Lady Loka napisał/a:Szeptuch napisał/a:Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.
Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.
Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy
Szeptuch, ta rada jest słaba. Każdy człowiek ma prawo do emocji i do ich wyrażania. Płacz pomaga w regulacji emocji. Człowiek ma prawo do płaczu. Nie do krzyczenia i warczenia na innych, ale do emocji, płaczu, smutku.
Pozbawianie kogoś tej możliwości w imię "nie jesteś dzieckiem, więcej stresujących rzeczy Cię spotka" albo często słyszane "weź się w garść, nie wolno Ci płakać, nikomu nie pomagasz" sprawia tylko to, że człowiek się wypala, a potem topi we własnych emocjach.
Stres, nawet taki niepokazywany, w końcu wyjdzie. W najmniej oczekiwanym momencie, w sposób, który może nie być najprzyjemny.
U mnie w rodzinie jest osoba, która pół roku towarzyszyła wszystkim w trudnych rzeczach. Choroba i śmierć babci, choroba drugiej babci, śmierć mojego dziecka. Skończyło się wielkimi problemami kardiologicznymi.
Człowiek nie jest robotem.
Loka:
Ale ja nie napisałem że ona nie ma prawa do emocji.
Odniosłem sie do tego, co ona sama napisała, że nie panuje nad sobą i wyżywa sie na innych.
"Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien."
A to na wielu płaszczyznach jest nie dopuszczalne.
Z reszta sama o tym też napisałaś.
Empatia, empatią, ale ja bardzo nie lubię pustego poklepywania po pleckach, i mówienia że wszystko będzie dobrze.
Bo ja mówił klasyk "nawet piękne słowa nie walczą"
Owszem można napisać przyjemne słowa otuchy, bo one nic nie kosztują, nic tez nie daja, bo człowiek i tak, na samym końcu zostaje sam, ze swoimi problemami.
A można też sprowadzić na ziemie, i uzmysłowić o szkodliwości zachowania, aby nie pogłębiać, degeneracji i rozpadu poszczególnych więzi w najbliższym otoczeniu.
Bo karta "zachowuje sie podle, bo moj partner ma raka" owszem, ,może i będzie działać na samym początku, na zasadzie wzbudzania litości, ale z czasem pojawi się irytacja i unikanie kontaktu, co jeszcze bardziej pogłębi stany depresyjne.
Gdzieś, kiedyś przeczytałem, wypowiedz pewnej kobiety, że ta nie chce być w związku, ani w żadnej bliższej relacji z drugim człowiekiem, aby nie musieć nad kimś płakać, i żeby nad nią nie płakano.
Nie oceniam tego postępowania, ale faktem jest to, że nasze relacje z innymi ludźmi, sa permanentnie naznaczone smutkiem i rozpaczą.
Tak po prostu jest.
Najbardziej boli nas nie własne cierpienie, tylko osób które kochamy.
Co za tym idzie, gdy osoba która kochamy cierpi, musimy zrobić wszystko aby mu tego bólu nie dokładać.
Pokazać, jeżeli trzeba nawet okłamać, np gdy zostaliśmy sami w domu, a żona lezy w szpitalu, że radzimy sobie z dziećmi, ze chodzą one do szkoły, że ogarniamy dom, że jeździmy z nimi pograć w piłkę.
Jest wiele, wiele opracowań, które mówią, że dla przewlekle chorego, najważniejsze jest ten spokój i świadomość tego, że w koło niego wszystko jest dobrze.
Bo to daje mu siłe do powrotu do zdrowia.
Bo kolejne stresy, tylko utrudnia dojście do zdrowia.
I to jest nasz obowiązek, gdy nasz partner podupada na zdrowiu, aby być dla niego wsparciem i ostoja.
Czym niezmiennym, pewnością normalności w jego, czasowo połamanym życiu, i powrotem do tej normalności.
Nawet jeżeli cena za to będzie wysoka.