć, a całe twoje życiowe doświadczenie w tej materii ogranicza się do tego, że zostałeś przytulony i nawet nigdy nie czułeś żadnej potrzeby do żadnej dziewczyny.
Tak. Jasne.
Powinieneś iść na terapię, a przepisane leki łykać jak cukierki.
Teraz mogę sobie popatrzeć, w liceum jednak przebywało się z dziewczynami dość często więc i relacje jakieś były. To o randce i o tych kilku dodatkach jest prawdą. Wtedy nie czułem potrzeby posiadania dziewczyny i szczerze mówiąc teraz też nie jest mi ona niezbędna do życia. Ja chcę tego właśnie doświadczyć, sprawdzić jak to jest, czy będzie mi się podobało czy może nie, nie mówię tu tylko o seksie ale o całym byciu w związku.
Doskonale wiem, że powinienem pójść na terapię tyle, że mnie na nią nie stać, a leki prawdopodobnie też będą potrzebne bo przez narastające problemy z agresją już nawet z rodziną ciężko mi się rozmawia.
Ok, podsumujmy:
> dobijasz powoli 30stki
> mieszkasz z rodzicami, a pracujesz u szwagra i twierdzisz, że na terapię cię nie stać
> pasjonujesz się anime, ale pasja ta kończy się jedynie na ich oglądaniu
> dotykanie kobiecej piersi to "wątpliwa przyjemność", choć walenie gruchy jest super i polecasz każdemu
> masz problem z agresją
> z doświadczeń to (w co ja nie wierzę) zostałeś dwa razy przytulony, raz trzymałeś dziewczynę za rękę i raz dostałeś buzi w policzek
> jesteś aspołecznym introwertykiem i twoja niechęć do świata pogłębia się
> niby kobiety i związku nie potrzebujesz (jedynie z ciekawości), ale też zakładasz tematy o wygaszaniu popędu
> szukasz dziewicy lub dziewczyny z minimalnym doświadczeniem, która pokaże ci co i jak, będzie atrakcyjna, ciepła, opiekuńcza i ogólnie to ma być taka artystyczna dusza i podobna do ciebie domatorka
Większość się zgadza. Dotykanie kobiecej piersi, to przyjemność mniejsza niż oczekiwałem na początku ale wciąż większa niż masturbacja, jak zawsze zmieniłeś sobie coś żeby ci bardziej pasowało bo ja nigdzie nawet nie wspomniałem o masturbacji, a ty zacząłeś o niej pisać kompletnie bez powodu. Kobieta nie jest mi niezbędna życia i z tego co tu czytam to chyba dobrze, a temat zakładałem bo faktycznie miałem i wciąż mam z tym problem i dlatego właśnie pytałem jak sobie z tym poradzić bez stałego związku. Ty wierzysz tylko w swoją wszechwiedzę i absolutną nieomylność więc wszelkie próby przekonania cię, że coś jest prawdą są bezcelowe.
Wygląda na to, że tylko tracę tu czas. Kłócę się z obcym typem na kobiecym forum, który na dodatek siedzi tu całymi dniami i nie robi nic innego jak tylko pisze ciągle to samo. Wszyscy incele z tego forum nie dorastają ci do pięt w kwestii bycia męczącym. Ty zawsze wszystko wiesz, a jeśli nie to sobie dorobisz, zawsze masz rację i twoja wizja świata jest prawdą absolutną dla wszystkich, z kimś takim nie da się rozmawiać.
Kobieta nie jest mi niezbędna życia i z tego co tu czytam to chyba dobrze, a temat zakładałem bo faktycznie miałem i wciąż mam z tym problem i dlatego właśnie pytałem jak sobie z tym poradzić bez stałego związku.
Masło maślane.
wszelkie próby przekonania cię, że coś jest prawdą są bezcelowe.
Próby przekonania do czego? Do jakiej prawdy?
Że nie potrzebujesz kobiety do tego stopnia, że przychodzisz na teoretycznie kobiece forum prosząc o rady jak poznać jakąś?
Że nie potrzebujesz kobiety i związku, ale z powodu samotności masz problemy z agresją i samooceną?
Że nie potrzebujesz kobiety, ale dopytujesz o rady jak farmakologicznie obniżyć libido?
Ty zawsze wszystko wiesz
Nawet Johny zauważył i przyznał mi rację, że nie piszę nic odkrywczego, a opisuję jedynie PODSTAWY interakcji międzyludzkich. Coś, co jest mniej lub bardziej świadomą oczywistością dla 99,99% ludzi.
Wygląda na to, że tylko tracę tu czas.
No właśnie. I zamiast zrobić coś ze swoim życiem to wrócisz tu ze zmienionych nickiem, albo pójdziesz na inne forum, grupę na fb czy cokolwiek w ten deseń gdzie będziesz krzyżował strumienie z tobie podobnymi przekonując siebie, że "nie masz problemu" i że "partnerka nie jest ci niezbędna do życia".
Jack Sparrow napisał/a:Nie pitol, bo napisałeś wprost, że najwyżej możesz sobie popatrzeć, a całe twoje życiowe doświadczenie w tej materii ogranicza się do tego, że zostałeś przytulony i nawet nigdy nie czułeś żadnej potrzeby do żadnej dziewczyny.
Tak. Jasne.
Powinieneś iść na terapię, a przepisane leki łykać jak cukierki.
Teraz mogę sobie popatrzeć, w liceum jednak przebywało się z dziewczynami dość często więc i relacje jakieś były. To o randce i o tych kilku dodatkach jest prawdą. Wtedy nie czułem potrzeby posiadania dziewczyny i szczerze mówiąc teraz też nie jest mi ona niezbędna do życia. Ja chcę tego właśnie doświadczyć, sprawdzić jak to jest, czy będzie mi się podobało czy może nie, nie mówię tu tylko o seksie ale o całym byciu w związku.
Doskonale wiem, że powinienem pójść na terapię tyle, że mnie na nią nie stać, a leki prawdopodobnie też będą potrzebne bo przez narastające problemy z agresją już nawet z rodziną ciężko mi się rozmawia.
Psychoterapeuta nie zapisze Ci leków. Poza tym co te leki miałyby dać?
Próbuj na NFZ w takim razie. Poczekasz, ale i tak czekasz, więc...
Poza tym co te leki miałyby dać?
Na agresję, nadmierne analizowanie i nerwice lękowe związane z przebywaniem w tłumie.
Na łagodzenie agresji emocjonalnej korzystnie wpływa lit, serotonergica czy leki przeciwdrgawkowe. Z kolei na agresję chłodną zadziałają neuroleptyki i β-adrenolityki. Przy agresjach tzw. organicznych, zwykle tam gdzie mamy uszkodzenie kory, występujących po wylewach, po udarach lub u osób z chorobą Alzheimera, przeważnie stosowane są leki cholinergiczne. Przyznam się też, co ja praktycznie stosuję, chociaż nie jest to metoda do końca uznana w świecie lekarskim. Jest to propranolol – β-adrenolityk, który fantastycznie znosi zwłaszcza taką agresję, która kolokwialnie określana jest jako wkurzenie się na samego siebie. Podobnie znosi on tremę, lęk przedegzaminacyjny, i – w odróżnieniu od benzodiazepin – zupełnie nie uszkadza funkcji pamięciowych i kognitywnych. W prewencji zawału stosuje się zwykle 40 mg propranololu. Żeby znieść agresję czy stres, wystarczy 10 mg.
Ale podsumowując, niezwykle ważne jest, żeby lekarze dokladnie rozpoznawali, z jakim typem agresji mają do czynienia, bo w każdym przypadku farmakoterapia jest inna.
SaraS napisał/a:Poza tym co te leki miałyby dać?
Na agresję, nadmierne analizowanie i nerwice lękowe związane z przebywaniem w tłumie.
No, nie wiem. Ja zakładałam, że sfrustrowany Shinigami po prostu ma ochotę wyżyć się na otoczeniu, coś jak dziecko, które rozwali innym budowlę z klocków, jeśli ci nie chcą się z nim bawić. A że jednak jest dorosły i nie rozwala, wyżycie się słowne to nie to samo, to to w nim narasta. A to wydaje mi się bardziej materiałem na terapię, ale a) nie jestem ekspertem, b) nie wiem, czy o to chodzi. Nerwica lękowa też mnie jakoś ominęła.
Terapia tak, ale jak ktoś jest tak zapętlony, to leki są niezbędne, aby się z takiej pętli wyrwać. Inaczej to jak rozmowa tutaj na forum - w kółko powtarzanie tego samego. Wciąż i wciąż od początku.
Ty zawsze wszystko wiesz
Nawet Johny zauważył i przyznał mi rację, że nie piszę nic odkrywczego, a opisuję jedynie PODSTAWY interakcji międzyludzkich. Coś, co jest mniej lub bardziej świadomą oczywistością dla 99,99% ludzi.
Nie piszesz nic odkrywczego bo powielasz coachingowa i redpillowa dogme, ktora mimo, ze jest prosta (a nawet ordynarnie prostacka) i przynosi ulge (bo zamyka watpliwosci / umysl i pozwala przestac myslec a zaczac mowic z pewnoscia siebie kompletnego ignoranta stwarzajac urojenie, ze jestesmy "madrzy") ale jest kompletnie bledna i broni sie jedynie wymyslonymi z dupy historiami a nie logika.
Nie no pewnie, kompletnie błędne jest założenie, że jak się chce kogoś poznać, to trzeba przysłowiowo (i dosłownie) wyjść do ludzi i kompletnie błędne jest założenie, że aby kogoś zatrzymać na dłużej, to trzeba mieć osobowość rozwiniętą nieco bardziej od ślimaka. Kompletnie błędne jest założenie, że jak się nie jest zadowolonym ze swojego życia, to trzeba je zmienić poprzez samorozwój - zarówno personalny, jak i zawodowy. Oczywiście. To wszystko bzdury, bo na pewno Shinigami i reszta znajdą swoje wymarzone partnerki siedząc w czterech ścianach, marudząc na cały świat w internetach i kompulsywnie się masturbując.
1. Niezbędne do życia są tylko: powietrze, woda, jedzenie. Związki czy w ogóle druga osoba nie jest niezbędna ale kto by chciał żyć tylko absolutnym minimum. Miałem na myśli, że da się przeżyć bez kobiety ale jednak życie w dwie osoby byłoby trochę milsze. No i ten nieszczęsne napięcie seksualne, które też jest potrzebą fizjologiczną ale nie na takim poziomie jak te trzy wymienione i do tego już jest niezbędna druga osoba, najlepiej przeciwnej płci choć to zależy od orientacji. Dlatego pytałem o farmakologiczne obniżenie libido bo nie mam tej drugiej osoby, a potrzeba wciąż jest.
2. Wiem, że leki się bierze od psychiatry, byłem u jednego i dostałem wtedy lek, który na czas jego stosowania pomagał, nie tylko byłem spokojniejszy ale i libido miałem trochę mniejsze. Teraz chyba muszę ponownie się do niego udać. Jeśli chodzi o psychoterapię to tylko na NFZ bo prywatnie mnie nie stać. Przez pół roku byłem na psychoterapii prywatnie, wydałem łącznie kilka tysięcy złotych, a na końcu terapeutka powiedziała, że nie jest w stanie mi pomóc i zakończyła tą terapię.
3.
No, nie wiem. Ja zakładałam, że sfrustrowany Shinigami po prostu ma ochotę wyżyć się na otoczeniu, coś jak dziecko, które rozwali innym budowlę z klocków, jeśli ci nie chcą się z nim bawić. A że jednak jest dorosły i nie rozwala, wyżycie się słowne to nie to samo, to to w nim narasta. A to wydaje mi się bardziej materiałem na terapię, ale a) nie jestem ekspertem, b) nie wiem, czy o to chodzi.
Nerwica lękowa też mnie jakoś ominęła.
Jest mniej więcej tak jak piszesz, mam takie momenty, że porozwalałbym i pozabijałbym wszystko i wszystkich wokół. Nie mam żadnej możliwości by się wyżyć, rozładować stres nie licząc siłowni, a ona już przestaje wystarczać mimo iż trenuję coraz ciężej. Chyba już tylko leki zostały.
4.
To wszystko bzdury, bo na pewno Shinigami i reszta znajdą swoje wymarzone partnerki siedząc w czterech ścianach, marudząc na cały świat w internetach i kompulsywnie się masturbując.
I to jest właśnie to o czym mówiłem, nikt nigdzie nie wspominał o żadnej kompulsywnej masturbacji, a ty od razu sobie to dodałeś i jesteś pewny, że jak ktoś nie ma seksu to od razu jest uzależniony od masturbacji. Ile razy według ciebie już zalicza się do miana "kompulsywnej", raz na tydzień, codziennie czy może kilka razy dziennie?
Terapeutka się poddała na 99% z tego samego powodu, dla którego i my zaczynamy kłaść na was lache: bo zwyczajnie NIE CHCECIE się zmienić. Będzie tak kręcić, aby wyszło na wasze, żeby nie zmieniło się nic. I tak będzie póki nie uświadomicie sobie, że zarówno problem, jak i jego rozwiązanie są w was samych.
Nie no pewnie, skąd wiem, że kompulsywny, niezrównoważony, obsesyjny i samotny facet narzekający na wysokie libido równie kompulsywnie się masturbuje. Ot zagadka.
Strony Poprzednia 1 2 3 4
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Czego pragną kobiety?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024