Wydawalo mi się, że jestem twarda, że potrafię panować nad wszystkim. A wymkneło mi się wszystko spod kontroli. Jestem po prostu głupia. Po tym rozstaniu, K. codziennie pisał do mnie "jak się czujesz", "co slychac", interesował się w dalszym ciągu mną i moim zyciem, sam nie pytany opowiadał mi o swoich dniach, wysyłał zdjęcia z gór. Mieliśmy wykupione bilety do kina, zapytał czy z nim pójdę, i poszłam, przyjechał po mnie, cześć - cześć, opowiedzielismy co tam w pracy sobie, zapytał czy zainstalowałam sobie tindera, bo on jeszcze nie, obejrzelismy film, odwiózł mnie i długo mnie w samochodzie przytulil. Po 12 w nocy napisał mi jeszcze dobranoc. Co się zmieniło w tym czasie w tych wiadomościach od tych przed rostaniem? nie pisze mi rano i na dobranoc, nie używa tez zadnych emotek. Ja pierwsza do niego nie piszę. Zapytał tez czy nie pojde z nim na impreze firmową, uzgodniliśmy w trakcie rozstania, że pojdzie na nią najwyżej sam. Co zrobiłam? zgodziłam się, bo myslalam, że dam radę. Że tam kogoś poznam, że się pobawie, pośmieję. A impreza wygladała tak, ze czułam się niekomfortowo, z K. nie szła nam rozmowa. Siedziałam i piłam wino, ze złości, z bezradności, z zazdrości, bo skupił się na dawno niewidzianej koleżance, pięknej blondynce, która jak tylko weszliśmy krzykneła do niego , ze wygląda swietnie, ze jest mega przystojny. Z nerwów poszlam do łazienki i wymusiłam wymioty. Po wróceniu do stolika, zamawiałam taksówkę do domu, powiedzialam K, że za dużo wypiłam, wziełam rano niepotrzebnie leki, i teraz się zle czuję. Zaproponował, żebym pojechała z nim do niego. Byłam w złym stanie, wiec sie zgodziłam. Położyliśmy się spać, zasnełam, on też. Nagle się na mnie rzucił, zaczął mnie dotykać, zerwał mi majtki i uprawial ze mną seks, jak nigdy przedtem, inaczej, mocno. Po czym bez słowa poszliśmy spać, przytulał mnie całą noc, i okrywał kołdrą. Rano po przebudzeniu odsunał się od razu. Było po 7, o 9 miał odebrać córkę od dziadków, więc przez ten czas on zabookował nam nocleg w grecji. Bo za 3 tygodnie jedziemy na 4 dni do aten... Podczas rozstania namawiał mnie, zeby pojechać, a ja się zgodziłam, bo pomyslalam, ze to moze bedzie ostatni moment na wyjazd za granicę, i może spedze z nim fajnie czas, ze przez miesiac sobie poukladam w glowie i bede mogla sie cieszyć z wyjazdu jak z kolegą. Pocieszam siebie samą, że nawet jeśli bede miala jeszcze jakąś nadzieje na życie z nim do czasu wyjazdu, to ten wyjazd mnie z tegyo wyleczy jak zobacze jego ozieblość itp. Nie będzie alkoholu, więc nie bedzie przytulania, seksu itp.
Chciałam się wygadać mamie, chcialam żeby mnie pocieszyła, a ona nakrzyczała na mnie, ze sie nie szanuję, bo do niego pojechałam. Ale ja wiele razy u niego nocowałam, i po imprezach, i malo kiedy był seks, więc nie myslalam nawet o tym jak postanowiłam do niego jechać. Chciałam zeby ktoś przy mnie był, żebym nie była sama. A mama powiedziala mi, że mu się narzucam, że sie pcham do łóżka, że lecę na jego skinienie. Teraz czuję się jak wrak człowieka. Napisłam mu, że to bylo niepotrzebne, bo się bardzo zle czuję, ze nie jestem z kamienia - odpisał, że rozumie, ze mam rację i przeprasza. A ja muszę zaczynać ukladac sobie w glowie znów wszystko od początku.
Przezywam jakies załamanie nerwowe, zostałam sama, bez wsparcia mamy, przyjaciolek nie mam, a jedyny przyjaciel sie ode mnie odcina, bo stwierdzil ostatnio, że zaczyna się o mnie martwić za bardzo, a on tego nie chce, bo czuje, że to doprowadzi do tego, że sie we mnie wkręci, a to ma byc tylko przyjazn. On mi dawał duzo wsparcia, przy nim czułam się szczesliwsza, zaopiekowana, nikt tak nie potrafil mi poprawić humoru jak on. A teraz czuję, że zostaję sama na tym swiecie, bez szacunku, bo myslalam, ze jestem taka twarda.