bagienni_k napisał/a:Nie ulega wątpliwości, że cześć ludzi bierze świadczenia, chociaż nie musieliby, nawet adekwatnie w stosunku do ich zarobków. No, ale kto pogardzi dodatkową dopłatą, szczególnie w postaci kasy, którą można tak naprawę przeznaczyć na różne rzeczy
To trochę taka odwrotna sytuacja jak z prezentami, dawanymi np bliskiej osobie(moim zdnaiem). Wiele razy, jak coś dostawałęm wolałem, żęby to była kasa, bo wtedy wiem sam najlepiej, na co to przeznaczę. A druga osoba może, ale nie zawsze wie 
Tylko, że to świadczenie nie jest przeznaczone dla najuboższych, jego celem jest wsparcie rodzin z dziećmi. Wiele osób, równiez niektóre w tym wątku ma zastrzeżenia, że program ma charakter powszechny, a otrzymane środki można wydawać dowolnie. Tylko po pierwsze, co oznacza, że ktoś nie potrzebuje czy nie musi? Jakie miałoby być kryterium dochodowe? Jaki jest odsetek ludzi zarabiających najwięcej, 5-10%? Jaki odsetek wszystkich dzieci jest w takich rodzinach? Serio ktoś uważa, że lepiej by było zmieniać zasady całego programu dla tych kilku %? Przecież to tylko rodzi dodatkowe koszty i zwiększa biurokrację. A po drugie, przecież ani praca ani płace nie są constans. Również Ci, którzy zarabiają powiedzmy znacznie powyżej średniej krajowej miewają okresy, kiedy są bez pracy. To przecież byłby istny bałagan. Myślenie, że gdyby im zabrać, to inni mogliby dostać więcej też jest błędne. Przecież ludzie zarabiający wiecej, płacą też wyzsze podatki, także niejako finansują ten program dla tych uboższych. Sami jednak nie są w tym przypadku pokrzywdzeni, choć wiadomo, że dla kogoś, kto zarabia odpowiednio więcej, to świadczenie ma mniejsze znaczenie. Proste rozwiazania nie zawsze są gorsze. A Rodzice chyba najlepiej znają swoje i dzicka potrzeby.
bagienni_k napisał/a:Tutaj jest inaczej: jak się dostanie do ręki kasę, to hulaj dusza, bo chyba nikt nikogo z tego nie rozlicza.
Serio mówisz o hulaniu kiedy mówimy o 6 tys. na dziecko na rok? Przecież to świadczenie jest do 18-stego roku życia czyli w czasie kiedy nie zarabia na siebie, tylko 'kosztuje" i to nie mało.
Poza tym są inne programy pomocowe, które nie mają powszechnego charakteru, tylko konkretny, celowy, o których wspomniano wyżej.
Padała tu kilkakrotnie propozycja by to wsparcie było np. bonem na zywność czy żłobki/przedszkola. O pomocy żywnosciowej wspominałam. Jak podejrzewam Be. nie miał zielonego pojęcia, że coś takiego istnieje. A istnieje i to od 2014 roku. Kilka lat temu miałam okazję zobaczyć jak to w praktyce wygląda i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Ta pomoc była (i chyba jest nadal) przyznawana na osobę w najbiedniejszych rodzinach (tu było/jest kryterium dochodowe), a w jej ramach określona liczba podstawowych produktów, takich jak np. olej, cukier, mąka, konserwy, koncentraty, makarony itd. Już nie pamiętam co jaki czas była ona przyznawana czy na kwartał czy na pół roku ale... na niej tak naprawdę wszyscy korzystali i końcowi beneficjenci i firmy, które produkowały tą żywność w ramach programu, a często to były lokalne przedsiębiorstwa. A produkty takie jak konserwy mięsne lub rybne czy dżemy miały nawet dużo lepszy skład niż niektóre z tych znanych koncernów. Tak naprawdę w intersie wszystkich było zachęcenie ludzi do korzystania z tego typu pomocy.
Co do żłobków/przedszkoli, to przecież nie każdy ma je w swoim zasięgu i np. woli/musi zatrudnić do opieki nianię, a może babcię. Co wtedy? O ile uważam, że opieka powinna być dofinansowywana, tak też jestem zdania, że to nie rola (celowa) 500+, choć przy dowolnosci wydatkow, można i na to je przeznaczyć przecież.
Be. o co Tobie tak naprawdę chodzi? Żałujesz innym, tym biedniejszym czy z dziećmi? Jako bezdzietny kawaler zarabiający najniższą krajową (mówię teoretycznie bo do kieszeni Ci nie zaglądam) masz znikomy wkład w rozwój państwa. I mimo, że tak się buntujesz, że dokładasz do czyjegoś dziecka, to miej jednak swiadomość, że to jednak osoby więcej zarabiające się do tego w największym stopniu dokładają. Ja jak widać na to nie narzekam bo mam świadomość, że taka pomoc jest potrzebna. Ok, można dyskutować nad formą ale... te 500 zł, to nie jest kwota za którą można szaleć ale chocby sfinansować dodatkowe zajęcia, kupić lepsze ubranie, uzbierać na komuter, kupić lepszej jakosci jedzenie czy wybrać do kina, zoo czy jakąś wycieczkę. Jeśli uważasz, że wszyscy beneficjenci 500+ to leniwi patole, to pozostaje mi jedynie współczuć.
Problemy związane z biedą, wykluczeniem społecznym czy uzależnieniami w inny sposób i za pomocą innych narzędzi powinno się rozwiazywać. To nie jest rola 500+.