Mój narzeczony ma raka - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mój narzeczony ma raka

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 247 ]

131

Odp: Mój narzeczony ma raka
Salomonka napisał/a:

Właśnie teraz twój narzeczony potrzebuje cię najbardziej, więc nie dramatyzuj i nie roztkliwiaj się nad sobą tylko skoncentruj się na tym, aby dać mu maximum wsparcia. Jeśli nie potrafisz, to chociaż nie okazuj mu swojego załamania i poszukaj pomocy specjalisty. On teraz na pewno najmniej w świecie potrzebuje twoich łez i dołów psychicznych, sam jak to opisałaś jakoś sobie radzi.

Poza tym, dziś rak to nie wyrok, wielu osobom udaje się z tego wyjść obronną ręką i powinnaś wierzyć, że i jemu się uda.
Trzymaj się.

Chcę mu dać wsparcie. Kocham go.
On się czuje dobrze fizycznie i psychicznie. Ten rak nie dał mu żadnych objawów. Totalnie żadnych, poza lekko powiększonymi węzłami. Nawet tego nie widać, tylko wyczuwalne jest. Tak powiększone węzły to i ja często mam (ale od gardła). Nic go nie boli. Nie ma duszności, gorączki, no nic.

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Mój narzeczony ma raka

A co właściwie stoi na przeszkodzie, żebyście dalej planowali ten ślub?

133

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:

A co właściwie stoi na przeszkodzie, żebyście dalej planowali ten ślub?

Chlać mu nie wolno big_smile
A bezalkoholowego nie planowaliśmy big_smile

A tak poważnie - na czas jego leczenia ja też nie będę ani popijać, ani popalać (niczego big_smile ). Na dobre mi wyjdzie, i tak piłam zbyt często (mało, ale często, z 3-4 razy w tygodniu). A jemu będzie łatwiej.

Tak czy siak. Sal nie ma tak na szybko.
My oboje się wahaliśmy od skrajności do skrajności - szybki cichy ślub gdzieś nad morzem z samymi świadkami i szok dla wszystkich albo wesele z wielką pompą. No, on lubi pojechać po całości. Albo w jedną, albo w drugą.

Możemy wybrać opcję pierwszą. Lubię, jak do mnie mówi, używając swojego nazwiska. Chciałabym, żeby już wszyscy tak robili big_smile

134

Odp: Mój narzeczony ma raka

Nie był to zły dzień tak finalnie. Ostatecznie posprzątane, ogarnęłam się, nawet tapetę zrobiłam i sukienkę ubrałam. Niby nieistotne, a jednak. Taka odmiana od ostatnich dni - w końcu otoczenie i ja zaczęliśmy wyglądać jak zawsze. Aż się zdziwiłam, jak ogromny wpływ takie pierdoły mają na stan psychiczny człowieka. Będę pamiętać.

Obejrzeliśmy film, poprzytulaliśmy się. To ostatnie było nam obojgu potrzebne. Od ostatecznej diagnozy nie było między nami żadnej bliskości fizycznej. W sumie to chyba oboje poczuliśmy ulgę. Pogadaliśmy trochę o tym też. Wcześniej nie rozmawialiśmy tak szczegółowo. Rokowania ma pomyślne. 8 na 10 pacjentów w tym stadium nigdy nie ma nawrotów. Nie ma żadnych chorób współinstniejących, jest młody, wysportowany, nie ma ani nadwagi ani niedowagi. Nie ma chorego serca (ponoć duża przeszkoda przy leczeniu).
Pogadaliśmy też o tym, że trzeba żyć normalnie. Te problemy, które mamy teraz (niezwiązane ze zdrowiem, w sumie niezwiązane z naszym życiem prywatnym, ale mające na  wpływ) nie znikną i musimy się z nimi mierzyć. Nikt nam tam nie da taryfy ulgowej. On chce pracować na tyle normalnie, na ile się tylko da.

Heh, jak on ma mocno wbite w głowę, że facet musi być silny i ma się opiekować kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno.

135

Odp: Mój narzeczony ma raka
kocjamadka2 napisał/a:

Heh, jak on ma mocno wbite w głowę, że facet musi być silny i ma się opiekować kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno.

Jako że temat nie jest mi obcy, z uwagą przeczytałam cały wątek i wszystkie wypowiedzi. Niemal od początku aż do teraz chcę zadać Ci jedno pytanie: jak sądzisz, gdyby on nie był tak dobrze nastawiony, nie był optymistą, nie czuł się tak, jakby żadnego raka nie miał, to jak obecnie wyglądałaby Wasza codzienność?
Przepraszam, że to napiszę, ale moim zdaniem siedzielibyście razem i wzajemnie ściągali się w dół, choć to niczemu ani nikomu NIE służy.

Ja naprawdę rozumiem Twoje emocje, ale równocześnie uważam, że powinnaś być mu partnerką, przy której w razie potrzeby będzie mógł czuć się bezpiecznie. Głęboko wierzę, że narzeczony się wyleczy, tym bardziej, że dosyć mocno siedzę w temacie i wiem, że obecnie chłoniak Hodgkina jest uleczalny, zresztą osobiście znam osoby, które albo są zdrowe, albo żyją z nim od wielu lat, jednak po drodze mogą pojawić się różne sytuacje, a wtedy to TY będziesz musiała się nim zaopiekować. Tak z ręką na sercu - jesteś na to gotowa?

136

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:

A co właściwie stoi na przeszkodzie, żebyście dalej planowali ten ślub?

Chlać mu nie wolno big_smile
A bezalkoholowego nie planowaliśmy big_smile

A tak poważnie - na czas jego leczenia ja też nie będę ani popijać, ani popalać (niczego big_smile ). Na dobre mi wyjdzie, i tak piłam zbyt często (mało, ale często, z 3-4 razy w tygodniu). A jemu będzie łatwiej.

Tak czy siak. Sal nie ma tak na szybko.
My oboje się wahaliśmy od skrajności do skrajności - szybki cichy ślub gdzieś nad morzem z samymi świadkami i szok dla wszystkich albo wesele z wielką pompą. No, on lubi pojechać po całości. Albo w jedną, albo w drugą.

Możemy wybrać opcję pierwszą. Lubię, jak do mnie mówi, używając swojego nazwiska. Chciałabym, żeby już wszyscy tak robili big_smile

Niestety, ale masz zadatki na alkoholiczkę, partner pewnie podobnie, więc macie okazję zerwać z nałogami, nie tylko na czas choroby.
A ślub zrobić cichy, bez alkoholu, myślę, że partner zmieni nastawienie... bo dopiero choroba "pozwala" na zerwanie z nałogami, tylko często jest już za późno.

Masz teraz okazję do refleksji, czy warto niszczyć sobie zdrowie...

137

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Rozumiem jak jest ci ciężko. Życie bywa okrutne i niesprawiedliwe. Choroba się już zdarzyła i nie była twoją winą. Teraz do tego trzeba stanąć. Może psycholog jest dobrym pomysłem? Pójdziesz wygadasz się, wyplaczesz. Twój facet potrzebuje teraz normalności. To jest trudne, ale tak na logike: w czym pomaga twój zły humor i płacze i histerie?

138

Odp: Mój narzeczony ma raka
wieka napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:

A co właściwie stoi na przeszkodzie, żebyście dalej planowali ten ślub?

Chlać mu nie wolno big_smile
A bezalkoholowego nie planowaliśmy big_smile

A tak poważnie - na czas jego leczenia ja też nie będę ani popijać, ani popalać (niczego big_smile ). Na dobre mi wyjdzie, i tak piłam zbyt często (mało, ale często, z 3-4 razy w tygodniu). A jemu będzie łatwiej.

Tak czy siak. Sal nie ma tak na szybko.
My oboje się wahaliśmy od skrajności do skrajności - szybki cichy ślub gdzieś nad morzem z samymi świadkami i szok dla wszystkich albo wesele z wielką pompą. No, on lubi pojechać po całości. Albo w jedną, albo w drugą.

Możemy wybrać opcję pierwszą. Lubię, jak do mnie mówi, używając swojego nazwiska. Chciałabym, żeby już wszyscy tak robili big_smile

Niestety, ale masz zadatki na alkoholiczkę, partner pewnie podobnie, więc macie okazję zerwać z nałogami, nie tylko na czas choroby.
A ślub zrobić cichy, bez alkoholu, myślę, że partner zmieni nastawienie... bo dopiero choroba "pozwala" na zerwanie z nałogami, tylko często jest już za późno.

Masz teraz okazję do refleksji, czy warto niszczyć sobie zdrowie...

Nie diagnozuj nas przez internet, prosze.
Ja pije rownowartosc 2-3 piw w ciagu calego tygodnia. Nie pisalam nic o jego piciu. On nie pije duzo, bo duzo jezdzi autem. Nie mam problemu zeby nie pic przez pol roku czy rok. Bez jaj. Poza tym to jest duzy chlopiec. Wysoki w sensie.

Cichy slub to on chcial zrobic, ale wcale nie ze wzgledu na alkohol. Chcial go zrobic bez rodzicow. Nie ze ich nie lubi, po prostu chcial zrobic wrazenie big_smile on tak ma. Uwielbia kontrowersyjne akcje. Cos tam ostatnio mowil, ze jak czlowiek nie ma wrogow, to znaczy ze nic w zyciu nie robi porzadnie.

139

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:
kocjamadka2 napisał/a:

Heh, jak on ma mocno wbite w głowę, że facet musi być silny i ma się opiekować kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno.

Jako że temat nie jest mi obcy, z uwagą przeczytałam cały wątek i wszystkie wypowiedzi. Niemal od początku aż do teraz chcę zadać Ci jedno pytanie: jak sądzisz, gdyby on nie był tak dobrze nastawiony, nie był optymistą, nie czuł się tak, jakby żadnego raka nie miał, to jak obecnie wyglądałaby Wasza codzienność?
Przepraszam, że to napiszę, ale moim zdaniem siedzielibyście razem i wzajemnie ściągali się w dół, choć to niczemu ani nikomu NIE służy.

Ja naprawdę rozumiem Twoje emocje, ale równocześnie uważam, że powinnaś być mu partnerką, przy której w razie potrzeby będzie mógł czuć się bezpiecznie. Głęboko wierzę, że narzeczony się wyleczy, tym bardziej, że dosyć mocno siedzę w temacie i wiem, że obecnie chłoniak Hodgkina jest uleczalny, zresztą osobiście znam osoby, które albo są zdrowe, albo żyją z nim od wielu lat, jednak po drodze mogą pojawić się różne sytuacje, a wtedy to TY będziesz musiała się nim zaopiekować. Tak z ręką na sercu - jesteś na to gotowa?

Tak, chce mu pomoc i jestem gotowa. O moim bylym bym tego nie powiedziala, ale o nim tak.

140

Odp: Mój narzeczony ma raka

Wiedz/pamiętaj, że nieładowane akumulatory wyczerpują się. Lampka Twego akumulatora od jakiegoś czasu świeci czerwonym światłem; znajdź w swym realnym świecie stałe źródło zasilania.

141

Odp: Mój narzeczony ma raka
Violette napisał/a:

Współczuje autorko, bo na bank jesteś w totalnej rozsypce.
Widzę, że - tak jak to zwykle bywa na forach, jak pojawia się ktoś Z PRAWDZIWYM problemem, dostaje dodatkowe kopniaki "bo dobre rady to nie klepanie po pleckach", od osób, ktore w tematach błahych, gdzie autor jest w danej sytuacji wyłącznie na swoje życzenie przyjmuja role największych obrońców, empatów i mają za nic racjonalne podejście. Cóż... witamy w internecie wink


Ale nie przejmuj się, bo znajdzie sie kilka mądrych jednostek, którym inteligencja pomaga rozrożniać te przypadki i nie będą Cie dobijać.

Moja "rada" jest taka, że nikt nie ma prawa Ci wkręcać, że musisz być jakimś Herosem w tej sytuacji i być silna za dwoje. Czyli zwróc sie koniecznie po pomoc i wsparcie najlepiej do doświadczonego psychologa. Jest to sytuacja z tzw. kryzysowych i tu nie zawsze wystarczy wygadac sie koleżance, która pokiwa głową. Potrzebujesz kogoś,kto wie jak w sytuacji kryzysu pokierować osobami, które współuczestniczą i przechodzą swego rodzaju traumę właśnie przez brak wiedzy jak sobie poradzić, żeby się nie załamać zupełnie, kiedy ta druga osoba oczekuje wsparcia. Odczuwaja silny dysonans między oczekiwaniami w swoim kierunku, a tym co czują w związku z bezradnością, tez na polu emocjonalnym.

Także poszukaj autorko takiego rozwiązania, bo możesz odwlec pewne etapy w czasie, ale kryzys przyjdzie wcześniej czy później i dobrze będzie, dla was obojga, jak będziesz wiedziała jak w takich chwilach nim "zarządzać", na miarę możliwości.

Zauważyłam to w życiu. Jak ludzie są w rozsypce, bo nabiorą chwilówek, to inni pocieszają. A przecież wiedzieli, co biorą.

142

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Wiedz/pamiętaj, że nieładowane akumulatory wyczerpują się. Lampka Twego akumulatora od jakiegoś czasu świeci czerwonym światłem; znajdź w swym realnym świecie stałe źródło zasilania.

Moje akumulatory jadą na oparach od dawna. Z zupełnie innych powodów.

ALE! Ktoś nam ciepnął na ogród małego kotka. Bo nie wierzę, że miesięczny maluch sam przyszedł. Naładujemy akumulatory. Uroczy jest.

143

Odp: Mój narzeczony ma raka

Drze sie strasznie. Ło jezu.

144

Odp: Mój narzeczony ma raka

Nienaładowany. big_smile

145

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Nienaładowany. big_smile

Naładujemy big_smile

146

Odp: Mój narzeczony ma raka
Violette napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Zauważyłam to w życiu. Jak ludzie są w rozsypce, bo nabiorą chwilówek, to inni pocieszają. A przecież wiedzieli, co biorą.

To też. Ale miałam na myśli sytuacje, gdzie jakiś ociężały umysłowo facet, robi z siebie pośmiewisko rozpaczając za związkiem, który tak naprawdę był zwykłym układem, z którego laska czerpała korzyści materialne, po czym sie zawineła jak odkryła , że od innego wyciągnie więcej. Wiesz jakie taki rozpaczający przygłup potrafi wzbudzic współczucie u niektórych madek Polek? Tragikomedia big_smile

Ja odeszłam od faceta, który był ode mnie starszy, mocno ustabilizowany finansowo, porządnie wykształcony (i piekielnie nudny) i związałam się ze swoim obecnym facetem, młodszym ode mnie. Nikt nie rozumiał. Na czele z moją matką.

147

Odp: Mój narzeczony ma raka
Violette napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Ja odeszłam od faceta, który był ode mnie starszy, mocno ustabilizowany finansowo, porządnie wykształcony (i piekielnie nudny) i związałam się ze swoim obecnym facetem, młodszym ode mnie. Nikt nie rozumiał. Na czele z moją matką.

Sama kasa nie ma dla zdrowej psychicznie kobiety, nie jakiejś pijawki bez własnych zasobów i życia, większego znaczenia, jeśli szuka faceta do kochania, nie sponsora.
Dla mnie normalne, że wybrałas młodszego, ale z miłości. Większośc starych pryków nie rozumie, że uczucia sobie nie kupią. to jest ich dramat, co widać po wątku tomasza77 chociażby, ale to tylko jeden z wielu przykładów.

A nie wiem, nie czytałam smile
Ja się w moim byłym zakochałam. Ale miałam dość ciągłego sztywniactwa i tresowania, co powinnam a co nie.

148

Odp: Mój narzeczony ma raka

To było w ogóle szokujące. Bo ja poznałam swojego faceta, bo uratował mi dupę w momencie fizycznego zagrożenia. Policja se nie przyjechała. I to nie była jakaś bardzo bezpośrednia sytuacja, ale mogła taka być. Musiałam coś zrobić, a facet wobec którego musiałam coś zrobić był nienormalny i się rzucał do mnie, zresztą spieprzałam do samochodu i dzwoniłam na 112. A mój były wiedząc o tym, siedział sobie w środku nocy komofortowo w domku. I miał to totalnie w dupie, bo SAMA CHCIAŁAM TAM JECHAĆ. A potem rzucał tekstami „jakiś gówniarz mi dziewczynę odbił”. Fuck logic.

149

Odp: Mój narzeczony ma raka

Albo stały tekst, którego słuchałam codziennie. NIE CHODŹ BOSO, bo będą ślady na podłodze. Problem roku. Rzygałam tym.

150 Ostatnio edytowany przez madoja (2023-04-30 11:52:16)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Nie był to zły dzień tak finalnie. Ostatecznie posprzątane, ogarnęłam się, nawet tapetę zrobiłam i sukienkę ubrałam. Niby nieistotne, a jednak. Taka odmiana od ostatnich dni - w końcu otoczenie i ja zaczęliśmy wyglądać jak zawsze. Aż się zdziwiłam, jak ogromny wpływ takie pierdoły mają na stan psychiczny człowieka. Będę pamiętać.

Obejrzeliśmy film, poprzytulaliśmy się. To ostatnie było nam obojgu potrzebne. Od ostatecznej diagnozy nie było między nami żadnej bliskości fizycznej. W sumie to chyba oboje poczuliśmy ulgę. Pogadaliśmy trochę o tym też. Wcześniej nie rozmawialiśmy tak szczegółowo. Rokowania ma pomyślne. 8 na 10 pacjentów w tym stadium nigdy nie ma nawrotów. Nie ma żadnych chorób współinstniejących, jest młody, wysportowany, nie ma ani nadwagi ani niedowagi. Nie ma chorego serca (ponoć duża przeszkoda przy leczeniu).
Pogadaliśmy też o tym, że trzeba żyć normalnie. Te problemy, które mamy teraz (niezwiązane ze zdrowiem, w sumie niezwiązane z naszym życiem prywatnym, ale mające na  wpływ) nie znikną i musimy się z nimi mierzyć. Nikt nam tam nie da taryfy ulgowej. On chce pracować na tyle normalnie, na ile się tylko da.

Heh, jak on ma mocno wbite w głowę, że facet musi być silny i ma się opiekować kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno.

Hej. Bardzo się ciesze że masz dziś takie podejście. Jest ono nie tylko potrzebne ale tez PRAWDZIWE, bo on naprawdę ma ogromne szanse.

Tak, zdrowe serce jest bardzo ważne, bo chore może siąść podczas chemii.

PS. My takich kotków uratowaliśmy aż 4 smile Do tego mamy psa. Więc u nas zwierzyniec pełną parą.

151

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Nie był to zły dzień tak finalnie. Ostatecznie posprzątane, ogarnęłam się, nawet tapetę zrobiłam i sukienkę ubrałam. Niby nieistotne, a jednak. Taka odmiana od ostatnich dni - w końcu otoczenie i ja zaczęliśmy wyglądać jak zawsze. Aż się zdziwiłam, jak ogromny wpływ takie pierdoły mają na stan psychiczny człowieka. Będę pamiętać.

Obejrzeliśmy film, poprzytulaliśmy się. To ostatnie było nam obojgu potrzebne. Od ostatecznej diagnozy nie było między nami żadnej bliskości fizycznej. W sumie to chyba oboje poczuliśmy ulgę. Pogadaliśmy trochę o tym też. Wcześniej nie rozmawialiśmy tak szczegółowo. Rokowania ma pomyślne. 8 na 10 pacjentów w tym stadium nigdy nie ma nawrotów. Nie ma żadnych chorób współinstniejących, jest młody, wysportowany, nie ma ani nadwagi ani niedowagi. Nie ma chorego serca (ponoć duża przeszkoda przy leczeniu).
Pogadaliśmy też o tym, że trzeba żyć normalnie. Te problemy, które mamy teraz (niezwiązane ze zdrowiem, w sumie niezwiązane z naszym życiem prywatnym, ale mające na  wpływ) nie znikną i musimy się z nimi mierzyć. Nikt nam tam nie da taryfy ulgowej. On chce pracować na tyle normalnie, na ile się tylko da.

Heh, jak on ma mocno wbite w głowę, że facet musi być silny i ma się opiekować kobietą. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno.

Hej. Bardzo się ciesze że masz dziś takie podejście. Jest ono nie tylko potrzebne ale tez PRAWDZIWE, bo on naprawdę ma ogromne szanse.

Tak, zdrowe serce jest bardzo ważne, bo chore może siąść podczas chemii.

PS. My takich kotków uratowaliśmy aż 4 smile Do tego mamy psa. Więc u nas zwierzyniec pełną parą.

Mamy 7 kotów i 3 psy big_smile
No, teraz 8 kotów big_smile big_smile big_smile

152

Odp: Mój narzeczony ma raka

W ogóle uspokoiłam się i od razu wpadło mi do głowy coś, co musiałam wymyślić do swojej roboty. A w nerwach główkowałam nad tym tydzień i nic.

153

Odp: Mój narzeczony ma raka

Kociamdka,
Bardzo, bardzo ci  współczuję. Chłoniak jest do wyleczenia. Trzymaj się tej opcji. Nie bierz do siebie odpowiedzi forumowiczów. Sama się przekonałam, że tutaj jeden chce być mądrzejszy od drugiego. I przeważnie dołują osobę, która ma problem. Nie wspierają, a utwierdzają w poczuciu winy. Myślę, że lepiej przejść na priv z osobami, z którymi się dogadujesz.
Ja ze swojej strony myślę, że warto znaleźć kontakt z osobami, które mają podobny problem. Może youtube ...
Ściskam mocno, trzymaj się na ile możesz

154

Odp: Mój narzeczony ma raka

To jest wciąż nowa dla Was obojga sytuacja, oboje radzicie sobie z nią inaczej, ale Twój lęk i obawa o przyszłość są zupełnie naturalne. Niemniej najczęściej na tym etapie mamy wizję wyłącznie tego, co może się stać i co jest złe, zakładamy nawet najczarniejsze scenariusze. Trzeba trochę czasu, żeby oswoić się ze świadomością, że może być inaczej, bo z chorobą w tle, ale niekoniecznie trzeba wszystko przestawiać do góry nogami.
I pamiętaj - nigdy nie patrz na statystyki, bo rak ma to do siebie, że każdy może przebiegać zupełnie inaczej, choćby dlatego, że każdy organizm jest inny i zupełnie inaczej reaguje na leczenie.

Ile lat ma Twój partner?

155

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:

To jest wciąż nowa dla Was obojga sytuacja, oboje radzicie sobie z nią inaczej, ale Twój lęk i obawa o przyszłość są zupełnie naturalne. Niemniej najczęściej na tym etapie mamy wizję wyłącznie tego, co może się stać i co jest złe, zakładamy nawet najczarniejsze scenariusze. Trzeba trochę czasu, żeby oswoić się ze świadomością, że może być inaczej, bo z chorobą w tle, ale niekoniecznie trzeba wszystko przestawiać do góry nogami.
I pamiętaj - nigdy nie patrz na statystyki, bo rak ma to do siebie, że każdy może przebiegać zupełnie inaczej, choćby dlatego, że każdy organizm jest inny i zupełnie inaczej reaguje na leczenie.

Ile lat ma Twój partner?

27

156

Odp: Mój narzeczony ma raka
Bland44 napisał/a:

Kociamdka,
Bardzo, bardzo ci  współczuję. Chłoniak jest do wyleczenia. Trzymaj się tej opcji. Nie bierz do siebie odpowiedzi forumowiczów. Sama się przekonałam, że tutaj jeden chce być mądrzejszy od drugiego. I przeważnie dołują osobę, która ma problem. Nie wspierają, a utwierdzają w poczuciu winy. Myślę, że lepiej przejść na priv z osobami, z którymi się dogadujesz.
Ja ze swojej strony myślę, że warto znaleźć kontakt z osobami, które mają podobny problem. Może youtube ...
Ściskam mocno, trzymaj się na ile możesz

Dzięki <3
Znalazłam na youtubie kanal chlopaka, ktory mial raka w liceum. W trakcie chemioterapii zdal mature, dostal sie na medycyne - dzis jest lekarzem. Motywuje to bardzo.

157

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:

To jest wciąż nowa dla Was obojga sytuacja, oboje radzicie sobie z nią inaczej, ale Twój lęk i obawa o przyszłość są zupełnie naturalne. Niemniej najczęściej na tym etapie mamy wizję wyłącznie tego, co może się stać i co jest złe, zakładamy nawet najczarniejsze scenariusze. Trzeba trochę czasu, żeby oswoić się ze świadomością, że może być inaczej, bo z chorobą w tle, ale niekoniecznie trzeba wszystko przestawiać do góry nogami.
I pamiętaj - nigdy nie patrz na statystyki, bo rak ma to do siebie, że każdy może przebiegać zupełnie inaczej, choćby dlatego, że każdy organizm jest inny i zupełnie inaczej reaguje na leczenie.

Ile lat ma Twój partner?


Przed chwila dzwonila tesciowa. Tylko sie zajaknela, ze jakbysmy chcieli, to moze do nas przyjechac i pomoc. Czyt.wprowadzic sie na chwile. Dawno sie tak nie wku*wil. Chodzi i mowi, ze mamy „przestac srac zarem”, „chowac go zywcem”, „traktowac jak kaleke”. Na koniec skomentowal „placzki i czarnowidzki”. Chcialam powiedziec, ze nie ma takiego slowa, ale sobie darowalam xD

158

Odp: Mój narzeczony ma raka

Rak to nie wyrok. Medycyna poczyniła duże postępy, chemia też jest skuteczniejsza niż kiedyś.

159

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

[Mamy 7 kotów i 3 psy big_smile
No, teraz 8 kotów big_smile big_smile big_smile

Tylko że wy mieszkacie chyba w domu. My w bloku big_smile

160 Ostatnio edytowany przez kociamadka2 (2023-04-30 14:20:31)

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

[Mamy 7 kotów i 3 psy big_smile
No, teraz 8 kotów big_smile big_smile big_smile

Tylko że wy mieszkacie chyba w domu. My w bloku big_smile

Tak, to prawda.
O to tez sie moja matka czepiala. „Bo wy mieszkanie w domu jego ojca, jak bedzie chcial, to was wyrzuci”. Nie wyrzuca xD sam mieszka 800 km dalej xD
big_smile

161

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jezu. Spalismy 9 godzin, a mi sie spac chce. A jak spalam 3-4, to mi sie nie chcialo. Chyba ze po spadku mocnego stresu moj organizm chce odpoczac i odespac. A on wypoczety, na szczescie.

162

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Jezu. Spalismy 9 godzin, a mi sie spac chce. A jak spalam 3-4, to mi sie nie chcialo. Chyba ze po spadku mocnego stresu moj organizm chce odpoczac i odespac. A on wypoczety, na szczescie.

Ja spałam dziś 10 i jestem nieprzytomna. Piję właśnie energetyka.

163

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Jezu. Spalismy 9 godzin, a mi sie spac chce. A jak spalam 3-4, to mi sie nie chcialo. Chyba ze po spadku mocnego stresu moj organizm chce odpoczac i odespac. A on wypoczety, na szczescie.

Ja spałam dziś 10 i jestem nieprzytomna. Piję właśnie energetyka.

Oooo, kusi mnie, ale po energetykach mam kolatanie pikawy.

164

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Jezu. Spalismy 9 godzin, a mi sie spac chce. A jak spalam 3-4, to mi sie nie chcialo. Chyba ze po spadku mocnego stresu moj organizm chce odpoczac i odespac. A on wypoczety, na szczescie.

Ja spałam dziś 10 i jestem nieprzytomna. Piję właśnie energetyka.

Oooo, kusi mnie, ale po energetykach mam kolatanie pikawy.

Czasami wezmę 2 Sudafedy gdy jestem mocno nieprzytomna. Tam jest pseudoefedryna, więc działa pobudzająco.

165

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:

Ja spałam dziś 10 i jestem nieprzytomna. Piję właśnie energetyka.

Oooo, kusi mnie, ale po energetykach mam kolatanie pikawy.

Czasami wezmę 2 Sudafedy gdy jestem mocno nieprzytomna. Tam jest pseudoefedryna, więc działa pobudzająco.

Mam znajomego, ktory swego czasu dzien w dzien ciagnal na soloedeine.

166

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Oooo, kusi mnie, ale po energetykach mam kolatanie pikawy.

Czasami wezmę 2 Sudafedy gdy jestem mocno nieprzytomna. Tam jest pseudoefedryna, więc działa pobudzająco.

Mam znajomego, ktory swego czasu dzien w dzien ciagnal na soloedeine.

Masz na myśli Solpadeine? W składzie jest kofeina i kodeina, więc faktycznie też zadziała pobudzająco. Brał bo miał jakieś bóle czy żeby go pobudzało?
Bo pseudoefedryna o której wspomniałam wyżej to już taki prawie-narkotyk. Wiem że niektórzy robią z tego kreski do wciągania.

Ja miewam migreny i jedynym lekiem jaki mi pomaga jest Kopiryna - i tez działa na mnie pobudzająco. Jest fajne uczucie że krew szybciej krąży, ma się lepszy nastrój i energię do działania.

167

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:
madoja napisał/a:

Czasami wezmę 2 Sudafedy gdy jestem mocno nieprzytomna. Tam jest pseudoefedryna, więc działa pobudzająco.

Mam znajomego, ktory swego czasu dzien w dzien ciagnal na soloedeine.

Masz na myśli Solpadeine? W składzie jest kofeina i kodeina, więc faktycznie też zadziała pobudzająco. Brał bo miał jakieś bóle czy żeby go pobudzało?
Bo pseudoefedryna o której wspomniałam wyżej to już taki prawie-narkotyk. Wiem że niektórzy robią z tego kreski do wciągania.

Ja miewam migreny i jedynym lekiem jaki mi pomaga jest Kopiryna - i tez działa na mnie pobudzająco. Jest fajne uczucie że krew szybciej krąży, ma się lepszy nastrój i energię do działania.

Tak, zrobiłam literówkę.
Bral, zeby sie uczyc.

168

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Tak, zrobiłam literówkę.
Bral, zeby sie uczyc.

Ja na studiach przed egzaminami piłam kawę z cytryną - i naprawdę działało pobudzająco! Bardziej niż kawa bez cytryny.

169

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Tak, zrobiłam literówkę.
Bral, zeby sie uczyc.

Ja na studiach przed egzaminami piłam kawę z cytryną - i naprawdę działało pobudzająco! Bardziej niż kawa bez cytryny.

To musi strasznie smakować big_smile

170

Odp: Mój narzeczony ma raka

Mhm. Nie myślałam, że będzie tak normalnie. Posiedzieliśmy na tarasie, poobgadywaliśmy jedną laskę, która jest ostatnio naszym stałym tematem (nie dziwcie się - jakby ktoś popełnił z czystego świra na Waszą szkodę kilka przestępstw, to też byłby Waszym tematem na długo xD).

Idziemy do kina i na kolację. Powiedział, że nie uznaje sprzeciwu big_smile na 19 mam być gotowa.
Nie mam się w co ubrać xD
Nie myślałam jeszcze wczoraj,  że będę mieć takie problemy…

Chociaz ta normalność mnie trochę przeraża.

171

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Mhm. Nie myślałam, że będzie tak normalnie. Posiedzieliśmy na tarasie, poobgadywaliśmy jedną laskę, która jest ostatnio naszym stałym tematem (nie dziwcie się - jakby ktoś popełnił z czystego świra na Waszą szkodę kilka przestępstw, to też byłby Waszym tematem na długo xD).

Idziemy do kina i na kolację. Powiedział, że nie uznaje sprzeciwu big_smile na 19 mam być gotowa.
Nie mam się w co ubrać xD
Nie myślałam jeszcze wczoraj,  że będę mieć takie problemy…

Chociaz ta normalność mnie trochę przeraża.

Super. Cieszę się, że życie normalnieje. Ja na youtubie oglądam Meg, która mieszka na Malcie (prawie 2 lata leczenia i 2 x nowotwór). Wyzdrowiała. Zobacz, bo to fajna, pozytywna dziewczyna.
Życzę miłego wieczoru

172

Odp: Mój narzeczony ma raka

Trochę się boję, bo przeczytałam w internecie, że tej bleomycyny się w jego chorobie nie podaje generalnie. Ale chyba lekarze wiedzą, co robią? Mam nadzieję…

No i czytałam o skutkach ubocznych. Teraz się znowu martwię. Dlaczego akurat on to musi przechodzić? To jest taki dobry chłopak. Może trochę porywczy i z niewyparzonym językiem, ale dobry. Tylu jest złych ludzi, a zdrowi chodzą.

173

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Trochę się boję, bo przeczytałam w internecie, że tej bleomycyny się w jego chorobie nie podaje generalnie. Ale chyba lekarze wiedzą, co robią? Mam nadzieję…

No i czytałam o skutkach ubocznych. Teraz się znowu martwię. Dlaczego akurat on to musi przechodzić? To jest taki dobry chłopak. Może trochę porywczy i z niewyparzonym językiem, ale dobry. Tylu jest złych ludzi, a zdrowi chodzą.

Bo jest pojebane życie, sprawiedliwość nie istnieje a ludzie to kuhwy i niestety w tym padole łez to tylko pocieszenie jest jedno że po śmierci już nie ma nic i żadnych problemów. Siostra mojego kolegi zmarła na raka parę lat temu, miała 34 lata. I co ? I nic. Ci co zostają też kiedyś umrą, potem będą następni i następni i tak cały czas. A jebać to wszystko...

174

Odp: Mój narzeczony ma raka

Całkiem miło było big_smile
Przynajmniej przez kilka godzin nic nie mówiliśmy o chorobie. Ale ja nie potrafię nie myśleć. Myślę cały, calutki czas. Może już całe życie będę myśleć. Bo zostawić go nie zamierzam. Nigdy. To jest zajebisty facet.

Heh, na zwierzenia go wzięło xD powiedział mi coś, co wiedziałam od dawna. Że zostałam „odbita” i że to było z premedytacją. 1) jego jeden kumpel po kieliszku ma długi język 2) nie jestem ślepa. Wiedziałam. Może premedytacją bym tego nie nazwała, ale miałam świadomość, że traktuje mojego ex na zasadzie „facet nie ściana, a i ścianę można wyburzyć”. Zasadniczo miał go w dupie. Ale to ja zdradziłam. On był wolny. To mnie powinno się obwiniać, jeśli w ogóle kogokolwiek. Jestem z nim dużo szczęśliwsza. Tam się dusiłam.

Wtedy do mnie zadzwoniła siostra mojego byłego i rzuciła takim tekstem. „Powiedz temu swojemu alvaro, że szczęścia na cudzym nieszczęściu nie zbuduje. I niech pamięta, że karma wraca”.  Teraz mi to dźwięczy w uszach.

Karma wraca, heh. Stara wiedźma.

175

Odp: Mój narzeczony ma raka

Wrócę do jednego z wcześniejszych postów:

wieka napisał/a:

Chorzy na raka, nie wszyscy oczywiście, wypierają chorobę i wierzą w wyzdrowienie, tak reaguje ich organizm i dobrze, bo inaczej to by szło "zwariować", więc nie dziw się partnerowi.

To nie musi być wyparcie, bo wyparcie prawdopodobnie wiązałoby się z brakiem podjęcia leczenia, ale akceptacja istnienia choroby. Wtedy zaczyna się ją traktować jak część siebie, a całą sytuację jak coś, do czego trzeba podejść zadaniowo i z wewnętrznym przekonaniem, że nagrodą za cierpienie, przez które trzeba przejść, będzie zdrowie. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc ma nastawienie i jak silne mechanizmy immunologiczne może wyzwolić. Na tym między innymi oparta jest terapia simontonowska - przeznaczona dla osób chorych onkologicznie.

Na marginesie dodam, że czytałam jakiś czas temu wywiad z onkologiem, którego zapytano między innymi, jak pacjenci reagują na diagnozę, któej chyba boi się każdy z nas. Lekarz oświadczył, że o ile relatywnie często płaczą bliscy, którzy są obecni w takiej chwili, o tyle nigdy mu się nie zdarzyło, by płakał sam chory.

176

Odp: Mój narzeczony ma raka

Patrzę na niego jak śpi. Cieszę się, że mogę tu pisać anonimowo, bo ludzie są okrutni. Już tyle razy oboje się przejechaliśmy na „przyjaciołach”, że ufam tylko tym, którzy są sprawdzeni od dawna. On też się przekonał, ale on ma inne spojrzenie na życie. Nie przejmuje się rzeczami, które tak naprawdę nie mają wpływu na jego dalsze życie. I zawsze dąży do swojego. I ogólnie się nie boi. Zawsze to podziwiam.

Nasza historia jest w ogóle posrana, bo gdyby nie cały układ sytuacyjny, w jakim się poznaliśmy, to pewnie nie zwróciłabym na niego uwagi. Strasznie byłam wtedy przesiąknięta tym bufonowatym środowiskiem w którym się obracałam przez byłego. Swoją drogą to ten „młody gówniarz” nie miał w dupie, czy mnie jakiś świr pobije, podźga nożem (latał po wiosce z takowym ponoć), czy co mi zrobi. Mój były miał to w dupie. Najbardziej się martwił tym, czy na pewno wzięłam klucze, żeby księcia NIE BUDZIĆ. Bleh. Że ja w tym żyłam 6 lat i dopiero on mi musiał oczy otworzyć. Paranoja.

Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Po prostu na samą myśl o tym wszystko mnie boli. Albo że miałby bardzo cierpieć. Dla mnie to niewyobrażalne. Każdy, tylko nie on. On na to nie zasługuje.

Czytam o tym wypaleniu żył. Nie mogę sobie nawet tego wyobrazić. O uszkodzeniu serca i płuc. I szpiku kostnego.

I ja wiem, że tak nie musi być. Ja wiem, że za 8 tygodni może być po leczeniu. I potem kontrole. I że to może być za nami. Wiem, że jest młody i silny. Wiem, że ludzie w trakcie chemii zupełnie normalnie funkcjonują. Znam takich ludzi, i to starszych od niego. Znam dziewczynę z dużo bardziej agresywnym nowotworem, która w trakcie leczenia skończyła studia. A jej nowotór był baaaardzo agresywny i od początku źle rokujący.
Wiem, że 8 tygodni minie szybko. Wiem, że ma szczęście, bo 1 cykl to jedno podanie przy tym nowotworze. Że może być na tej chemii tylko 4 razy, jeżeli to dobrze pójdzie. Wiem, że szansa, że dobrze pójdzie jest duża.

Ja to WIEM. A jednocześnie strasznie się boję.

177

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:

Wrócę do jednego z wcześniejszych postów:

wieka napisał/a:

Chorzy na raka, nie wszyscy oczywiście, wypierają chorobę i wierzą w wyzdrowienie, tak reaguje ich organizm i dobrze, bo inaczej to by szło "zwariować", więc nie dziw się partnerowi.

To nie musi być wyparcie, bo wyparcie prawdopodobnie wiązałoby się z brakiem podjęcia leczenia, ale akceptacja istnienia choroby. Wtedy zaczyna się ją traktować jak część siebie, a całą sytuację jak coś, do czego trzeba podejść zadaniowo i z wewnętrznym przekonaniem, że nagrodą za cierpienie, przez które trzeba przejść, będzie zdrowie. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc ma nastawienie i jak silne mechanizmy immunologiczne może wyzwolić. Na tym między innymi oparta jest terapia simontonowska - przeznaczona dla osób chorych onkologicznie.

Na marginesie dodam, że czytałam jakiś czas temu wywiad z onkologiem, którego zapytano między innymi, jak pacjenci reagują na diagnozę, któej chyba boi się każdy z nas. Lekarz oświadczył, że o ile relatywnie często płaczą bliscy, którzy są obecni w takiej chwili, o tyle nigdy mu się nie zdarzyło, by płakał sam chory.

Nie, on nie wypiera. W ogóle nie wypiera problemów, różnych. Zawsze sie z nimi mierzyl, zawsze z pozytywnym nastawieniem. Nawet jak byl wku*wiony.

To ja miewam strategie uciekania i unikania. Nie on.

178 Ostatnio edytowany przez kociamadka2 (2023-05-01 03:16:23)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Płaczącego widziałam go raz. Z bezsilności i konieczności zostawienia kogoś na właściwie pewną śmierć. Ale nie płakał nigdy nad sobą samym. Teraz też nie.

179

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:

Wrócę do jednego z wcześniejszych postów:

wieka napisał/a:

Chorzy na raka, nie wszyscy oczywiście, wypierają chorobę i wierzą w wyzdrowienie, tak reaguje ich organizm i dobrze, bo inaczej to by szło "zwariować", więc nie dziw się partnerowi.

To nie musi być wyparcie, bo wyparcie prawdopodobnie wiązałoby się z brakiem podjęcia leczenia, ale akceptacja istnienia choroby. Wtedy zaczyna się ją traktować jak część siebie, a całą sytuację jak coś, do czego trzeba podejść zadaniowo i z wewnętrznym przekonaniem, że nagrodą za cierpienie, przez które trzeba przejść, będzie zdrowie. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc ma nastawienie i jak silne mechanizmy immunologiczne może wyzwolić. Na tym między innymi oparta jest terapia simontonowska - przeznaczona dla osób chorych onkologicznie.

Na marginesie dodam, że czytałam jakiś czas temu wywiad z onkologiem, którego zapytano między innymi, jak pacjenci reagują na diagnozę, któej chyba boi się każdy z nas. Lekarz oświadczył, że o ile relatywnie często płaczą bliscy, którzy są obecni w takiej chwili, o tyle nigdy mu się nie zdarzyło, by płakał sam chory.

Trudno choremu zdać sobie sprawę z powagi sytuacji, bo trudno zrozumieć że naprawdę jesteśmy śmiertelni. Niby mamy tę świadomość, że kiedyś, w dalekiej przyszłości.... ale na pewno nie teraz. Dodatkowo rak zazwyczaj nie boli, chory czuje się super. To jeszcze bardziej podtrzymuje go w przekonaniu, że nic strasznego się nie dzieje. Ma świadomość że trzeba się leczyć, ale żyje w przekonaniu że to choroba jak każda inna. Znam z pierwszej ręki przypadki, gdy chorzy odbierali wyniki gdzie czarno na białym było widać, że są przerzuty, a oni byli pewni że ktoś się pomylił, że musieli dać mu kartę innego pacjenta. Bo ich przecież nic nie boli, czują się świetnie.

Ale czy tak nie jest lepiej? Co zmieni ta głęboka świadomość powagi sytuacji? Moim zdaniem wręcz zadziała negatywnie.

Mój tata przez całe 3 lata choroby czuł się super. Dopiero 6 tygodni przed śmiercią poczuł się słaby i przestał wychodzić z mieszkania. Wtedy nagle choroba z dnia na dzień postępowała odczuwalnie. Jednego dnia wstawał do łazienki, kolejnego już nie mógł się podnieść. Nawet tydzień przed śmiercią, gdy leżał już w pieluszce i ważył chyba z 40 kg (a był wysokim, blisko 190 cm mężczyzną), nadal wierzył że to przejściowe. Że jak tylko poczuje się lepiej, to zrobi tyle rzeczy.

180

Odp: Mój narzeczony ma raka
Olinka napisał/a:

Wrócę do jednego z wcześniejszych postów:

wieka napisał/a:

Chorzy na raka, nie wszyscy oczywiście, wypierają chorobę i wierzą w wyzdrowienie, tak reaguje ich organizm i dobrze, bo inaczej to by szło "zwariować", więc nie dziw się partnerowi.

To nie musi być wyparcie, bo wyparcie prawdopodobnie wiązałoby się z brakiem podjęcia leczenia, ale akceptacja istnienia choroby. Wtedy zaczyna się ją traktować jak część siebie, a całą sytuację jak coś, do czego trzeba podejść zadaniowo i z wewnętrznym przekonaniem, że nagrodą za cierpienie, przez które trzeba przejść, będzie zdrowie. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc ma nastawienie i jak silne mechanizmy immunologiczne może wyzwolić. Na tym między innymi oparta jest terapia simontonowska - przeznaczona dla osób chorych onkologicznie.

Na marginesie dodam, że czytałam jakiś czas temu wywiad z onkologiem, którego zapytano między innymi, jak pacjenci reagują na diagnozę, któej chyba boi się każdy z nas. Lekarz oświadczył, że o ile relatywnie często płaczą bliscy, którzy są obecni w takiej chwili, o tyle nigdy mu się nie zdarzyło, by płakał sam chory.

Nie do końca, choć nie siedzimy w głowach chorych na raka, ale jak ktoś ma wykrytego raka bardzo zaawansowanego, nie podlegającego leczeniu, waga i siły spadają na "łeb i szyję", bo prawie nie je, a zachowuje się tak jakby była nadzieja na wyzdrowienie, choć wszyscy dookoła widzą, że ma dni policzone, to co byś powiedziała? Nie narzeka, nie mówi o raku, o śmierci. Po prostu nie poznajesz człowieka, zwykle bywa nerwowy, a naraz oaza, spokoju.
Sam siebie okłamuje czy tylko otoczenie? Ja tu widzę świadome wypieranie choroby, udawanie przed otoczeniem, że będzie dobrze, ciężko to zrozumieć.

181

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
Olinka napisał/a:

Wrócę do jednego z wcześniejszych postów:

wieka napisał/a:

Chorzy na raka, nie wszyscy oczywiście, wypierają chorobę i wierzą w wyzdrowienie, tak reaguje ich organizm i dobrze, bo inaczej to by szło "zwariować", więc nie dziw się partnerowi.

To nie musi być wyparcie, bo wyparcie prawdopodobnie wiązałoby się z brakiem podjęcia leczenia, ale akceptacja istnienia choroby. Wtedy zaczyna się ją traktować jak część siebie, a całą sytuację jak coś, do czego trzeba podejść zadaniowo i z wewnętrznym przekonaniem, że nagrodą za cierpienie, przez które trzeba przejść, będzie zdrowie. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką moc ma nastawienie i jak silne mechanizmy immunologiczne może wyzwolić. Na tym między innymi oparta jest terapia simontonowska - przeznaczona dla osób chorych onkologicznie.

Na marginesie dodam, że czytałam jakiś czas temu wywiad z onkologiem, którego zapytano między innymi, jak pacjenci reagują na diagnozę, któej chyba boi się każdy z nas. Lekarz oświadczył, że o ile relatywnie często płaczą bliscy, którzy są obecni w takiej chwili, o tyle nigdy mu się nie zdarzyło, by płakał sam chory.

Trudno choremu zdać sobie sprawę z powagi sytuacji, bo trudno zrozumieć że naprawdę jesteśmy śmiertelni. Niby mamy tę świadomość, że kiedyś, w dalekiej przyszłości.... ale na pewno nie teraz. Dodatkowo rak zazwyczaj nie boli, chory czuje się super. To jeszcze bardziej podtrzymuje go w przekonaniu, że nic strasznego się nie dzieje. Ma świadomość że trzeba się leczyć, ale żyje w przekonaniu że to choroba jak każda inna. Znam z pierwszej ręki przypadki, gdy chorzy odbierali wyniki gdzie czarno na białym było widać, że są przerzuty, a oni byli pewni że ktoś się pomylił, że musieli dać mu kartę innego pacjenta. Bo ich przecież nic nie boli, czują się świetnie.

Ale czy tak nie jest lepiej? Co zmieni ta głęboka świadomość powagi sytuacji? Moim zdaniem wręcz zadziała negatywnie.

Mój tata przez całe 3 lata choroby czuł się super. Dopiero 6 tygodni przed śmiercią poczuł się słaby i przestał wychodzić z mieszkania. Wtedy nagle choroba z dnia na dzień postępowała odczuwalnie. Jednego dnia wstawał do łazienki, kolejnego już nie mógł się podnieść. Nawet tydzień przed śmiercią, gdy leżał już w pieluszce i ważył chyba z 40 kg (a był wysokim, blisko 190 cm mężczyzną), nadal wierzył że to przejściowe. Że jak tylko poczuje się lepiej, to zrobi tyle rzeczy.

I jak to nazwać, jak nie wypieraniem choroby, ja uważam, że to organizm sam tak reaguje, żeby nie "zwariować" , jak wcześniej wspominałam.

182

Odp: Mój narzeczony ma raka
wieka napisał/a:

I jak to nazwać, jak nie wypieraniem choroby, ja uważam, że to organizm sam tak reaguje, żeby nie "zwariować" , jak wcześniej wspominałam.

No tak, ja też uważam że wyparcie. Nie samej choroby co jej powagi, możliwości śmierci.

Jestem jednak przeciwna uświadamianiu na siłę (bo ktoś tak w tym temacie doradził). To absolutnie niczemu się nie przysłuży. Choroba i tak potoczy się swoim rytmem, a chyba lepiej by chory miał dobry nastrój niż zły.

Np. znajomy mojej mamy aż do śmierci był oszukiwany przez bliskich. Z jednej strony było to bardzo nieetyczne, ale z drugiej trochę mu zazdroszczę, że miał świetny humor do końca.
Częściowo można powiedzieć że może chciał być oszukiwany, bo nigdy nie czytał wyników badań, tylko dawał do przeczytania swoim dzieciom.
Do samego końca wszyscy go podtrzymywali na duchu że przecież nie ma przerzutów, a źle się czuje z powodu np. grypy, podczas gdy przerzuty miał już wszędzie i lekarze mówili że to koniec. A on dzień przed śmiercią planował wyjazd do Łeby w wakacje. Oglądał oferty itd.

Gdy opowiadałam tę historię swoim znajomym, mieli podzielone zdania - niektórzy twierdzili że to bardzo niemoralne okłamywać chorego. Inni mówili że to najlepsze co można było zrobić, bo świadomość odchodzenia w niczym by mu nie pomogła.

A Wy co o tym sądzicie?

183

Odp: Mój narzeczony ma raka

kociamadko2,
świetnie, że WIESZ. smile I normalnym jest to, że się boisz. smile

Ważne, mym zdaniem, jest to, żeby pozwolić rozumowi mieć kontrolę nad lękiem i strachem, tzn. nie pozwolić, by pod ich wpływem wyobraźnia zaczęła szaleć i wycinać hołubce. Bo puszczona wolno, w takich trudnych momentach, zwykle nie zmierza ona do wizji szczęśliwości, lecz kręci katastroficzne (bo nagle jest ich wiele i mnożą się bez opamiętania) filmy. Stąd moja prośba (wiem, już to wcześniej napisałam): używaj rozumu zgodnie z przeznaczeniem. By pomóc z uczuciami wysyłam zapas chusteczek-smarkatek, a do do rozładowania wściekłości (by nie nazwać tego dosadniej i bardziej adekwatnie) - worek treningowy, i... wirtualnie przytulam, na tyle mocno, byś poczuła dotyk, na tyle lekko, by nie zdławić Twych uczuć.

184

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:

(...) A Wy co o tym sądzicie?

Czytając to, co autorka napisała o reakcji swego partnera na wieść o chorobie i leczeniu, nie odniosłam wrażenia, że on cokolwiek wypiera. Naprawdę są różne sposoby radzenia sobie z trudnościami, pozytywne myślenie jest jednym z nich, co więcej wedle wielu lekarzy taka postawa znakomicie pomaga w uporaniu się z chorobą.


***
Celowo i świadomie odpowiedź na zacytowane pytanie umieściłam w osobnym poście. smile

185

Odp: Mój narzeczony ma raka

Słuchajcie mogę o coś prosić? Możemy przestać mówić o odchodzeniu? Naprawdę mi to ryje banie.

186 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-05-01 11:06:27)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jestem za. smile


***
I nie jest to chęć wyparcia czegokolwiek. tongue

187

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Jestem za. smile


***
I nie jest to chęć wyparcia czegokolwiek. tongue

<3

188

Odp: Mój narzeczony ma raka

Trochę się boję, że oprócz leczenia i tak będzie narażony na stres. Bo będzie. Ale on też ma do tego inne podejście niż ja.

189

Odp: Mój narzeczony ma raka

A wiesz, że życie bez stresu jest niemożliwe? smile

190

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

A wiesz, że życie bez stresu jest niemożliwe? smile

Zależy jakiego wink stresu spowodowanym tym, co my mamy, większość ludzi nie ma. I to nie jest poczucie wyjątkowości, ale stwierdzenie faktu - statystycznie zdecydowana większość ludzi nie ma takich problemów.

191 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-05-01 11:19:47)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Zależy od tego, gdzie spojrzysz. smile
W mym otoczeniu osób przeżywających podobne sytuacje (choroba nowotworowa) mnóstwo.
A statystyka... . Jeśli sąsiad bije codziennie swą żonę, to statystycznie wychodzi na to, że mój bije mnie co drugi dzień. tongue


I jesteś, czy chcesz, czy nie, wyjątkowa i niepowtarzalna.

192

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Zależy od tego, gdzie spojrzysz. smile
W mym otoczeniu osób przeżywających podobne sytuacje (choroba nowotworowa) mnóstwo.
A statystyka... . Jeśli sąsiad bije codziennie swą żonę, to statystycznie wychodzi na to, że mój bije mnie co drugi dzień. tongue


I jesteś, czy chcesz, czy nie, wyjątkowa i niepowtarzalna.

Nie nie, ten „INNY” stres to nie choroba. Mniej osob ma taki powod stresu niz stres spowodowany chorobą nowotworową.

Pozwoliłam sobie napisać do Ciebie priv.

193

Odp: Mój narzeczony ma raka
madoja napisał/a:
wieka napisał/a:

I jak to nazwać, jak nie wypieraniem choroby, ja uważam, że to organizm sam tak reaguje, żeby nie "zwariować" , jak wcześniej wspominałam.

No tak, ja też uważam że wyparcie. Nie samej choroby co jej powagi, możliwości śmierci.

Jestem jednak przeciwna uświadamianiu na siłę (bo ktoś tak w tym temacie doradził). To absolutnie niczemu się nie przysłuży. Choroba i tak potoczy się swoim rytmem, a chyba lepiej by chory miał dobry nastrój niż zły.

Np. znajomy mojej mamy aż do śmierci był oszukiwany przez bliskich. Z jednej strony było to bardzo nieetyczne, ale z drugiej trochę mu zazdroszczę, że miał świetny humor do końca.
Częściowo można powiedzieć że może chciał być oszukiwany, bo nigdy nie czytał wyników badań, tylko dawał do przeczytania swoim dzieciom.
Do samego końca wszyscy go podtrzymywali na duchu że przecież nie ma przerzutów, a źle się czuje z powodu np. grypy, podczas gdy przerzuty miał już wszędzie i lekarze mówili że to koniec. A on dzień przed śmiercią planował wyjazd do Łeby w wakacje. Oglądał oferty itd.

Gdy opowiadałam tę historię swoim znajomym, mieli podzielone zdania - niektórzy twierdzili że to bardzo niemoralne okłamywać chorego. Inni mówili że to najlepsze co można było zrobić, bo świadomość odchodzenia w niczym by mu nie pomogła.

A Wy co o tym sądzicie?

O doskonale zdawał sobie sprawę z choroby, tylko właśnie chyba to wypieranie śmierci dobrze działa na chorego.
Skoro chory nie chce rozmawiać na temat choroby, to nie należy zaczynać...
A takie pocieszenie na siłę może na niektorych działać, innych stresować, ja jestem przeciw.

Moja znajoma twierdzi, że jej mąż który parę lat chorował na raka, myślał, że ona nie wie o raku, choć wszyscy wiedzieli.
Pewnie uznała, skoro jej nic o nim nie mówi, tzn. że ona w jego oczach musi nie mieć tej świadomości i tym samym jej oszczędzał zmartwienia. Każdy więc tłumaczy sobie na swój sposób.
Myślę, że też tu działa mechanizm ochrony rodziny, która bardziej przeżywa niż on... wdzięczność za pomoc w chorobie... Robienie dobrej miny do złej gry... Nie wiem...

W każdym razie to nie jest reżyserowane, sam organizm chorego tak działa i dobrze... Skoro jest powtarzalny.

194

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

(...) Pozwoliłam sobie napisać do Ciebie priv.

A ja pozwoliłam sobie odpisać. tongue




wieko,
LITOŚCI!

195

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Słuchajcie mogę o coś prosić? Możemy przestać mówić o odchodzeniu? Naprawdę mi to ryje banie.

Możemy nie pisać, ale przy okazji rozmawiamy o reakcjach chorego i jego bliskich, które są wręcz odwrotne, więc dobrze byłoby to chociaż spróbować zrozumieć.

Posty [ 131 do 195 z 247 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mój narzeczony ma raka

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024