probą samobójczą,
próbom
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Czego pragną kobiety?
Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
probą samobójczą,
próbom
MagdaLena1111 napisał/a:probą samobójczą,
próbom
Hej, skorygowałam jeszcze zanim mnie poprawiłaś, więc to nie fair :-P
Poza tym jaki sen miałoby określenie „probom samobójczą”. Czasami też warto się zastanowić na kontekstem, że coś nie gra. Jak się tworzy post online i tok myśli jest szybszy niż palce, to tak bywa.
rakastankielia napisał/a:Większość kobiet ma problem z byciem prawiczkiem, bo nie chcą faceta uczyć, co ma robić w łóżku, tylko oczekują, że będzie miał doświadczenie i sam będzie wiedział. Dlatego ruchacz > prawiczek.
Okej, zaufam Twojemu doświadczeniu.
Akurat w tym miejscu ma rację. Bo czym innym jest nastoletni prawiczek, a czym innym 30stoletni.
No tak, kobiety to tylko sobie żartują i mają problemiki, które pchają je ku probom samobójczym, nie to, co faceci :-O chcesz, aby Cię traktować serio, to traktuj innych serio. Mówię serio.
Miałem psychologię na studiach i ten motyw był dość mocno omawiany, bo to jedna z nielicznych rzeczy, która jest wspólna dla całego zachodniego świata. W jednym z filmików mówił też o tym Jordan Peterson.
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Większość kobiet ma problem z byciem prawiczkiem, bo nie chcą faceta uczyć, co ma robić w łóżku, tylko oczekują, że będzie miał doświadczenie i sam będzie wiedział. Dlatego ruchacz > prawiczek.
Okej, zaufam Twojemu doświadczeniu.
Akurat w tym miejscu ma rację. Bo czym innym jest nastoletni prawiczek, a czym innym 30stoletni.
Yep. Sam się na portalach pytałem dziewczyn w wieku 25-35 lat o to. I jednoznacznie negatywnie odpowiedziały. Żadna nie chciałaby takiego faceta.
A nie uwierzę, że ktoś przez kilkanaście lat może zatajać coś ważnego przd partnerem i jednocześnie być z nim emocjonalnie naprawdę blisko.
Nie bez przyczyny mówi się, że kobety potrafią udawać orgazmy, a faceci całe małżeństwa.
Nasze mózgi (kobiety vs. mężczyźni) operują kompletnie inaczej.
MagdaLena1111 napisał/a:No tak, kobiety to tylko sobie żartują i mają problemiki, które pchają je ku probom samobójczym, nie to, co faceci :-O chcesz, aby Cię traktować serio, to traktuj innych serio. Mówię serio.
Miałem psychologię na studiach i ten motyw był dość mocno omawiany, bo to jedna z nielicznych rzeczy, która jest wspólna dla całego zachodniego świata. W jednym z filmików mówił też o tym Jordan Peterson.
I powiedzieli Ci na tych studiach, że kobiety to sobie performensy robią przy użyciu prób samobójczych, ze ich problemy które je do takich kroków, sorki, performensów, pchają to nic poważnego, że można sobie te ich szopki odpuścić a zająć się poważnymi męskimi problemami?
SaraS napisał/a:Jack Sparrow napisał/a:Że niezdecydowany, wycofany, nie umie wykonać kolejnego kroku, zakompleksiony i beznadziejny seks? To chyba jeden z najczęstszych motywów.
Tak, ale to nie kwestia braku doświadczeń tylko, ee... psychiki? Tzn. tak, bycie prawiczkiem tłumaczy brak skilli łóżkowych
, ale całą resztę - niepewność, niezdecydowanie, wycofanie - już tylko do pewnego stopnia. Bo możesz być długo prawiczkiem, ale jeśli cała Twoja samoocena nie jest oparta na seksie, to bierzesz na klatę to, że najpierw będziesz kiepski, bo wiesz, że za miesiąc się ogarniesz, a za trzy - będziesz zupełnie w porządku. Jakby, no, rozumiesz, że nauka, że proces, że powoli do przodu. Wtedy babka nie zdąży się sfrustrować i klepać na forum, bo od początku będzie widzieć progres zamiast standardowej histerii czy poczucia winy. Przecież nie każdy prawiczek (w przeciwieństwie do inceli) jest zakompleksiony, niezdecydowany, niepewny - ci, którym celibatu nie narzucono z góry, tak nie wariują.
A w przypadku przeżywania "ojej, moja kobieta nie jest dziewicą", problem stanowi brak dziewictwa sam w sobie. Tu ta niedziewica nic nie zrobi, nie nauczy się, nie ogarnie, nie zmieni, facet może histeryzować miesiącami. To jest ta różnica; bo większość (?) kobiet nie ma problemu z samym byciem prawiczkiem, a z tym, jak to na mężczyzn wpływa, bo często gęsto wpływa źle.
Większość kobiet ma problem z byciem prawiczkiem, bo nie chcą faceta uczyć, co ma robić w łóżku, tylko oczekują, że będzie miał doświadczenie i sam będzie wiedział. Dlatego ruchacz > prawiczek.
Ama.
Ruchacz nie był od początku ruchaczem. Najpierw był prawiczkiem.
A jeśli jest ruchaczem, czyli idzie w ilość, to pewnie ma po dziesiątki sytuacji, gdy nie podołał, albo nie zadowolił partnerki, albo oczekiwała czegoś innego, albo skończył za szybko, albo był zmęczony i finalnie nic nie wyszło...
Bo to wygląda, jak ruchacz=każdy stosunek był pełen fajerwerków, a przecież tak nie było. A i pewnie jakaś część kobiet po tym była zawiedziona, tylko się na głos o tym nie mówi, bo co niby miały mówić, a on się Tobie nie przyzna że był kiepskoli, tylko pochwali.
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Większość kobiet ma problem z byciem prawiczkiem, bo nie chcą faceta uczyć, co ma robić w łóżku, tylko oczekują, że będzie miał doświadczenie i sam będzie wiedział. Dlatego ruchacz > prawiczek.
Okej, zaufam Twojemu doświadczeniu.
Akurat w tym miejscu ma rację. Bo czym innym jest nastoletni prawiczek, a czym innym 30stoletni.
Nieważne, czy uważasz, że ma rację czy nie. Nie mówi ani z własnego doświadczenia ani z doświadczenia bliskich mu osób, bo takich nie posiada. Może powtarzać co najwyżej to, co ktoś inny napisał na forum czy gdzieś tam, więc dyskusja jest bez sensu. Co innego z tym, który faktycznie wie, o czym pisze. Ale jak ktoś sobie powtórzy losowe wyczytane gdzieś zdanie, to nie dyskutujesz, że źle wybrał.
I tak, zgodzę się, że to coś innego. Niemniej wciąż uważam, że najczęściej problemem nie jest prawictwo (a te kobiety, dla których sam ten fakt jest problemem, są tak samo niewarte uwagi co histerycy od niedziewic ), tylko wszystko to, co się z tym może wiązać - a to jest coś, na co mężczyzna ma wpływ... albo przynajmniej może mieć, jeśli chce. Inaczej będzie odebrany prawiczek Raka, inaczej jakiś wystraszony, a inaczej facet, który sam nie robi z tego problemu i zachowuje się normalnie. Ten ostatni po prostu nie zrzuca odpowiedzialności na kobietę mimo braku doświadczenia i, powiedzmy, dobrze rokuje.
Zresztą, ja już gdzieś pisałam, mi by to nie przeszkadzało, dopóki facet normalny. Wielu moim koleżankom też. Jakieś "ale" pojawia się dopiero, jeśli rozmawiamy o możliwych konsekwencjach, z którymi facet nie próbowałby nic robić.
I powiedzieli Ci na tych studiach, że kobiety to sobie performensy robią przy użyciu prób samobójczych, ze ich problemy które je do takich kroków, sorki, performensów, pchają to nic poważnego, że można sobie te ich szopki odpuścić a zająć się poważnymi męskimi problemami?
Nie pisałem nic o robieniu przedstawień czy o bagatelizowaniu. Po prostu próba z definicji jest zwracaniem na siebie uwagi. My jesteśmy agresywniejsi i podchodzimy do tematu bardziej zadaniowo. Dlatego udaje nam się częściej.
Inaczej będzie odebrany prawiczek Raka, inaczej jakiś wystraszony, a inaczej facet, który sam nie robi z tego problemu i zachowuje się normalnie. Ten ostatni po prostu nie zrzuca odpowiedzialności na kobietę mimo braku doświadczenia i, powiedzmy, dobrze rokuje.
Zresztą, ja już gdzieś pisałam, mi by to nie przeszkadzało, dopóki facet normalny. Wielu moim koleżankom też. Jakieś "ale" pojawia się dopiero, jeśli rozmawiamy o możliwych konsekwencjach, z którymi facet nie próbowałby nic robić.
A ilu znasz 30letnich - normalnych - prawiczków?
Jack Sparrow napisał/a:SaraS napisał/a:Okej, zaufam Twojemu doświadczeniu.
Akurat w tym miejscu ma rację. Bo czym innym jest nastoletni prawiczek, a czym innym 30stoletni.
Nieważne, czy uważasz, że ma rację czy nie. Nie mówi ani z własnego doświadczenia ani z doświadczenia bliskich mu osób, bo takich nie posiada. Może powtarzać co najwyżej to, co ktoś inny napisał na forum czy gdzieś tam, więc dyskusja jest bez sensu. Co innego z tym, który faktycznie wie, o czym pisze. Ale jak ktoś sobie powtórzy losowe wyczytane gdzieś zdanie, to nie dyskutujesz, że źle wybrał.
I tak, zgodzę się, że to coś innego. Niemniej wciąż uważam, że najczęściej problemem nie jest prawictwo (a te kobiety, dla których sam ten fakt jest problemem, są tak samo niewarte uwagi co histerycy od niedziewic
), tylko wszystko to, co się z tym może wiązać - a to jest coś, na co mężczyzna ma wpływ... albo przynajmniej może mieć, jeśli chce. Inaczej będzie odebrany prawiczek Raka, inaczej jakiś wystraszony, a inaczej facet, który sam nie robi z tego problemu i zachowuje się normalnie. Ten ostatni po prostu nie zrzuca odpowiedzialności na kobietę mimo braku doświadczenia i, powiedzmy, dobrze rokuje.
Zresztą, ja już gdzieś pisałam, mi by to nie przeszkadzało, dopóki facet normalny. Wielu moim koleżankom też. Jakieś "ale" pojawia się dopiero, jeśli rozmawiamy o możliwych konsekwencjach, z którymi facet nie próbowałby nic robić.
Ja nie robię problemu z bycia prawiczkiem, bo mi to nie przeszkadza. Jak znajdę tę właściwą, z którą będę w związku, to przestanę nim być. Seks sam w sobie nie jest moim celem, bo dla mnie wiąże się on z uczuciem.
Piszesz, że ruchacz też kiedyś był prawiczkiem. Tak, ale w wieku, kiedy było to jeszcze czymś normalnym i nie stanowiło dla kobiet problemu. Bycie prawiczkiem w wieku 25 czy 30 lat nie jest uznawane za normalne. Ruchacz nie musi być słaby w łóżku, może po prostu nie chcieć się wiązać na stałe, tylko ciągle sypiać z inną, taki styl życia.
SaraS napisał/a:Inaczej będzie odebrany prawiczek Raka, inaczej jakiś wystraszony, a inaczej facet, który sam nie robi z tego problemu i zachowuje się normalnie. Ten ostatni po prostu nie zrzuca odpowiedzialności na kobietę mimo braku doświadczenia i, powiedzmy, dobrze rokuje.
Zresztą, ja już gdzieś pisałam, mi by to nie przeszkadzało, dopóki facet normalny. Wielu moim koleżankom też. Jakieś "ale" pojawia się dopiero, jeśli rozmawiamy o możliwych konsekwencjach, z którymi facet nie próbowałby nic robić.
A ilu znasz 30letnich - normalnych - prawiczków?
Ech, trzeba było każdego kolegę pytać o doświadczenia seksualne, mogłabym lepiej odpowiedzieć na to pytanie.
Ale tak na szybko: znam czterech. Przy czym dwóch jest nie do końca normalnych, ale dziwność jednego w ogóle nie jest powiązana z brakiem seksu czy kobiety (on jej w ogóle nie szuka), a drugi to ten kumpel mojego partnera, który od zawsze wariował przy dziewczynach, kiedy prawiczkami byli wszyscy i z wiekiem podobno jest coraz lepiej (chociaż mi trudno uwierzyć, że mogło być gorzej xD), więc też trudno obwiniać o to brak seksu.
Natomiast co do pozostałej dwójki: są zupełnie normalni, jeden skupiony po prostu na karierze naukowej, ma koleżanki, zachowuje się przy kobietach zupełnie normalnie, po prostu żadna to nie ta właściwa jak na razie, ale też wydaje się, że jak już spotka tę, która go zainteresuje, to wcale nie będzie nieśmiałą beksą, tylko zachowa się jak każdy inny, może z tym dodatkiem, że na pewno chciałby ślubu w przyszłości i raczej by tego nie odwlekał. I ten drugi podobnie minus kariera naukowa, tzn. jakieś tam mu się podobały, nie wyszło, ale bez histerii, fajnie, jak się jakąś zainteresuje, bo generalnie to chciałby żonę i dzieci.
I co tych dwóch ostatnich odróżnia od panów z tego forum, to to, że nie są na tym braku seksu czy kobiety zafiksowani. Robią swoje, mają zainteresowania, znajomych itd., po prostu nie trafiła im się kobieta, z którą chcieliby być w związku, a nie pasują im żadne FWB czy inne ONS. To ich po prostu nie definiuje w żaden sposób. I właśnie u kogoś takiego brak doświadczeń w ogóle by mi nie przeszkadzał.
I co tych dwóch ostatnich odróżnia od panów z tego forum, to to, że nie są na tym braku seksu czy kobiety zafiksowani. Robią swoje, mają zainteresowania, znajomych itd., po prostu nie trafiła im się kobieta, z którą chcieliby być w związku, a nie pasują im żadne FWB czy inne ONS. To ich po prostu nie definiuje w żaden sposób. I właśnie u kogoś takiego brak doświadczeń w ogóle by mi nie przeszkadzał.
Spróbuj całe życie żyć bez jakiejkolwiek bliskości. Zero szans na przytulenie kogoś, pocałowanie, zobaczenia filmu wieczorem, itp. Nie mówiąc o seksie.
SaraS napisał/a:I co tych dwóch ostatnich odróżnia od panów z tego forum, to to, że nie są na tym braku seksu czy kobiety zafiksowani. Robią swoje, mają zainteresowania, znajomych itd., po prostu nie trafiła im się kobieta, z którą chcieliby być w związku, a nie pasują im żadne FWB czy inne ONS. To ich po prostu nie definiuje w żaden sposób. I właśnie u kogoś takiego brak doświadczeń w ogóle by mi nie przeszkadzał.
Spróbuj całe życie żyć bez jakiejkolwiek bliskości. Zero szans na przytulenie kogoś, pocałowanie, zobaczenia filmu wieczorem, itp. Nie mówiąc o seksie.
Obawiam się, że źle wybrałeś adresata tego posta, bo ja z tych, co im było świetnie samym i nie szukały żadnego związku. Ale przyjmuję do wiadomości, że inni mają inaczej, przy czym ci inni też powinni przyjąć, że to właśnie może być jedną z rzeczy, które od nich odstraszają.
Obawiam się, że źle wybrałeś adresata tego posta, bo ja z tych, co im było świetnie samym i nie szukały żadnego związku. Ale przyjmuję do wiadomości, że inni mają inaczej, przy czym ci inni też powinni przyjąć, że to właśnie może być jedną z rzeczy, które od nich odstraszają.
No ja wiem, że to, że facet nigdy nie był w związku, a chciałby być, jest dla dziewczyn odstraszające. Nie ma nic straszniejszego niż facet bez doświadczenia, który chce się poczuć jak normalny człowiek chociaż przez chwilę xD No ale dziewczyny na to nie pozwolą.
No ja wiem, że to, że facet nigdy nie był w związku, a chciałby być, jest dla dziewczyn odstraszające. Nie ma nic straszniejszego niż facet bez doświadczenia, który chce się poczuć jak normalny człowiek chociaż przez chwilę xD No ale dziewczyny na to nie pozwolą.
No, no. Nawet się uśmiechnęłam pod nosem, może nie jesteś stracony dla świata?
I nie do końca. Nie ma nic straszniejszego niż facet, który potrzebuje kobiety, żeby "się poczuć jak normalny człowiek". Chcemy tych, którzy są normalni niezależnie od tego, czy są w związku czy nie.
MagdaLena1111 napisał/a:I powiedzieli Ci na tych studiach, że kobiety to sobie performensy robią przy użyciu prób samobójczych, ze ich problemy które je do takich kroków, sorki, performensów, pchają to nic poważnego, że można sobie te ich szopki odpuścić a zająć się poważnymi męskimi problemami?
Nie pisałem nic o robieniu przedstawień czy o bagatelizowaniu. Po prostu próba z definicji jest zwracaniem na siebie uwagi. My jesteśmy agresywniejsi i podchodzimy do tematu bardziej zadaniowo. Dlatego udaje nam się częściej.
Tylko skąd wiesz ile z tych prób, to była chęć zwrócenia na siebie uwagi, a ile rzeczywistym targnięciem się na swoje życie?
Skoro wiadomo, że kobiety podejmują dużo więcej prób samobójczych niż mężczyźni, ale więcej z nich jest nieskutecznych, to ile w tych nieskutecznych kobiecych targnięciach się na swoje życie jest chęci zwrócenia uwagi na swoje problemy, a ile nieskutecznych prób zakończenia swojego cierpienia w ten sposób?
Badałeś to może sam albo dysponujesz badaniami?
No i jak to się ma do tego, że kobiety chcąc ładnie wyglądać nawet po śmierci, wybierają takie metody, które z klucza są mniej skuteczne, także wtedy, gdy wybierają je mężczyźni?
I nie do końca. Nie ma nic straszniejszego niż facet, który potrzebuje kobiety, żeby "się poczuć jak normalny człowiek". Chcemy tych, którzy są normalni niezależnie od tego, czy są w związku czy nie.
Jasne. Chodzi mi o to, że każdy człowiek potrzebuje bliskości. Nie da się całe życie żyć w samotności. Może to być ok przez jakiś czas, ale nie przez całe życie.
SaraS napisał/a:I nie do końca. Nie ma nic straszniejszego niż facet, który potrzebuje kobiety, żeby "się poczuć jak normalny człowiek". Chcemy tych, którzy są normalni niezależnie od tego, czy są w związku czy nie.
Jasne. Chodzi mi o to, że każdy człowiek potrzebuje bliskości. Nie da się całe życie żyć w samotności. Może to być ok przez jakiś czas, ale nie przez całe życie.
Całe życie... Dramatycznie. Na razie to tu większość stosunkowo młodych narzeka na samotność, młodych na tyle, że pewnie i do połowy tego życia nie doszli.
I nie. Są ludzie, którym dobrze samym. I może być im też dobrze w związku, oczywiście. Chodzi o to, że ich szczęście nie jest od tego uzależnione. Chociaż, rzeczywiście, mam wrażenie, że tak jest częściej u kobiet, ale to też może być kwestia tego, że znam więcej starszych kobiet - singielek niż mężczyzn. Z drugiej strony są też przecież kobiety, które absolutnie muszą mieć faceta, byle jakiego, byle był, więc trudno powiedzieć. W każdym razie dziwnym trafem lepsze związki mają ci z pierwszej grupy.
Tylko skąd wiesz ile z tych prób, to była chęć zwrócenia na siebie uwagi, a ile rzeczywistym targnięciem się na swoje życie?
Nie stawia się takiego rozgraniczenia. Każdą próbę traktuje się poważnie. To nie teatrzyk.
Skoro wiadomo, że kobiety podejmują dużo więcej prób samobójczych niż mężczyźni, ale więcej z nich jest nieskutecznych, to ile w tych nieskutecznych kobiecych targnięciach się na swoje życie jest chęci zwrócenia uwagi na swoje problemy, a ile nieskutecznych prób zakończenia swojego cierpienia w ten sposób?
Jak pisałem - to nie teatrzyk. Każdą próbę traktuje się tak samo poważnie.
No i jak to się ma do tego, że kobiety chcąc ładnie wyglądać nawet po śmierci, wybierają takie metody, które z klucza są mniej skuteczne, także wtedy, gdy wybierają je mężczyźni?
Nijak. Na ten temat się nie wypowiadam.
Całe życie... Dramatycznie.
Na razie to tu większość stosunkowo młodych narzeka na samotność, młodych na tyle, że pewnie i do połowy tego życia nie doszli.
No tak, bo ja mając 32 lata nie mam prawa czuć się samotnie
Jack Sparrow napisał/a:SaraS napisał/a:Inaczej będzie odebrany prawiczek Raka, inaczej jakiś wystraszony, a inaczej facet, który sam nie robi z tego problemu i zachowuje się normalnie. Ten ostatni po prostu nie zrzuca odpowiedzialności na kobietę mimo braku doświadczenia i, powiedzmy, dobrze rokuje.
Zresztą, ja już gdzieś pisałam, mi by to nie przeszkadzało, dopóki facet normalny. Wielu moim koleżankom też. Jakieś "ale" pojawia się dopiero, jeśli rozmawiamy o możliwych konsekwencjach, z którymi facet nie próbowałby nic robić.
A ilu znasz 30letnich - normalnych - prawiczków?
Ech, trzeba było każdego kolegę pytać o doświadczenia seksualne, mogłabym lepiej odpowiedzieć na to pytanie.
Ale tak na szybko: znam czterech. Przy czym dwóch jest nie do końca normalnych, ale dziwność jednego w ogóle nie jest powiązana z brakiem seksu czy kobiety (on jej w ogóle nie szuka), a drugi to ten kumpel mojego partnera, który od zawsze wariował przy dziewczynach, kiedy prawiczkami byli wszyscy i z wiekiem podobno jest coraz lepiej (chociaż mi trudno uwierzyć, że mogło być gorzej xD), więc też trudno obwiniać o to brak seksu.
Natomiast co do pozostałej dwójki: są zupełnie normalni, jeden skupiony po prostu na karierze naukowej, ma koleżanki, zachowuje się przy kobietach zupełnie normalnie, po prostu żadna to nie ta właściwa jak na razie, ale też wydaje się, że jak już spotka tę, która go zainteresuje, to wcale nie będzie nieśmiałą beksą, tylko zachowa się jak każdy inny, może z tym dodatkiem, że na pewno chciałby ślubu w przyszłości i raczej by tego nie odwlekał. I ten drugi podobnie minus kariera naukowa, tzn. jakieś tam mu się podobały, nie wyszło, ale bez histerii, fajnie, jak się jakąś zainteresuje, bo generalnie to chciałby żonę i dzieci.
I co tych dwóch ostatnich odróżnia od panów z tego forum, to to, że nie są na tym braku seksu czy kobiety zafiksowani. Robią swoje, mają zainteresowania, znajomych itd., po prostu nie trafiła im się kobieta, z którą chcieliby być w związku, a nie pasują im żadne FWB czy inne ONS. To ich po prostu nie definiuje w żaden sposób. I właśnie u kogoś takiego brak doświadczeń w ogóle by mi nie przeszkadzał.
Ja też nie jestem zafiksowany na punkcie braku seksu, bo na tym mi nie zależy. Też robię swoje i mam zainteresowania. Różnica polega jedynie na tym, że oni mają jakieś powodzenie u kobiet i jak będą chcieli, to kogoś znajdą, ja natomiast nie mam szans na znalezienie partnerki, bo kobiety nie chcą nawet ze mną rozmawiać.
jakis_czlowiek napisał/a:No ja wiem, że to, że facet nigdy nie był w związku, a chciałby być, jest dla dziewczyn odstraszające. Nie ma nic straszniejszego niż facet bez doświadczenia, który chce się poczuć jak normalny człowiek chociaż przez chwilę xD No ale dziewczyny na to nie pozwolą.
No, no. Nawet się uśmiechnęłam pod nosem, może nie jesteś stracony dla świata?
I nie do końca. Nie ma nic straszniejszego niż facet, który potrzebuje kobiety, żeby "się poczuć jak normalny człowiek". Chcemy tych, którzy są normalni niezależnie od tego, czy są w związku czy nie.
A normalni = przystojni.
SaraS napisał/a:Całe życie... Dramatycznie.
Na razie to tu większość stosunkowo młodych narzeka na samotność, młodych na tyle, że pewnie i do połowy tego życia nie doszli.
No tak, bo ja mając 32 lata nie mam prawa czuć się samotnie
Ejże, to była odpowiedź na to: "Jasne. Chodzi mi o to, że każdy człowiek potrzebuje bliskości. Nie da się całe życie żyć w samotności. Może to być ok przez jakiś czas, ale nie przez całe życie". 32 lata to z reguły nie jest całe życie, ale jeżeli patrzeć na to tak, że obecny wiek dla każdego jest całym jego życiem, to jasne, niech i 18-latek pisze tak, jakby jego życie się kończyło.
A samotny może być każdy, niezależnie od wieku. Jednocześnie nie dla każdego singla brak związku równa się brakowi szczęścia.
A normalni = przystojni.
Nie. Normalni to ci, którzy nie jęczą całymi latami na forum, że nikt ich nie chce.
Raka napisał/a:A normalni = przystojni.
Nie. Normalni to ci, którzy nie jęczą całymi latami na forum, że nikt ich nie chce.
Nic nie poradzę, że mam dość samotności. Każdy by narzekał na moim miejscu.
Nie każdy.
SaraS napisał/a:Raka napisał/a:A normalni = przystojni.
Nie. Normalni to ci, którzy nie jęczą całymi latami na forum, że nikt ich nie chce.
Nic nie poradzę, że mam dość samotności. Każdy by narzekał na moim miejscu.
Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Nie. Normalni to ci, którzy nie jęczą całymi latami na forum, że nikt ich nie chce.
Nic nie poradzę, że mam dość samotności. Każdy by narzekał na moim miejscu.
Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.
Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Nic nie poradzę, że mam dość samotności. Każdy by narzekał na moim miejscu.
Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Mógłby narzekać na małe zarobki, albo na ludzi z pracy, na szefa, albo na zdrowie, czy relacje z rodzicami, czy na pogodę, albo na miasto, w którym mieszka, czy na sasiadow-l, albo na to, że chcialby juz mieć dzieci albo, że nie chce mieć dzieci, ludzie narzekają na różne rzeczy.
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Mógłby narzekać na małe zarobki, albo na ludzi z pracy, na szefa, albo na zdrowie, czy relacje z rodzicami, czy na pogodę, albo na miasto, w którym mieszka, czy na sasiadow-l, albo na to, że chcialby juz mieć dzieci albo, że nie chce mieć dzieci, ludzie narzekają na różne rzeczy.
Ok, ale to są rzeczy, na które ma wpływ. Może sobie trochę ponarzekać, ale nie cały czas.
rossanka napisał/a:rakastankielia napisał/a:Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Mógłby narzekać na małe zarobki, albo na ludzi z pracy, na szefa, albo na zdrowie, czy relacje z rodzicami, czy na pogodę, albo na miasto, w którym mieszka, czy na sasiadow-l, albo na to, że chcialby juz mieć dzieci albo, że nie chce mieć dzieci, ludzie narzekają na różne rzeczy.
Ok, ale to są rzeczy, na które ma wpływ. Może sobie trochę ponarzekać, ale nie cały czas.
No więc sobie narzeka.
Że nie ma wpływu na to, że np cierpi na astmę, albo, że nie mize zmienić miejsca zamieszkania, czy, że chciałby już dzieci, a małżonka jeszcze nie
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Nic nie poradzę, że mam dość samotności. Każdy by narzekał na moim miejscu.
Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Bo ze względu na chorobę genetyczną jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Wątpię, że dziewczyna i życie towarzyskie mu to rekompensują w pełni. Zabawne natomiast, że jest osobą, która mimo tego ma i tę dziewczynę, i życie towarzyskie, i dobre zarobki i w zasadzie wszystko, co mają inni, nie licząc zdrowia, oczywiście, a Ty zachowujesz się, jakbyś przegrał życie, bo - uwaga, uwaga - masz przeciętny wygląd.
Może jednak nie o wygląd chodzi, a o to, co sobą reprezentujesz? Ale nie, niemożliwe, po prostu nikt nie jest w stanie pojąć Twojej tragedii, czymże jest śmierć męża, strata dziecka, choroba i inne takie wobec przeciętnej facjaty. Wszyscy by narzekali, masz rację.
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Bo ze względu na chorobę genetyczną jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Wątpię, że dziewczyna i życie towarzyskie mu to rekompensują w pełni. Zabawne natomiast, że jest osobą, która mimo tego ma i tę dziewczynę, i życie towarzyskie, i dobre zarobki i w zasadzie wszystko, co mają inni, nie licząc zdrowia, oczywiście, a Ty zachowujesz się, jakbyś przegrał życie, bo - uwaga, uwaga - masz przeciętny wygląd.
Może jednak nie o wygląd chodzi, a o to, co sobą reprezentujesz? Ale nie, niemożliwe, po prostu nikt nie jest w stanie pojąć Twojej tragedii, czymże jest śmierć męża, strata dziecka, choroba i inne takie wobec przeciętnej facjaty. Wszyscy by narzekali, masz rację.
Ależ ja nie twierdzę, że choroba czy strata dziecka są mniej poważne od mojego problemu. Tylko że ani dobre zarobki, ani zdrowie, nie dadzą szczęścia, jeśli nie została spełniona podstawowa potrzeba, czyli potrzeba bliskości.
I nie twierdzę, że przegrałem życie, ale gdybym był brzydki, chory czy niepełnosprawny, to pogodziłbym się z samotnością, bo nie mógłbym od nikogo oczekiwać, że będzie mnie chciał. Ale ja jestem normalnym człowiekiem, wyglądam przeciętnie i mam wiele do zaoferowania. Kobieta, która byłaby ze mną w związku, byłaby najszczęśliwsza na świecie, już ja bym o to zadbał.
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Nie bycie singlem jest tragedią, a brak jakiejkolwiek bliskiej osoby.
Dlaczego Twój partner miałby narzekać, skoro ma dziewczynę i normalne życie towarzyskie?
Bo ze względu na chorobę genetyczną jest niepełnosprawny w stopniu znacznym. Wątpię, że dziewczyna i życie towarzyskie mu to rekompensują w pełni. Zabawne natomiast, że jest osobą, która mimo tego ma i tę dziewczynę, i życie towarzyskie, i dobre zarobki i w zasadzie wszystko, co mają inni, nie licząc zdrowia, oczywiście, a Ty zachowujesz się, jakbyś przegrał życie, bo - uwaga, uwaga - masz przeciętny wygląd.
Może jednak nie o wygląd chodzi, a o to, co sobą reprezentujesz? Ale nie, niemożliwe, po prostu nikt nie jest w stanie pojąć Twojej tragedii, czymże jest śmierć męża, strata dziecka, choroba i inne takie wobec przeciętnej facjaty. Wszyscy by narzekali, masz rację.Ależ ja nie twierdzę, że choroba czy strata dziecka są mniej poważne od mojego problemu. Tylko że ani dobre zarobki, ani zdrowie, nie dadzą szczęścia, jeśli nie została spełniona podstawowa potrzeba, czyli potrzeba bliskości.
I nie twierdzę, że przegrałem życie, ale gdybym był brzydki, chory czy niepełnosprawny, to pogodziłbym się z samotnością, bo nie mógłbym od nikogo oczekiwać, że będzie mnie chciał. Ale ja jestem normalnym człowiekiem, wyglądam przeciętnie i mam wiele do zaoferowania. Kobieta, która byłaby ze mną w związku, byłaby najszczęśliwsza na świecie, już ja bym o to zadbał.
Tu mi się zapala czerwona lampka: kobieta, z ktorą bys był byłaby najszczęśliwsza na świecie? Skąd ta pewność? Co byś takiego robil?
Ależ ja nie twierdzę, że choroba czy strata dziecka są mniej poważne od mojego problemu. Tylko że ani dobre zarobki, ani zdrowie, nie dadzą szczęścia, jeśli nie została spełniona podstawowa potrzeba, czyli potrzeba bliskości.
I nie twierdzę, że przegrałem życie, ale gdybym był brzydki, chory czy niepełnosprawny, to pogodziłbym się z samotnością, bo nie mógłbym od nikogo oczekiwać, że będzie mnie chciał. Ale ja jestem normalnym człowiekiem, wyglądam przeciętnie i mam wiele do zaoferowania. Kobieta, która byłaby ze mną w związku, byłaby najszczęśliwsza na świecie, już ja bym o to zadbał.
Raka, mi wbrew pozorom nie chodzi o porównywanie wagi problemów na zasadzie: "Twój nie jest poważny, więc się ciesz", bo jasne, to tak nie działa. Jak jestem głodna, to jestem i świadomość istnienia umierających z głodu ludzi nie poprawi mojego samopoczucia.
Mi chodzi o porównanie podejścia. Ty o swojej przeciętności jęczysz na forum od lat i uważasz, że to usprawiedliwione. Tymczasem są ludzie, którzy w gorszych sytuacjach mają, nie wiem, więcej determinacji, poczucia sprawczości itd. i dzięki temu sprawiają zupełnie inne wrażenie i są w stanie zrobić dużo więcej niż Ty, mimo że każdy z nich oddałby swoje problemy za Twój. Nie chodzi o wygląd sam w sobie, a o to, jak do tego podchodzisz.
rakastankielia napisał/a:Ależ ja nie twierdzę, że choroba czy strata dziecka są mniej poważne od mojego problemu. Tylko że ani dobre zarobki, ani zdrowie, nie dadzą szczęścia, jeśli nie została spełniona podstawowa potrzeba, czyli potrzeba bliskości.
I nie twierdzę, że przegrałem życie, ale gdybym był brzydki, chory czy niepełnosprawny, to pogodziłbym się z samotnością, bo nie mógłbym od nikogo oczekiwać, że będzie mnie chciał. Ale ja jestem normalnym człowiekiem, wyglądam przeciętnie i mam wiele do zaoferowania. Kobieta, która byłaby ze mną w związku, byłaby najszczęśliwsza na świecie, już ja bym o to zadbał.
Raka, mi wbrew pozorom nie chodzi o porównywanie wagi problemów na zasadzie: "Twój nie jest poważny, więc się ciesz", bo jasne, to tak nie działa. Jak jestem głodna, to jestem i świadomość istnienia umierających z głodu ludzi nie poprawi mojego samopoczucia.
Mi chodzi o porównanie podejścia. Ty o swojej przeciętności jęczysz na forum od lat i uważasz, że to usprawiedliwione. Tymczasem są ludzie, którzy w gorszych sytuacjach mają, nie wiem, więcej determinacji, poczucia sprawczości itd. i dzięki temu sprawiają zupełnie inne wrażenie i są w stanie zrobić dużo więcej niż Ty, mimo że każdy z nich oddałby swoje problemy za Twój. Nie chodzi o wygląd sam w sobie, a o to, jak do tego podchodzisz.
Ale co mi da determinacja czy poczucie sprawczości, skoro nie mam wpływu na to, że nie podobam się kobietom? Cokolwiek bym nie zrobił, choćbym nie wiadomo jak zdeterminowany był, to nie jestem w stanie tego zmienić.
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Ależ ja nie twierdzę, że choroba czy strata dziecka są mniej poważne od mojego problemu. Tylko że ani dobre zarobki, ani zdrowie, nie dadzą szczęścia, jeśli nie została spełniona podstawowa potrzeba, czyli potrzeba bliskości.
I nie twierdzę, że przegrałem życie, ale gdybym był brzydki, chory czy niepełnosprawny, to pogodziłbym się z samotnością, bo nie mógłbym od nikogo oczekiwać, że będzie mnie chciał. Ale ja jestem normalnym człowiekiem, wyglądam przeciętnie i mam wiele do zaoferowania. Kobieta, która byłaby ze mną w związku, byłaby najszczęśliwsza na świecie, już ja bym o to zadbał.
Raka, mi wbrew pozorom nie chodzi o porównywanie wagi problemów na zasadzie: "Twój nie jest poważny, więc się ciesz", bo jasne, to tak nie działa. Jak jestem głodna, to jestem i świadomość istnienia umierających z głodu ludzi nie poprawi mojego samopoczucia.
Mi chodzi o porównanie podejścia. Ty o swojej przeciętności jęczysz na forum od lat i uważasz, że to usprawiedliwione. Tymczasem są ludzie, którzy w gorszych sytuacjach mają, nie wiem, więcej determinacji, poczucia sprawczości itd. i dzięki temu sprawiają zupełnie inne wrażenie i są w stanie zrobić dużo więcej niż Ty, mimo że każdy z nich oddałby swoje problemy za Twój. Nie chodzi o wygląd sam w sobie, a o to, jak do tego podchodzisz.Ale co mi da determinacja czy poczucie sprawczości, skoro nie mam wpływu na to, że nie podobam się kobietom? Cokolwiek bym nie zrobił, choćbym nie wiadomo jak zdeterminowany był, to nie jestem w stanie tego zmienić.
A sa jakieś, którym sie podobaleś ale one Ci nie?
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Raka, mi wbrew pozorom nie chodzi o porównywanie wagi problemów na zasadzie: "Twój nie jest poważny, więc się ciesz", bo jasne, to tak nie działa. Jak jestem głodna, to jestem i świadomość istnienia umierających z głodu ludzi nie poprawi mojego samopoczucia.
Mi chodzi o porównanie podejścia. Ty o swojej przeciętności jęczysz na forum od lat i uważasz, że to usprawiedliwione. Tymczasem są ludzie, którzy w gorszych sytuacjach mają, nie wiem, więcej determinacji, poczucia sprawczości itd. i dzięki temu sprawiają zupełnie inne wrażenie i są w stanie zrobić dużo więcej niż Ty, mimo że każdy z nich oddałby swoje problemy za Twój. Nie chodzi o wygląd sam w sobie, a o to, jak do tego podchodzisz.Ale co mi da determinacja czy poczucie sprawczości, skoro nie mam wpływu na to, że nie podobam się kobietom? Cokolwiek bym nie zrobił, choćbym nie wiadomo jak zdeterminowany był, to nie jestem w stanie tego zmienić.
A sa jakieś, którym sie podobaleś ale one Ci nie?
Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.
No ale każdy inaczej podchodzi do różnych rzeczy. Sama pisałaś, że lubisz być sama i brak drugiej osoby to nie byłby problem dla Ciebie. Tylko że:
- ja mam 32 lata
- Ty wg opisu masz 30 (jeśli podałaś poprawne dane)
- z partnerem jesteś od 5 lat, więc gdy miałaś 25
- znasz go odkąd miałaś 20 lat
- zanim z nim byłaś też pewnie jakieś relacje miałaś, seks, przytulanie się, itp.
Więc sorki, ale tego nie da się porównać Bo nigdy de facto nie byłaś sama.
SaraS napisał/a:Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.No ale każdy inaczej podchodzi do różnych rzeczy. Sama pisałaś, że lubisz być sama i brak drugiej osoby to nie byłby problem dla Ciebie. Tylko że:
- ja mam 32 lata
- Ty wg opisu masz 30 (jeśli podałaś poprawne dane)
- z partnerem jesteś od 5 lat, więc gdy miałaś 25
- znasz go odkąd miałaś 20 lat
- zanim z nim byłaś też pewnie jakieś relacje miałaś, seks, przytulanie się, itp.Więc sorki, ale tego nie da się porównać
Bo nigdy de facto nie byłaś sama.
Mam 31, nie mogę przedstawić na telefonie, a nie chce mi się wchodzić z kompa.
Zanim z nim byłam, miałam jeden nastoletni związeczek i już wtedy - choć byłam raczej w tych sprawach postrzeloną małolatą - uznałam, że nie dla mnie relacje, o których z góry wiem, że nie chcę, by trwały do końca życia. Bo jasne, to nie tak, że nikim się później nie zainteresowałam, ale nigdy na tyle, żeby myśleć o jakimkolwiek związku. Więc w zasadzie tak, aż do związku z obecnym partnerem byłam sama i w ogóle nie myślałam o tym, że powinnam to zmienić czy coś. Ach, z seksem było podobnie, jak się przekonałam, że nie dla mnie seks bez miłości, to tak samo odpuściłam (ale to już kwestia demiseksualnosci, podejrzewam). Tulić to się mogłam tulić do przyjaciół, ale chyba nie o to Ci chodzi? Z typowo związkowych rzeczy to się całować lubiłam
, ale to też raczej w młodszych i głupszych latach praktykowałam.
Tak że dla mnie dziwne stwierdzenie, że nigdy nie byłam sama, skoro jedyny dojrzały związek zaczęłam, jak miałam 26 lat. Raka ma 24, a beczy od 4.
Natomiast: nie chodzi mi o to, jak kto odbiera samotność. Przyjmuję do wiadomości, że to przykre, tym bardziej jeśli się nie ma znajomych. Chodzi mi bardziej o reakcję na to. Wyobraź sobie, że do domu rodzinnego masz 10h z przesiadką, zabierasz ze sobą dwie olbrzymie walizki, psa i rower - ciężko, ale nie histeryzujesz, jest, jak jest. I spotykasz faceta, który do domu ma godzinkę busem, zabiera się z jedną średnią torbą, a przeżywa i smęci, że daleko, że ciężko, że gorąco, że nienawidzi, że... No może mu być ciężko? Może. Ale czy nie masz ochoty mu powiedzieć, żeby się puknął w głowę, że to nie żaden dramat, żeby się wziął garść i nie histeryzował?
Ale co mi da determinacja czy poczucie sprawczości, skoro nie mam wpływu na to, że nie podobam się kobietom? Cokolwiek bym nie zrobił, choćbym nie wiadomo jak zdeterminowany był, to nie jestem w stanie tego zmienić.
Zaczniesz działać, zamiast jęczeć. Zaczniesz sprawiać inne wrażenie. Zaczniesz się zmieniać i rozwijać, zamiast oczekiwać, że to inni się zmienią. Zaczniesz wykorzystywać to, co masz, i iść dalej, zamiast siedzieć ciągle w tym samym miejscu.
jakis_czlowiek napisał/a:SaraS napisał/a:Nie. Sorry, ale problem braku dziewczyny, chociaż zdominował Twoje życie, tak obiektywnie nie należy do największych dramatów i katastrof. Ludzie lepiej sobie radzą z większymi tragediami, nie marudzą tyle, mając poważniejsze problemy.
Ja już raz pisałam: znamy się z partnerem od 10 lat, jesteśmy razem od 5. Będąc z nim na co dzień, nie słyszałam nawet 1/100 jęków, jakie przeczytałam od Ciebie. Przecież i tu, na forum, można wskazać sporo osób, które przeżyły dużo gorsze rzeczy niż brak dziewczyny w wieku 20-24 lat i żadna z nich nie zachowuje się tak jak Ty. Weź Ty może w końcu wyjdź z tej bańki, w której bycie singlem jest tragedią godną tylu lat smętów, bo jedynie dla Ciebie jest to normalne i zrozumiałe.No ale każdy inaczej podchodzi do różnych rzeczy. Sama pisałaś, że lubisz być sama i brak drugiej osoby to nie byłby problem dla Ciebie. Tylko że:
- ja mam 32 lata
- Ty wg opisu masz 30 (jeśli podałaś poprawne dane)
- z partnerem jesteś od 5 lat, więc gdy miałaś 25
- znasz go odkąd miałaś 20 lat
- zanim z nim byłaś też pewnie jakieś relacje miałaś, seks, przytulanie się, itp.Więc sorki, ale tego nie da się porównać
Bo nigdy de facto nie byłaś sama.
Mam 31, nie mogę przedstawić na telefonie, a nie chce mi się wchodzić z kompa.
![]()
Zanim z nim byłam, miałam jeden nastoletni związeczek i już wtedy - choć byłam raczej w tych sprawach postrzeloną małolatą - uznałam, że nie dla mnie relacje, o których z góry wiem, że nie chcę, by trwały do końca życia. Bo jasne, to nie tak, że nikim się później nie zainteresowałam, ale nigdy na tyle, żeby myśleć o jakimkolwiek związku. Więc w zasadzie tak, aż do związku z obecnym partnerem byłam sama i w ogóle nie myślałam o tym, że powinnam to zmienić czy coś. Ach, z seksem było podobnie, jak się przekonałam, że nie dla mnie seks bez miłości, to tak samo odpuściłam (ale to już kwestia demiseksualnosci, podejrzewam). Tulić to się mogłam tulić do przyjaciół, ale chyba nie o to Ci chodzi?
Z typowo związkowych rzeczy to się całować lubiłam
, ale to też raczej w młodszych i głupszych latach praktykowałam.
Tak że dla mnie dziwne stwierdzenie, że nigdy nie byłam sama, skoro jedyny dojrzały związek zaczęłam, jak miałam 26 lat. Raka ma 24, a beczy od 4.Natomiast: nie chodzi mi o to, jak kto odbiera samotność. Przyjmuję do wiadomości, że to przykre, tym bardziej jeśli się nie ma znajomych. Chodzi mi bardziej o reakcję na to. Wyobraź sobie, że do domu rodzinnego masz 10h z przesiadką, zabierasz ze sobą dwie olbrzymie walizki, psa i rower - ciężko, ale nie histeryzujesz, jest, jak jest. I spotykasz faceta, który do domu ma godzinkę busem, zabiera się z jedną średnią torbą, a przeżywa i smęci, że daleko, że ciężko, że gorąco, że nienawidzi, że... No może mu być ciężko? Może. Ale czy nie masz ochoty mu powiedzieć, żeby się puknął w głowę, że to nie żaden dramat, żeby się wziął garść i nie histeryzował?
Raka napisał/a:Ale co mi da determinacja czy poczucie sprawczości, skoro nie mam wpływu na to, że nie podobam się kobietom? Cokolwiek bym nie zrobił, choćbym nie wiadomo jak zdeterminowany był, to nie jestem w stanie tego zmienić.
Zaczniesz działać, zamiast jęczeć. Zaczniesz sprawiać inne wrażenie. Zaczniesz się zmieniać i rozwijać, zamiast oczekiwać, że to inni się zmienią. Zaczniesz wykorzystywać to, co masz, i iść dalej, zamiast siedzieć ciągle w tym samym miejscu.
Ale ja cały czas działam i się rozwijam, natomiast nie ma to żadnego wpływu na powodzenie u kobiet, bo nadal żadnej się nie podobam.
A ja w innym temacie zadałam @rakastankielia pytania i oczywiście pozostało bez odpowiedzi.
rakastankielia napisał/a:To ma do rzeczy, że udowadnia, że jeśli dostanę szansę, to potrafię przekonać do siebie ludzi.
A co Ty robisz żeby tę szansę dostać?
I czy Ty np. dajesz szansę także tym dziewczynom, które na pierwszy rzut oka odrzucają Cię swoim wyglądem?
SaraS napisał/a:Zaczniesz działać, zamiast jęczeć. Zaczniesz sprawiać inne wrażenie. Zaczniesz się zmieniać i rozwijać, zamiast oczekiwać, że to inni się zmienią. Zaczniesz wykorzystywać to, co masz, i iść dalej, zamiast siedzieć ciągle w tym samym miejscu.
Ale ja cały czas działam i się rozwijam, natomiast nie ma to żadnego wpływu na powodzenie u kobiet, bo nadal żadnej się nie podobam.
Już Ci kiedyś napisałam: fajnie, że się rozwijasz, ale miałam na myśli rozwój i działania dotyczące relacji międzyludzkich. Skoro są osoby w dużo czarniejszej d... niż Ty, a dają radę, to jak w ogóle możesz uważać, że przeciętny wygląd jest czymś, co Tobie to uniemożliwia?
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Zaczniesz działać, zamiast jęczeć. Zaczniesz sprawiać inne wrażenie. Zaczniesz się zmieniać i rozwijać, zamiast oczekiwać, że to inni się zmienią. Zaczniesz wykorzystywać to, co masz, i iść dalej, zamiast siedzieć ciągle w tym samym miejscu.
Ale ja cały czas działam i się rozwijam, natomiast nie ma to żadnego wpływu na powodzenie u kobiet, bo nadal żadnej się nie podobam.
Już Ci kiedyś napisałam: fajnie, że się rozwijasz, ale miałam na myśli rozwój i działania dotyczące relacji międzyludzkich. Skoro są osoby w dużo czarniejszej d... niż Ty, a dają radę, to jak w ogóle możesz uważać, że przeciętny wygląd jest czymś, co Tobie to uniemożliwia?
Ale jak mam się rozwijać pod kątem relacji międzyludzkich, skoro potrzebuję do tego drugiej osoby, czyli właśnie tej szansy? Na psychoterapię w najbliższym czasie zamierzam się wybrać.
SaraS napisał/a:rakastankielia napisał/a:Ale ja cały czas działam i się rozwijam, natomiast nie ma to żadnego wpływu na powodzenie u kobiet, bo nadal żadnej się nie podobam.
Już Ci kiedyś napisałam: fajnie, że się rozwijasz, ale miałam na myśli rozwój i działania dotyczące relacji międzyludzkich. Skoro są osoby w dużo czarniejszej d... niż Ty, a dają radę, to jak w ogóle możesz uważać, że przeciętny wygląd jest czymś, co Tobie to uniemożliwia?
Ale jak mam się rozwijać pod kątem relacji międzyludzkich, skoro potrzebuję do tego drugiej osoby, czyli właśnie tej szansy? Na psychoterapię w najbliższym czasie zamierzam się wybrać.
Dlatego że relacje międzyludzkie nie polegają na dawaniu szansy. Liczy się pierwsze wrażenie, które bywa decydujące, i albo jesteśmy zainteresowani rozwijaniem znajomości albo nie. Pierwsze negatywne wrażenie w relacjach towarzyskich trudno jest potem zatrzeć. Nie mówiąc o tym, że zazwyczaj wrażenia te bywają mocno subiektywne, do których to subiektywnych oceń ludzie po prostu mają prawo.
Ale jak mam się rozwijać pod kątem relacji międzyludzkich, skoro potrzebuję do tego drugiej osoby, czyli właśnie tej szansy? Na psychoterapię w najbliższym czasie zamierzam się wybrać.
Znasz kluby Toastmasters?
rakastankielia napisał/a:SaraS napisał/a:Już Ci kiedyś napisałam: fajnie, że się rozwijasz, ale miałam na myśli rozwój i działania dotyczące relacji międzyludzkich. Skoro są osoby w dużo czarniejszej d... niż Ty, a dają radę, to jak w ogóle możesz uważać, że przeciętny wygląd jest czymś, co Tobie to uniemożliwia?
Ale jak mam się rozwijać pod kątem relacji międzyludzkich, skoro potrzebuję do tego drugiej osoby, czyli właśnie tej szansy? Na psychoterapię w najbliższym czasie zamierzam się wybrać.
Dlatego że relacje międzyludzkie nie polegają na dawaniu szansy. Liczy się pierwsze wrażenie, które bywa decydujące, i albo jesteśmy zainteresowani rozwijaniem znajomości albo nie. Pierwsze negatywne wrażenie w relacjach towarzyskich trudno jest potem zatrzeć. Nie mówiąc o tym, że zazwyczaj wrażenia te bywają mocno subiektywne, do których to subiektywnych oceń ludzie po prostu mają prawo.
W takim razie co mogę zrobić, by sprawiać lepsze wrażenie? Jak nad tym pracować?
Przede wszystkim pogodzić się z tym, że możesz robić rzeczy, które odrzucają od Ciebie ludzi, przyjąć do wiadomości, że może to nie o wygląd chodzi. I ja Ci już tyle razy wypisywałam, co się na to składa, że nie chce mi się powtarzać. Tym bardziej, że inni użytkownicy zwracali Ci uwagę na to samo.
I zastanowić się nad tym, ale tak wiesz, uczciwie i dla siebie, a nie żeby zaraz zameldować na forum. Co z tych rzeczy może nie grać u Ciebie? Dlaczego? Jak możesz nad tym pracować?
Mam 31, nie mogę przedstawić na telefonie, a nie chce mi się wchodzić z kompa.
A to przepraszam Panią za to pomówienie. Fakt, ten jeden rok różnicy zmienia w uj dużo xDD
Zanim z nim byłam, miałam jeden nastoletni związeczek i już wtedy - choć byłam raczej w tych sprawach postrzeloną małolatą - uznałam, że nie dla mnie relacje, o których z góry wiem, że nie chcę, by trwały do końca życia. Bo jasne, to nie tak, że nikim się później nie zainteresowałam, ale nigdy na tyle, żeby myśleć o jakimkolwiek związku. Więc w zasadzie tak, aż do związku z obecnym partnerem byłam sama i w ogóle nie myślałam o tym, że powinnam to zmienić czy coś. Ach, z seksem było podobnie, jak się przekonałam, że nie dla mnie seks bez miłości, to tak samo odpuściłam (ale to już kwestia demiseksualnosci, podejrzewam). Tulić to się mogłam tulić do przyjaciół, ale chyba nie o to Ci chodzi?
Z typowo związkowych rzeczy to się całować lubiłam
, ale to też raczej w młodszych i głupszych latach praktykowałam.
Tak że dla mnie dziwne stwierdzenie, że nigdy nie byłam sama, skoro jedyny dojrzały związek zaczęłam, jak miałam 26 lat.
No czyli całkiem spore doświadczenie masz jak na osobę, której wcale na związkach nie zależy.
Raka ma 24, a beczy od 4.
Nom, tu się zgodzę, że ja mam większe prawo marudzić niż on xD
Nie ma czegoś takiego jak mniejsze i większe problemy. Wszystko zależy od konkretnej osoby, dla jednego te 10h drogi do domu rodzinnego nie będzie problemem, a dla drugiego 1h nim będzie. Oczywiście są pewne granice i zgadzam się, że sytuacje takie jak śmierć dziecka czy ciężka choroba są na zdecydowanie wyższym poziomie. Jednak są ludzie, którzy mimo choroby mają w życiu wiele rzeczy, których nie mają ludzie całkowicie zdrowi. Świat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie będzie jednak nie można mówić, że ktoś nie ma prawa płakać czy narzekać na swój los bo inni mają gorzej. Wszystko zależy od człowieka, dla jednego samotność będzie największą tragedią, a dla drugiego będzie to śmierć członka rodziny i nie ma sensu tu rozróżniać co jest większym problemem, a co mniejszym bo ci dwaj nawet się nie znają i nie wiedzą o swoich problemach, a my tylko patrzymy z boku i też ich nie znamy.
SaraS napisał/a:Raka ma 24, a beczy od 4.
Nom, tu się zgodzę, że ja mam większe prawo marudzić niż on xD
Nie, bo ja mam większe prawo marudzić
jakis_czlowiek napisał/a:SaraS napisał/a:Raka ma 24, a beczy od 4.
Nom, tu się zgodzę, że ja mam większe prawo marudzić niż on xD
Nie, bo ja mam większe prawo marudzić
Ty jesteś kobietą, więc jakbyś chciała, to w związku byś była. Ale nie chciałaś
Nie, to było praktycznie zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o związki, na moment, w którym w ten związek weszłam. Różnica jest tylko taka, że ja miałam okazję, ale z niej nie korzystałam.
Poza tym to w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Chodziło o to, że ludzie z o wiele większymi problemami (i przecież nie miałam tu na myśli siebie, żeby wskazywać moje niesamowite doświadczenie w związkach ) nie odstawiają takich cyrków, radzą sobie dużo lepiej, mają związki, rodziny itd., więc tym bardziej przeciętny wygląd nie jest czymś, co automatycznie z tych związków wyklucza. To raczej kwestia charakteru i sposobu bycia, a jeśli mowa o problematycznych kwestiach - determinacji, żeby rozwiązać/obejść problem albo choćby zrobić tyle, ile się da, mimo tego problemu. Oczywiście, Raka tego nie przyjmie.
A na nieszczęście dla niego każdy zna chyba kogoś z problemem poważniejszym niż przeciętny wygląd i jednocześnie radzącego sobie lepiej, więc nikt się nie będzie nad nim litował i dawał mu szans, bo on taki pokrzywdzony.
Nie, to było praktycznie zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o związki, na moment, w którym w ten związek weszłam. Różnica jest tylko taka, że ja miałam okazję, ale z niej nie korzystałam.
Poza tym to w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Chodziło o to, że ludzie z o wiele większymi problemami (i przecież nie miałam tu na myśli siebie, żeby wskazywać moje niesamowite doświadczenie w związkach
) nie odstawiają takich cyrków, radzą sobie dużo lepiej, mają związki, rodziny itd., więc tym bardziej przeciętny wygląd nie jest czymś, co automatycznie z tych związków wyklucza. To raczej kwestia charakteru i sposobu bycia, a jeśli mowa o problematycznych kwestiach - determinacji, żeby rozwiązać/obejść problem albo choćby zrobić tyle, ile się da, mimo tego problemu. Oczywiście, Raka tego nie przyjmie.
A na nieszczęście dla niego każdy zna chyba kogoś z problemem poważniejszym niż przeciętny wygląd i jednocześnie radzącego sobie lepiej, więc nikt się nie będzie nad nim litował i dawał mu szans, bo on taki pokrzywdzony.
Ale ja jestem zdeterminowany, żeby w związku być i robię wszystko, co się da, tylko że nie jestem w stanie nic zrobić, bo nie dostaję szans na wykazanie się.
Ale rozumiesz, że nikt nikomu ot tak nie daje szans? Innym ludziom tak samo? Że relacje nie polegają na tym, żeby ktoś Ci dał szansę?
Ale rozumiesz, że nikt nikomu ot tak nie daje szans? Innym ludziom tak samo? Że relacje nie polegają na tym, żeby ktoś Ci dał szansę?
No ale jakoś się ludzie poznają, prawda? Spotykają się gdzieś po raz pierwszy, czy to w internecie na jakiejś grupce, czy na imprezie ze wspólnymi znajomymi, czy na studiach, czy na jakimś wydarzeniu związanym z zainteresowaniami, ale spotykają się, zaczynają rozmawiać i nawiązuje się relacja. A ze mną rozmawiać nie chcą, więc ta relacja nie ma szans się stworzyć.
Aż musiałam sprawdzić czy to ja mam omamy, czy rzeczywiście gdzie nie wejdę, tam te same tematy. No ileż można, Raka?
Nie, to było praktycznie zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o związki, na moment, w którym w ten związek weszłam. Różnica jest tylko taka, że ja miałam okazję, ale z niej nie korzystałam.
Hah, zależy od punktu widzenia. Dla Ciebie to "prawie zerowe", a dla mnie to coś, o czym na ja nawet marzyć nie mogę.
Poza tym to w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Chodziło o to, że ludzie z o wiele większymi problemami (i przecież nie miałam tu na myśli siebie, żeby wskazywać moje niesamowite doświadczenie w związkach
) nie odstawiają takich cyrków, radzą sobie dużo lepiej, mają związki, rodziny itd., więc tym bardziej przeciętny wygląd nie jest czymś, co automatycznie z tych związków wyklucza. To raczej kwestia charakteru i sposobu bycia, a jeśli mowa o problematycznych kwestiach - determinacji, żeby rozwiązać/obejść problem albo choćby zrobić tyle, ile się da, mimo tego problemu. Oczywiście, Raka tego nie przyjmie.
A na nieszczęście dla niego każdy zna chyba kogoś z problemem poważniejszym niż przeciętny wygląd i jednocześnie radzącego sobie lepiej, więc nikt się nie będzie nad nim litował i dawał mu szans, bo on taki pokrzywdzony.
Przeciętny wygląd nie wyklucza automatycznie, ale jest jedną z rzeczy, które mogą spowodować to wykluczenie.
A co do determinacji. Jakim cudem np. ja mam ją mieć? Skoro za każdym razem słyszę, że (lub jestem za to skreślany):
- się nie nadaję, bo mam problemy (np. depresja, nerwica)
- nie mam doświadczenia w związkach, a tacy nie interesują dziewczyn
- nie mam prawka, czyli też nie jestem w kręgu zainteresowań
- jestem nudny, dziewczyny nie lubią introwertyków
- itd.
Zawsze będzie coś, co mnie skreśli.
Aż musiałam sprawdzić czy to ja mam omamy, czy rzeczywiście gdzie nie wejdę, tam te same tematy. No ileż można, Raka?
No co ja poradzę, że prędzej czy później i tak każdy temat sprowadzi się do jednego?
SaraS napisał/a:Nie, to było praktycznie zerowe doświadczenie, jeśli chodzi o związki, na moment, w którym w ten związek weszłam. Różnica jest tylko taka, że ja miałam okazję, ale z niej nie korzystałam.
Hah, zależy od punktu widzenia. Dla Ciebie to "prawie zerowe", a dla mnie to coś, o czym na ja nawet marzyć nie mogę.
SaraS napisał/a:Poza tym to w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Chodziło o to, że ludzie z o wiele większymi problemami (i przecież nie miałam tu na myśli siebie, żeby wskazywać moje niesamowite doświadczenie w związkach
) nie odstawiają takich cyrków, radzą sobie dużo lepiej, mają związki, rodziny itd., więc tym bardziej przeciętny wygląd nie jest czymś, co automatycznie z tych związków wyklucza. To raczej kwestia charakteru i sposobu bycia, a jeśli mowa o problematycznych kwestiach - determinacji, żeby rozwiązać/obejść problem albo choćby zrobić tyle, ile się da, mimo tego problemu. Oczywiście, Raka tego nie przyjmie.
A na nieszczęście dla niego każdy zna chyba kogoś z problemem poważniejszym niż przeciętny wygląd i jednocześnie radzącego sobie lepiej, więc nikt się nie będzie nad nim litował i dawał mu szans, bo on taki pokrzywdzony.
Przeciętny wygląd nie wyklucza automatycznie, ale jest jedną z rzeczy, które mogą spowodować to wykluczenie.
A co do determinacji. Jakim cudem np. ja mam ją mieć? Skoro za każdym razem słyszę, że (lub jestem za to skreślany):
- się nie nadaję, bo mam problemy (np. depresja, nerwica)
- nie mam doświadczenia w związkach, a tacy nie interesują dziewczyn
- nie mam prawka, czyli też nie jestem w kręgu zainteresowań
- jestem nudny, dziewczyny nie lubią introwertyków
- itd.Zawsze będzie coś, co mnie skreśli.
Zostaje się z tym pogodzić, tyle
No co ja poradzę, że prędzej czy później i tak każdy temat sprowadzi się do jednego?
Nie, to Ty go do tego sprowadzasz. To jest jedyne, co masz do powiedzenia bez względu na temat, w którym się wypowiadasz. Zresztą Jakiś czy Rumunski mają tak samo.
rakastankielia napisał/a:No co ja poradzę, że prędzej czy później i tak każdy temat sprowadzi się do jednego?
Nie, to Ty go do tego sprowadzasz. To jest jedyne, co masz do powiedzenia bez względu na temat, w którym się wypowiadasz. Zresztą Jakiś czy Rumunski mają tak samo.
Nie, ja tylko odpowiadam na wasze wpisy Mam wiele do powiedzenia, ale to jest jednak forum głównie na temat relacji, a wiadomo jak to u mnie wygląda
Nie, nie odpowiadasz tylko na wpisy. Już nie zlicze ile razy był jakiś zupełnie nowy temat, ktoś opisywał swój problem czy przemyślenia, ludzie coś tam odpisywali a Ty wbijaleś ni z gruchy ni z pietruchy i robiłeś jakaś wstawki bardzo ewidentnie nawiązujące do samego siebie, "no bo dziewczyny patrzą tylko na wygląd spójrzcie tylko na mój przypadek", czy coś w tym stylu. Takie coś naprawdę ciężko określić jako "ja jedynie odpisuje na wasze posty"
Nie ma czegoś takiego jak mniejsze i większe problemy. Wszystko zależy od konkretnej osoby, dla jednego te 10h drogi do domu rodzinnego nie będzie problemem, a dla drugiego 1h nim będzie. Oczywiście są pewne granice i zgadzam się, że sytuacje takie jak śmierć dziecka czy ciężka choroba są na zdecydowanie wyższym poziomie
Czyli nie ma czegoś takiego, a w kolejnych zdaniach piszesz, ze jednak jest.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Czego pragną kobiety?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024