jakis_czlowiek napisał/a:No skoro posiadanie samochodu jest czymś must have, żeby być w związku, to będę sam.
Za duże mam blokady, żeby zrobić prawko. Zaraz bym spowodował jakiś wypadek.
Bo to działa tak, że boisz się i masz blokady, bo po prostu nie umiesz jeszcze prowadzić, jeszcze nie siedziałeś za kierownicą, jeszcze nikt cię nie uczył. Oczywiście, że boisz się tego, czego nie znasz, wyobrażasz sobie różne scenariusze, w których jesteś kierowcą i masz wypadek - bo w twojej głowie jesteś fatalnym kierowcą, takim, co nie umie jeździć. Jak się nauczysz, to zobaczysz to w innym świetle.
A gdybyś zrobił tak: ok, być może nie będę jeździł, jeśli rzeczywiście nie nadaję się na kierowcę, ale muszę to przecież sprawdzić. Zapisuję się na kurs, bo mnie na to stać, a co. Idę na teorię, słucham sobie i grzecznie się uczę znaków i przepisów. A potem wsiadam do auta z dobrym instruktorem, który z całą pewnością nie dopuści do żadnego wypadku, bo po to jest i ma pedały ze strony pasażera. I robię sobie ten kurs, powolutku jeżdżę, sprawdzam jak się czuję za kółkiem w całkowicie bezpiecznych warunkach. I jeżdżę, jeżdżę, biorę sobie lekcje dodatkowe, bo nadal mnie stać. I dopiero jak nabieram pewności siebie, to idę na egzamin. Albo - biorę to pod uwagę - nie idę na egzamin nigdy, bo ta jazda mnie jednak przerasta, ale wiem to na podstawie doświadczenia, a nie widzimisię kogoś, kto nigdy nie prowadził auta.
JC, prawie każdy PRZED kursem, a nawet jeszcze po się stresuje. Ja robiłam kurs dawno temu, w sumie jeszcze za dzieciaka, zdałam i... nic, nie jeździłam, nie kupiłam auta, a potem już tylko przez 10 lat mąż mnie woził. Po rozwodzie przyszedł czas na własne auto, ale... no nie, przerażona byłam, nie umiem przecież, sto lat nie prowadziłam i kogoś zabiję. I tak się bujałam jakiś czas, zamawiałam taksówki, marzłam na przystankach, dawałam się wozić ówczesnemu partnerowi, a w wakacje byłam skazana na innych ludzi, którzy mogą zawieźć gdzieś mnie i dziecko i potem jeszcze przywieźć. Koszmar zależności. Aż w końcu wzięłam się parę lat temu w garść. Zaoszczędziłam hajs na auto, ale zanim coś wybrałam, poszłam na dodatkowe jazdy. Bałam się jak jasna cholera, ale już po trzeciej godzinie z dziesięciu czułam się ciut pewniej, choć nadal robiłam masę błędów. Po ostatniej było w miarę ok, ale nadal nieidealnie, nadal miałam poczucie, że nie umiem trzymać się dobrze swojego pasa i kiedyś kogoś walnę lusterkiem. Mimo to szybko kupiłam swoje pierwsze własne auto. Pierwsze miesiące jazd solo to był ogromny stres. Sto razy się zastanawiałam przed każdą trasą po mieście, czy ja na pewno muszę jechać, a może tramwajem jednak, a przecież nie będzie jak zaparkować, albo nie daj boże trzeba będzie równolegle, więc może lepiej i szybciej tramwajem albo taxi XD Ale brałam się w garść i jechałam. Bardzo pomogły mi dwie rzeczy:
1. nawigacja. Google mnie irytowało, kupiłam za 100 zł subskrypcję roczną Navi Expert. Panie, to złoto jest. Wieszam telefon z otwartą nawi i apka pokazuje pięknie trasę po mieście, wskazuje pasy ruchu, które są dla mnie odpowiednie, mówi o ograniczeniu prędkości, fotoradarach, przygotowuje do skrętów. W dodatku mówi to wszystko głosem i tekstami Wiedźmina
Połowa stresu odpada, bo nic mnie na drodze nie zaskakuje, tzn. żaden znak czy skręt przegapiony mi nie wyskoczy nagle.
2. kamerka przód/tył, więc nawet tyłem parkuję na luzie, bo widzę w lusterku wstecznym obraz z tylnej kamery, filmuję też drogę przede mną na wypadek jakichś niebezpiecznych sytuacji. Tez odpada spory stres (dla mnie głównie z parkowaniem).
Jeżdżę już kilka lat, wożę psa do lasu, siebie, psa i syna na wakacje po kraju, wyrobiłam się. A gdybyś mnie 10 lat temu zapytał, czy będę kierowcą, powiedziałabym: w życiu, przecież ja kogoś zabiję. A ja nawet żadnego mandatu nie dostałam przez te ostatnie lata, ani jednego - ale to zasługa Navi, bo dzięki niej nie popełniam błędów + wiem gdzie są kontrole 