Mój narzeczony ma raka - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mój narzeczony ma raka

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 247 ]

Temat: Mój narzeczony ma raka

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Johnny.B (2023-04-29 13:13:48)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Co tu pomóc? Musi się leczyć i pilnować... mi w ciągu 3 lat zmarly 3 osoby na raka. Jeśli jest po chemii i żyje to musi pilnować tego co się dzieje. Inaczej w ciągu 7 miesięcy od wykrycia może umrzeć. Zamiast wariować i histeryzować trzeba spiąć dupę i się badać bo nawet za tydzień może już być przykuty do łóżka. (Widziałem na własne oczy) Inni po chemii jeszcze się męczą przez rok i potem papa. Zamiast histeryzować spraw by czas z nim był dobry bo może go zabraknąć. Huy wie czy też nie będą przeżuty. Oraz jaki tryb życia twój partner prowadził. Osoby, które ja znałem i zmarly na raka były notorycznymi palaczami i lubiły alkohol. Rak płuc i trzustki lub jamy ustnej z przeżutami. Jeśli lubi taki styl życia i tego nie odstawi może już pakować się na tamten świat. Moja akurat babcia miała raka macicy. Żyje do dziś bo prowadziła zdrowy tryb życia i miała silny organizm.

3

Odp: Mój narzeczony ma raka
Johnny.B napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Co tu pomóc? Musi się leczyć i pilnować... mi w ciągu 3 lat zmarly 3 osoby na raka. Jeśli jest po chemii i żyje to musi pilnować tego co się dzieje. Inaczej w ciągu 7 miesięcy od wykrycia może umrzeć. Zamiast wariować  i histeryzować trzeba spiąć dupę i się badać bo nawet za tydzień może już być przykuty do łóżka. (Widziałem na własne oczy) Inni po chemii jeszcze się męczą przez rok i potem papa. Zamiast histeryzować spraw by czas z nim był dobry bo może go zabraknąć. Huy wie czy też nie będą przeżuty. Oraz jaki tryb życia twój partner prowadził. Osoby, które ja znałem i zmarly na raka były notorycznymi palaczami i lubiły alkohol. Rak płuc i trzustki lub jamy ustnej z przeżutami. Jeśli lubi taki styl życia i tego nie odstawi może już pakować się na tamten świat. Moja akurat babcia miała raka macicy. Żyje do dziś bo prowadziła zdrowy tryb życia i miała silny organizm.

Dzięki, naprawdę mi pomogłeś…
Będę wdzięczna, jak nie będziesz wypowiadał się w moim wątku. Popracuj nad poziomem empatii.
Huy wie czy nie beda „przezuty”, za tydzien moze byc przykuty do lozka, moze go zabraknac, po chemii mecza sie przez rok i potem papa.

DZIEKUJE.
NAPRAWDE MI POMOGLES, Jakbym miala same takie osoby wokol siebie, to strzelilabym sobie w leb. Musialam wyjsc z sypialni, zeby nie wyc przy nim. Naprawde, dziekuje ci bardzo, za wsparcie i w ogole.

Bez odbioru. Nie pisz.

4

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Wiem że chcesz być silna dla niego, ale nie zawsze się da. Poza tym on przez to widzi że zależy Ci na nim i wie że musi z tego (nie tylko dla siebie, ale i dla Ciebie) wyjść. Dbaj o to by nie zapomniał że ma dla kogo walczyć.

5 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2023-04-29 09:06:17)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:
Johnny.B napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Co tu pomóc? Musi się leczyć i pilnować... mi w ciągu 3 lat zmarly 3 osoby na raka. Jeśli jest po chemii i żyje to musi pilnować tego co się dzieje. Inaczej w ciągu 7 miesięcy od wykrycia może umrzeć. Zamiast wariować  i histeryzować trzeba spiąć dupę i się badać bo nawet za tydzień może już być przykuty do łóżka. (Widziałem na własne oczy) Inni po chemii jeszcze się męczą przez rok i potem papa. Zamiast histeryzować spraw by czas z nim był dobry bo może go zabraknąć. Huy wie czy też nie będą przeżuty. Oraz jaki tryb życia twój partner prowadził. Osoby, które ja znałem i zmarly na raka były notorycznymi palaczami i lubiły alkohol. Rak płuc i trzustki lub jamy ustnej z przeżutami. Jeśli lubi taki styl życia i tego nie odstawi może już pakować się na tamten świat. Moja akurat babcia miała raka macicy. Żyje do dziś bo prowadziła zdrowy tryb życia i miała silny organizm.

Dzięki, naprawdę mi pomogłeś…
Będę wdzięczna, jak nie będziesz wypowiadał się w moim wątku. Popracuj nad poziomem empatii.
Huy wie czy nie beda „przezuty”, za tydzien moze byc przykuty do lozka, moze go zabraknac, po chemii mecza sie przez rok i potem papa.

DZIEKUJE.
NAPRAWDE MI POMOGLES, Jakbym miala same takie osoby wokol siebie, to strzelilabym sobie w leb. Musialam wyjsc z sypialni, zeby nie wyc przy nim. Naprawde, dziekuje ci bardzo, za wsparcie i w ogole.

Bez odbioru. Nie pisz.

Johnny.B napisał o swoich doświadczeniach, bo temat śmierci i raka nie jest mu obcy. Napisał bez koloryzowania, ze może być różnie (a nie ze będzie). To Ty wyczytałas tylko złe literki. Tymczasem pogrubiony fragment to pomocna rada. Wolałabyś frazes pod tytułem będzie dobrze? Nikt z nas tego nie wie, tym bardziej, ze nie napisałaś, jaki to nowotwór i jakie są rokowania. Zobacz, oburzasz się na to, co napisał John.B, a sama pokazujesz przy partnerze głównie złe emocje. Musi Ci być niewyobrażalnie trudno i bardzo Ci współczuje, ale Twojemu partnerowi jest jeszcze trudniej, dlatego bądź przy nim i nie trać nadziei. Niech on widzi, ze ja masz. Widok załamanej partnerki we łzach na pewno mu nie pomoże. Psychika, wiara w wyzdrowienie są bardzo ważne. Róbcie, co tylko się da w drodze do wyzdrowienia, ale przede wszystkim okazuj mu miłość.

6 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-04-29 09:01:48)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

(...) Pomóżcie.

Jesteś w emocjonalnie bardzo trudnej sytuacji. Wobec tego wyj, płacz, krzycz, wściekaj się, przeklinaj, it.p., rób to systematycznie byle nie w jego obecności, a jeśli w obecności innych, to tylko wtedy, gdy zapytani, za każdym razem wyrażą na to zgodę, choć płakać warto na czyimś przyjaznym ramieniu. Te wszystkie zachowania są - uwaga! - sposobem radzenia sobie z trudnymi emocjami, a emocjom należy dać ujście, bo inaczej zjedzą od środka.

Przypomnij sobie też to, czym do tej pory, z dobrym skutkiem, ładowałaś swe akumulatory. Rób to teraz, bo - zgodnie z powiedzeniem - "z pustego i Salomon nie naleje"

Wiedz, że silne osoby też mają uczucia, też przeżywają trudne chwile, płaczą, złorzeczą a później otrzepują się i robią swoje. I tak do następnego razu.

7

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.

Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.

Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy

8

Odp: Mój narzeczony ma raka
Szeptuch napisał/a:

Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.

Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.

Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy

Szeptuch, ta rada jest słaba. Każdy człowiek ma prawo do emocji i do ich wyrażania. Płacz pomaga w regulacji emocji. Człowiek ma prawo do płaczu. Nie do krzyczenia i warczenia na innych, ale do emocji, płaczu, smutku.

Pozbawianie kogoś tej możliwości w imię "nie jesteś dzieckiem, więcej stresujących rzeczy Cię spotka" albo często słyszane "weź się w garść, nie wolno Ci płakać, nikomu nie pomagasz" sprawia tylko to, że człowiek się wypala, a potem topi we własnych emocjach.

Stres, nawet taki niepokazywany, w końcu wyjdzie. W najmniej oczekiwanym momencie, w sposób, który może nie być najprzyjemny.
U mnie w rodzinie jest osoba, która pół roku towarzyszyła wszystkim w trudnych rzeczach. Choroba i śmierć babci, choroba drugiej babci, śmierć mojego dziecka. Skończyło się wielkimi problemami kardiologicznymi.

Człowiek nie jest robotem.

9

Odp: Mój narzeczony ma raka

Kociamadka, jeżeli masz takie możliwości to skorzystaj z interwencji kryzysowej u psychoterapeuty. To nie będzie trwało 100 sesji a uzyskasz profesjonalne wsparcie psychologiczne.

Jak widzisz po niektórych postach, ludzie często nie mają pojęcia na czym polega empatyczne wsparcie w kryzysie i kiedy mówisz "chyba mam depresję" to usłyszysz "przestań wymyślać, idź pobiegaj, inni mają gorzej". Szkoda zdrowia.

10

Odp: Mój narzeczony ma raka
Lady Loka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.

Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.

Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy

Szeptuch, ta rada jest słaba. Każdy człowiek ma prawo do emocji i do ich wyrażania. Płacz pomaga w regulacji emocji. Człowiek ma prawo do płaczu. Nie do krzyczenia i warczenia na innych, ale do emocji, płaczu, smutku.

Pozbawianie kogoś tej możliwości w imię "nie jesteś dzieckiem, więcej stresujących rzeczy Cię spotka" albo często słyszane "weź się w garść, nie wolno Ci płakać, nikomu nie pomagasz" sprawia tylko to, że człowiek się wypala, a potem topi we własnych emocjach.

Stres, nawet taki niepokazywany, w końcu wyjdzie. W najmniej oczekiwanym momencie, w sposób, który może nie być najprzyjemny.
U mnie w rodzinie jest osoba, która pół roku towarzyszyła wszystkim w trudnych rzeczach. Choroba i śmierć babci, choroba drugiej babci, śmierć mojego dziecka. Skończyło się wielkimi problemami kardiologicznymi.

Człowiek nie jest robotem.

Loka:
Ale ja nie napisałem że ona nie ma prawa do emocji.
Odniosłem sie do tego, co ona sama napisała, że nie panuje nad sobą i wyżywa sie na innych.

"Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien."

A to na wielu płaszczyznach jest nie dopuszczalne.
Z reszta sama o tym też napisałaś.

Empatia, empatią, ale ja bardzo nie lubię pustego poklepywania po pleckach, i mówienia że wszystko będzie dobrze.
Bo ja mówił klasyk "nawet piękne słowa nie walczą"
Owszem można napisać przyjemne słowa otuchy, bo one nic nie kosztują, nic tez nie daja, bo człowiek i tak, na samym końcu zostaje sam, ze swoimi problemami.
A można też sprowadzić na ziemie, i uzmysłowić o szkodliwości zachowania, aby nie pogłębiać, degeneracji i rozpadu poszczególnych więzi w najbliższym otoczeniu.
Bo karta "zachowuje sie podle, bo moj partner ma raka" owszem, ,może i będzie działać na samym początku, na zasadzie wzbudzania litości, ale z czasem pojawi się irytacja i unikanie kontaktu, co jeszcze bardziej pogłębi stany depresyjne.

Gdzieś, kiedyś przeczytałem, wypowiedz pewnej kobiety, że ta nie chce być w związku, ani w żadnej bliższej relacji z drugim człowiekiem, aby nie musieć nad kimś płakać, i żeby nad nią nie płakano.
Nie oceniam tego postępowania, ale faktem jest to, że nasze relacje z innymi ludźmi, sa permanentnie naznaczone smutkiem i rozpaczą.
Tak po prostu jest.
Najbardziej boli nas nie własne cierpienie, tylko osób które kochamy.
Co za tym idzie, gdy osoba która kochamy cierpi, musimy zrobić wszystko aby mu tego bólu nie dokładać.
Pokazać, jeżeli trzeba nawet okłamać, np gdy zostaliśmy sami w domu, a żona lezy w szpitalu, że radzimy sobie z dziećmi, ze chodzą one do szkoły, że ogarniamy dom, że jeździmy z nimi pograć w piłkę.
Jest wiele, wiele opracowań, które mówią, że dla przewlekle chorego, najważniejsze jest ten spokój i świadomość tego, że w koło niego wszystko jest dobrze.
Bo to daje mu siłe do powrotu do zdrowia.
Bo kolejne stresy, tylko utrudnia dojście do zdrowia.

I  to jest nasz obowiązek, gdy nasz partner podupada na zdrowiu, aby być dla niego wsparciem i ostoja.
Czym niezmiennym, pewnością normalności w jego, czasowo połamanym życiu, i powrotem do tej normalności.
Nawet jeżeli cena za to będzie wysoka.

11

Odp: Mój narzeczony ma raka

Hej. Dzięki za odpowiedzi.
Próbuje wstać, nie spałam do 6.
On miał niedużego w sumie doła kilka dni na początku. Jeszcze na etapie podejrzenia.
Przeraża mnie w pewnym sensie jego optymizm. Bardzo szybko doszedł psychicznie do siebie.

Ja tak nie umiem. Jak mi zdiagnozowali chorobe oczu (nieodczuwalna i nie wiem, czy kiedyś ją odczuję, ale potencjalnie może doprowadzić do ślepoty, mój dziadek już sam z domu nie wychodził, ale fakt - bardzo późno wykrył), to przeżyłam mocno.
To było na początku naszego związku. Beczałam, długo mu nie mówiłam, czułam się jak niepotrzebny nikomu ciężar. A on od razu miał podejście „choroba jak choroba, będziesz się leczyć”.

Przeraża mnie jego wieczny optymizm. Nawet jak mieliśmy inne problemy, niezwiązane ze zdrowiem, to mówił do mnie „dlaczego ty zawsze zakładasz najgorszy, nawet absurdalny scenariusz”. W sumie miał rację, ten najgorszy scenariusz nigdy nie miał miejsca.

Mam w sobie ogrom sprzecznych emocji. Trudno mi normalnie funkcjonować. On to widzi, musi widzieć. Mieszkamy razem, pracujemy tak w 50% razem. Dużo czasu razem spędzamy. Więc widzi. Jestem na siebie zła, bardzo zła, i mam jakieś dziwne wyrzuty sumienia, że nie potrafię się trzymać. Nie potrafię być silniejsza. Odkąd się zaczęła onkologiczna jatka, to beczę, mam problemy ze snem, nie potrafię się na niczym skupić, nie mam libido, porzuciłam wszystkie hobby, nie potrafię się cieszyć życiem. Nie chcę, żeby myślał, że to przez niego, że coś jest z nim nie tak albo że jest dla mnie nieatrakcyjny. Tak nie jest. Sytuacja mnie psychicznie przytłoczyła.

Boję się, co będzie. Nawet nie wiem, jak mam się zachowywać na co dzień. Normalne zachowanie nie pasuje mi do tego, co się dzieje. Najgorsze są dla mnie noce, jak on już zaśnie.

Podziwiam go i jednocześnie nie cierpię siebie w tym kontekście. Mimo że zawsze to on był stroną silniejszą psychicznie, to mam takie wrażenie, że teraz ja powinnam być, a mi to wcale nie wychodzi. Nawet dzisiaj rano. To on wstał, wypuścił psy na siku, dał zwierzakom jeść, zrobił mi kawę, zapytał, czy z nim pojadę z nim tam, gdzie zawsze i co zamierzam robić dzisiaj. W sumie nawet nie wiedziałam, co na to ostatnie odpowiedzieć. Przecież nie powiem, że myśleć i szukać w necie info o raku. Jak codziennie.

Czemu to jest takie trudne. Czemu akurat on. To jest bardzo dobry chłopak. Ma dla kogo i po co żyć. Ma cholernie dużo do zrobienia w życiu jeszcze. Tak nie powinno być.

12

Odp: Mój narzeczony ma raka
Szeptuch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.

Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.

Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy

Szeptuch, ta rada jest słaba. Każdy człowiek ma prawo do emocji i do ich wyrażania. Płacz pomaga w regulacji emocji. Człowiek ma prawo do płaczu. Nie do krzyczenia i warczenia na innych, ale do emocji, płaczu, smutku.

Pozbawianie kogoś tej możliwości w imię "nie jesteś dzieckiem, więcej stresujących rzeczy Cię spotka" albo często słyszane "weź się w garść, nie wolno Ci płakać, nikomu nie pomagasz" sprawia tylko to, że człowiek się wypala, a potem topi we własnych emocjach.

Stres, nawet taki niepokazywany, w końcu wyjdzie. W najmniej oczekiwanym momencie, w sposób, który może nie być najprzyjemny.
U mnie w rodzinie jest osoba, która pół roku towarzyszyła wszystkim w trudnych rzeczach. Choroba i śmierć babci, choroba drugiej babci, śmierć mojego dziecka. Skończyło się wielkimi problemami kardiologicznymi.

Człowiek nie jest robotem.

Loka:
Ale ja nie napisałem że ona nie ma prawa do emocji.
Odniosłem sie do tego, co ona sama napisała, że nie panuje nad sobą i wyżywa sie na innych.

"Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien."

A to na wielu płaszczyznach jest nie dopuszczalne.
Z reszta sama o tym też napisałaś.

Empatia, empatią, ale ja bardzo nie lubię pustego poklepywania po pleckach, i mówienia że wszystko będzie dobrze.
Bo ja mówił klasyk "nawet piękne słowa nie walczą"
Owszem można napisać przyjemne słowa otuchy, bo one nic nie kosztują, nic tez nie daja, bo człowiek i tak, na samym końcu zostaje sam, ze swoimi problemami.
A można też sprowadzić na ziemie, i uzmysłowić o szkodliwości zachowania, aby nie pogłębiać, degeneracji i rozpadu poszczególnych więzi w najbliższym otoczeniu.
Bo karta "zachowuje sie podle, bo moj partner ma raka" owszem, ,może i będzie działać na samym początku, na zasadzie wzbudzania litości, ale z czasem pojawi się irytacja i unikanie kontaktu, co jeszcze bardziej pogłębi stany depresyjne.

Gdzieś, kiedyś przeczytałem, wypowiedz pewnej kobiety, że ta nie chce być w związku, ani w żadnej bliższej relacji z drugim człowiekiem, aby nie musieć nad kimś płakać, i żeby nad nią nie płakano.
Nie oceniam tego postępowania, ale faktem jest to, że nasze relacje z innymi ludźmi, sa permanentnie naznaczone smutkiem i rozpaczą.
Tak po prostu jest.
Najbardziej boli nas nie własne cierpienie, tylko osób które kochamy.
Co za tym idzie, gdy osoba która kochamy cierpi, musimy zrobić wszystko aby mu tego bólu nie dokładać.
Pokazać, jeżeli trzeba nawet okłamać, np gdy zostaliśmy sami w domu, a żona lezy w szpitalu, że radzimy sobie z dziećmi, ze chodzą one do szkoły, że ogarniamy dom, że jeździmy z nimi pograć w piłkę.
Jest wiele, wiele opracowań, które mówią, że dla przewlekle chorego, najważniejsze jest ten spokój i świadomość tego, że w koło niego wszystko jest dobrze.
Bo to daje mu siłe do powrotu do zdrowia.
Bo kolejne stresy, tylko utrudnia dojście do zdrowia.

I  to jest nasz obowiązek, gdy nasz partner podupada na zdrowiu, aby być dla niego wsparciem i ostoja.
Czym niezmiennym, pewnością normalności w jego, czasowo połamanym życiu, i powrotem do tej normalności.
Nawet jeżeli cena za to będzie wysoka.

Ale ja się nie zachowuję podle.
Krzyk nie oznacza podłego zachowania.
To raczej krzyk na zasadzie „daj mi spokoj”, jak mnie rozmowa juz meczy.

13

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

(...) Przeraża mnie w pewnym sensie jego optymizm. (...)

Nie dziwię się. Widzenie szklanki do połowy pełnej to abberacja.

(...) Bardzo szybko doszedł psychicznie do siebie. (...)

Fatalna wiadomość. Może jednak znajdziecie kogoś, kto wyprowadzi go z tego błędu, dzieli czemu będzie mógł usiąść, płakać i złorzeczyć.



(...) Ja tak nie umiem. (...)

To naucz się, jeśli chcesz.

(...) „dlaczego ty zawsze zakładasz najgorszy, nawet absurdalny scenariusz”. (...)

Jak brzmi odpowiedź?

(...) Sytuacja mnie psychicznie przytłoczyła. (...)

A gdybyś tak skorzystała - ktoś wyżej już to zaproponował - z pomocy specjalisty?

(...) Nawet nie wiem, jak mam się zachowywać na co dzień. (...)

Normalnie, mimo że to wedle Ciebie, jest nieodpowiednie. Dalsze rozdzieranie szat nie jest dobrym pomysłem.


(...) Czemu to jest takie trudne. Czemu akurat on. To jest bardzo dobry chłopak. Ma dla kogo i po co żyć. Ma cholernie dużo do zrobienia w życiu jeszcze. Tak nie powinno być.

Czemu on? Nie ma odpowiedzi na to pytanie.


Przy pomocy specjalisty (bo sama sobie pomóc nie możesz/umiesz) daj sobie i wam szansę na normalne, mimo choroby, życie.

14

Odp: Mój narzeczony ma raka
Szeptuch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Jedyne co możesz zrobić, to dbać o to, aby twój partner był szczęśliwy i spełniony w związku z tobą.

Nie jesteś lekarzem ani tym bardziej Bogiem, aby go wyleczyć, czy sprawić żeby wszystko wróciło do normy.

Twoja histeria i płacze nikomu nie pomagają.
Ani jemu ani tobie.
Nie jesteś też dzieckiem, aby tłumaczyć brak kontroli nad sobą, tym co cię w życiu spotyka.
Bo najprawdopodobniej spotka cię jeszcze wiele stresujących/niesprawiedliwych/smutnych/złych rzeczy

Szeptuch, ta rada jest słaba. Każdy człowiek ma prawo do emocji i do ich wyrażania. Płacz pomaga w regulacji emocji. Człowiek ma prawo do płaczu. Nie do krzyczenia i warczenia na innych, ale do emocji, płaczu, smutku.

Pozbawianie kogoś tej możliwości w imię "nie jesteś dzieckiem, więcej stresujących rzeczy Cię spotka" albo często słyszane "weź się w garść, nie wolno Ci płakać, nikomu nie pomagasz" sprawia tylko to, że człowiek się wypala, a potem topi we własnych emocjach.

Stres, nawet taki niepokazywany, w końcu wyjdzie. W najmniej oczekiwanym momencie, w sposób, który może nie być najprzyjemny.
U mnie w rodzinie jest osoba, która pół roku towarzyszyła wszystkim w trudnych rzeczach. Choroba i śmierć babci, choroba drugiej babci, śmierć mojego dziecka. Skończyło się wielkimi problemami kardiologicznymi.

Człowiek nie jest robotem.

Loka:
Ale ja nie napisałem że ona nie ma prawa do emocji.
Odniosłem sie do tego, co ona sama napisała, że nie panuje nad sobą i wyżywa sie na innych.

"Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien."

A to na wielu płaszczyznach jest nie dopuszczalne.
Z reszta sama o tym też napisałaś.

Empatia, empatią, ale ja bardzo nie lubię pustego poklepywania po pleckach, i mówienia że wszystko będzie dobrze.
Bo ja mówił klasyk "nawet piękne słowa nie walczą"
Owszem można napisać przyjemne słowa otuchy, bo one nic nie kosztują, nic tez nie daja, bo człowiek i tak, na samym końcu zostaje sam, ze swoimi problemami.
A można też sprowadzić na ziemie, i uzmysłowić o szkodliwości zachowania, aby nie pogłębiać, degeneracji i rozpadu poszczególnych więzi w najbliższym otoczeniu.
Bo karta "zachowuje sie podle, bo moj partner ma raka" owszem, ,może i będzie działać na samym początku, na zasadzie wzbudzania litości, ale z czasem pojawi się irytacja i unikanie kontaktu, co jeszcze bardziej pogłębi stany depresyjne.

Gdzieś, kiedyś przeczytałem, wypowiedz pewnej kobiety, że ta nie chce być w związku, ani w żadnej bliższej relacji z drugim człowiekiem, aby nie musieć nad kimś płakać, i żeby nad nią nie płakano.
Nie oceniam tego postępowania, ale faktem jest to, że nasze relacje z innymi ludźmi, sa permanentnie naznaczone smutkiem i rozpaczą.
Tak po prostu jest.
Najbardziej boli nas nie własne cierpienie, tylko osób które kochamy.
Co za tym idzie, gdy osoba która kochamy cierpi, musimy zrobić wszystko aby mu tego bólu nie dokładać.
Pokazać, jeżeli trzeba nawet okłamać, np gdy zostaliśmy sami w domu, a żona lezy w szpitalu, że radzimy sobie z dziećmi, ze chodzą one do szkoły, że ogarniamy dom, że jeździmy z nimi pograć w piłkę.
Jest wiele, wiele opracowań, które mówią, że dla przewlekle chorego, najważniejsze jest ten spokój i świadomość tego, że w koło niego wszystko jest dobrze.
Bo to daje mu siłe do powrotu do zdrowia.
Bo kolejne stresy, tylko utrudnia dojście do zdrowia.

I  to jest nasz obowiązek, gdy nasz partner podupada na zdrowiu, aby być dla niego wsparciem i ostoja.
Czym niezmiennym, pewnością normalności w jego, czasowo połamanym życiu, i powrotem do tej normalności.
Nawet jeżeli cena za to będzie wysoka.

A wiesz, jak działa takie sprowadzanie na ziemię? Krzywdzi. Zabiera prawo do wyrażania emocji. Pcha w stronę depresji, a czasami, w skrajnych sytuacjach może prowokować myśli samobójcze.

Wszystko dlatego, że nie chcesz kogoś poklepać po plecach i wesprzeć w tym, co przeżywa. A czasami poklepanie po plecach wystarcza.

15

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jak brzmi odpowiedź - najprawdopodobniej dlatego, że wyniosłam to z domu. Moja matka była mistrzynią czarnych wizji. I wybierania opcji najłatwiejszej i nieobarczonej ryzykiem. Nawet nasz związek jej się nie podobał. Mimo że go lubi i w pewnym sensie może w jakimś procencie podziwia. W każdym razie uważa, że robi słusznie. Ale no, jej zdaniem opcja „łatwiejszego związku” byłaby lepsza.

16

Odp: Mój narzeczony ma raka

Każdy z domu wychodzi z jakimś "bagażem". Są osoby, które ten bagaż dźwigają do końca swych dni, są też tacy, którzy krytycznie na niego spoglądają i odrzucają ten, który jest dla nich szkodliwy.

Dlaczego korzystasz z fatalnych wzorców a nie korzystasz z własnego rozumu?
Dlaczego stosowanie taktyki Twej matki jest dla Ciebie korzystne?

17 Ostatnio edytowany przez kociamadka2 (2023-04-29 11:28:14)

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Każdy z domu wychodzi z jakimś "bagażem". Są osoby, które ten bagaż dźwigają do końca swych dni, są też tacy, którzy krytycznie na niego spoglądają i odrzucają ten, który jest dla nich szkodliwy.

Dlaczego korzystasz z fatalnych wzorców a nie korzystasz z własnego rozumu?
Dlaczego stosowanie taktyki Twej matki jest dla Ciebie korzystne?

Już jakiś czas temu przestałam korzystać z tych wzorców. Zrobiłam bardzo dużo rzeczy, których ona nie pochwalała (ale, co ciekawe, dostałam od niej wsparcie, jak były ich konsekwencje). Zrezygnowałam z dalszej edukacji (prawie dostała przysłowiowego zawału), zrezygnowałam z ubiegania się o pracę zgodnie ze swoimi studiami, z ciepłego etatu, związałam się z facetem, którego stylu życia ona nijak nie uzna za „bezpieczny”, oznajmiłam, że nie chcemy mieć dzieci, walnęłam sobie dziarę, która jest dla mnie ważna, zapisałam się na pole dance (kolejny jej dramat, jedyne dziecko na rurce tańczy), przestałam udawać prawilne niewiniątko. Moja matka to osoba, dla której dom z 7 kotami i 3 psami to „jezu, tak się nie da żyć, nie ma spokoju, czy wy zawsze musicie podejmować jakieś niedorzeczne decyzje”, więc wieeeele rzeczy zrobiłam niezgodnie z wyuczonym schematem.

18

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Już jakiś czas temu przestałam korzystać z tych wzorców. (...)

Z części tak. Gratuluję. Część jednak, jak wynika z Twych postów, mimo że patrząc z boku przynoszą - nie tylko Tobie - negatywne skutki, uznałaś za swoje i je hodujesz. Jakie masz z tego korzyści?

19

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Już jakiś czas temu przestałam korzystać z tych wzorców. (...)

Z części tak. Gratuluję. Część jednak, jak wynika z Twych postów, mimo że patrząc z boku przynoszą - nie tylko Tobie - negatywne skutki, uznałaś za swoje i je hodujesz. Jakie masz z tego korzyści?

Żadnych.

20

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jeśli żadnych, to czemu uparcie się ich trzymasz?

21

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Jeśli żadnych, to czemu uparcie się ich trzymasz?

To silniejsze ode mnie.
Są takie sytuacje, w których emocje biorą górę. Ostatnio ich miałam trochę w życiu.
I pojawia się stres, obawa przed opcją najgorszą. Nawet, jeśli jest nieracjonalna.
Taki przykład - przed każdym egzaminem wróżyłam, że nie zdam. Nigdy nie oblałam, chyba że 2 razy prawo jazdy.

22 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-04-29 11:44:03)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

To silniejsze ode mnie. (...)

To świetna wymówka. W ten sposób do końca swych dni można być "ofiarą" i oczekiwać od innych, że ta wymówka nie tylko będzie usprawiedliwiała wszystko, ale też szukać wsparcia dla swej decyzji. Tak jak tutaj. On chory, Ty rozpaczasz. Kto kim się zajmuje?

23

Odp: Mój narzeczony ma raka
Lady Loka napisał/a:

A wiesz, jak działa takie sprowadzanie na ziemię? Krzywdzi. Zabiera prawo do wyrażania emocji. Pcha w stronę depresji, a czasami, w skrajnych sytuacjach może prowokować myśli samobójcze.

Wszystko dlatego, że nie chcesz kogoś poklepać po plecach i wesprzeć w tym, co przeżywa. A czasami poklepanie po plecach wystarcza.

Nie zrozumiemy się.
Masz prawo do swojej opinii, a ja do swojej.
Juz pomne fakt,że napisałem że do tych emocji ma prawo, ale może sie to odbywać w sposób konstruktywny dla niej ( terapia ) lub w sposób destruktywny ( płacze i żalę do świata, meczenie bliskich i chorego)
Oraz fakt, że nigdzie nie napisałem,ze nie ma prawo domagać sie przysłowiowego poklepania po plechach od swoich przyjaciół, po to oni sa, ale ja, jej przyjacielem nie jestem, wiec mogę napisać to, co przyjaciele mogą bać się powiedzieć.
Wiec,tak, ja wole darować sobie poklepywanie po plecach i pisania ze wszystko sie ułoży

24

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

To silniejsze ode mnie. (...)

To świetna wymówka. W ten sposób do końca swych dni można być "ofiarą" i oczekiwać od innych, że ta wymówka nie tylko będzie usprawiedliwiała wszystko, ale też szukać wsparcia dla swej decyzji. Tak jak tutaj. On chory, Ty rozpaczasz. Kto kim się zajmuje?

No, wstyd się przyznać, ale on mną. Gdyby ktoś nas dziś rano obserwował, z wiedzą, że któreś z nas jest chore, to pewnie obstawiałby, że to ja.

25

Odp: Mój narzeczony ma raka
Szeptuch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A wiesz, jak działa takie sprowadzanie na ziemię? Krzywdzi. Zabiera prawo do wyrażania emocji. Pcha w stronę depresji, a czasami, w skrajnych sytuacjach może prowokować myśli samobójcze.

Wszystko dlatego, że nie chcesz kogoś poklepać po plecach i wesprzeć w tym, co przeżywa. A czasami poklepanie po plecach wystarcza.

Nie zrozumiemy się.
Masz prawo do swojej opinii, a ja do swojej.
Juz pomne fakt,że napisałem że do tych emocji ma prawo, ale może sie to odbywać w sposób konstruktywny dla niej ( terapia ) lub w sposób destruktywny ( płacze i żalę do świata, meczenie bliskich i chorego)
Oraz fakt, że nigdzie nie napisałem,ze nie ma prawo domagać sie przysłowiowego poklepania po plechach od swoich przyjaciół, po to oni sa, ale ja, jej przyjacielem nie jestem, wiec mogę napisać to, co przyjaciele mogą bać się powiedzieć.
Wiec,tak, ja wole darować sobie poklepywanie po plecach i pisania ze wszystko sie ułoży

Ależ świetnie się rozumiemy.
Nie, Ty jej zabierasz prawo do wyrażania swoich emocji.
I ja to akurat doskonale w obecnym momencie rozumiem, bo mnie też wiele osób to prawo zabiera. I dlatego wiem, do czego to może doprowadzić. U dlatego wiem, że sama terapia nie jest rozwiązaniem.

Czasami lepiej zamilknąć zamiast sprowadzać na ziemię. Mądrością jest wiedzieć, kiedy możesz sprowadzić na ziemię, a kiedy lepiej zamilknąć. I tej mądrości na przyszłość Ci życzę.

26

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

No, wstyd się przyznać, ale on mną. Gdyby ktoś nas dziś rano obserwował, z wiedzą, że któreś z nas jest chore, to pewnie obstawiałby, że to ja.

I to jest korzyść, o którą wyżej spytałam. Zrezygnować z niej? A w życiu! "To silniejsze ode mnie."

27

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

No, wstyd się przyznać, ale on mną. Gdyby ktoś nas dziś rano obserwował, z wiedzą, że któreś z nas jest chore, to pewnie obstawiałby, że to ja.

I to jest korzyść, o którą wyżej spytałam. Zrezygnować z niej? A w życiu! "To silniejsze ode mnie."

Ale ja sie nie czuje z tym dobrze. Nikt, kto mnie widzi, nie pomyslalby, ze czuje sie z tym dobrze. Wstalam 2 godziny temu. Nawet sie nie umylam jeszcze. Sama to nazwe patologia.

28 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-04-29 12:21:15)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Ojojoj. Biedactwo.
Możesz zmienić swą decyzję, możesz jej nie zmienić. Wybór należy do Ciebie.


By rozwiać wątpliwości i uprzedzić ewentualną krytykę. smile
Nie występuję przeciwko emocjom i ich przeżywaniu. Protestuję przeciw graniu roli ofiary.


***
I jeszcze jedno.
Gdybyś faktycznie wstydziła się swego zachowania, gdybyś faktycznie uznała je za patologiczne, to zmieniałabyś je w oka mgnieniu. A tak... . Słowa, słowa, słowa.

29 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2023-04-29 12:30:22)

Odp: Mój narzeczony ma raka
Lady Loka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

A wiesz, jak działa takie sprowadzanie na ziemię? Krzywdzi. Zabiera prawo do wyrażania emocji. Pcha w stronę depresji, a czasami, w skrajnych sytuacjach może prowokować myśli samobójcze.

Wszystko dlatego, że nie chcesz kogoś poklepać po plecach i wesprzeć w tym, co przeżywa. A czasami poklepanie po plecach wystarcza.

Nie zrozumiemy się.
Masz prawo do swojej opinii, a ja do swojej.
Juz pomne fakt,że napisałem że do tych emocji ma prawo, ale może sie to odbywać w sposób konstruktywny dla niej ( terapia ) lub w sposób destruktywny ( płacze i żalę do świata, meczenie bliskich i chorego)
Oraz fakt, że nigdzie nie napisałem,ze nie ma prawo domagać sie przysłowiowego poklepania po plechach od swoich przyjaciół, po to oni sa, ale ja, jej przyjacielem nie jestem, wiec mogę napisać to, co przyjaciele mogą bać się powiedzieć.
Wiec,tak, ja wole darować sobie poklepywanie po plecach i pisania ze wszystko sie ułoży

Ależ świetnie się rozumiemy.
Nie, Ty jej zabierasz prawo do wyrażania swoich emocji.
I ja to akurat doskonale w obecnym momencie rozumiem, bo mnie też wiele osób to prawo zabiera. I dlatego wiem, do czego to może doprowadzić. U dlatego wiem, że sama terapia nie jest rozwiązaniem.

Czasami lepiej zamilknąć zamiast sprowadzać na ziemię. Mądrością jest wiedzieć, kiedy możesz sprowadzić na ziemię, a kiedy lepiej zamilknąć. I tej mądrości na przyszłość Ci życzę.

Skończ z tym żałosnym  protekcjonalnym tonem.
Ile razy mam napisać o prawie do wyrażania uczuć, abyś w końcu zrozumiała?
Juz wcześniej maiłem Cie wysłać, to szkoły podstawowej bo z odmiana przez przypadki u ciebie krucho, piszesz WY,  cytując mnie,a potem masz pretensje że "ktoś sie z tym utożsamia" teraz wychodzą kolejne braki z czytaniem.
Nie wiem czy takie kursy teraz sa dostępne, ale nic straconego, jak twój syn pójdzie do podstawówki, to będziesz mogła nadrobić braki, ucząc sie w raz z nim.

Ciekawe jak ty bys sie czuła, ( skoro sama to poruszyłaś)bedac wówczas w zagrożonej ciąży, gdyby twój maż m,iał pretensje do całego świata, "o matko boska dlaczego nas to spotkał" w każdego dnia wadziła bys na jego twarzy smutek i łzy.
Na pewno strasznie byc ci to pomogło, gdyby wasze życie zostało sprawozdawane do tego, ze płaczecie sobie razem.
no bo akzdy ma prawo wyrażać emocje, prawda?
wiec to ja mogę tobie zycic trochę rozsądku i mądrości na przyszłość.
Bo dałaś żałosny popis emocjonalności.
Bo tym sie rożni dziecko od dorosłego, że dorosły panuje nad sobą.
Ty widocznie nie.

30

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Ojojoj. Biedactwo.
Możesz zmienić swą decyzję, możesz jej nie zmienić. Wybór należy do Ciebie.


By rozwiać wątpliwości i uprzedzić ewentualną krytykę. smile
Nie występuję przeciwko emocjom i ich przeżywaniu. Protestuję przeciw graniu roli ofiary.

Wiem. Mam takie przebłyski, że przecież mogę się ogarnąć, możemy spędzić fajny dzień. Albo produktywny chociaż. On dalej normalnie pracuje. Zmodyfikował swoje obowiązki i delegowanie ich, ale pracuje. Poszedł z psami na spacer. Dobrze się czuje. Za chwile przebłyski mijają i znowu ryczę. Znowu mnie zobaczy z czerwonymi oczami.

31

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Wiem. Mam takie przebłyski, że przecież mogę się ogarnąć, możemy spędzić fajny dzień. Albo produktywny chociaż. On dalej normalnie pracuje. Zmodyfikował swoje obowiązki i delegowanie ich, ale pracuje. Poszedł z psami na spacer. Dobrze się czuje. Za chwile przebłyski mijają i znowu ryczę. Znowu mnie zobaczy z czerwonymi oczami.

big_smile big_smile big_smile


I przeczytaj to, co dopisałam w poprzednim poście.

32

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Wiem. Mam takie przebłyski, że przecież mogę się ogarnąć, możemy spędzić fajny dzień. Albo produktywny chociaż. On dalej normalnie pracuje. Zmodyfikował swoje obowiązki i delegowanie ich, ale pracuje. Poszedł z psami na spacer. Dobrze się czuje. Za chwile przebłyski mijają i znowu ryczę. Znowu mnie zobaczy z czerwonymi oczami.

big_smile big_smile big_smile


I przeczytaj to, co dopisałam w poprzednim poście.

Zrozumialam.

33 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2023-04-29 12:29:33)

Odp: Mój narzeczony ma raka

d

34 Ostatnio edytowany przez kociamadka2 (2023-04-29 12:46:23)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Ale tu jest syf. Az mi wstyd, bo rano on to troche posprzatal.
Jak pierwszy raz byl w szpitalu i mial wychodzic, to 2 jego kumpli do mnie przyszlo. Pomogli mi sprzatac. Nawet psy wykapali. Kazali mi sie ogarnac i ladnie ubrac, poplacic rachunki, lodowke uzupelnic.
Przytykow ze nie rak go zabije, tylko sie o cos przewroci i rozwali leb albo cos mu spadnie na glowe sie nasluchalam duzo.
W sumie dobrych ma kumpli. Dziewczyne troche gorsza.

35

Odp: Mój narzeczony ma raka

Po raz kolejny. tongue
Do Ciebie należy decyzja.

36

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Po raz kolejny. tongue
Do Ciebie należy decyzja.

Ok. Posprzatam ten syf. Potem zobacze co salej.

37

Odp: Mój narzeczony ma raka
Szeptuch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
Szeptuch napisał/a:

Nie zrozumiemy się.
Masz prawo do swojej opinii, a ja do swojej.
Juz pomne fakt,że napisałem że do tych emocji ma prawo, ale może sie to odbywać w sposób konstruktywny dla niej ( terapia ) lub w sposób destruktywny ( płacze i żalę do świata, meczenie bliskich i chorego)
Oraz fakt, że nigdzie nie napisałem,ze nie ma prawo domagać sie przysłowiowego poklepania po plechach od swoich przyjaciół, po to oni sa, ale ja, jej przyjacielem nie jestem, wiec mogę napisać to, co przyjaciele mogą bać się powiedzieć.
Wiec,tak, ja wole darować sobie poklepywanie po plecach i pisania ze wszystko sie ułoży

Ależ świetnie się rozumiemy.
Nie, Ty jej zabierasz prawo do wyrażania swoich emocji.
I ja to akurat doskonale w obecnym momencie rozumiem, bo mnie też wiele osób to prawo zabiera. I dlatego wiem, do czego to może doprowadzić. U dlatego wiem, że sama terapia nie jest rozwiązaniem.

Czasami lepiej zamilknąć zamiast sprowadzać na ziemię. Mądrością jest wiedzieć, kiedy możesz sprowadzić na ziemię, a kiedy lepiej zamilknąć. I tej mądrości na przyszłość Ci życzę.

Skończ z tym żałosnym  protekcjonalnym tonem.
Ile razy mam napisać o prawie do wyrażania uczuć, abyś w końcu zrozumiała?
Juz wcześniej maiłem Cie wysłać, to szkoły podstawowej bo z odmiana przez przypadki u ciebie krucho, piszesz WY,  cytując mnie,a potem masz pretensje że "ktoś sie z tym utożsamia" teraz wychodzą kolejne braki z czytaniem.
Nie wiem czy takie kursy teraz sa dostępne, ale nic straconego, jak twój syn pójdzie do podstawówki, to będziesz mogła nadrobić braki, ucząc sie w raz z nim.

Ciekawe jak ty bys sie czuła, ( skoro sama to poruszyłaś)bedac wówczas w zagrożonej ciąży, gdyby twój maż m,iał pretensje do całego świata, "o matko boska dlaczego nas to spotkał" w każdego dnia wadziła bys na jego twarzy smutek i łzy.
Na pewno strasznie byc ci to pomogło, gdyby wasze życie zostało sprawozdawane do tego, ze płaczecie sobie razem.
no bo akzdy ma prawo wyrażać emocje, prawda?
wiec to ja mogę tobie zycic trochę rozsądku i mądrości na przyszłość.
Bo dałaś żałosny popis emocjonalności.
Bo tym sie rożni dziecko od dorosłego, że dorosły panuje nad sobą.
Ty widocznie nie.

A myślisz, że nie płakaliśmy razem? Myślisz, że mój mąż nie miał doła? Oczywiście, że miał. Widziałam smutek i łzy. Nie zabierałam mu prawa do tych emocji, przechodziliśmy je razem. Nie potrzebuję w domu robota, który gra i udaje, że nic go nie rusza. Były momenty, kiedy płakaliśmy sobie razem.

Za to szybko pozbyliśmy się z życia ludzi, którzy nam mowili, żeby się ogarnąć, że za bardzo przeżywamy i że nie panujemy nad sobą. Panowanie nad sobą nie oznacza braku łez. Wspólczuć Waszemu synowi, jeżeli taki ma model w rodzinie.

38 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2023-04-29 13:19:25)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Znów, kłania sie ( po raz kolejny) brak umiejętności czytania ze zrozumieniem.
Ja napisałem: " każdego dnia widziała na jego twarzy smutek i łzy"
wiesz co to znaczy "każdego" np codziennie.
Nie oznacza to braku możliwości wyrażenia swoich uczuć,( pisze to juz po raz n)
Tylko codziennego dołowania swoim negatywnymi uczuciami wszystkich do okola.
Co innego pójść do partnera i mu sie wypłakać, a co innego codziennie narzekać jak to jest zle i jaki to jestem nieszczęśliwy..

Ja nigdy nie napisałem że współczuje twojemu mężowi takiej zony, czy synowi matki.
Ty posunęłaś sie o krok za daleko
Jesteś żałosna

39 Ostatnio edytowany przez Johnny.B (2023-04-29 13:35:26)

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:
Johnny.B napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Hej. Miałam tu kiedyś konto (zresztą o takiej samej nazwie, tylko bez 2), przepraszam za multikonto - nie mam dostępu do starego maila, nie pamiętam hasła.

Piszę tu, bo nie potrafię sobie poradzić. Mój narzeczony ma raka. Mój narzeczony, zawsze pełen życia, niepoprawny optymista, z nastawieniem „trzeba …. i się nie bać” ma, k… mać, raka. On, taki młody, 3,5 roku młodszy ode mnie. Miał pierwszą chemię. Dalej jest optymistą…

Załamałam się. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Krzyczę na ludzi. Płaczę. Nie mogę się skupić. On to widzi, a nie powinien.

Nawet nie wiem, co dalej napisać. Pomóżcie.

Co tu pomóc? Musi się leczyć i pilnować... mi w ciągu 3 lat zmarly 3 osoby na raka. Jeśli jest po chemii i żyje to musi pilnować tego co się dzieje. Inaczej w ciągu 7 miesięcy od wykrycia może umrzeć. Zamiast wariować  i histeryzować trzeba spiąć dupę i się badać bo nawet za tydzień może już być przykuty do łóżka. (Widziałem na własne oczy) Inni po chemii jeszcze się męczą przez rok i potem papa. Zamiast histeryzować spraw by czas z nim był dobry bo może go zabraknąć. Huy wie czy też nie będą przeżuty. Oraz jaki tryb życia twój partner prowadził. Osoby, które ja znałem i zmarly na raka były notorycznymi palaczami i lubiły alkohol. Rak płuc i trzustki lub jamy ustnej z przeżutami. Jeśli lubi taki styl życia i tego nie odstawi może już pakować się na tamten świat. Moja akurat babcia miała raka macicy. Żyje do dziś bo prowadziła zdrowy tryb życia i miała silny organizm.

Dzięki, naprawdę mi pomogłeś…
Będę wdzięczna, jak nie będziesz wypowiadał się w moim wątku. Popracuj nad poziomem empatii.
Huy wie czy nie beda „przezuty”, za tydzien moze byc przykuty do lozka, moze go zabraknac, po chemii mecza sie przez rok i potem papa.

DZIEKUJE.
NAPRAWDE MI POMOGLES, Jakbym miala same takie osoby wokol siebie, to strzelilabym sobie w leb. Musialam wyjsc z sypialni, zeby nie wyc przy nim. Naprawde, dziekuje ci bardzo, za wsparcie i w ogole.

Bez odbioru. Nie pisz.

Cóż taka jest prawda co mam Ci napisać, że będzie super i wyjdzie z tego? Wolisz ściemę i bajki? Jakbyś miała wokół siebie takie osoby byś się wzięła w garść lepsza prawda niż bajka. Jesteś w ciężkiej sytuacji i trzeba się wziąść w garść. Nie wiemy w jakim jest stanie nic o tym nie napisałaś, więc ja zakładam najgorszy scenariusz. Ja takie akcje przeżywałem 3 razy... i takie osoby nie chcą przy sobie osób, które je dobijają tylko przynoszą ulgę w czekaniu wiadomo na co jeśli jest mega źle. Mnie życie rucha każdego dnia i jakoś na nikim się nie wyżywam i nie robie chorych akcji. Biorę wszystko na klatę... ja miałem w domu szpital i warzywa przykute do łóżka po kilku operacjach usuwania narządów. Więc jeśli jest po zabiegu i czuje się dobrze jedynie co możecie zrobić to czekać i robić badania. Reszta już zależy od tego co ma być pisane. Mój wujek miał raka chyba w okolicach jamy ustnej i szyi. Zapewne od palenia.... Plus musiał mieć jeszcze operację na serce przed podaniem chemii i usunięcia raka. I jakimś cudem przeżył i oczywiście ma w dupie chla i jara dalej wink Jestem szczery i tyle... podaje Ci fakty. A nie klepe z fałszywym uśmiechem po plecach i mówię będzie super zobaczysz. Wszystko zależy od organizmu i jaki tryb życia prowadzisz.

40 Ostatnio edytowany przez kociamadka2 (2023-04-29 14:31:14)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Ok, powiem mu to. SŁOWO W SŁOWO. Że mam powiedzieć, że będzie dobrze, woli ściemę i bajki? Lepsza prawda niż bajki!

Dziękuję. Naprawdę, szczerze, dziękuję. Pokazałeś mi, jak bardzo mój wysiłek przed chwilą był bezsensowny i bezcelowy.
Nie chcę żadnego fajnego dnia. I powiem mu to. I tak umrze, a przed śmiercią będzie przywiązany do łóżka. I będzie WARZYWEM.

Jakbym miała takie osoby wokół siebie, to skonczyłabym na cmentarzu jako samobójca.
Pogratuluj sobie. Właśnie spierdoliłeś kilka dni facetowi choremu na raka i jego partnerce. Bo jak się przed chwilą ogarnęłam, tak po TWOJEJ wiadomości znowu siedzę, ryczę i żałuję, że w ogóle zrobiłam cokolwiek. Bo po co.

Widziałam Twój wątek. Wiesz, dlaczego Cię baby nie chcą? Bo Twoja inteligencja emocjonalna to DNO. Takich ludzi jak Ty się nienawidzi.

Idę z nim CZEKAĆ WIADOMO NA CO.
Od razu najlepiej załatwimy sobie morbital. Dla całej 12-nastki od razu.

41

Odp: Mój narzeczony ma raka

Odbieram to podobnie jak Wielokropek i Szeptuch. Można przeżywać emocje, nie obarczając nimi otoczenia 24/h, zwłaszcza jeśli to temu otoczeniu dzieje się coś złego. Tymczasem autorka zachowuje się tak, że jej partner zamiast skupić się na sobie i swoim powrocie do zdrowia, musi się nią zajmować. Nieco to egoistyczne. Jak kogoś kochamy, to chcemy mu ulżyć w cierpieniu; autorka jeszcze dokłada, bo przecież najbardziej potrzebująca jest ona. Wystarczy stwierdzić, że to "silniejsze od niej" i cyk, rozgrzeszona, już nie musi robić nic, żeby partnerowi było łatwiej.

42

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

Jakbym miała takie osoby wokół siebie, to skonczyłabym na cmentarzu jako samobójca.
Pogratuluj sobie. Właśnie spierdoliłeś kilka dni facetowi choremu na raka i jego partnerce. Bo jak się przed chwilą ogarnęłam, tak po TWOJEJ wiadomości znowu siedzę, ryczę i żałuję, że w ogóle zrobiłam cokolwiek. Bo po co.

O. I kolejne usprawiedliwienie. "Chciałam dobrze, ale przeczytałam coś tam w necie i to, co teraz zrobię, to będzie wina obcego człowieka". Poniekąd podziwiam, to naprawdę wygodne.

Kto jest odpowiedzialny za Twoje działania? Ty czy wszyscy wokół?

43

Odp: Mój narzeczony ma raka
SaraS napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

Jakbym miała takie osoby wokół siebie, to skonczyłabym na cmentarzu jako samobójca.
Pogratuluj sobie. Właśnie spierdoliłeś kilka dni facetowi choremu na raka i jego partnerce. Bo jak się przed chwilą ogarnęłam, tak po TWOJEJ wiadomości znowu siedzę, ryczę i żałuję, że w ogóle zrobiłam cokolwiek. Bo po co.

O. I kolejne usprawiedliwienie. "Chciałam dobrze, ale przeczytałam coś tam w necie i to, co teraz zrobię, to będzie wina obcego człowieka". Poniekąd podziwiam, to naprawdę wygodne.

Kto jest odpowiedzialny za Twoje działania? Ty czy wszyscy wokół?

Serio myślisz, że pójdę i mu to powiem?
Czy jednak trochę umiesz w sarkazm?
Bo tego Johnego nie podejrzewam w „umienie w sarkazm”. Do tego trzeba nieco inteligencji emocjonalnej.

44

Odp: Mój narzeczony ma raka
SaraS napisał/a:

Odbieram to podobnie jak Wielokropek i Szeptuch. Można przeżywać emocje, nie obarczając nimi otoczenia 24/h, zwłaszcza jeśli to temu otoczeniu dzieje się coś złego. Tymczasem autorka zachowuje się tak, że jej partner zamiast skupić się na sobie i swoim powrocie do zdrowia, musi się nią zajmować. Nieco to egoistyczne. Jak kogoś kochamy, to chcemy mu ulżyć w cierpieniu; autorka jeszcze dokłada, bo przecież najbardziej potrzebująca jest ona. Wystarczy stwierdzić, że to "silniejsze od niej" i cyk, rozgrzeszona, już nie musi robić nic, żeby partnerowi było łatwiej.

Oczywiście, że jestem najbardziej potrzebująca i nic nie muszę robić. I rozgrzeszona. A pokuta jaka?

45

Odp: Mój narzeczony ma raka
SaraS napisał/a:

Odbieram to podobnie jak Wielokropek i Szeptuch. Można przeżywać emocje, nie obarczając nimi otoczenia 24/h, zwłaszcza jeśli to temu otoczeniu dzieje się coś złego. Tymczasem autorka zachowuje się tak, że jej partner zamiast skupić się na sobie i swoim powrocie do zdrowia, musi się nią zajmować. Nieco to egoistyczne. Jak kogoś kochamy, to chcemy mu ulżyć w cierpieniu; autorka jeszcze dokłada, bo przecież najbardziej potrzebująca jest ona. Wystarczy stwierdzić, że to "silniejsze od niej" i cyk, rozgrzeszona, już nie musi robić nic, żeby partnerowi było łatwiej.


Przecież mój partner może się skupiać jedynie na umieraniu i czekaniu na WIADOMO CO. Ewentualnie na byciu WARZYWEM i niewierzeniu w BAJKI. W czym zatem problem?

46

Odp: Mój narzeczony ma raka

Histeryzujesz.

Jasnym jest, że nie odnosiłam się do tego, że przekażesz partnerowi tamte słowa, zresztą nawet tego nie zacytowałam. Pisałam o tym:

Pogratuluj sobie. Właśnie spierdoliłeś kilka dni facetowi choremu na raka i jego partnerce. Bo jak się przed chwilą ogarnęłam, tak po TWOJEJ wiadomości znowu siedzę, ryczę i żałuję, że w ogóle zrobiłam cokolwiek. Bo po co.

Próbujesz grać na poczuciu winy i oczywiście zrzucasz z siebie odpowiedzialność za to, co robisz.

Zamiast się bez sensu (bo nie robi to na nikim wrażenia) ciskać, moz warto byłoby się zastanowić nad tym, co parę osób próbuje Ci tu przekazać? I nie mam na myśli postów o umieraniu, a te o wzięciu odpowiedzialności za własne zachowanie.

47

Odp: Mój narzeczony ma raka
SaraS napisał/a:

Histeryzujesz.

Jasnym jest, że nie odnosiłam się do tego, że przekażesz partnerowi tamte słowa, zresztą nawet tego nie zacytowałam. Pisałam o tym:

Pogratuluj sobie. Właśnie spierdoliłeś kilka dni facetowi choremu na raka i jego partnerce. Bo jak się przed chwilą ogarnęłam, tak po TWOJEJ wiadomości znowu siedzę, ryczę i żałuję, że w ogóle zrobiłam cokolwiek. Bo po co.

Próbujesz grać na poczuciu winy i oczywiście zrzucasz z siebie odpowiedzialność za to, co robisz.

Zamiast się bez sensu (bo nie robi to na nikim wrażenia) ciskać, moz warto byłoby się zastanowić nad tym, co parę osób próbuje Ci tu przekazać? I nie mam na myśli postów o umieraniu, a te o wzięciu odpowiedzialności za własne zachowanie.

Napisałam otwarcie, że potrzebuję POMOCY. Chyba każdy (oprócz Johnyka) zrozumie, że chodzi o dobre słowo, wsparcie duchowe, wygadanie się. Łatwiej jest kogoś wspierać, samemu mając wsparcie.
Napisałam szczerze i otwarcie, że mój stan emocjonalny nie jest dobry.
No, ale najlepiej, napisać to, co napisał. Normalnie empatyczny człowiek, ja jedna zła.

48 Ostatnio edytowany przez Apogeum (2023-04-29 15:27:02)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Autorko, po pierwsze odczep się od Johnego, bo i tym razem nie napisał tego, co sugerujesz. To, co napisał, napisał do Ciebie, a nie do Twojego narzeczonego i z cała pewnością nie sugerował, żebyś mu coś takiego powiedziała. To Twój watek i piszemy do Ciebie. Piszemy Ci o życiu, którego najwyraźniej do tej pory nie znałaś. Piszemy, byś wzięła się w garść i zaczęła pomagać narzeczonemu, zamiast odbierać mu chęć do życia i do walki. Johny nie zniszczył dnia ani Tobie, ani tym bardziej Twojemu narzeczonemu. To Ty niszczysz choremu partnerowi dni swoim zachowaniem, nastawieniem i brakiem empatii. Tak, to Ty nie masz empatii, a nie Johny. Kompletnie nie wczuwasz się w to, co on czuje i masz w dupie jego potrzeby. Ciagle tylko ja, ja, ja. Tak wyglądają Twoje posty. To Twoje wpisy na forum to dno. Widzisz źdźbło w cudzym oku, a belki we własnym już nie. Gdyby nie przyjaciele, Twój narzeczony po pierwszej chemii zastałby w domu syf zamiast wspierająca kobietę. Gdyby nie forum, dzisiaj tez nie kiwnelabys palcem. To chore, ze to narzeczony musi teraz wokół Ciebie skakać. To prawda, ze „powodzenie głaszcze samo siebie, a niepowodzenie rzuca błotem w innych”. Tutaj na forum właśnie to robisz. Ocknij się. Trochę pokory.

49 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-04-29 15:24:48)

Odp: Mój narzeczony ma raka

kociamadko2,
wkurzaj się, ile wlezie. [To nie sarkazm.] Ale wykorzystaj tkwiącą w tym uczuciu energię (wreszcie, nareszcie ją masz!) do wprowadzenia zmian w swym sposobie myślenia i działania.

Trzymam kciuki za Was oboje. smile



***
I ponownie dopisek.
Swego czasu najbardziej mnie wkurzały... opinie, o których wiedziałam, że są trafne. tongue
Za to, że dzielę się doświadczeniem wypisanym na własnych czterech literach nie przepraszam i przepraszać nie będę.

50

Odp: Mój narzeczony ma raka
Apogeum napisał/a:

Autorko, po pierwsze odczep się od Johnego, bo i tym razem nie napisał tego, co sugerujesz. To, co napisał, napisał do Ciebie, a nie do Twojego narzeczonego i z cała pewnością nie sugerował, żebyś mu coś takiego powiedziała. To Twój watek i piszemy do Ciebie. Piszemy Ci o życiu, którego najwyraźniej do tej pory nie znałaś. Piszemy, byś wzięła się w garść i zaczęła pomagać narzeczonemu, zamiast odbierać mu chęć do życia i do walki. Johny nie zniszczył dnia ani Tobie, ani tym bardziej Twojemu narzeczonemu. To Ty niszczysz choremu partnerowi dni swoim zachowaniem, nastawieniem i brakiem empatii. Tak, to Ty nie masz empatii , a nie Johny. Kompletnie nie wczuwasz się w to, co on czuje i masz w dupie jego potrzeby. Ciagle tylko ja, ja, ja. Tak wyglądają Twoje posty. To Twoje wpisy na forum to dno. Widzisz źdźbło w cudzym oku, a belki we własnym już nie. Gdyby nie przyjaciele, Twój narzeczony po pierwszej chemii zastałby w domu syf zamiast wspierająca kobietę. Gdyby nie forum dzisiaj tez nie kiwnelabys palcem. To chore, ze to narzeczony musi teraz wokół Ciebie skakać. To prawda, ze „powodzenie głaszcze samo siebie, a niepowodzenie rzuca błotem w innych”. Tutaj na forum właśnie to robisz. Ocknij się. Trochę pokory.

No, Johny mysli o kims innym, skoro w nie swoim watku ciagle pisze o sobie.

Wiem, jestem okropna dziewczyna. Zdaje sobie z tego sprawe. Mial pecha, ze mnie spotkal w zyciu.

51

Odp: Mój narzeczony ma raka

I mylisz się, pomoc to nie tylko poklepanie po głowie. Pomoc to tez powiedzenie prawdy prosto w oczy, jeśli sytuacja tego wymaga. A wymaga. Swoją postawa nie pomożesz ani partnerowi, ani sobie. Dlatego piszemy Ci tak, a nie inaczej.

52

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

kociamadko2,
wkurzaj się, ile wlezie. [To nie sarkazm.] Ale wykorzystaj tkwiącą w tym uczuciu energię (wreszcie, nareszcie ją masz!) do wprowadzenia zmian w swym sposobie myślenia i działania.

Trzymam kciuki za Was oboje. smile



***
I ponownie dopisek.
Swego czasu najbardziej mnie wkurzały... opinie, o których wiedziałam, że są trafne. tongue
Za to, że dzielę się doświadczeniem wypisanym na własnych czterech literach nie przepraszam i przepraszać nie będę.

Dobrze wiedzieć, że to, że umrze, to trafna opinia.

Nie zamierzam się wkurzać.

Nie trzymaj kciuków, bo nie ma za co. Chyba że za umieranie.

53

Odp: Mój narzeczony ma raka
Apogeum napisał/a:

I mylisz się, pomoc to nie tylko poklepanie po głowie. Pomoc to tez powiedzenie prawdy prosto w oczy, jeśli sytuacja tego wymaga. A wymaga. Swoją postawa nie pomożesz ani partnerowi, ani sobie. Dlatego piszemy Ci tak, a nie inaczej.

Ok, przyjęłam do wiadomosci. Nie musicie 10 razy podkreślać, że ma czekać na śmierć.

54

Odp: Mój narzeczony ma raka

Wkurzaj się, wkurzaj. I zrób z tej energii pożytek. smile

55

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Wkurzaj się, wkurzaj. I zrób z tej energii pożytek. smile

Po co robić pożytek, skoro ktoś i tak ma za chwilę umrzeć?

56

Odp: Mój narzeczony ma raka

Nitsche był wielkim filozofem, wolę jednak innych i ich myślenie traktować jako drogowskaz. smile

57

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Nitsche był wielkim filozofem, wolę jednak innych i ich myślenie traktować jako drogowskaz. smile

O, widzisz, a ja wybieram fatalizm.
Idę się zaszyć pod kocem z zaiwanionym matce xanaxem. To i tak nic nie zmieni.

58

Odp: Mój narzeczony ma raka

Jestem w tym samym miejscu co Ty i bardzo dobrze rozumiem Twoje emocje..Nie pomogę, bo sama nie potrafię sobie pomóc, jestem zalamana, zrozpaczona, czuje bezsilność, płacze często, jak nikt nie widzi. Nie wiem jak mam dalej sobie życie ułożyć, jak żyć, nie mam ochoty na jakieś wyjścia, aktywności, jak się z czegoś cieszę albo miło spędzam czas to zaraz mam wyrzuty sumienia? że ja jestem szczęśliwa a bliska osoba w tym czasie cierpi sad takie to trudne...Ale dobrze ze narzeczony podchodzi do leczenia optymistycznie, to bardzo ważne, dużo daje takie pozytywne nastawienie, no i że jest leczony. U mnie znacznie gorzej, bo leczenia ciągle brak. Nie wiem czy na takich kiepskich lekarzy trafiamy czy tata taki ciężki przypadek sad po kolejnych badaniach dalej nie wiedzą co to konkretnie jest, a czas leci ;( po każdych kolejnych badaniach i wynikach, gdy słyszę, że dalej niewiadomo co to konkretnie jest,  jestem wściekła i zrozpaczona.
Jaki nowotwór u narzeczonego?
Trzymaj się

59

Odp: Mój narzeczony ma raka
kociamadka2 napisał/a:

(...) a ja wybieram fatalizm.

Wybierasz. smile

60

Odp: Mój narzeczony ma raka
lody miętowe napisał/a:

Jestem w tym samym miejscu co Ty i bardzo dobrze rozumiem Twoje emocje..Nie pomogę, bo sama nie potrafię sobie pomóc, jestem zalamana, zrozpaczona, czuje bezsilność, płacze często, jak nikt nie widzi. Nie wiem jak mam dalej sobie życie ułożyć, jak żyć, nie mam ochoty na jakieś wyjścia, aktywności, jak się z czegoś cieszę albo miło spędzam czas to zaraz mam wyrzuty sumienia? że ja jestem szczęśliwa a bliska osoba w tym czasie cierpi sad takie to trudne...Ale dobrze ze narzeczony podchodzi do leczenia optymistycznie, to bardzo ważne, dużo daje takie pozytywne nastawienie, no i że jest leczony. U mnie znacznie gorzej, bo leczenia ciągle brak. Nie wiem czy na takich kiepskich lekarzy trafiamy czy tata taki ciężki przypadek sad po kolejnych badaniach dalej nie wiedzą co to konkretnie jest, a czas leci ;( po każdych kolejnych badaniach i wynikach, gdy słyszę, że dalej niewiadomo co to konkretnie jest,  jestem wściekła i zrozpaczona.
Jaki nowotwór u narzeczonego?
Trzymaj się

Przykro mi sad mój tato miał podejrzenie nowotworu, ale na podejrzeniu się skończyło. Okazało się, że to coś tam w śliniance.

Mi się nawet nie chce cieszyć. Nie czuję takiej potrzeby już. Jak się „cieszę”, to udaję przed nim.

Chłoniak. A u Twojego taty? Wiadomo, że nowotwór, ale nie wiadomo jaki?

61

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:
kociamadka2 napisał/a:

(...) a ja wybieram fatalizm.

Wybierasz. smile

Właściwie to nie, bo w fatalizmie się niczego nie wybiera. Tak ma być i tak jest, niezależnie od tego, co zrobię, będzie tak samo.

62 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-04-29 15:50:42)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Wybrałaś (inaczej: zdecydowałaś się na) fatalizm. Jakie są jego konsekwencje - wiesz. To, że decyzję możesz zmienić też wiesz. smile

63

Odp: Mój narzeczony ma raka
Wielokropek napisał/a:

Wybrałaś (inaczej: zdecydowałaś się na) fatalizm. Jakie są jego konsekwencje - wiesz. To, że decyzję możesz zmienić też wiesz. smile

A jaki ja mam wpływ na cokolwiek?
I co to zmieni?
Co zmieni to, czy jest syf czy porządek (i mówię to jako osoba postrzegana - nieco przesadnie - jako pedantka) albo jak wyglądam?
Co zmieni wygląd moich oczu? Albo to, czy wyjdę z domu, czy nie?
Albo czy obejrzę film, czy jednak się popatrzę w ścianę?

Zmieni cokolwiek realnie? Wątpię.

64

Odp: Mój narzeczony ma raka

Wybierać, decydować i planować to sobie mogliśmy wcześniej. Ślub planowaliśmy, k****. Muzykę wybieraliśmy, żarcie, salę i sprawdzaliśmy terminy. Usc ładny wybraliśmy. Budowę mieliśmy zacząć, a w „firmach” on skończyć, ja zacząć. Miałam się zajebiście na swojej działalności rozwinąć. On miał zajebisty projekt na wrzesień. Na miesiąc do Włoch mieliśmy w lipcu jechać. Mieliśmy w pi*** planów na każdej płaszczyźnie życia. Tak nam było dobrze, tacy mieliśmy być szczęśliwi. Teraz to sobie całe wybory i decyzje możemy wsadzić głęboko w dupę.

65 Ostatnio edytowany przez SaraS (2023-04-29 16:15:40)

Odp: Mój narzeczony ma raka

Ty nie przyszłaś po pomoc. Przyszłaś, żeby się poużalać nad sobą. I to byłoby w porządku, gdyby miało Ci to pomóc się ogarnąć w życiu. Ale Ty wolisz dramatyzować, bo ktoś tam coś tam Ci napisał. Ja się w swoich wypowiedziach w ogóle nie odnosiłam do tych postów, a Ty i tak je wyciągnęłaś. Zignorowałaś natomiast kompletnie sens tego, co napisałam. I tego, co piszą Ci inni. Zafiksowałaś się na kilku zdaniach i na wszystko odpisujesz teraz "umieraniem".

Czy to Ci pomaga? Czujesz się lepiej? Staniesz się przez to lepszą partnerką? Wątpię. Taki typowy foch, bo ktoś napisał coś, co się nie spodobało.

Jesteś w trudnej sytuacji. Ale Twój partner także, tym bardziej. A Ty zamiast wspierać - utrudniasz. I tupanie nóżkami na forum tego nie zmieni.

Posty [ 1 do 65 z 247 ]

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Mój narzeczony ma raka

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024