Od kilku lat - szczególnie w Internecie - mężczyznom krytykującym radykalny feminizm zarzuca się incelstwo, czy jak kto woli, mizoginię wynikającą z braku pożycia seksualnego. Temat wydaje się o tyle interesujący, że jedną z największych kontrowersji, jaką można wygłosić w Internecie jest stwierdzenie, że feminizm wynika z domniemanego braku życia seksualnego kobiety - tak więc fakt ten oznacza kompletną negację idei równościowych.
W przypadku rzekomych powiązań między wyborcami prawicy (nie jest nią PiS) płci męskiej z subkulturą inceli, na wstępie należy zauważyć pewne fakty:
1. Mężczyźni głosujący na prawicę robią to - w przytłaczającej większości - nie ze względu na konserwatywne poglądy na temat ról płciowych, a ze względu na sprzeciw wobec nienawistnej względem mężczyzn narracji mediów lewicowo-liberalnych
2. W przypadku prawdziwych inceli, feminizm jest wręcz zjawiskiem pożądanym - mężczyźnie sfrustrowanemu brakiem życia seksualnego znacznie łatwiej będzie zmienić ten stan rzeczy z przysłowiową Julką niż konserwatywką
3. Nastąpiło przesunięcie wieku biologicznego - obecny 25-latek to mniej więcej pełnoletni nastolatek sprzed pokolenia, zatem ewentualna korelacja pomiędzy popieraniem Konfederacji w tej grupie wiekowej a brakiem życia seksualnego nie wynika z incelstwa a po prostu wieku, w którym mężczyzna jeszcze nie osiągnął pełnej atrakcyjności dla kobiet.
Ten ostatni punkt jest szczególnie istotny, jeśli chcemy określić profil statystycznego "łowcy prawicowych inceli". Otóż głównych apologetów tego toku myślenia nie znajdziemy na "Wysokich Obcasach" ale na Okopress. Konkretnie mam na myśli redaktora naczelnego Piotra Pacewicza. Redaktor Pacewicz jest z wykształcenia psychologiem, ma już 70 lat, ale pierworodny jest lekko po trzydziestce - nietrudno zatem obliczyć, że redaktor Pacewicz, pierwszego syna dorobił się koło 40, a w latach osiemdziesiątych było to ojcostwo późne. Jego syn Krzysztof - szczególnie namiętnie piszący o "incelach" - mówiąc delikatnie, do obiektów westchnień kobiet się nie zalicza. Zatem tutaj, w argumencie "incela z Konfederacji" możemy dopatrywać się zawiści o podłożu wiekowym i ojcowskim.
Ale pójdźmy dalej. Kolejny artykuł o podtekście, nazwijmy to "incelsko-konfederackim" pojawił się na Onecie.
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/lek-na- … ow/n4gcpv6
Bardziej niż finezyjne kompilacje o rzekomych "kompleksach prawicowych chłopców" przykuwa nazwisko autora. Jest nim Jakub Dymek. Ten sam, który kilka lat temu - i to również na łamach Onetu - został przez kilka kobiet oskarżony o gwałt:
https://kobieta.onet.pl/ujawniaja-hipok … -i/f5j6ryb
Warto zauważyć, że wśród oskarżycielek znalazła się Patrycja Wieczorkiewicz - czyli feministka, która jest stygmatyzowana w środowisku feministycznym za poruszanie problemów mężczyzn. Ponadto, inceli - tych prawdziwych - traktuje nie jako wrogów kobiet, a raczej chłopaków, których można "wyleczyć". Łatwo tym samym zauważyć, że stosowanie "argumentu incela" w celach stygmatyzacyjnych - a to robi większość lewicy - jest de fakto gloryfikacją patriarchatu, gdzie wartość mężczyzny jest definiowana bujnością jego życia seksualnego.
Pomijając już kwestie atrakcyjności - mniejszej bądź większej - osób traktujących Konfederację - przy całych związanych z nią kontrowersjach - jako "partię inceli" - co zostało już obalone poprzez stworzenie portretu sondażowego statystycznego wyborcy. Co możemy powiedzieć o subkulturze "łowców prawicowych inceli"?